Wiersz XI

To wiersz o tych duszach bogatych
Które żyją tylko w książkach

Pomagali mi w trudnych momentach
Zawsze i w stu procentach
Nie są przyjaciółmi, nie znamy się w ogóle
Lecz to oni obchodzą się ze mną najczulej

Czasem widzę ich w snach, choć nie wiem jak wyglądają
Materializują się w wyobraźni, z myśli się składają
U każdego w głowie poznasz ich inaczej
Czytanie książek jest nadzwyczaj poznawcze

Odmęty dobrze im znane, ponieważ sami miewają kłopoty
Nie pomoże saksa, ani ostre groty
Odznaka liścia dębu na nic się wtedy zdaje
Tam gdzie walczą ze sobą dwa kraje

Dobrze znają bożka, co siedzi na dnie
I wyciągną każdego kto w odmęty spadnie
Mają do wykonania wiele trudnych misji
Każdy w swym sumieniu jest jak kryształ - czysty

A teraz opowiem ci ładnie o tym, co dla mnie uczynili
Największego z moich wrogów chyżo pochwycili

Wytropili mój smutek który krył się w głębinach serca
A teraz nie ma nic lepszego niż bycie w objęciach
Szary płaszcz czuję przy swoich ramionach i piersi
To coś czego nie zrobili by nawet najlepsi
Przyjaciele, którzy nauczeni są że z pocieszania
Nie będzie efektu bez szczerego starania
Na nic ich słowa, bo nie rozwiązują problemu
To nigdy nie dojdzie do skutku bez określonego celu

Zwiadowcy...
Uciszają skołotane serce, brzmiące w szalonym rytmie
I przez dłuższy czas choć na moment nie cichnie
Siedzą milczą, nie mówią słowa
Wiedzą że na działanie nie jestem jeszcze gotowa
Po co hałasy, moralizowanie zawczasu?
Najlepiej się wyciszyć i iść samotnie do lasu

A kiedy w końcu się uspokoję, odnajdą tego co ból mi zadał
Gdy znasz zwiadowców, żadne cierpienie nie wraca
Wytropią każdego złoczyńcę, co na sercu będzie się żywić
Tylko po to bym w życiu nikt już nie musiał się mylić.

Taki jest cały korpus zwiadowców, co nawet nie istnieją
Także swoim łukiem prawdziwie cierpienia zesterzelą

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top