prolog

Z cienia wyszły cztery postacie. Trójka z nich miała mundury straży zamkowej, czwarta miała na sobie lnianą koszulę, lekką bluzę ze skóry i długie spodnie z płótna z naszywkami na kolanach i po wewnętrznej stronie ud i łydek. Jej kroki w przeciwieństwie do strażników nie czyniły żadnego hałasu i wydawały się sprężyste, pełne energii i siły. Spojrzenie miała zimne i ostre, emanowała z niego pewność siebie i niezależność, twarz była zacieniona ciemno brązową grzywką. Jej ręce krępowała mocna lina i chociaż dziewczyna miała tylko trzynaście lat to strażnicy zerkali na nią z obawą. W końcu kilka dni temu zbiła porządnie ich kolegę także ten trafił do lekarza. A dwóch z nich prawie przewyższała.

Dotarli na miejsce bez przygód. Lecz ten stan nie potrwał długo, gdyż dziewczyna kopnęła jednego strażnika za kolanem, a ten się przewrócił jeszcze zanim runął na ziemie wyciągnęła mu miecz z pochwy i przecięła linę przy jednym z nadgarstków. Wybrała ten moment, gdyż strażnicy popełnili błąd, właśnie się kłaniali zamiast jej pilnować, kłaniali się ponieważ weszli do sali tronowej przed oblicze króla. Zanim zorientowali co się stało ona była już przy oknie, okno było wąskie i miało dużo metalowych części, gdy stwierdziła że trzyma się tylko na starej zaprawie, wypchnęła je i krzyknęła do ludzi na dole:

-Uwaga okno!

Po czym wyskoczyła na parapet, potem na następny i znalazła parę szczelin które dały jej kilka punktów podparcia. I zauważyła potencjalną drogę ucieczki. Akurat spuszczano wodę ze zbiorników w zamku, do tego używano długich rynien jedna z nich biegła zaledwie półtora metra od niej. Wymamrotała coś w stylu "co ja na litość boską robię" i "oszalałam", wysunęła stopy ze szczelinek tak że ledwo się trzymała i wybiła się w bok modląc się żeby rynna wytrzymała. Zjechała po rurze, która o dziwo nie puściła. Kiedy była na ziemi spojrzała na ręce, mimo adrenaliny bolały ją jak diabli, a w paru miejscach skóra była zdarta.

Rozejrzała się za czymś co mogło być przydatne. I znalazła. Ktoś szarpał się z młodym rumakiem bojowym, idealna okazja. Dziewczyna wzięła rozbieg, podbiegła do konia, oparła ręce o jego grzbiet, wybiła się, gdy już była na końskim grzbiecie chwyciła wodze i krzyknęła prosto do czułego końskiego ucha:

-Heja!

Koń zerwał się w panice, a w tym samym momencie z za drzwi wypadł pościg.

-Szybko się uwinęli, nie ma co- mruknęła.

Ale to się nie liczyło, gdyż ona cwałowała na przerażonym koniu prosto na mur. Uciekinierka szarpnęła konia za pysk i skierowała go na bramę, ciągle waląc go łydkami po bokach.

Uciekła. Przynajmniej na razie. Kiedy dojedzie do lasu zwolni. Nie będzie katować konia. Na razie odepnie wodze, gdyż ciężko jest zahamować konia z jedną zerwaną wodzą. Łatwiej będzie jeśli założy je dookoła szyi ogiera i poprowadzi go dosiadem wodzy używając tylko jako hamulca. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top