Rozdział 42
Duncan stał lekko z boku i patrzył na sytuację przed nim.
Czuł dumę, że ma takich poddanych oraz tak dobrych przyjaciół wokół siebie. Tak, Duncan traktował Willa i jego drużynę jak przyjaciół.
W jego mniemaniu dowiedli, że są lojalni, odważni i sprytni, a on uwielbiał takich ludzi.
Will przeciągnął się i sięgnął do kieszeni, wyciągając kawałek jabłka, który zostawił sobie na później.
Zjadł go i rozejrzał się za swoim koniem, bo nie ukrywając, nadal był głodny. Jak widać, zwykłe siedzenie w siodle może wzmagać apetyt.
Gdy wreszcie zauważył swojego konia, w podskokach znalazł się przy nim i wyjął podpłomyka, po czym znalazł słoik miodu, i polał nim płaski chleb, na końcu posypując go malinami, których cały krzew znalazł obok miejsca, gdzie pasły się konie.
Zwinął chleb i wgryzł się w smaczne, słodkie ciasto, po czym aż zamruczał, gdyż sam nie spodziewał się, że potrawa będzie tak dobra.
- Co to? - Usłyszał i spojrzał w bok, gdzie stali Feather, Wolfheart i Smoke, i patrzyli na niego wielkimi, zaciekawionymi oczami.
Shadow uśmiechnął się. Obrazek był przeuroczy.
- Chcecie? - Spytał i oderwał im po kawałku, a gdy ci spróbowali, otoczyli go ciasnym kółeczkiem i zaczęli domagać się kolejnych porcji.
- Hej, co to za powstanie urządzacie? - Zaśmiał się Gilan i podszedł do nich. - Może byście dali odpocząć przywódcy, co? - Zapytał z uśmiechem i podniósł Smoke'a, lekko go podrzucając, na co ten pisnął.
- JESTEM PANEM ŚWIATA! - Krzyknął i zaczął się śmiać.
- Ta, chyba panem polanki. - Odgryzła się Feather, robiąc coś przy nogach Gilana.
- Co robisz? - Spytał zaciekawiony zwiadowca, gdy dziecko złapało go za ubranie.
- Usiłuję się na ciebie wspiąć. - Mruknęła skupiona, na co reszta parsknęła śmiechem. Blondyn złapał ją za ubranie i posadził obok jej przyjaciela.
- Lepiej? - Spytał, a ta kiwnęła głową.
- No, to teraz możesz mnie zanieść. - Oznajmiła i oparła się o niego z uśmiechem, tworząc sobie z niego poduszkę.
- Takie słowa do Królewskiego Zwiadowcy. Wstyd, Gilanie, po prostu wstyd! - Westchnął Crowley.
- Dlaczego do mnie?! - Pisnął oburzony.
- Bo jakby nigdy nic dałeś się pokonać dziecku. - Rudowłosy parsknął śmiechem.
- Jesteś okropny. - Prychnął, lecz mimo to, na jego ustach czaił się uśmiech.
- Witam towarzystwo, z czego się śmiejemy? - Jak na komendę wszyscy spojrzeli na resztę Dark Souls, którzy stali sobie i patrzyli zmieszani po niemal płaczących ze śmiechu osobach.
- Widzę, że dobrze się bawicie. - Zaśmiał się Duncan, który zdecydował się podejść do nich.
- Tak, Wasza Wysokość! - Rzuciły chórem dzieci.
- Zwiadowca Gilan robi nam za bardzo wygodne siedzenie. - Powiedziała dziewczynka i lekko poklepała zwiadowcę po głowie. - Dlaczego wszyscy się śmieją? - Spytała, gdy zorientowała się, że wszyscy zwiadowcy stojący obok, król oraz wszyscy członkowie Dark Souls dosłownie płaczą ze śmiechu. Jej pytanie spowodowało jeszcze głośniejszy wybuch wesołości, na co dzieci zatkały uszy, bo część z zebranych miała naprawdę potężne głosy.
- Proponuję wyruszyć w dalszą drogę, zanim się tu podusimy ze śmiechu. - Rozległ się kobiecy głos, a chwilę później księżniczka Cassandra podeszła do nich.
- Cassie! - Pisnęła najmłodsza członkini drużyny Willa i zeskoczyła z ramion Zwiadowcy, wpadając w te należące do księżniczki.
- Ładny ruch. - Rzuciła królewna, gdy zdołała ochłonąć po tak nagłym ataku.
- Na następny raz ostrzeż, nie pogniewamy się. - Rzucił Will, przechodząc obok Cassandry i poczochrał dziewczynkę po włosach, na co ta zaśmiała się.
- Psujesz mi fryzuję! - Pisnęła na niego, a w oczach chłopaka zalśniły iskierki. ,,Jaki piękny moment.", pomyślał.
- Najpierw musiałabyś ją mieć. - Rzucił i parsknął śmiechem, podobnie jak reszta zgromadzonych.
Przestał się śmiać, gdy zorientował się, że dziecko wyraźnie posmutniało i lekko spuściło głowę.
- Och, mała, przepraszam, to nie miało tak- - Nie zdążył dokończyć swojej myśli, gdy poczuł, jak małe ciałko rzuca się na niego.
Dziecko bez problemu powaliło go na ziemię i parsknęło śmiechem.
- O mój B-boże! - Wydusiła mała, ledwo łapiąc oddech przez śmiech. - Nie wierzę, dałeś się nabrać na numer, którego sam mnie nauczyłeś! - Dodała i zaczęła śmiać się jeszcze głośniej, a wraz z nią reszta zgromadzonych.
- Pięknie, Willu! - Rzucił Halt złośliwie, nagle materializując się obok nich. - Na twoim miejscu spaliłbym się ze wstydu. Malutkie dziecko okiwało się jakbyś był ściętym pieńkiem! - Dodał i uśmiechnął się drapieżnie.
Poczuł, jak coś lekko ciągnie go za spodnie. Spuścił wzrok i zobaczył jak Feather patrzy na niego. Gdy zorientowała się, że Zwiadowca ją zauważył wyciągnęła do niego ręce, sugerując, że chce zostać podniesiona.
Halt zmieszany złapał ją i podniósł, po czym spojrzał na nią.
- Coś się stało? - Spytał nagle.
- Shadow mnie zabije. - Mruknęła smutno, na co Halt zmierzył wzrokiem swojego ucznia.
- Nie martw się, obronię cię. - Rzucił i uśmiechnął się lekko. - Pięknie go wykiwałaś, nie powiem. - Dodał.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. - Burknął Will. Gilan wyciągnął do niego rękę, bo w drugiej wciąż trzymał Smoke'a, po czym pomógł mu się podnieść.
- Powiedz, jak udało ci się przewrócić osobę kilka razy większą od ciebie? - Spytała Cassandra. Ona sama do najwyższych nie należała, lecz chciała nauczyć się bronić, by nie musiała ciągle polegać na strażnikach.
- Och, to bardzo proste. - Rzuciło swobodnie dziecko.
Nagle, w najmniej spodziewanym momencie złapało Halta za pelerynę, zeskoczyło mu z rąk, po czym pociągnęło mocno materiał, przez co Zwiadowca stracił równowagę, zrobił koziołka w powietrzu i runął jak długi na plecy.
- O, dokładnie tak. - Skwitowała Feather, zakładając ręce na pierś. Reszta parsknęła śmiechem.
- I kto teraz jest ściętym pieńkiem? - Spytał z satysfakcją Will.
- No dalej, wstawaj. - Rzucił do niego Raven, wyciągając dłoń i pomagając mu wstać.
- Co to za czasy, że jedna osoba na całą grupę pomaga staruszkowi wstać, gdy ten zostanie brutalnie przewrócony. - Burknął Halt, otrzepując się z trawy i ziemi.
- Współczesne. - Odparł jakby nigdy nic Flame, a po chwili na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech.
- Tak na przyszłość, nie wierzcie w ani jedno słowo tej małej. - Powiedział nagle Raven. - Bliżej jej do diabełka niż do aniołka. - Dodał, na co reszta znowu się zaśmiała. - Oj, muszę uciekać. - Mruknął nagle, po czym sprintem rzucił się w stronę najbliższych drzew.
- WRACAJ TUTAJ! - Wydarła się Feather, po czym ruszyła za nim.
***
Tak, dobrze widzicie, to drugi rozdział w ciągu dwóch dni :>
Nie wiem, jak wam, mi się rozdział cholernie podoba.
Taki mega fajny, na luzie i w ogóle ^^
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top