Rozdział 2
&&&&&&&&Will&&&&&&&&&&
Jechaliśmy lasem obok jednej z wiosek. Słyszałem tylko tęten kopyt Maski i Wyrwija. Ciągle nie mogłem uwierzyć w sytuację z wczorajszego wieczoru. Mój syn siada na konia zwiadowcy bez wypowiedzenia hasła, a koń go nie zrzuca.
Nie wiem czy to mój syn jest inny, czy jego koń.
Wyjechaliśmy z lasu i wjechaliśmy do wioski.
Na horyzoncie było widać budynek większy niż inne.
No tak, gospoda.
Nagle przypomniałem sobie przykre wspomnienie, które zmieniło moje życie.
Paląca się gospoda.
Prom.
Szajka złodzieji odpływająca promem.
Kpiący uśmieszek Jorego Ruhla.
Zacisnąłem pięści.
Jako jedyny miałem jeszcze nadzieję, że Alyss żyje.
Nigdy nie znaleziono ciała, wię iskierka nadzieji ciągle płonęła w moim sercu.
Wierzyłem, że wróci.
- Tato!- z zamyśleń wyrwał mnie głos mojego syna.
Spojrzałem przed siebie i ocknąłem się na dobre.
Kilka centymetrów odemnie znajdowała się ściana gospody.
Stuknąłem Wyrwija w bok i ten natychmiast skręcił.
"Chcesz mnie rozbić?!"
Zawsze o tym marzyłem
" Czyli mnie nie kochasz???"
Skąd wiedziałeś?
"Ja wszystko wiem."
No tak, zapomniałem.
Mój ukochany konik zawsze musi mieć ostatnie zdanie w tych naszych pogawędkach.
- Jesteśmy dzień drogi do zamku Araluen.- powiadomiłem mojego syna.
- Znakomicie, ale może zatrzymamy się w gospodzie?- zaproponował Jack.
- Dobrze.- zgodziłem się.
Weszliśmy do gospody i zamówiliśmy kolację i ją zjedliśmy. Następnie poszliśmy do pokoju i zasnęliśmy.
/////////w zamku Araluen//////////
- Po co mnie wzywaliście?- spytał ciekawy Halt.
- Mamy do ciebie sprawę.- odparł król Duncan.
- O co chodzi?Jakieś problemy w królestwie?- Halt nie bardzo wiedział o co chodzi.
- Skocii chcą wyzywać nas na wojnę potrzebujemy elitarnej grupy wojowników.- wyjaśnił Arald.
- Moi przyjaciele mogą nam pomóc. Tylko gdzie jest Will? Miał już tu dawno być.- spytał
Halt.
- Spóźni się.- powiedział krótko sir David.
- No więc wracając do naszej sprawy. Pomyślałem, że moglibyśmy stworzyć Korporację Shedów.- kontynuował Halt.
- Korporację..... czego???- spytał zdziwiony sir David.
Słowa zwiadowcy wywołały powszechne zdziwienie.
- Korporację Shedów. Shedowie to ludzie mający zdolności podobne do zwiadowczych. Posługują się lassem, mocnym kijem i umiejętnością skakania po drzewach.i życie. - wyjaśnił Halt.
- No dobrze. Zgadzam się. Zajmiesz się tym.- zdecydował król Duncan.- A teraz do komnat. Jutro ciężki dzień.
Po tych słowach wyszedł i zostawił wszystkich w komnacie Narad. Reszta wyszła po kilku minatach.
::::::::::::::::::::::::Jack:::::::::::::::::::::::
Przed nami wyrosły wieże zamku Araluen. To był niesamowity widok. Po chwili zjeżdżaliśmy już na most. Strażnicy ujrzawszy srebrny liść Willa, natychmiast nas przepuścili.
Wjechaliśmy na dziedziniec. Zsiedliśmy z koni i natychmist podbiegł do nas chłopiec stajenny.
Naprzeciwko nas wyszła postać w szaro- zielonej pelerynie.
Halt wyszedł nam na spotkanie i pomachał do nas ręką.
- Nareszcie, Will! - zawołał.- Gdzie ty byłeś?!
- Nooo... musieliśmy jeszcze zabrać konia dla Jack'a- wyjaśnił mój ojciec.
W tej chwili wyszłem do przodu.
Uśmiechnąłem się na widok brodatej twarzy, którą znałem od dziecka. Pomagał mi ukryć się przed moimi wielbicielkami.
A powiem, że było ich dużo.
Nic dziwnego. Wszyscy mówią mi, że jestem przystojny.
Jasne, prawie białe kosmyki włosów sterczały mi na wszystkie strony i dodawały uroku.
Blada cera i ciemne, fioletowe oczy świetnie się prezentowały.
Mam metr sześćdziesiąt pięć.
Po chwili z zamku wyłoniła się następna postać w szarej pelerynie.
Podeszła do nas i serce zabiło mi mocniej w piersi. Postać zsunęła kaptur i zaniemówiłem.
Piękne włosy dosłownie spływały jej na twarz.
Zgrabne ręce i nogi poruszały się z niezwykłą gracją. Piękne oczy tylko dodawały jej uroku.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że wszyscy na mnie patrzą.
Oblałem się rumieńcem i poprawiłem włosy.
- Maddie!- krzyknął Will.
- Will, jak dobrze cię widzieć!- krzyknęła szczęśliwa. Po chwili zwróciła się do mnie. - Ty to Jack, tak?- ach... i ten głos! Jak śpiew słowika!
Zorientowałem się, że Maddie czeka na moją odpowiedź.
- Eee tak.- odpowiedziałem zamieszany.
- No, myślę, że czas spać.- powiedział Will.
Odwróciłem się i poszłem za tatą, a Maddie za Haltem.
Odwróciłem się i popatrzyłem na Maddie.
Ta również na mnie spojrzała i posłała mi piękny zniewalający uśmiech.
Zaniemówiłem i zlałem się rumieńcem.
Nigdy nie zapomnę tego uśmiechu.
Nigdy.
🐂🐂🐂🐂🐂🐂🐂🐂🐂🐂🐂🐂🐂
Cześć. To znowu ja!* o nieeeee*
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Jak pewnie zauważyliście zmieniłem okładkę. Piszcie w kom. czy wam się podoba. Wesołych świątPS: nie pogardzę gwiazdkami😊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top