Rozdział 3


  🐖🐖🐖🐖🐖Jack🐖🐖🐖🐖🐖

Następnego ranka obudziłem się późno. Nie zdziwiłem się, kiedy zauważyłem, że Willa nie ma w pokoju.
Podeszłem ociążale do wielkiej, drewninej szafy. Wyciągnąłem z niej białą koszulkę i zielone, luźne dresy.
Podeszłem do lustra, poprawiłem włosy i stwierdziłem, że wyglądam zabójczo.
Wziąłem jeszcze sztylet, którym posługuje się po mistrzowsku.
Wyszłem na korytarz, ale zorientowałem się, że nie wziąłem mojej nieodłącznej, fioletiwej pelerynie.
Szybko ją zabrałem i nałożyłem.
Poczułem miłe łaskotanie w brzuchu. Lubiłem ją.
Podążyłem do sali jadalnej.
Siadłem niedaleko mojego ojca, który rozmawiał z Haltem.
- ........ mało czasu. Korporacja  jest gotowa, a wojna zbliża się wielkimi krokami.
- Ilu ich jest? - zapytał mój ojciec.
- Jest ich trzydziestu.- w tej chwili zauważyli mnie.
Szybko odwróciłem wzrok i skupiłem się na jedzeniu.
Tata do mnie podszedł do mnie.
- Cześć. - powiedziałem.- Jak tam sprawy na północy?
- Źle.- odpowiedział ze smutkiem,  ale po chwili rozweselił się.- Jak tam się spało?
- Bardzo wygodnie- odparłem z uśmiechem.
Po chwili do jadalni weszła Maddie.
Zlustrowała mnie od stóp do głów i podeszła.
- Cześć Jack.
- Hej, Maddie- jęknąłem.
- Co dzisiaj robisz?- spytała mnie.
- Ja nie wiem. Może.... ekhem...
- Co może?- spytała i uśmiechnęła się.
- Nooo... może umuwiłabyś się ze mną dzisiaj po południu?- wydusiłem.
- Ok. Do zobaczenia!- powiedziała krótko i odeszła.
Serce łomotało mi w piersi.
Szybko skończyłem posiłek i pobiegłem do stajni. Wskoczyłem na Maskę i popędziłem w stronę lasu. Musiałem znaleźć fajne miejsce do spotkania.
Wpadłem w leśną gęstwinę i zeskoczyłem z Maski.
- Zostań.- rozkazałem.
Koń zarżał posłusznie i zaczął spokojnie skubać trawę.
Przedzierałem się przez krzaki i liany. Nagle wpadłem na polanę z małym jeziorkiem. Na brzegu jeziorka rosła duża wierzba z rozłożystymi gałęziami. Grube gałęzie wierzby sięgały nad jeziorko. Okrążona przez las polana tylko czekała, żebym zabrał tam Maddie. Między drzewkami była dziura, przepuszczająca światło, i oświetlając całe jeziorko.
Po prostu idealne miejsce do spotkania z dziewczyną.
Pognałem do Maski i wróciłem do zamku przyszykować się do spotkania.

  🐄🐄🐄Godzinę później🐄🐄🐄

Dochodziła dwunasta a ja już czekałem na dziedzińcu.
Chwilę później z zamku wyszła Maddie. Jak zwykle, z nieodłączną peleryną.
- Cześć!- przywitałem ją.
- Hej!- odpowiedziała, machając ręką.- Dokąd mnie zabierasz?-
- Niespodzianka...- powiedziałem tajemniczo. Maddie wsiadła na konia, a ja zawiązałem jej oczy chustką.
Pognałem na koniu do lasu i zostawiłem go przy pniu jakiegoś  drzewa i zeskoczyłem z konia.
Wziąłem ją na ręce, ona pisnęła i dostała ataku śmiechu.
- Gdzie mnie niesiesz?- wydyszała.
- Już niedaleko.- powiedziałem jej do ucha.
Dobiegłem do polany i postawiłem ją na ziemię.
- Gotowa?- spytałem uśmiechając się lekko.
- Gotowa.- potwierdziła Maddie.
- No to raz, dwa, trzy...- zdjąłem jej opaskę i patrzyłem na jej piękną, oświetloną słońcem twarz.
- Tu... tu jest pięknie.- powiedziała cicho.
Nagle odwróciła się i rzuciła mi się w ramiona. Przez chwilę zawachałem się, ale przyciągnąłem ją do siebie.
Kiedy skończyliśmy się przytulać zaprowadziłem ją na wierzbę, i po chwili siedzieliśmy już nad jeziorkiem na gałęziach.
Cały dzień bawiliśmy się i śmialiśmy.
Słońce grzało mocniej, więc postanowiłem zdjąć koszulkę.
Odsłoniłem klatę i spojrzałem na Maddie. Kiedy mnie zobaczyła wybauszyła oczy, ale szybko się opanowała.
Po chwili sam się zaskoczyłem.
- Zdejmij pelerynę.- powiedziałem po prostu.
- Słucham?- spytała zdziwiona.
- Zdejmij pelerynę.- powtórzyłem .
Posłusznie zdjęła pelerynę  i powiesiła ją na gałęzi. Ciągle patrzyła na mnie ostrożnie.
Przysunąłem się bliżej jej i...
Złapałem ją w pasie i rzuciłem się z nią do jeziora. Wpadliśmy do ciepłej, nagrzanej wody.
Oboje się śmialiśmy i oblewaliśmy wodą.
Pod wieczór zabrałem Maddie do zamku.
Cali mokrzy wtargneliśmy do zamku i z Maddie na rękach, gołą klatą, i cały mokry.
Maddie również była cała mokra i bez butów.
Strażnicy patrzyli na nas jak na wariatów.
Wtargnąłem do mojego pokoju i trzasnąłem drzwiami.
- A co wy tu robicie?- Will siedział na łóżku z Haltem i patrzył na nas jak wryty.
- My...nic.- uśmiechnąłem się niewinnie.
Maddie tarzała się ze śmiechu w moich ramionach.
- My już idziemy.- dodałem i wybiegłem na korytarz.
Tam ryknęliśmy śmiechem i pobiegłem do królewskich komnat. Przed drzwiami jej komnaty postawiłem ją na ziemię. Po krótkiej chwili pożegnałem się z nią.
Na koniec pocałowałem ją w policzek i odbiegłem.
Nie zmieniając ubrań, bez koszulki padłem na łóżko i zasnąłem, myśląc o dzisiejszym, pięknym dniu.

🐯🐯🐯🐯🐯🐯🐯🐯🐯🐯🐯🐯🐯

Cześć. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze to czyta.
Dajcie gwiazdkę i napiszcie w komentarzach, co sądzicie o tym, żeby napisać coś o sobie?
Czekam na opinię.
Do następnego!







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top