Rozdział VI
Coś połaskotało mnie w nos, strąciłam to i powoli otworzyłam oczy.
Tamten dzień... Był jak sen, którego nie pamiętałam, aż do tej chwili. Dlaczego wspomnienia z dzieciństwa pogrzebałam tak głęboko?
– Więc... – zaczęłam i spojrzałam na niego kątem oka – spotkaliśmy się już wcześniej.
– Dwa razy w sumie – powiedział ku mojemu zdziwieniu, wyjmując z ust źdźbło trawy. – Nie opowiem ci o drugim, sama musisz sobie przypomnieć. – Posłał mi zagadkowy uśmieszek. – Wracajmy, ojciec na pewno martwi się o ciebie – dodał, po czym podniósł się na nogi.
Ojciec będzie musiał mi wyjaśnić o wiele więcej, niż do tej pory myślałam. Uniosłam się na łokciach i spojrzałam na słońce. Chyliło się już ku zachodowi, ale ziemia wciąż była przyjemnie nagrzana, aż nie chciało się wstawać.
– Ruszaj pierwszy, pojadę za tobą – odpowiedziałam, omiatając wzrokiem wytatuowane ramiona.
Miał szarą koszulkę bez rękawów wilgotną od potu i umazaną smarem.
– Rozumiem – rzucił nerwowo, marszcząc brwi.
Gdy chwycił kask i wcisnął go na głowę, zorientowałam się, że był zły. Chyba nie pomyślał sobie, że się go wstydzę? Cholera.
– Zaczekaj, Igor...! – zawołałam, ale zdążył już odpalić motocykl i mnie zagłuszyć.
Chciałam machnąć do niego, bo myślałam, że obserwuje mnie w lusterku, ale w ostatniej chwili powstrzymałam się, zaciskając pięść.
Ruszył z impetem, po czym wjechał na szosę, dodał gazu i zniknął mi z oczu.
Kręciło mi się w głowie, a gdy wsiadałam na rower, byłam tak skołowana i nie mogłam zebrać myśli, że zamiast prosto do domu, skręciłam w stronę miasta. Wyhamowałam dopiero za znakiem do wsi i raptownie zawróciłam.
Igor obudził wspomnienia, których, z jakiegoś powodu nie mogłam dopasować do reszty i nie dawało mi to spokoju. Powiedział: „dwa razy". Próbowałam odtworzyć szczątkowe obrazy z dzieciństwa, ale jego w nich nie znalazłam. A może spotkaliśmy się, gdy nie byliśmy już dziećmi? Aczkolwiek to też wątpliwe, bo kogoś takiego na pewno bym zapamiętała. W moim życiu niewiele się działo; nie byłam imprezowym typem i nigdzie nie wyjeżdżałam ani nie miałam zbyt wielu znajomych. Po prostu żyłam swoim rytmem i spotykałam się z Rafałem, a kiedy wyjeżdżał do pracy, czas wolny poświęcałam na malowanie i wypady do biblioteki...
Więc gdzie i kiedy był ten drugi raz?
Wracając, nie spieszyłam się i chłonęłam zapachy okolicznych pól. Poczułam ulgę, gdy dostrzegłam motocykl Igora na podjeździe. Z ogrodu docierał swąd paleniska, co świadczyło o tym, że ojciec rozpoczął grillowanie. Wprowadziłam rower do garażu i już miałam wychodzić, gdy moją uwagę przyciągnęła kurtka wisząca na klamce od okna. Nie wiedziałam, co mnie napadło, ale nie mogłam się oprzeć i po nią sięgnęłam. Dlaczego to robię? Nie było to właściwe, a nawet złe, gdyż naruszałam czyjąś prywatność. Zaskoczyła mnie miękkość skóry i jej ciężar. Lubił ją – stwierdziłam, przyglądając się doczepionym naszywkom. Jakby mi było mało, przysunęłam ją do twarzy i powąchałam. Rozpoznałam woń papierosów, mydła albo wody po goleniu. Perfumy? Trudno było ocenić, bo nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobnym zapachem.
– Co robisz?
Chropowaty głos szarpnął mną, na moment pozbawił równowagi i omal nie upuściłam kurtki na podłogę.
Cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top