21. Dorothy i Czarownica z Północy

Christian poprowadził mnie prosto na spotkanie z ojcem, które, jak się okazało, miało odbyć się w jednej z sal umeblowanych nieco bardziej niż większość w pałacu. Przy kominku stała sofa z zielonym obiciem i podobne dwa fotele, nieco dalej również stół z krzesłami i kolejna sofa pod oknem. Gdy weszłam do środka, zdziwiłam się, widząc oprócz taty również rozpartą na sofie przy rozpalonym kominku Czarownicę z Północy.

Na mój widok podniosła się z kanapy, żeby mnie przywitać. Podobieństwo do postaci z malowidła na suficie było, jak dla mnie, wyraźne, choć oczywiście istniały pewne różnice. Czarownica z Północy była wysoka, dużo wyższa ode mnie, szczupła, miała bardzo jasną cerę, jasne, niemalże białe włosy, związane wysoko na głowie w kok, mocno umalowane na ciemno niebieskie oczy i równie mocno pomalowane na czerwono usta. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat, ale ponieważ wiedziałam już, że Czarownice się nie starzały, byłam pewna, że miała dużo, dużo więcej. Jej długi, biały płaszcz sunął za nią po podłodze, gdy do mnie podeszła, i aż dziwiło mnie, że mimo rozpalonego w kominku ognia nie było jej gorąco, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że płaszcz miał wielki, futrzany kołnierz. Na rękach z kolei miała białe rękawiczki, które jednak zdjęła, by się ze mną przywitać, dzięki czemu dostrzegłam również jej pomalowane na krwistoczerwony kolor paznokcie. Spod płaszcza wystawały tylko czubki jej białych szpilek i pomyślałam sobie, że jak na Czarownicę z Oz, ta przynajmniej wiedziała, jak się ubrać.

– Dorothy, jak widzisz, odwiedziła nas Czarownica z Północy – odezwał się tata nieco nerwowo, podchodząc bliżej. Zauważyłam, że w towarzystwie tej kobiety (od której on również był nieco niższy) czuł się nieco niepewnie.

Czarownica uśmiechnęła się oszczędnie, po czym ujęła moje dłonie w swoje i uścisnęła je mocno. Miała bardzo zimne ręce.

– Tak, rzeczywiście to ja, ale wolę, jak ludzie zwracają się do mnie po imieniu. Jestem Clarissa, kochanie – zwróciła się do mnie ciepło, a ten ton zupełnie nie pasował mi do jej wizerunku. A przede wszystkim niebieskich oczu, które kojarzyły mi się z alpejskim lodowcem. – Kiedy tylko dowiedziałam się, że przyjechałaś, natychmiast musiałam cię zobaczyć. Musisz wiedzieć, że twoja mama była moją bliską przyjaciółką. Jesteś do niej bardzo podobna.

Tata syknął, a ja zamrugałam ze zdziwienia oczami, bo oto potwierdzała się właśnie moja teoria dotycząca mamy. Co innego jednak podejrzewać, a co innego dostawać argumenty na potwierdzenie moich przypuszczeń!

– Nie wprowadzałem jeszcze Dorothy w szczegóły – wtrącił. Czarownica z Północy skinęła głową i wreszcie puściła moje dłonie. Ledwie powstrzymałam się, by ich nie rozetrzeć, tak było mi w nie zimno, ale i tak zauważyła.

– Rozumiem. Wybacz, Dorothy, przebyłam długą drogę i nadal jestem trochę wychłodzona – wyjaśniła. – Przejdzie mi, ale muszę się trochę rozgrzać. Usiądziesz ze mną przy ogniu?

Rzuciłam tacie niepewne spojrzenie, bo miałam nadzieję, że będziemy sami i że uda mi się go o pewne rzeczy zapytać, najwyraźniej jednak nie miało mi to być dane, bo tylko lekko wzruszył ramionami. Zaparłam się nogami, gdy Czarownica z Północy chciała mnie zaciągnąć na kanapę, po czym zapytałam:

– To panią spotkałam w Nowym Jorku, prawda?

– Tak, ale mów mi po imieniu, kochanie – zaśmiała się Czarownica. – Wiem, nie wyglądałam wtedy najkorzystniej. Trudno jest wyczarować odpowiednią iluzję podczas przekraczania osnowy światów. Mogłam przybrać trochę bardziej nieporządną postać, niż zamierzałam, musisz mi wybaczyć, ale nie miałam wtedy wiele czasu, musiałam się spieszyć.

Skinęłam głową i dałam się wreszcie posadzić na kanapie obok Czarownicy; wyszarpnęłam jednak ramię, gdy tylko usiadłam, co zauważył tata, który zajął miejsce w fotelu niedaleko nas.

– Przepraszam – bąknęłam. – Wszystkie Czarownice, z którymi do tej pory miałam do czynienia, chciały mnie zabić.

– Tak, wiem – przytaknęła, kręcąc z niesmakiem głową. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że udało ci się zabić Czarownicę ze Wschodu, Dorothy. Bruździła nam od lat, a ukrywała się tak sprytnie, że nigdy nie udało mi się jej wytropić. Nie przejmuj się, nie byłyśmy specjalnie zaprzyjaźnione. Czarownica z Zachodu z kolei stanowi dużo większe zagrożenie. Jak już zapewne wiesz, ma drugą połówkę klucza, którego część dostarczyłam ci do Nowego Jorku. Masz ją przy sobie?

Wyjęłam klucz z kieszeni sukienki i przez chwilę wahałam się, czy go oddać. Ostatecznie przyzwyczaiłam się już do trzymania go przy sobie, w pobliżu, do strzeżenia go i ściskania w każdej wolnej chwili, chociaż sam z siebie nie potrafił dostarczyć mi żadnych odpowiedzi. Poza tym wiedziałam, jaki był ważny, i wcale nie chciałam oddawać go osobie, której w ogóle nie znałam. Tata jednak kiwnął nieznacznie głową, dlatego w końcu wypuściłam wstrzymywane długo powietrze i przekazałam połówkę klucza Czarownicy z Północy.

– Nie musisz się obawiać, Dorothy, opiekowałam się tą połówką klucza przez ostatnie kilkanaście lat – powiedziała Czarownica z Północy nieco protekcjonalnym tonem, który z pewnością miał mnie uspokoić. Nie zrobił tego jednak. – Zapewniam cię, że teraz również będzie przy mnie bezpieczna.

Ścisnęła klucz w dłoni, a kiedy ponownie ją otworzyła, już go tam nie było. Uznałabym, że to zwykła sztuczka iluzjonisty i skwitowała wzruszeniem ramion, gdybym nie wiedziała, że to była prawdziwa Czarownica.

– Powiedziałem Dorothy tylko tyle, że wysłałaś jej klucz, bo potrzebujemy jej pomocy – powiedział milczący dotąd tata, jakby chcąc tę rozmowę sprowadzić na właściwe, wygodne dla mnie tory. – Nie było jednak czasu wyjaśnić nic więcej.

– Może to i dobrze. – Czarownica z Północy rozsiadła się w sofie wygodniej, po czym założyła nogę na nogę. Ja jednak nie mogłam poradzić nic na to, że nadal byłam trochę spięta i mogłam tylko przysiąść na brzeżku kanapy, niespokojnie zaciskając ręce w pięści. – Dobrze, że będę przy tej rozmowie. Widzisz, Dorothy, powinniśmy chyba zacząć od tego, że twoja mama była czarownicą.

– Jest. Twoja mama jest czarownicą – poprawił tata z naciskiem. Westchnęłam.

– Moja mama to Czarownica z Południa, prawda?

– Skąd wiesz?! – zdziwił się tata. Wzruszyłam ramionami.

– Widziałam to malowidło na suficie w którejś z sal. Od razu ją rozpoznałam.

– No tak, o tym nie pomyślałem. – Tata nieco się zasępił, ale szybko odzyskał równowagę umysłu. – Posłuchaj, postaram się wyjaśnić ci to jak najłatwiej. Kiedy poznałem twoją mamę, nie miałem pojęcia, że pochodzi z Oz. Spotkaliśmy się w Kansas, zakochaliśmy w sobie, pobraliśmy, a niedługo potem urodziłaś się ty.

– Ale co właściwie mama robiła w Kansas? – Nadal nie podobało mi się, że w tej rozmowie uczestniczyła Czarownica z Północy, ale cóż mogłam zrobić? Najważniejsze, że nareszcie miałam wszystko zrozumieć. – Dlaczego opuściła Oz?

– Powodów było kilka – wtrąciła się Clarissa, odruchowo więc przeniosłam na nią wzrok. – Zabrała ze sobą Klucz, wtedy jeszcze będący całością, bo bała się, że w przeciwnym razie Czarownica z Zachodu mogłaby dostać go w swoje ręce i wykorzystać w niewłaściwy sposób. Poza tym... Widzisz, Dorothy, ja zawsze podziwiałam Glorię, twoją mamę, za to, jak blisko związana była z ludźmi. Ona zawsze pragnęła zwykłego, normalnego życia, a wiedziała, że w Oz to nie będzie możliwe.

– Dlatego postanowiła przenieść się na Ziemię – dopowiedział tata. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. – I prawie jej się udało. Znalazła męża, urodziła córkę, prowadziła normalne życie, tak jak chciała, bo z pewnością już wiesz, że na Ziemi magia nie działa. Jej też nie działała. Z jednym wyjątkiem.

Wiedziałam, co to był za wyjątek, jeszcze zanim to wyjaśnili. Dopiero wtedy wszystko zaczęło powoli nabierać sensu.

– Czarownice się nie starzeją – powiedziałam więc. Clarissa z uznaniem kiwnęła głową.

– Tak, dokładnie. Widzę, że zostałaś wyedukowana w tej dziedzinie.

– Jack jest łowcą czarownic, trochę mi o nich opowiadał – mruknęłam. Tata natomiast dodał:

– Tego twoja mama niestety nie przewidziała. Że nawet gdy trafi na Ziemię i zostanie pozbawiona magii, nadal nie będzie się starzeć jak zwykły człowiek. Na początku próbowaliśmy to zignorować, bo oczywiście twoja mama przed ślubem opowiedziała mi o wszystkim... Ciężko było w to uwierzyć, ale wiedziałem, że mówi prawdę. Z biegiem lat jednak wszyscy dookoła zaczęli zauważać, że coś jest nie tak. Minęło ponad dziesięć lat, a twoja mama wyglądała tak, jakby przez ten czas nic się nie zestarzała. Coś musieliśmy z tym zrobić.

– Dlatego mnie zostawiliście i wróciliście do Oz? – domyśliłam się. Tata westchnął głęboko.

– Kochanie, nigdy nie zamierzaliśmy cię zostawić, musisz mi uwierzyć – odpowiedział spokojnie. – Postanowiliśmy udać się do Oz, znaleźć sposób, żeby przywrócić twojej mamie śmiertelność, a raczej możliwość normalnego zestarzenia się, a później wrócić. W teorii ten plan wyglądał dobrze. Gloria była przekonana, że znajdzie jakiś sposób. Niestety w praktyce trochę się to pokomplikowało.

– Czarownica z Zachodu natychmiast wyczuła, kiedy Klucz wrócił do Oz – dodała Clarissa. – I spróbowała go odzyskać.

– Z pomocą twojej mamy zostałem Czarnoksiężnikiem – wyjaśnił tata. – A żeby uniemożliwić Czarownicy z Zachodu odzyskanie całości klucza naraz, podzieliliśmy go na dwie części. Ta prowadząca na Ziemię została przy mnie, a tę otwierającą przejście z Ziemi do Oz daliśmy pod opiekę Clarissie. – No tak, zaczęłam rozumieć, dlaczego natychmiast domagała się, żebym go jej oddała, gdy tylko już mi się przedstawiła. – Niestety później twoja mama wyruszyła w podróż, żeby znaleźć sposób na odczarowanie swojej długowieczności... Nie wzięła mnie ze sobą, nie powiedziała nawet, że wyjeżdża, po prostu to zrobiła. Sądziłem, że wyruszyła na południe, do swojej krainy, więc zacząłem jej tam szukać, ale niestety, nigdy jej nie znalazłem.

– Nie mamy pojęcia, co się z nią stało – dodała Czarownica z Północy z żalem w głosie. – Nie mogło jej znaleźć żadne moje zaklęcie, jakby zapadła się pod ziemię. Twój tata wierzy jednak, że Gloria ciągle żyje.

– Jestem pewien, że tak jest – potwierdził tata z pewnością w głosie, od której zrobiło mi się ciepło na sercu. – Nie wiedziałem jednak, jak ją znaleźć, a ponieważ te poszukiwania trwały i trwały, postanowiłem w końcu wrócić na Ziemię i cię tu zabrać, żebyś nie musiała dłużej wychowywać się bez nas, bo i tak nie było mnie prawie rok. Kiedy wróciłem do Emerald City, przekazałem moim współpracownikom tutaj moje plany, ale niestety, nie zdążyłem wrócić.

– Bo Jack wykradł klucz i uciekł z nim na Ziemię – domyśliłam się. Tata przytaknął.

– Teraz już wiem, że to nie była jego wina, a Charlesa, ale wtedy miałem ochotę rozszarpać go na strzępy. Zwłaszcza że jakiś czas później ta sama połówka klucza pojawiła się w rękach Czarownicy z Zachodu. Zdwoiła wtedy swoje próby dostania się do Emerald City i nie miałem już głowy do szukania sposobu na powrót do domu... Byłem odpowiedzialny za ludzi tutaj, nie mogłem pozwolić, żeby Czarownica podbiła Emerald City i zdobyła drugą połówkę klucza. Dlatego zostałem. Ale nigdy nie zapomniałem o tobie i o mamie, Dee. Przysięgam.

– Oczywiście, że nie – wtrąciła Clarissa, psując tę chwilę, bo z każdym kolejnym zdaniem ojca miałam coraz większe wyrzuty sumienia, że wcześniej na niego nakrzyczałam. Jasne, zostawili mnie, to nie ulegało wątpliwościom, ale to przecież nie było zależne od nich! Jasne, nienormalny był sam fakt posiadania za matkę Czarownicy, która się nie starzeje i ojca Czarnoksiężnika, rządzącego w Emerald City, ale poza tym oni przecież nie byli złymi rodzicami! Wręcz przeciwnie, a poświęcenia własnego szczęścia dla dobra tutejszej ludności nie mogłabym wypomnieć tacie, choćbym bardzo chciała! – Dlatego długo pracowałam nad sposobem sprowadzenia cię tutaj, do Oz, Dorothy. Nawet nie wiesz, jak to było trudne. Teoretycznie nie można dostać się ze świata do świata inaczej niż dzięki Kluczowi albo z pomocą tornada. Potrzebowałam naprawdę silnego zaklęcia, żeby na chwilę się tam pojawić i przenieść dla ciebie połówkę klucza i karteczkę od twojego taty. Poza tym musieliśmy zaczekać, aż dorośniesz na tyle, by podróż po Oz cię nie zabiła, bo przecież nie wiedzieliśmy, w którym miejscu wyjdziesz.

No jasne. Kartka z napisem Czekam na ciebie. Oczywiście, że znałam to pismo, przecież to było pismo taty! Jako dziewięciolatka nie miałam wielu okazji go oglądać, ale gdzieś w głowie jednak mi zostało, skoro od początku z czymś mi się kojarzyło!

– Miałem nadzieję, że wylądujesz gdzieś bliżej – dodał tata. – A Clarissa nie była w stanie cię zlokalizować, odkryła tylko, że jesteś gdzieś daleko na wschodzie. Wysłaliśmy za tobą ludzi, ale nikt cię nie znalazł. Bardzo się martwiłem, że nie uda ci się tutaj dostać.

– Ale, jak widzisz, Dorothy jest prawdziwą Dorothy Gale z Kansas. – Czarownica z Północy uśmiechnęła się szeroko, tym razem naprawdę szczerze. – Nie tylko sobie poradziła, nie tylko tu dotarła, ale po drodze zabiła jeszcze Czarownicę ze Wschodu!

– A propos tego – zaczęłam, bo musiałam przecież wyjaśnić jeszcze jedną kwestię. – Widzicie, rzecz w tym, że Czarownica ze Wschodu już dawno by mnie zabiła, gdyby nie jeden drobny szkopuł. Najwyraźniej jestem otoczona jakimś zaklęciem ochronnym. Wiecie coś na ten temat?

Obydwoje spojrzeli na siebie, po raz pierwszy w czasie trwania tej rozmowy wyraźnie zaskoczeni. Ponieważ żadne z nich nie odpowiedziało, po chwili milczenia dodałam:

– Kiedy zaczęłam podejrzewać, że moją mamą jest Czarownica z Południa, pomyślałam nawet, że może to ona rzuciła na mnie jakieś zaklęcie, kiedy mnie opuszczaliście. Ale ciągle powtarzacie, że na Ziemi...

– ...magia nie działa – dokończył za mnie tata. – Tak, to prawda. Magia tam nie działa, twoja mama nigdy nie mogła tam czarować. Więc to chyba niemożliwe...

– Możesz wstać, Dorothy? – przerwała mu Clarissa, wyraźnie zaintrygowana. Kiwnęłam głową, po czym wstałam z sofy. – Stań przede mną, przy kominku, dobrze?

Posłusznie zrobiłam, o co mnie prosiła, a po chwili zauważyłam, jak w dłoni Czarownicy z Północy klaruje się coś w rodzaju białej, niejednorodnej kuli, jakby utworzonej z lodu albo śniegu. Tata podążył za moim wzrokiem, po czym poderwał się z fotela, wyraźnie wzburzony.

– Clarissa, co ty...

Nie zdążył dokończyć, bo Czarownica z Północy jednym ruchem popchnęła kulę w moją stronę. Odruchowo zamknęłam oczy, po reakcji ojca domyślając się, że było to jakieś potężne zaklęcie, nic mi się jednak nie stało. Poczułam uderzenie, owszem, w sali zabrzmiał donośny huk, a przez zamknięte powieki w oczy poraziło mnie jasne światło, nic mnie jednak nawet nie zabolało. Kiedy otworzyłam oczy, stwierdziłam, że coś było nie tak. Cały pokój pokryty był szronem, z wyjątkiem Czarownicy oczywiście, która przyglądała mi się z wyraźną fascynacją. Tata podnosił się właśnie z podłogi, kaszląc i plując, a także otrzepując swój kaftan, również oblepiony śniegiem.

– Tato, wszystko w porządku? – zaniepokoiłam się, rzucając w jego stronę. Wyprostował się, a ja z niepokojem poszukałam na jego twarzy oznak bólu, niczego takiego jednak nie znalazłam. Był raczej zaskoczony i, co najwyżej, nieco zamroczony. – Nic ci nie jest?

– Oczywiście, że nie – odparł z irytacją. – Ale ty, Clarisso, mogłabyś uprzedzać mnie o takich rzeczach!

W następnej chwili, cokolwiek spóźnieni, do sali wpadli strażnicy, których najwyraźniej zaalarmował huk. Rozejrzeli się po sali i na jej widok zbaranieli, po czym zatrzymali się w zaskoczeniu. W sumie im się nie dziwiłam. Nie na co dzień widzi się salę zmienioną w kryjówkę Królowej Śniegu.

– Wszystko w porządku – oznajmił tata ostro, robiąc równocześnie taki ruch ręką, jakby ich wyganiał. – Zamknijcie za sobą drzwi.

Strażnicy najwyraźniej byli nie tylko dobrze wyszkoleni, ale też przyzwyczajeni do różnych dziwnych sytuacji zdarzających się w pałacu, bo tylko wyprężyli się służbiście, po czym posłusznie opuścili salę, starannie zamykając za sobą drzwi. Kiedy zostaliśmy sami, tata rozłożył ręce i rozejrzał się dookoła, wyraźnie nie rozumiejąc, co się właśnie stało.

– Co to było, do cholery?! – zapytał, tymi słowami potwierdzając tylko swój wcześniejszy gest. Clarissa strząsnęła z kanapy śnieg, po czym pokazała mi, żebym z powrotem usiadła. Uczyniłam to chętnie, bo nogi miałam jak z waty. Byłoby dużo prościej, gdybym też wreszcie zrozumiała, dlaczego tak się działo!

– Sądzę, że twoja matka jednak rzuciła na ciebie zaklęcie, Dorothy – odparła z zainteresowaniem, które zapaliło się również w jej oczach. – To naprawdę fascynujące, nigdy wcześniej tego nie widziałam.

– Czego? Zaklęcia rzuconego na Ziemi? Przecież to niemożliwe – prychnął tata. Czarownica z Północy przytaknęła.

– Owszem, to rzeczywiście niemożliwe. – Zamilkła na chwilę, przyglądając mi się z zaciekawieniem, a ja znowu czułam się jak małpa w ZOO. Chwyciła nawet moją rękę i zaczęła ją oglądać, jakby zamierzała znaleźć na niej coś nietypowego. W końcu ją wyszarpnęłam. – Ale istnieje jeden sposób. Do tej pory tylko o nim czytałam, nigdy nie widziała tego na żywo. Ale to naprawdę fascynujące...

– Ale co?! – Nie wytrzymałam w końcu i krzyknęłam. No bo o ile fajnie było wiedzieć, że byłam fascynująca, o tyle nieco bardziej irytujący był fakt, że nie miałam pojęcia, dlaczego.

– Czyli co, istnieje sposób, żeby czarować na Ziemi? Więc dlaczego nikt wcześniej tego nie robił? – dodał tata, dużo spokojniejszy ode mnie. Clarissa się zaśmiała.

– Bo to nie taki rodzaj magii, Aaron. Chodzi mi o magię, która przenosi się przez pocałunek.

Obydwoje zamilkliśmy, zgodnie zdziwieni. Pierwszy opanował się tata; i doprawdy, byłam zdziwiona, że tak potrafił, bo udało mu się powiedzieć nawet coś bardzo sensownego.

– Gloria pocałowała Dorothy w czoło, gdy odchodziliśmy – przypomniał sobie bowiem. – Była noc, Dee spała, więc postanowiliśmy ją ostatni raz zobaczyć. I ten pocałunek... Myślisz, że ona zrobiła to specjalnie? Wiedziała o tym?

– Nie mam pojęcia – przyznała Clarissa, rozkładając bezradnie ręce. – Możliwe, że gdzieś o tym czytała, ale na pewno nie wiedziała w stu procentach, że to zadziała. A możliwe też, że dla niej to był tylko pocałunek, a zaklęcie wynikło mimowolnie z jej chęci ochrony córki. W zasadzie póki nie zapytamy Glorii, nie dowiemy się na pewno. Najważniejsze, że twoja mama zapewniła ci sporą przewagę, Dorothy. Ten rodzaj magii jest naprawdę silny. Skoro przetrwałaś zabójcze zaklęcie Czarownicy ze Wschodu, przetrwasz prawdopodobnie wszystko.

– Pamiętam to – szepnęłam, częściowo tylko rozumiejąc, co do mnie powiedzieli. – Pamiętam, jak wtedy w nocy do mnie przyszliście. Wiedziałam, że to było pożegnanie, chociaż nie rozumiałam, dlaczego. Chciałam się zerwać i za wami biec, a wtedy mama pocałowała mnie w czoło... Pamiętam jej ciepłe, miękkie wargi na mojej skórze, pamiętam, że zrobiło mi się od tego ciepło na całym ciele, że poczułam się bezpiecznie i zasnęłam. Kiedy obudziłam się rano, was już nie było, a ciocia powiedziała mi o samochodzie w rzece...

Urwałam, bo poczułam się nagle tak, jakby jakaś niewidzialna ręka chwyciła mnie za gardło i wiedziałam, że jeśli spróbuję mówić dalej, za chwilę głos i tak mi się załamie. Odchrząknęłam, niewiele to jednak dało. Tata sięgnął ponad oparcie kanapy i położył mi dłoń na ramieniu.

– Nie wiedziałem, że wtedy nie spałaś – bąknął. – I przepraszam za to wszystko, Dee. Ten samochód... To nie było specjalnie, wcale nie chcieliśmy, żebyście wierzyli, że nie żyjemy. Rozpętała się straszna burza, straciłem kontrolę nad samochodem i po prostu wpadliśmy do rzeki. Twoja mama nie powiedziała mi wtedy, że przed użyciem klucza na Ziemi tak może się zdarzyć, może zresztą sama nie wiedziała, więc nie byłem na to przygotowany. Bezpośrednio stamtąd przenieśliśmy się do Oz.

– A kiedy ekipa poszukiwawcza nie znalazła waszych ciał, ciocia z wujkiem urządzili pogrzeb pustym trumnom, bo uznali, że najwidoczniej nurt rzeki zniósł ciała za daleko i nikt nie będzie w stanie ich znaleźć. Nie potrafię nawet opisać, jak się wtedy czuliśmy...

Znowu urwałam, przeklinając się za te głupie skłonności do płaczu. Po minie taty widziałam, że bardzo chciał mnie przytulić i pocieszyć, ale powstrzymywała go obecność Clarissy. Ta ostatnia jednak najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła, nadal przyglądając mi się w zamyśleniu, jakby wiadomość o rzuconym na mnie czarze naprawdę ją zaskoczyła.

– Tak czy inaczej, to tylko wszystko ułatwia – powiedziała po chwili milczenia Clarissa, najwyraźniej próbując się odciąć od naszych sentymentalnych wspomnień. – Dorothy bez trudu zrobi to, co nam się nie udało, skoro jest chroniona przed magią.

Przechodzimy do konkretów, pomyślałam z roztargnieniem, bo moją głowę nadal zajmowały te wszystkie informacje, które właśnie mi przekazano. Nadal nie mieściło mi się w głowie, że mama chciała zrezygnować nie tylko z życia w Oz i magii, ale nawet wiecznej młodości, żeby po prostu być moją mamą i żoną taty. To było tak nieprawdopodobne, tak niesamowite, że po prostu nie wiedziałam, co o tym myśleć. Przez piętnaście lat życia byłam przekonana, że moi rodzice zginęli, a wcześniej zamierzali mnie zostawić! To chyba był ten moment, w którym po raz pierwszy przestałam żałować, że wtedy w Corner Bistro przyjęłam od czarownicy klucz do Oz. Było warto, skoro dzięki temu mogłam spotkać ojca, porozmawiać z nim i dowiedzieć się tylu rzeczy na temat mojej mamy! Gdyby jeszcze istniał tylko sposób, żeby nie ranić przy tym cioci, machnęłabym ręką na pracę w Nowym Jorku i mieszkanie, bo szczerze, jakie to miało znaczenie? W porównaniu do tego, że dowiedziałam się, że moi rodzice nie tylko żyli, ale w dodatku nigdy nie planowali mnie opuścić? Przecież ta cała reszta była kompletnie nieistotna!

– No właśnie – podjęłam więc z trudem, po chwili milczenia. – Skoro mniej więcej orientuję się już w sytuacji, przejdźmy może do tego, do czego jestem wam tu potrzebna. Wiem, że nie sprowadziliście mnie tylko po to, żebym mogła się zobaczyć z tatą, że jestem wam do czegoś potrzebna. Tylko do czego?

Clarissa porozumiała się wzrokiem z tatą, obydwoje pokiwali sobie głowami – irytowało mnie to strasznie, bo miałam wrażenie, że doskonale rozumieli się bez słów, a ja nie miałam pojęcia, o co im chodziło – po czym tata podjął, starając się brzmieć możliwie spokojnie i sensownie:

– Widzisz, Dee, rzecz w tym, że naprawdę potrzebujemy pomocy twojej mamy, żeby raz na zawsze rozprawić się z Czarownicą z Zachodu. Z nią mielibyśmy przewagę, dzięki której bylibyśmy w stanie załatwić to bez żadnych dodatkowych ofiar. Uważamy, że jesteś w stanie ją odnaleźć.

– Ja?! – żachnęłam się, a serce w jednej chwili zabiło mi szybciej. – Miałabym odnaleźć mamę?! Niby jak?!

– Widzisz, to taki rodzaj więzi matki z dzieckiem, zwłaszcza z córką – podjęła Clarissa, najwyraźniej bardziej kompetentna, by mi to w miarę sensownie wytłumaczyć. – W Oz, ze względu na wszechobecną magię, ta więź jest dużo bardziej rozbudowana. Myślę, że jesteś w stanie stwierdzić, czy Gloria nadal żyje, a jeśli tak, to gdzie jest.

– I niby jak miałabym to zrobić? – zapytałam ostrożnie, bo nagle coś zaczęło do mnie docierać. Clarissa wzruszyła ramionami.

– Jest na to kilka sposobów, ale działamy tutaj po omacku, więc trudno powiedzieć, który będzie najlepszy. Zazwyczaj pomaga wprowadzenie w trans lub głęboką śpiączkę. Mogę coś takiego zorganizować, o ile się oczywiście zgodzisz. Ale musisz zrozumieć, że robimy to wszystko, żeby znaleźć twoją matkę.

Wstałam z sofy i nie zważając na resztki szronu na podłodze, zaczęłam przechadzać się po pokoju. To było tak niedorzeczne, że aż nabierało sensu. Nie musiałam iść po odpowiedzi do Annabelle, dostawałam wszystkie podane na tacy! Clarissa mówiła, że to musiał być trans albo głęboka śpiączka, ale byłam pewna, że równie dobrze skutkował stan nieprzytomności, gdy byłam blisko śmierci, jak już dwa razy mi się zdarzało. Budziło to we mnie kolejne mieszane uczucia, z którymi już całkiem nie wiedziałam, co zrobić.

To znaczyło przecież, że mama żyła. Że Clarissa i tata miał rację, faktycznie miałyśmy jakąś więź, która pozwalała nam się odnaleźć, gdy byłam w ciężkim stanie, nieprzytomna. To była świetna wiadomość!

A z drugiej strony, to znaczyło też, że słowa mamy nie były wyłącznie moją podświadomością, a skoro ona była Czarownicą z Południa, możliwe, że miała jakieś podstawy, by tak uważać. A powiedziała mi przecież że zginę przez Jacka. A ja tak bardzo nie chciałam w to wierzyć, biorąc pod uwagę, ile razy mnie uratował!

– To nie będzie konieczne – powiedziałam w końcu, zatrzymując się w swojej wędrówce po pokoju. – Ja już widziałam mamę. Dwa razy.

Tata poderwał się z fotela i klasnął w ręce, Clarissa spojrzała na mnie z zaskoczeniem, jakby się tego nie spodziewała. Ożywiona, pełna nadziei twarz taty podpowiedziała mi, że może pospieszyłam się z tą rewelacją, może niepotrzebnie robiłam mu nadzieję. Ale to przecież musiało to znaczyć, jeśli faktycznie było tak, jak mówiła Czarownica z Północy, prawda?

– Jak? Kiedy? – Tata zaczął pytać zachłannie, jakby nie wiedząc, od czego zacząć. – Co dokładnie widziałaś? Co ci powiedziała?

Postanowiłam przemilczeć rewelację dotyczącą Jacka i przejść od razu do konkretów. Przecież o tym akurat nie musieli wiedzieć, prawda?

– Raz, kiedy miałam wysoką gorączkę i byłam półprzytomna, a drugi, kiedy wylądowałam na polu trujących maków i straciłam przytomność – wyjaśniłam, starając się przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów tamtych rozmów. – Mama nie mówiła wiele, głównie powtarzała, że nie powinno mnie być w Oz.

– To by się zgadzało – przyznał tata, uśmiechając się kącikiem ust. – Mama nigdy nie chciała zabrać cię do Oz, dlatego zostawiliśmy cię, kiedy tam z nią pojechałem. Uważała, że to niedobre miejsce dla dziecka.

– W takim razie musimy cię raz jeszcze wprowadzić w ten stan – zadecydowała Clarissa, zupełnie nie przejmując się faktem, że to oznaczało, że poprzednie dwa razy oznaczały moją możliwą śmierć. – Musisz się dowiedzieć, gdzie jest Gloria. Jak już będziemy to wiedzieć, jakoś uda nam się ją stamtąd wydostać.

Zawahałam się. Informacja o tym, że moja mama żyła, była cudowna, ale cała reszta podobała mi się dużo mniej. I nie chodziło już nawet o to, że Clarissa miałaby mnie wprowadzić w stan bliski śmierci. Chodziło raczej o to, że rzeczywiście, jak powiedziałam Christianowi, najwyraźniej byłam więźniem w pałacu – oni wcale nie chcieli, żebym szukała mamy na odległość. Chcieli tylko, żebym im powiedziała, gdzie ona jest, żeby mogli sami zrobić resztę.

Nie miałam pojęcia, dlaczego, ale jakoś mi się to nie podobało.

– Zaraz, żebym dobrze zrozumiała – podjęłam więc ostrożnie, powoli. – Nie jesteście w stanie sprowadzić mnie z powrotem na Ziemię, tak?

– Dorothy, to nie jest takie proste. Gdybym to umiał, już dawno sam bym do ciebie wrócił – prychnął tata. – Jedynym trwałym sposobem jest tornado lub klucz, który aktualnie ma Czarownica z Zachodu. Jednak tornada nie jesteśmy w stanie przewidzieć, a Czarownica bardzo dobrze broni połówki klucza. Przez ostatnie lata jesteśmy raczej w defensywie niż w ofensywie, jeśli chodzi o wojnę z nią. Dlatego najpierw musimy sprowadzić twoją mamę, a potem zastanowić się nad powrotem na Ziemię... Jeśli jeszcze będziesz tego chciała.

– Jeśli? – powtórzyłam ze zdziwieniem. – A ty tego nie chcesz? Mama tego nie chciała?

– Oczywiście, że chciała, Dee – potwierdził tata nieco znudzonym tonem głosu. – Ale ja... Sam już nie wiem. Jak mam wrócić, jeśli na Ziemi uznano mnie za zmarłego? Jak miałbym to wytłumaczyć? A jak miałbym zostawić tu wszystkich tych ludzi, którzy liczą na mnie, na to, że im pomogę? Nie wiem, Dorothy, tak od razu nie potrafię powiedzieć, jaka byłaby moja decyzja. Nad tym musimy się zastanowić wszyscy razem, wspólnie, gdy już twoja mama do nas wróci.

– No dobrze, ale ja... chciałabym też jakoś inaczej pomóc – powiedziałam, sama nie bardzo wiedząc, jak ubrać w słowa moje myśli. – Chociażby pojechać z wami, gdy już będziemy wiedzieć, gdzie szukać mamy.

– Nie ma mowy, nie będę cię narażał jeszcze bardziej, niż już to zrobiłem – zaprotestował tata. – Zostaniesz w Emerald City.

– Ale tato! Zabiłam Czarownicę ze Wschodu, pamiętasz? Nie wymyśliłam tego, nie skłamałam po to tylko, by dostać się do miasta! Poradziłam sobie przez całą drogę do Emerald City, więc i dalej sobie poradzę! Nie wspominając już o tym, że wszyscy uważają, że jestem tą Dorothy z Kansas!

– To jakaś bzdura – prychnął tata. – To zbieg okoliczności, uważałem, że to będzie zabawne, jeśli damy ci tak na imię. Mama się nie zgadzała, ale ostatecznie stanęło na moim. Nie jesteś żadną tą Dorothy z Kansas. Owszem, jesteś wyjątkowa, Dee, bo jesteś córką Czarnoksiężnika z Oz i Czarownicy z Południa. Ale to wszystko. Dlatego będzie lepiej, jak zostaniesz tutaj.

Spojrzałam pytająco na Czarownicę z Północy, bo kto mógł potwierdzić moje podejrzenia lub im zaprzeczyć, jeśli nie ona? Clarissa jednak rzuciła mi przepraszające spojrzenie, po czym odparła niechętnie:

– Przykro mi to mówić, Dorothy, ale opowieść o Dorotce z Kansas to tylko głupia bajka. Twój tata ma rację, to tylko zbieg okoliczności.

Powinnam poczuć ulgę, kiedy to usłyszałam. Ale, o dziwo, choć sama nie rozumiałam, dlaczego – wcale tak nie było.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top