Rozdział XXXIII
Do kompletu brakowało mi jeszcze Rafała i jego samochodowej bandy. Jakbym ostatnio mało miała doświadczeń. Jeśli ojciec wiedział o tym obozie, a tamten głupek wyciągnął od niego informacje, to w każdej chwili mógł się tu pojawić. Plułam sobie w brodę, że chociaż częściowo nie wyjaśniłam staruszkowi, jak obecnie wyglądają sprawy między nami...
Kolejna wiadomość zmusiła otępiały umysł do działania.
Nie śpij. O północy pod małą sceną. Przyjdź, bo jeśli nie, to my przyjdziemy do was. Bez obaw chcę tylko porozmawiać.
Wyrazy rozmazywały się i było mi niedobrze, ale miałam to gdzieś. Nie ufałam mu. Dochodziła północ i choć w głowie wciąż stukało, to byłam wystarczająco świadoma, by nie dopuścić do tego, żeby się tutaj pojawił. Rafał okazał się dupkiem, ale to był ustawiony dupek, niejedno przewinienie uszło mu płazem, a teraz stał się jeszcze bardziej pewny siebie i w grupie zapewne całkiem mu odbijało. Bałam się o Sebastiana i nawet o Igora. Podejrzewałam, że Rafał będzie chciał się odegrać, a warunki ku temu miał teraz idealne. Zawsze starałam się być w porządku, mówić prawdę i postępować uczciwie, ale w tej sytuacji musiałam zacząć kombinować, inaczej może się to źle skończyć. Wyciągnęłam lusterko i w świetle latarki sprawdziłam pobieżnie swój wygląd. Zaczerwienione oczy i nos wyglądały podejrzanie, ale nie było czasu na poprawę urody. Przetarłam twarz wilgotnymi chusteczkami i zaplotłam na nowo warkocz. Następnie zmieniłam dresy na jeansy, chwyciłam bluzę z kapturem i jeszcze raz zerknęłam na komórkę. Zdążysz, spokojnie. Kłótnie dawno u cichły, a kiedy wyjrzałam przez okienko, zobaczyłam, że Igor z Sebastianem i Michałem nad czymś debatowali, a dziewczyny siedziały obok już wyszykowane na koncert. Szybko im poszło, nie ma co – pomyślałam, zdziwiona. Musiałam wysłać komuś wiadomość i poinformować, że znikam na chwilę, lecz potem zdałam sobie sprawę, że to zły pomysł. Czy kogoś w ogóle to obejdzie? Zachowywali się, jakby nic się nie stało, więc nic się nie stanie, jak sobie pójdę. Założyłam trampki, po cichu wysunęłam się z namiotu, zasunęłam zamek i pod osłoną nocy wymknęłam się z obozu. Ciężar w piersiach oraz poczucie winy narastały. Wiedziałam, że działam nierozsądnie, ale nie chciałam więcej kłopotów. Wmawiałam sobie, że uda mi się dotrzeć do Rafała, wytłumaczyć mu wszystko i może da mi wreszcie święty spokój.
Ludzie snuli się w mroku niczym zombie. Błąkałam się wąskimi przejściami między namiotami, zupełnie nie mając pojęcia, gdzie znajduje się mała scena. Po drodze napotkałam grupkę rastamanów, którzy bardzo uprzejmie wyjaśnili mi, że zmierzam w złym kierunku i wskazali właściwy. Po tym, jak wcześniej się niechcący naćpałam i tak nie było ze mną tak źle i na miejsce dotarłam przed czasem. Na scenie trwała cisza, ludzie zajęci sobą leżeli na trawie, nie zwracając na nic uwagi. Trochę dalej pijana dziewczyna tańczyła do tylko sobie znanego rytmu, ku uciesze grupki pogwizdujących facetów. Przyspieszyłam kroku, omijając widowisko i zaczęłam iść w stronę sceny, gdzie nagle zaczęło robić się tłoczniej.
W pewnej chwili ktoś mocno szarpnął moim ramieniem i prawie bym upadła do tyłu, gdybym nie zderzyła się z nim plecami...
– Debora, stój do cholery!
Odwróciłam się, a właściwie, to on mnie odwrócił.
– Co ty odpierdalasz? Ledwo stoisz na nogach, zwariowałaś do reszty?
Oczy Igora lśniły od świateł pulsujących na scenie. Był zły, ale ucieszyłam się na jego widok i miałam ochotę rozpłakać, bo sama już nie wiedziałam, co robię.
– Mów do mnie, co się dzieje? Po co sama tu przyszłaś? – Chwycił mnie za twarz.
– Skąd wiedziałeś...?
– Głupiutka, idę za tobą od obozu, a zaraz dobije i reszta. Zawsze mam cię na oku, jeszcze tego nie pojęłaś?
– Dlaczego? – spytałam, mając nadzieję, że wyzna mi prawdę albo zakończy tę grę raz na zawsze.
– Naprawdę muszę ci to tłumaczyć? – Uśmiechnął się, pochylając głowę, tak, że włosy zasłoniły mu połowę twarzy.
– Powiedz mi, bo nic już nie wiem, pogubiłam się. Powiedz, albo daj mi w końcu spokój, bo dłużej tego nie zniosę – nalegałam, po czym odtrąciłam jego ręce.
– Debi... – mruknął, przybliżając się do mnie z powrotem jak magnes. – Nie jestem w tym najlepszy, ale sądzę, że czujemy tak samo i szlag mnie trafia, jak pomyślę, co robiliście w namiocie. Gdyby Dragon nie był moim kumplem...
Przerwałam mu, kładąc palec na jego ustach. Ten gest w jednej chwili zmienił się w nieoczekiwaną pieszczotę, której nie potrafiłam zatrzymać. Pocierałam miękkie wargi, dopóki ich nie rozchylił. Następnie złapał mnie za dłoń i wsunął sobie mój palec do ust. Doznanie było tak przejmujące, że mimowolnie wyrwał mi się cichy jęk. Ssał i wodził językiem, nie spuszczając ze mnie pociemniałego wzroku. Oczy zasnuła mgła i dosłownie przepadłam.
– Pocałuj mnie – poprosił i założył sobie moje ręce na szyję. – Może w ten sposób pozbędziesz się złudzeń – dodał, pocierając nosem o mój policzek.
Pocałuj? W ustach czułam suchy wiór, a w gardle kwas...
– Najpierw powiedz mi, proszę... – naciskałam, zadzierając głowę, by nie stracić z oczu jego twarzy.
Ramiona ciasno owinięte wokół mnie napięły się bardziej, niemal odrywając mnie od ziemi Otworzył usta, już miał zamiar coś powiedzieć, gdy nagle zastygł i utkwił wzrok w czymś lub kimś za moimi plecami. Zmarszczył brwi, po czym raptownie odsunął mnie od siebie...
– To dla niego tu przylazłaś? – zapytał z niedowierzaniem, przenosząc na mnie wściekłe spojrzenie.
Nogi nagle stały się zbyt ciężkie i nie chciały ruszyć z miejsca. Zdołałam jedynie zerknąć przez ramię, by napotkać drugie, wbite we mnie zdziwione oczy. Rafał.
Był sam.
Cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top