Rozdział 13
Maddie
Biegłam przez las w zatrważającej szybkości.
Nie zważałam na krzaki i doły.
Byłam cała poobcierana i pokaleczona, lecz nie zatrzymywałam się. Musiałam jak najszybciej znaleźć Jack'a. Minęłam wielki dąb i zatrzymałam się gwałtownie. stałam na skraju rzeki. Nie wiedziałam, czy jest głęboka, czy nie. Sięgnęłam po patyk i zanurzyłam go w wodzie. Jakieś trzy cztery metry. Bez zastanowienia zdjęłam pelerynę i powoli weszłam do mulistej cieczy. Zaczęłam płynąć.
Szybko machałam rękami i nogami. Parłam do przodu, ale połowie drogi zabrakło mi siły.
Zatrzymałam się unosząc się na wodzie. Przymknęłam oczy i myślałam o Jack'u. Jego ciepłe usta, piękny uśmiech, jego miły głos. Dosłownie czułam dotyk jego dłogi na moich kostkach. Taki szorstki, obślizgły..., iii... mackowaty?!
Natychmiast otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że jestem po szyję w wodzie! Coś złapało moje kostki i ciągnęło w dół.
Zaczęłam się szamotać, ale niewiele to dało. Zacisnęłam zęby w bezsilnej złości. Nie mogłam tak tu utknąć! Musiałam szukać Jack'a. Złośc powoli zaczęła przeradzać się w wściekłość.
Nagle zdałam sobię sprawę, że nie wszystko jest tak jak powinno.
No może byłam wyczerpana, głodna, przestraszona, wściekła, brudna, mokra, zrozpaczona i po szyję w błotnistej rzece, ale to raczej nie to.
Coś nie zgadzało się z naturą lasu.
Ciche bulgotanie dotarło do moich uszu zaraz po tym jak znalazły się one pod wodą.
Ledwo oddychałam, ale uświadomiłam sobie, jedną rzecz.
Rzeka bulgotało.
Jack
Leżałem na trawie i byłem pogrążony w nieprzytomnym śnie.
I spałbym tak sobie gdybym się nie obudził.(od a. XD)
Otworzyłem oczy i przetarłem je leniwie.
Gdzie jestem?-pomyślałem zdezorientowany.
I nagle na nowo zalała mnie fala wspomnień.
Natychmiast wstałem i rozejrzałem się.
Las jak las, drzewa, krzaki i mnóstwo roślin.
Po moim ciele rozeszło się miłe zimno.
Spojrzałem na słońce.
Dochodziła trzynasta.
Postanowiłem poszukać wyjścia z tej leśnej pułapki.
No i musiałem znaleźć Maddie.
Postawiłem pierwszy krok i szybko tego pożałowałem.
Poczulem ogromny ból w głowie.
Upadłem na ziemię.
- To będzie trudniejsze niż myślałem...- mruknąłem.
Maddie
Nie, ono dosłownie się gotowało! Mimo to nie czuła gorąca.
Czuła jednak, że obrzydliwe macki oplatające jej nogi powoli odpuszczały.
Machnęłam mocniej i jedna kostka była wolna.
Z drugą było trudniej, ale też dałam radę.
Resztkami sił wyszłam na brzeg i padłam na cudownie suchy mech. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich wdechów.
Muszę coś zjeść i wypocząć.-pomyślałam mimochodem i powoli wstałam. Chwilę kręciło mi się w głowie, ale potem stałam pewnym gruntem.
Wolnym krokiem ruszyłam w poszukiwaniu patyków na ognisko.
Jack
Przeszedłem już jakieś dwa kilometry w ciagu godziny.
Ból głowy i kończyn nie zniknął, ale znacznie osłabł.
Długo tak nie pociągnę.- pomyślałem.- Potrzebuję ciepła.
I nagle jak na zawołanie poczułem nikły zapach dymu.
Ledwo wyczuwalny, ale jednak.
Spojrzałem w niebo i spostrzegłem smugę dymu.
Bez zastanowienia pobiegłem w stronę ognia, mimo okropnego bólu.
Chciałem tylko dostać się do ciepła, do ognia...
Ostatkiem sił zrobiłem kilka kroków.
Ujrzałem jeszcze lekką poświatę i
ciemną sylwetkę na tle ognia.
I zemdlałem.
Maddie
Siedziałam przy ognisku i przeglądałam zawartość sakiewki. Powinny być tam pieniądze, ale ja zapakowałam tam drobny prowiant.
No tak.
Kromka zeschniętego chleba, pół kiełbasy i połowa jabłka.
Potrząsnęłam bukłakiem.
3/4 wody zabulgotało w środku.
Lekko nabiłam kiełbasę na patyk i zaczęłam ją przypiekać.
Ugryzłam kawałek chleba i zaczęłam powoli przeżuwać.
Po chwili do mioch uszu dobiegł szelest.
Ze zdziewieniem odwróciłam głowę i wstałam z trawy.
Podeszłam do krzaków i rozchyliłam je.
- Aaaaaa!-mój krzyk przedarł las niczym błyskawica.
Za krzakami leżał nieprzytomny człowiek.
Przyjrzałam się jemu i moim oczom ukazała się śnieżnobiała, choć trochę brudna czupryna.
- Jack!
Podbiegłam do niego i uniosłam głowę. Miał zamknięte oczy i niewyraźny wyraz twarzy.
- Och, Jack zabiorę cię do domu.
Musnęłam jego wargi moimi i złożyłam na nim pocałunek.
Kilka miesięcy później
- Chodź Jack, król wzywa!
- Idę już idę!
Pobiegłam w stronę sali narad, ciągnąc za sobą Jack'a.
Z hukiem wpadliśmy do sali narad, gdzie przebywał już król.
O dziwo, nawet nas nie zauważyli.
W ciszy siedliśmy na swoich miejscach.
Król wstał i rzekł poważnyn głosem.
- Moi drodzy, czas przygotować się na wojnę.
******************************
- Co już wiemy?
- Ten chłopak ma nadnaturalne moce. Tak samo jak dziewczyna.
- Spokojnie... zajmę się tym...
******************************
Ta daaam!!! Tak oto kończę tę książkę😊Chciałbym wam wszystkim podziękować za to:
Może dla niektórych to mało, ale ja zawsze o tym marzyłem!
1,04tys. wyświetleń!
Dzięki!
Wymyślcie może jakiś specjał na tę okazję?
Zapraszam do mojego drugiego ff o pokemonach.
Mam zamiar napisać drugą część tej książki, ale nie wiem kiedy.
Pozdrawiam wszystkich😊
Wasz
Wyrwij_style😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top