Rozdział XXI

Gdy wróciliśmy, wszyscy byli z powrotem w garażu, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zostawiłam Sebastiana przy motorze, zabrałam zakupy i poszłam się przebrać. Zdążyłam tylko zdjąć kurtkę i schować kask do garderoby, kiedy rozległo się pukanie.

– Mogę wejść? – spytała Jagoda.

– Tak, proszę.

– Nie przeszkadzam? – Zajrzała do środka i posłała mi szeroki uśmiech, który, co tu kryć, zaczął mnie już trochę denerwować.

– Nie, skąd. – Westchnęłam i usiadłam na łóżku.

– Byłam ciekawa, co dobrego kupiłaś... – zamilkła i od razu spojrzała na karton z butami, po czym bez pytania dopadła do niego i usiadła na podłodze. – Ja się poskładam, ale super! Igor już widział? – spytała podniecona.

– Nie, a dlaczego miałabym mu zawracać głowę butami?

– Tak tylko pytam, chyba się trochę wkurzył – mruknęła, zmieniając ton.

Była rozgrzana i kipiała dziwną energią, jakby przed chwilą uprawiała seks, a może...?

– Uwierz mi, jego złe humory to dla mnie żadna nowość – oznajmiłam i przy okazji, zaczęłam uważniej się jej przyglądać.

Była ładna, pewna siebie i wesoła, ale miała też w sobie coś agresywnego. Możliwe, że pomyślałam tak przez jej agresywny i wyrazisty makijaż. Do tego pełne, prowokujące usta, zaokrąglona, ale drobna figura, której natura jej nie poskąpiła i te niesamowite dwukolorowe oczy. Jedno niebieskie a drugie w połowie zielone. W porównaniu z nią czułam się kompletnie nijaka...

– Słyszałam, że malujesz – wtrąciła po chwili, tym samym przerywając moje obserwacje.

– Tak, to moja pasja, ale ostatnio za dużo się dzieje i wena mnie opuściła – przyznałam.

– A mogłabym obejrzeć twoje prace?

– Pewnie. Schodami na samą górę. Na pewno trafisz. Daj mi chwilę, tylko się przebiorę i zaraz do ciebie dołączę.

– Świetnie, dzięki – Poderwała się szybko, jakby tylko czekała na pozwolenie i uradowana, wybiegła z mojego pokoju.

Włożyłam z powrotem sukienkę i nagle, przeszedł mnie dreszcz.

Portret Igora! Gdzie ja mam głowę? Na pewno rozpozna go po tatuażach i jeszcze gotowa pomyśleć...

Wpadłam do warsztatu, jakby się paliło, ale okazało się, że i tak za późno.

– Nie dokończyłaś tatuażu – zauważyła ponuro. – Od tego miejsca – Wskazała na łopatkę. – Ciągnie się jeszcze aż za pośladek i dalej do połowy uda – dokończyła.

Głos jej się zmienił i spoważniała.

– Eeee... nie mam pojęcia,, malowałam z głowy. Chyba nie myślisz, że...? – plątałam się, skołowana.

– Daj spokój, to nic złego. – Spojrzała na mnie, odkładając płótno tak, jak stało poprzednio.

– Nie mów mu, proszę. Tego wieczora trochę się pokłóciliśmy i poniosło mnie. Nie wiem, dlaczego to namalowałam – bełkotałam.

– Możesz być spokojna. I bez tego, jest wystarczająco próżny – skwitowała. – Chętnie sama bym pozowała. – Rzuciła mi znaczące spojrzenie.

No tak, to tylko mały szantaż. Jak dla mnie pestka – pomyślałam.

– Z przyjemnością, a co konkretnie byś chciała? Może portret w ogrodzie? – zapytałam zaintrygowana, wyobrażając sobie ją, śpiącą na ławce albo czytającą książkę.

– To samo, akt. Mam fajne tatuaże, chcesz zobaczyć?

Ups.

– Jesteś pewna? – omal nie jęknęłam, zgnieciona jej swobodą.

– Ja tak, ale ty nie wyglądasz na przekonaną. Krępuje cię nagość? Bo jeśli tak, to dziwię się, że chcesz iść na ASP – wypaliła z dziwnym uśmieszkiem.

Ta piękna dziewczyna, miała zamiar się przede mną obnażyć i mówiła to tak spokojnie, że zasychało mi w gardle. I skąd, do cholery, wiedziała o ASP?

– Nie, chyba nie, może innym razem – odpowiedziałam drżącym głosem. – Nikt mi jeszcze nigdy... nie pozował – dodałam niepewnie.

– To zaklepuję u ciebie miejsce. Podoba mi się twój styl. Jest taki... – zamyśliła się. – Naturalny. Poza tym, masz świetne wyczucie i znasz się na anatomii. Nie lubię tych kanciastych, pozbawionych życia aktów, gdzie nie ma twarzy i człowiek wygląda jak wyciosana kłoda – wyjaśniła, po czym podeszła do regału i zaczęła przeglądać moje miniaturki.

– Dziękuję – powiedziałam, zaskoczona jej pozytywną opinią.

– Nie ma za co, widać, że masz talent. A tak między nami, to zupełnie mi nie przeszkadza twoja fascynacja Igorem – dodała, a potem ruszyła do wyjścia. – Nic mu nie powiem, słowo! – krzyknęła, będąc już za drzwiami.

No i wpadłam!

Wkurzona wsunęłam obraz do skrytki pod skosem i dla pewności zamknęłam warsztat na klucz. Miałam dziwne przeczucie, że już była w nim podczas mojej nieobecności.


Cdn...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top