Rozdział XXXIX
Gdy do gabinetu psychiatry wszedł ojciec, wyglądał na zawstydzonego, lecz szybko wyprowadził mnie z błędu, sugerując, że nerwica lękowa, którą u mnie zdiagnozowano, to jakaś bzdura, że jestem zdrowa, tylko dobrze symuluję. Nie potrafił zrozumieć, jak ktoś może wegetować przez kilka tygodni, być niezdolny do normalnego funkcjonowania, a potem nagle wsiąść na rower i pojechać do lasu, by ponownie dostać ataku. A potem zmienił zdanie i zaczął się wykłócać, że to wina nieodpowiednich leków, które przyjmowałam po tamtym napadzie. W końcu sama nie mogłam już tego dłużej słuchać i postanowiłam zostawić go ze specjalistą, żeby mu to dokładnie wytłumaczył. Miałam dość oskarżeń żywcem wyjętych z ust Irene. Wiedziałam, że minie jeszcze sporo czasu, zanim się z tym uporamy i nasze relacje zostaną odbudowane. Irene coraz bezczelniej sobie poczynała, zmieniając nasz dom pod nieobecność ojca, w jakieś centrum rozrywkowe. Gdyby się nam bliżej przyjrzeć, mnie i ojcu, można by powiedzieć, że od dawna nie byliśmy normalną rodziną. Odkąd odeszła mama, spadło na mnie zbyt wiele obowiązków, a ojciec próbował rekompensować mi tę stratę jedynie w sposób materialny, zapominając, że dziecko ma też inne potrzeby. Pojawienie się Igora oddaliło nas jeszcze bardziej, lecz nie wyobrażałam sobie teraz życia bez niego. Prawdę mówiąc, stał się dla mnie ważniejszy niż ojciec.
Usiadłam na brzegu jednego z krzeseł przed gabinetem, naprzeciw Igora i tak bardzo się bałam, że wolałam się nie odzywać. To był zupełnie inny rodzaj lęku i nie wiedziałam, który z nich był gorszy. Nie patrzył na mnie, miał opuszczoną głowę, a wzrok utkwiony w podłodze.
Bez niego nic już nie miało dla mnie sensu. Był jedyną osobą, którą naprawdę kochałam i jedyną, która miała na mnie jeszcze jakikolwiek wpływ.
– Robisz to specjalnie? To jakaś kara? – mruknął, po czym poruszył się i wyprostował nogi przed sobą.
Jego słowa ponownie mnie zabolały. Gdyby tylko wiedział, co się ze mną działo i w jakiej byłam rozsypce, może oszczędziłby mi tych docinek.
– Tak, nie mam nic do roboty i z nudów udaję, żeby ukarać was za brak uwagi – odcięłam się.
– Wiem, co to jest depresja, moja mama przez nią przechodziła, ale to... – Skrzywił się. – To jest strasznie popieprzone i nic z tego nie rozumiem.
– Ja też nie rozumiem, ale jestem tego świadoma, to dopiero popieprzone – odparłam.
– Nie mogę tak dłużej. – Westchnął. – Miałem nadzieję, że jakoś nam się ułoży, ale skoro nie potrafię ci pomóc, nie czuję się już potrzebny, rozumiesz? Muszę wyjechać, inaczej sam skończę w tym gabinecie. Niedawno pochowałem matkę i przez ten czas nikt mnie tutaj nie pytał, jak się czuję. Nie obnosiłem się ze swoimi problemami, ale ja też je mam, strasznie dużo, Debi... – zamilkł, kiedy na piętro weszła jakaś kobieta i stukając obcasami, skierowała się w naszą stronę.
– Młody człowieku, proszę usiąść po ludzku. – Zatrzymała się i wskazała na jego nogi. – W ogóle przejść nie można – dodała.
– Przepraszam – burknął i usiadł normalnie.
Kobieta oddaliła się, po czym zniknęła za drzwiami na końcu korytarza.
– Sam sobie jestem winien, bo pragnąłem czegoś, czego nie mogę mieć – kontynuował po chwili. – Muszę wyjechać, to najlepsze, co...
– Tchórz – warknęłam.
– Nie jestem tchórzem, inaczej dawno by mnie tu nie było. To właśnie próbuję ci uzmysłowić – odparł wyjątkowo spokojnie.
– Gdybyś naprawdę czuł do mnie to, co wyznałeś, nie zostawiłbyś mnie w tym cyrku, albo przynajmniej zabrałbyś mnie ze sobą. Nie można kochać i jednocześnie kogoś zostawiać – wyjaśniłam. – To się zwyczajnie wyklucza – dodałam i pociągnęłam nosem.
– Zabrać ze sobą? Mówisz poważnie? – Pochylił się, wpatrując we mnie ze zdziwieniem.
– Jak najbardziej, a nawet więcej. Myślę, że czas najwyższy skończyć z podchodami. Mam zamiar o wszystkim powiedzieć ojcu, czy ci się to podoba, czy nie. Nawet jeśli mnie już nie chcesz, to też mam zamiar stąd wyjechać. Chcę zacząć studiować – oznajmiłam cała spięta, czekając na jego reakcję.
– Debora... – zaczął cicho – to głupie odgrywać się w ten sposób, bo równie dobrze też mógłbym powiedzieć, że nie można kogoś kochać, a potem pieprzyć się z jego kumplem. Wiesz, co by było, gdyby zrobili ci inne badania i ojciec by się o tym dowiedział?
– Dziękuję, że mu nie powiedziałeś, ale sama mogę to zrobić. Myślisz, że nie byłabym w stanie? A na dokładkę dorzuciłabym jeszcze tę jego suchą babę, która pieprzy się z twoim kumplem. A nie, przepraszam, bo podobno był dla ciebie jak ojciec – wypaliłam.
– Czego ty chcesz? – warknął, wyraźnie wkurzony. – Powiedz mi, masz ostatnią szansę i tym razem mówię całkiem poważnie.
– Ciebie.
Obiad jedliśmy wyjątkowo późno; smakował dziwnie, ale przymuszałam się do jedzenia, ku wielkiemu zdziwieniu Irene. Igor postanowił dać mi szansę, a ja obiecałam, że nie będzie tego żałował. Wcześniej omówiliśmy plan tej rozmowy, a także uzgodniliśmy, że to ja zacznę, jednak gdy przyszło, co do czego, byłam tak skołowana, że nie wiedziałam, co powiedzieć. Obawiałam się, że jakkolwiek bym nie zaczęła, ojciec i tak może dostać zawału. Niczego nieświadomy, posyłał co chwilę uśmiechy do kochanki i zachwalał jej kuchnię. Byłam zdziwiona, że dał się jej tak omotać, ale bynajmniej nie miałam zamiaru go uświadamiać, co ta wywłoka robiła za jego plecami. Wiedziałam, że postępuję źle, ale była to swego rodzaju kara dla niego za to, że mi nie ufał, bagatelizował moje problemy i najważniejsze: trzymał przede mną w tajemnicy istnienie Igora. Nie brata.
– Cieszę się, że powoli wracasz do normy – wypaliła z zaskoczenia Irene.
– Pewnie za chwilę ucieszysz się jeszcze bardziej – odparłam, przenosząc spojrzenie na ojca, który w tym samym czasie przestał jeść. – Mam coś bardzo ważnego do przekazania tato – zwróciłam się do niego, zbierając na odwagę.
– Pozwól, że ja się tym zajmę – wtrącił się Igor, ku mojemu zaskoczeniu, jakby wyczuł moje zdenerwowanie.
Następnie chwycił mnie za rękę i przytrzymał na stole. Ten gest przyciągnął ich uwagę, ale po spojrzeniu ojca trudno było wywnioskować, jak to odebrał.
– Czuję się w obowiązku zrobić to za nią i czuję się też odpowiedzialny za jej stan, symulowanie, jak to dzisiaj nazwałeś – zaczął grobowym głosem. – Zaprosiłeś mnie do swojego domu, przekonany, że będziemy traktować się jak normalne rodzeństwo, ale nigdy nim nie będziemy tato. Nadużyłem twojego zaufania i przepraszam za to, ale kocham twoją córkę i chciałbym, żebyś to zaakceptował...
Ciche parsknięcie, które wyrwało się Irene, wprawiło mnie we wściekłość.
– To wy sobie pogadajcie, a ja idę na papierosa. – Podniosła się, łapiąc za swój talerz.
– W porządku, ale żebyś potem nie miała pretensji, że rozmawiamy o tobie za plecami – wtrąciłam się, posyłając jej znaczące spojrzenie.
– O mnie? A cóż ja niby mam z tym wspólnego? – Udawała zdziwioną.
– Jeśli wyjdziesz, to się nie dowiesz – rzucił do niej Igor.
– Spokojnie, po kolei dzieciaki – odezwał się skołowany ojciec. – Usiądź kochanie, to są sprawy rodzinne i ciebie też to dotyczy – dodał, wskazując jej krzesło.
Irene nie była zachwycona, ale uległa i usiadła z powrotem, zakładając ręce na piersiach.
– O czym wy mówicie, bo nie rozumiem? – ciągnął staruszek. – To chyba dobrze, że ją kochasz, prawda synu? – spytał tak, jakby rzeczywiście nadal nic nie rozumiał.
– Daj spokój Henryku, nie widzisz, co się dzieje? – prychnęła. – Oni się kochają, ale w inny sposób niż myślisz. – dokończyła i wykonała dość wulgarny gest ręką, wyjaśniający wszystko.
Ojciec momentalnie poczerwieniał, zmarszczył brwi, a następnie splótł ręce na karku, jak zwykł to robić Igor i wodził pomiędzy nami skołowanym wzrokiem, bezgłośnie rozdziawiając usta.
– Pragnę jej, jak mężczyzna kobiety. Od początku nie traktowaliśmy się jak rodzeństwo i wątpię, czy kiedykolwiek byłoby to możliwe, bo... – zamilkł, po czym przyciągnął moją rękę do ust.
– Czekaj... – Westchnął ojciec, wyraźnie rozgorączkowany. – Wy śpicie ze sobą? – Jego głos otarł się o falset.
– Nie – odpowiedzieliśmy, niemal jednocześnie, spoglądając na siebie.
W oczach Igora nie było strachu, tylko zniecierpliwienie, które udzieliło się także i mnie. Pragnęłam go tak samo i wreszcie ulżyło mi, że mogłam otwarcie o tym mówić. Dzięki niemu cały ciężar, jaki do tej pory mnie przygniatał, gdzieś zniknął i wypełniło mnie przyjemne ciepło. Byłam świadoma, że nie będzie łatwo, ale zbyt mocno go pokochałam, żeby teraz się tym przejmować. Dosyć już przekuwania wszystkiego dobrego, na złe – obiecałam sobie.
– Więc, jak się na to zapatrujesz? – odezwałam się w końcu, spoglądając na ojca.
– Cóż, to dziwne i jestem więcej niż zaskoczony. – Przetarł twarz dłonią i opadł plecami na oparcia krzesła. – Nigdy nie podejrzewałem, że coś takiego może się zdarzyć, ale jeśli ktoś tu jest winny, to właśnie ja. Gdybym umożliwił wam kontakty od początku i gdybyście dorastali razem, z pewnością by do tego nie doszło. Jak mogłem być taki ślepy? – zaśmiał się gorzko i ten uśmiech wcale mi się nie spodobał. – Poza tym, jak mogłem...
– Wątpię – wtrąciła Irene. – Tego typu ciągoty nie biorą się z powietrza, Henryku. To zło krąży we krwi i prędzej czy później, i tak by do tego doszło – zawyrokowała.
– Skarbie, nie przerywaj mi – warknął ojciec.
– Nie tylko tego nie zauważyłeś – zaatakowałam, rzucając jego kochance znaczące spojrzenie.
Oczywiście nie chciałam wyjawiać jej wstrętnej natury, tylko ją sprowokować. A nuż sama się przyzna...
– O nie, ode mnie się odwal, w nic mnie nie wrobisz, smarkulo – syknęła, błyskając kolczykiem w języku. – Heniu, nie widzisz, że twoja córka ma zdrowo pomieszane w głowie? Powinni do niej zajrzeć i to i owo naprostować. Cały czas nas wykorzystywała, Igor woził ją na wózku, jakby była niepełnosprawna, a teraz siedzi tu jakby nic się nie stało, jak odczarowana! – podniosła głos. – To jakiś obłęd...
– Skarbie, uspokój się, dlaczego tak się do niej odzywasz? – Ojciec się poruszył, po czym położył rękę na jej ramieniu, żeby ją zatrzymać.
– Nie uspokoję się, mam dość takiego traktowania. – Strąciła dłoń ojca i zerwała się z krzesła. – Jadę do miasta, wrócę wieczorem i nie czekajcie z kolacją – oznajmiła ze łzami w oczach.
– Więc nie masz nic na sumieniu? – zagaił do niej Igor.
– Co znowu? – zapytał ojciec, ponownie okazując zdenerwowanie. – Wyjaśnicie mi to w końcu czy nie?
– A weź, słuchaj sobie ich, jeśli masz ochotę, ja wychodzę! – krzyknęła i wypadła z kuchni, trzaskając drzwiami.
Nastała głucha cisza, jakby nagle wszyscy tylko czekali na to, aż Irene odpali samochód i odjedzie. Kiedy to się stało, ojciec wstał i podszedł do lodówki, z której wyciągnął pojemnik z lodem, a następnie wyjął z szafki trzy szklanki, po czym postawił wszystko na tacy i wrócił do stołu.
– Przynieś whisky z mojego barku, synu. Musimy się napić dzieciaki.
_____________
4 rozdziały i finito.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top