Rozdział 47
Po śniadaniu, posprzątaniu obozu zostało im jeszcze na tyle czasu, że postanowili sobie poleniuchować. Wspięli się na drzewa i rozłożyli na gałęziach. Słońce przyjemnie grzało ich ciała, a liście skutecznie chroniły ich oczy przed promieniami. W takich warunkach naprawdę ciężko było nie zasnąć.
Will leżał bokiem na gałęzi i czuł przyjemny, chłodny wietrzyk, który kołysał gałęzią, na której leżał, upodabniając ją do kołyski. Było mu wygodnie, ciepło i miał pełny żołądek, więc naprawdę resztkami silnej woli utrzymywał otwarte oczy.
- Wygodnie im na drzewie? - Usłyszał zdziwione głosy i lekko podniósł się na rękach.
- Ja ledwo utrzymuję otwarte oczy, więc zakładam, że oni są już pewnie jedną nogą w śnie. - Zaśmiał się, po czym ziewnął, wygodniej układając się na gałęzi.
- Nie boisz się, że spadniesz? - Spytał Horace. Will pokręcił głową, po czym usiadł.
- Gdy jesteś wysoko na drzewie jest mniejsza szansa, że dopadnie się jakiś nożownik. - Uśmiechnął się do niego i puścił mu oczko. - Poza tym, musiałbyś to poczuć, żeby zrozumieć. Z jednej strony słońce ogrzewa się, lecz z drugiej liście chronią przed podrażnieniem oczu. - Dodał. - Osobiście uwielbiam spać na drzewach. - Dodał.
- Mogę dołączyć? - Spytał George. Will wyciągnął do niego rękę i pomógł mu wejść na pobliską gałąź. To samo zrobił z Jenny i Alyss.
- Chodź, znajdę ci jakieś wytrzymałe drzewo. - Obiecał i jakby nigdy nic zeskoczył z drzewa. Rozejrzał się i dostrzegł grube drzewo. - Chodź. - Rzucił do przyjaciela i sam zwinnie wskoczył na gałąź, po czym pomógł wdrapać się na nie Horace'owi.
Usłyszeli sygnał, na co Will zgrabnie zeskoczył z gałęzi, pomógł zejść reszcie, po czym podszedł do drzew, na których drzemali jego przyjaciele z drużyny i obudził ich.
- Musimy ruszać, chodźcie. - Wyjaśnił, gdy zobaczył ich wściekłe miny. Ci westchnęli, lecz posłusznie wstali, przeciągnęli się i ruszyli za nim.
Przez całą drogę panowała dziwna cisza. Dla jednych była wybawieniem, a dla drugich przekleństwem. O co chodziło? Armię od zamku Araluen oddzielał ledwie jeden dzień drogi. Część żołnierzy była zachwycona powrotem do domu. Byli też tacy, którzy nie chcieli wracać... Między innymi, była to drużyna Dark Souls. Nie mieli dokąd wracać. Mimo, że król obiecał im, iż ci będą mogli zostać w zamku lub w jego pobliżu, w każdym sercu czaił się strach, że albo ich rozdzielą, albo wyrzucą. Albo jedno i drugie.
Will zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby nie spotkał swojej drużyny. Zapewne zostały Zwiadowcą, ale co dalej? Byłby sławny? Albo czy byłby szczęśliwy? Pewnie tak. Lecz gdy spojrzał na dziewczynkę spokojnie drzemiącą w jego ramionach poczuł ciepło w sercu, którego nie mogły wypełnić żadna chwała, sława czy pieniądze. Wiedział, że jeśli król zdecyduje się rozwiązać ich drużynę, ci znajdą dom gdzieś indziej. Gdzieś, gdzie będą mogli być razem, nierozłączni.
Podniósł lekko głowę i zobaczył jasne, czyste niebo, bez ani jednej chmurki. Uśmiechnął się lekko do siebie.
Raven jechał spokojnie, trzymając przed sobą Wolf'a. Chłopak zdążył mu zaufać. Przytulał się do niego, gdyż niezbyt często miał okazję jeździć konno i prawdę mówiąc, po prostu bał się upadku.
- Spokojnie, trzymam cię. - Zaśmiał się cicho starszy. - Nie spadniesz. - Dodał pewnie.
Duncan co jakiś czas ukradkiem zerkał na Willa, który nawet nie zareagował, gdy pszczoła usiadła mu na dłoni, posiedziała chwilę, po czym odleciała.
- Willu? - Spytał w końcu cicho.
- Tak, panie? - Odparł wyrwany z letargu chłopak.
- Nad czym tak rozmyślasz? - Zapytał. Starał się zadać pytanie tak, by reszta tego nie usłyszała, gdyż przeczuwał, co może zaprzątać głowę drugiemu. Will westchnął.
- Wiem, że obiecałeś nas nie rozdzielać, ale nie mogę nic na to poradzić, że po prostu boję się. Martwię się, że gdy tylko wejdziemy do zamku każesz nam rozwiązać drużynę. - Powiedział, nawet nie orientują się, że zapomniał użyć słowa ,,panie". Król postanowił tego nie komentować, lecz skupić się na problemie który zadręczał biednego chłopaka.
- Posłuchaj mnie uważnie, dobrze? - Spytał cicho, a Shadow niemal dostał zawału. Wydawało mu się, że król jest zirytowany tym, że kolejny raz musi tłumaczyć mu tę samą rzecz. Nie powiedział nic, lecz Duncan doskonale wyłapał ten przerażony błysk w jego oczach. - Posłuchaj mnie. Nie mam zamiaru was rozdzielać. Jesteście wspaniałymi wojownikami, bardzo dobrze zgranymi, potraficie dobrze walczyć i umiecie wykonać misje, które dla wielu byłby nie do wykonania. Rozumiesz? - Gdy Will skinął lekko głową, Duncan kontynuował. - Widzę, że bardzo się o siebie troszczycie i kochacie się jak rodzina z krwi i kości. - Mówiąc to władca lekko się uśmiechnął. Chcę, żebyście służyli jako jednostka do zadań specjalnych, tuż obok Zwiadowców. Będziecie z nimi współpracować. Zamek Araluen jest ogromny, więc na pewno nie zabraknie wam tam miejsca. W dodatku jest tam sierociniec, więc Smoke i Feather będą mieli towarzystwo, gdyby się nudzili. - Władca uśmiechnął się, a Will skinął głową. Poczuł się odrobinę pewniej, lecz nadal czuł dziwny lęk. Po prostu się bał. Nie chciał stracić swojej rodziny, nawet jeśli nie była ona biologiczna. Czuł, że Dark Souls naprawdę go kochają i oddaliby za niego życie. Zresztą, on sam zrobiłby to samo, jeśli chodziłoby o któregoś z jego przyjaciół. Byli dla niego ważniejsi niż jego własne życie.
Blue, Red i Silver jechały z Cassandrą, Alyss i Jenny, rozmawiając o głupotach. Bliźniaczki wspominały jak wykiwały swoich narzeczonych, a ich nowe znajome śmiały się z tego do łez. Były pod wrażeniem sprytu dziewczyn, jak chyba każdy kto usłyszał tę historię.
Silver chciała wyprostować plecy, bo dość długo siedziała w jednej pozycji. Gdy zmieniła ją, prawie jęknęła z bólu.
- Przepraszam was na chwilę, ale nie mogę tak siedzieć. - Rzuciła pół-żartem pół-serio i podała wodze Blue, a sama stanęła na siodle i wskoczyła na pobliskie drzewo.
- Nie dasz rady wytrzymać, co? - Spytał Will gdy zobaczył, że po jego prawej stronie jasnowłosa skacze sobie po drzewach. Jego usta rozciągnęły się w lekkim uśmieszku.
- Nie, za bardzo boli. - Dziewczyna skrzywiła się.
- Wiem. - Zaśmiał się chłopak.
Silver znowu usiadła w siodle. Plecy mniej jej doskwierały, a na jej ustach widniał uśmiech.
Wjechali na wzgórze, a ich oczom ukazał się ogromny zamek Araluen.
Czas rozpocząć nowy etap życiu drużyny Dark Souls...
***
Moi drodzy, wiem, że nie wszyscy widzieli ogłoszenie na mojej tablicy, więc powtórzę:
W głosowaniu na następną książkę wygrała Czarna Gwiazda. Na tablicy można było zagłosować też, kiedy ją chcecie. Wszyscy byli za tym, by była po ukończeniu Łowcy i Niezwyciężonych, więc tak też będzie.
Na razie to chyba tyle.
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top