Rozdział 6

Halt z lekkim rozczuleniem patrzył na tych młodzieńców siedzących przed nim i śmiejących się z tak pięknie rozegranej sytuacji. Sam był pod, powiedzmy, podwójnym albo nawet i potrójnym, wrażeniem. Po pierwsze, pamiętał jak jego młodszy brat, Ferris, traktował go gdy obaj byli dziećmi. Poza tym nie raz widział, że gdy jedno dziecko jest bez przerwy chwalone, z czasem samo zaczyna dokuczać rodzeństwu. A po drugie, był pod wrażeniem ich pomysłowości. Sam nie wpadłby na to, by tam pięknie oszukać zadufanych w sobie mężczyzn. Aż żałował, że nie widział ich min... Tak, to musiał być piękny widok... Był też pod wrażeniem, ponieważ pierwszy raz w życiu spotkał tak młodych ludzi z takim bagażem doświadczeń. Wątpił, czy on sam poradziłby sobie na ich miejscu. 

>>------->

Duncan siedział i po prostu patrzył na siedzących przed nim. Był pod wrażeniem ich zaradności i tego, że byli w stanie tak sobie poradzić. A poza tym, był zachwycony planem dziewcząt. Wiedział, że sam nigdy by tego nie wymyślił. Była też trzecia sprawa. Był pod ogromnym wrażeniem ich umiejętności. Nigdy nie widział tak dobrych wojowników. Cieszył się niezmiernie, że są po jego stronie. 

>>------->

- Myślę, że już rozumiesz, Panie. - Powiedział Shadow, gdy już się uspokoili. - Sami wywalczyliśmy nasze pseudonimy. Sami je sobie wybraliśmy, sami pielęgnowaliśmy swoje talenty i sami stanęliśmy w obronie naszego kraju i siebie nawzajem, gdy musieliśmy walczyć. Te pseudonimy, to to, kim staliśmy się przez te wszystkie przykre sytuacje, które nas spotkały. To to, o co walczyliśmy przez całe nasze życie. Aż do teraz. - Mruknął. - Teraz zostało tylko pielęgnować nasze talenty i naszą przyjaźń... A to nie będzie specjalne trudne. - Stwierdził. - Przed dołączeniem do drużyny składaliśmy sobie nawzajem przysięgę która mówi o tym, że musimy walczyć do końca. Nie wolno nam się poddać. Każdy z nas jest bratem lub siostrą i trzeba się nim zająć i pomóc bez względu na wiek, płeć czy majątek. Jesteśmy równi. Jesteśmy tacy sami. Jesteśmy wojownikami i będziemy walczyć. - Stwierdził chłopak pewnie, a jego grupa poparła do głośnymi okrzykami. 

>>------->

Duncan był pod wielkim, ogromnym wręcz wrażeniem waleczności tych młodych ludzi. "Byliby z nich wspaniali wojownicy...", pomyślał, po czym poprawił się, "Przecież już nimi są.". Uśmiechnął się do nich, a dziewczyny odwzajemniły gest. Feather wdrapała się na kolana Willowi i przytuliła do niego. Halt dopiero teraz zauważył, że cały wieczór spędzili na rozmowie z drużyną jego ucznia. Zdał sobie sprawę, że nie zapytał o dość istotną rzecz. 
- Macie jakąś nazwę? - Zapytał unosząc brew. 
- Na razie nie. - Odparł Flame i przeczesał swoje czerwonawe włosy. 
- Coś się wymyśli. - Zapewnił Will swobodnie. 
- Kocham cię, wiesz? - Zaśmiał się Raven. - Do wszystkiego podchodzisz jak do popołudniowej herbatki. - Skwitował i po chwili dało się słyszeć kolejny wybuch śmiechu. Tym razem dołączyli do niego Halt i Duncan, którzy już polubili tych młodych ludzi. 
- Ale żeś go podsumował! - Zaśmiał się Flame. 
- Ty już się nie wtrącaj, rudzielcu! - Fuknęła Silver. - Idź na pole poudawaj marchewkę, może ktoś się nabierze. -  Kolejne salwy śmiechu. 
- Panie, dobrze ci radzę, uważaj na nią, bo jak ci się dobierze do skarbca, to nie będzie co zbierać! - Powiedział przejęty, a Halt poczuł, że łzy powoli napływają mu do oczu ze śmiechu. 
- Wiesz co? Zmieniam zdanie! Z twoim zakutym łbem bardziej pasujesz do dyni! - Kolejne śmiechy. - Tym bardziej jak usiądziesz obok tamtego faceta. - Powiedziała pokazując na krzaki. Duncan i Halt momentalnie zamilkli. 

>>------->

- Boże... - Jęknął Will cierpiętniczo. - Gilan, Crowley, co wy tam robicie? - Zapytał, a po chwili dwóch zwiadowców stanęło obok nich. 
- Tu jesteś, Wasza Wysokość. - Powiedział zdziwiony Gilan. - Całe wojsko cię szuka. - Mruknął z lekką nutką ulgi w głosie. 
- Tak? - Spytał zdziwiony król. - Przecież nie było mnie tylko chwilę. - Stwierdził marszcząc brwi. 
- Konkretnie rzecz ujmując, nie było cię... - Mruknął Crowley patrząc w niebo. - Umm... Jakieś 3 godziny, Panie. - Duncan natychmiast stanął na nogi i ruszył w stronę obozowiska po drodze otrzepując się z ziemi i trawy. 
- Ehh... Bycie królem jest ciężkie. - Mruknęła Blue. 
- Mhm... - Potwierdził Will i przytulił do siebie małe ciałko, które dalej siedziało mu na kolanach. Halt również chciał się podnieść gdy nagle poczuł okropny ból ciała spowodowany zbyt długim siedzeniem w jednej pozycji. Blue i Red natychmiast rzuciły się ku niemu i pomogły mu wstać. 
- W porządku? - Zapytała niebieskooka, a zwiadowca pokiwał głową i uśmiechnął się do niej. 
- Tak, dziękuję. - Powiedział lekko zmieszany. Z drugiej strony cieszył się, że przyjaciele Willa go polubili. Naprawdę, nie chciałby być ich wrogiem. - Może wrócimy do obozu? - Zaproponował. 
- Zostaniemy jeszcze chwilę. - Mruknął Will z rozczuleniem patrząc na śpiącą na nim dziewczynkę.  
- Mam nadzieję, że nie uciekniecie. - Powiedział Halt poważnie. 
- Oczywiście, że nie. - Przytaknął mu jego uczeń. - Przynajmniej do póki nikt nie zacznie nas obrażać. - Dodał, a Halt zmarkotniał trochę. W końcu wziął Crowleya i Gilana i ruszył w stronę obozu. 

>>------->

Gdy słońce powoli chowało się za horyzontem Halt nie wytrzymał i ruszył w stronę niewielkiej polany. Zaczął się martwić. Pokonywał drogę coraz szybciej i szybciej, a gdy już dotarł na miejsce stanął jak zaczarowany. Oto przed nim spała grupka zbita w dużą stertę ciał. Uśmiechnął się rozczulony widząc, że wszyscy przytulają się do siebie. Will leżał oparty o drzewo. Na nim leżała Feather, a po bokach chłopaka Raven i Blue. Red spała zwinięta obok swojej siostry kładąc głowę na jej biodrze. Obok niej spała Silver barkami opierając się o ramię Willa, który miał głowę położoną na tej należącej do dziewczyny. Flame ze Smoke'iem spali przytuleni do siebie po drugiej stronie. Czerwonowłosy chłopak opierał się o Raven'a, który wtulał głowę w pierś przywódcy.
- To znaczy, że czują się przy sobie bezpiecznie. - Stwierdził cicho Duncan. 
- Co ty tu robisz, Panie? - Odszepnął Halt. Król tylko uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Jeszcze raz popatrzył na śpiących przyjaciół. 
- Myślisz, że powinniśmy ich obudzić? - Spytał król.
- Nie musisz, Panie. - Dobiegł go głos Willa. Całą grupka leżała dokładnie w tych samych pozycjach ale oczy każdego były wbite w Duncana. 

***

Rozdział trochę dla beki, trochę dla rozluźnienia ale wydaje mi się, że koniec końców jest fajny :>

Jakieś pomysły na nazwę?
Na razie mam:
- Devil Dogs,
- Hunters
- Shadows
- Black/Dark Souls (i na razie to drugie jest moje ulubione)

Do przeczytania, 
- HareHeart.   

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top