Współczesność Cz. 1 (one-shot)

Specjal z okazji 50 follow :3
Dziękuję Wolfiett za pomysł.

-----------------

Will siedział w kuchni i pisał opowiadanie o apokalipsie. Horace, jego najlepszy przyjaciel, siedział obok niego co chwile zaglądając brunetowi przez ramię. Wszyscy cieszyli się, że w końcu nadszedł weekend i mają czas aby odpocząć.

Will studiował polonistykę. Rodzice zmusili go, grożąc mu. Chłopak zgodził się więc. Nie miał żadnego głosu w domu. Jego ojciec był alkoholikiem, a matka nadal chorowała na depresję po stracie ukochanej córki. Traktowali oni Willa jak niepotrzebnego śmiecia.

Horace natomiast studiował prawo z własnej woli. Wychował się w bogatej rodzinie. Miał wielu fałszywych przyjaciół, którzy lecieli na kasę. Można by pomyśleć, że niczego mu w życiu nie brakowało. Było jednak zupełnie inaczej - brakowało mu rodzicielskiej miłości i prawdziwych przyjaciół. Jego opiekunowie cały czas pracowali, aby zarobić pieniądze i "zaplanować przyszłość swojemu dziecku". Horace miał zostać lekarzem, lecz nie było to coś dla niego.

-Co znowu piszesz, Will? - rozległ się głos za ich plecami.

Gilan opierał się o żółtą ścianę i jadł jabłko identycznego koloru.

-Coś na pewno - zaśmiał się brunet.

Owy rudy człowiek o imieniu Gilan studiował chemię. Był niezwykle uzdolniony w tym kierunku. Rodzice byliby z niego niezwykle dumni, niestety zmarli miesiąc po tym, jak chłopak dostał się na wymarzone studia. Gilan miał wielu słynnych znajomych, lecz wolał przyjaźnić się z blondynem i brunetem, którzy byli jego współlokatorami i aktualnie siedzieli w kuchni.

Will zaczął streszczać swoje dzieło, Gilan słuchał go uważnie, a Horace patrzył przez okno zamyślony. Nagle najwidoczniej olśniło go i gwałtownie zerwał się z krzesła. Przestraszony rudzielec upuścił swoje jabłko, a Will prawie spadł na podłogę.

-Co ci się dzieje? - zapytał zirytowany brunet.

-Moje biedne jabłko! - lamentował Gilan. - Ty morderco! - krzyknął na Horacego.

-Wpadłem na świetny pomysł - powiedział blondyn ignorując oskarżenie. - Co wy na to aby wyjść dzisiaj do baru?

Will zgodził się od razu. Gilan pomarudził chwilę, lecz ostatecznie także się zgodził. Nie zamierzał pić. Po tym co stało się ostatnio wolał pilnować tą dwójkę. Nie chciał znowu dzwonić na pogotowie z powodu Willa, który konał z nadmiaru alkoholu w ramionach Horacego. I nie chciał znowu bronić przyjaciół przed jakimiś gnojkami, którzy przyczepiają się do wszystkich. Sytuacji takich było więcej, lecz Gilan nie pamiętał już wszystkich.

-Lecz błagam was o jedno. Nie pijcie za dużo. Nie chcę znowu dostać w twarz z waszego powodu.

-Postaramy się - zapewnił ze śmiechem Horace.

××××××××××××××××××××××××××××××××

Ledwo przytomny Will przytulił się do Horacego, który niósł go na rękach. Od zawsze było wiadomo, że brunet ma słabą głowę do alkoholu.

-I co my z nim teraz zrobimy? - zapytał szeptem blondyn Gilana, który rozglądał się za gangsterami.

-Nie wiem. Cud, że go nie zabili. Miałeś go pilnować.

-To ty miałeś go pilnować!

Pijany Will zaczął wyzywać i zaczepiać grupę jednych z najgorszych gangsterów w mieście. W ostatniej chwili Gilan powalił mężczyznę, który chciał uderzyć, albo nawet zabić, młodego studenta polonistyki. W tym samym czasie Horace porwał przyjaciela i uciekł. Rudzielec pobiegł za współlokatorami, a bandyci za nim.

Nagle Gilan przywarł do ściany. Horace poszedł w jego ślady. Grupka niebezpiecznych osobników weszła w uliczkę w której się ukrywali.

-Ale ładne niebo! - powiedział głośno Will.

Gilan szybko zabrał patyk, który, na jego szczęście, leżał tuż pod jego nogami. Zaczął bić nim nieprzyjaciół. Przyszły prawnik odłożył ostrożnie Willa i rzucił się na wroga, który chciał zajść go od tyłu. Po chwili gangster leżał nieprzytomny na ziemi ze złamanym nosem.

-Policja! Ręce do góry!

Trójka policjantów zagradzała jedyną drogę ucieczki. Bandyci unieśli ręce do góry, a Gilan cały zakrwawiony wypuścił z rąk patyk.

Will, na którego kapała woda z rynny pod którą leżał, wstał na równe nogi. Jeden z gangsterów miał zamiar go uderzyć, lecz brunet zrobił unik. Niestety przewrócił się i upadł na ziemię. Mężczyzna uniósł pięść, lecz po chwili leżał bezwładnie na ziemi.

Horace podniósł zdezorientowanego Willa. Ponury policjant zaprowadził ich do samochodu, którym mieli pojechać na komisariat.

-Wytłumaczy mi ktoś co się dzieje? - zapytał chłopak siedząc na kolanach blondyna.

-Po pierwsze wyglądacie strasznie słodko - zaśmiał się rudy człowiek- a po drugie- zgarnęła nas policja.

-Jak to policja?

Horace położył dłoń na głowę przyjaciela.

-Mam pytanie - ile wypiłeś?

-Dwie szklanki tego co ty.

Blondyn zaczął dusić się ze śmiechu.

-To był jeden z najsłabszych alkoholi! Ja wypiłem aż trzy szklanki i jakimś cudem jestem trzeźwy.

-Bo ty jakiś nienormalny jesteś.

Ponury policjant, który cały czas cicho prowadził samochód spojrzał na nich przez lusterko.

-Albo ma mocną głowę. Ale jak widać mała kąpiel pod rynną trochę cię obudziła.

Miał on zimny i spokojny głos. W jego czarnych oczach nigdy nie można było dostrzec litości. Miał on także czarne włosy oraz tego samego koloru brodę. Will zastanawiał się przez chwilę czy nie odcina się on nożem kuchennym.

××××××××××××××××××××××××××××××××

Cały w ranach oraz w krwi Gilan, poobijany Horace oraz w miarę trzeźwy Will siedzieli w małym pomieszczeniu na przeciwko ponurego policjanta oraz jego towarzysza z rudymi włosami. Dzielił ich obszerny stół zrobiony z dębu. Pomieszczenie było koloru ciemnozielonego.

-To.. Ile macie lat? - zagadnął ponury policjant.

-Ja dwadzieścia jeden, a ta dwójka dwadzieścia - wytłumaczył Gilan.

-Crowleyu, zapisz to. Proszę - dodał kiedy jego przyjaciel nie zareagował.

-Jak wam na imię? - zapytał Crowley.

-Ja jestem Gilan Kral, ten blondyn to Horace Altman, a to Will Teraty.

-Co robiliście dzisiaj wieczorem. I dlaczego zostaliście zaatakowani.

-Dzisiejszego wieczoru poszliśmy do baru. Nasz szanowny Will zaczepił tą grupkę i musieliśmy go ratować. Resztę panowie chyba już znają.

-Kim są twoi rodzice?

Gilan zamarł i nie odezwał się. Patrzył pustym wzrokiem w stół. Horace i Will spojrzeli na siebie zaniepokojeni.

-Jego rodzice tak jakby... Odeszli - powiedział niepewnie Will.

-I w sumie Gilan jest już dorosły. Nie trzeba pytać o jego rodziców. Jest pełnoletni i odpowiada sam za siebie - uzupełnił Horace.

Policjanci spojrzeli na siebie wzajemnie lekko zdziwieni.

-To pra... - zaczął ponury mężczyzna.

-Macie gdzieś tu toaletę? - przerwał mu Will lekko zielony na twarzy.

Kiedy Crowley wyprowadził chłopaka z sali zapanowała cisza. Lecz nie na długo, ponieważ Gilanowi znowu zaczęła lecieć krew z nosa. Horace podał mu paczkę chusteczek higienicznych.

-Dzięki - powiedział.

-Uważaj żebyś się nie wykrwawił- zażartował blondy.

Gilan zmierzył go morderczym spojrzeniem. Po chwili powrócił Will i Crowley.

-No dobrze. Teraz nikt mi nie przerwie? - wolał upewnić się ponurak. - Więc tak. Ja nazywam się Halt i jestem zastępcą Crowleya. Nie wiem czy wiecie, ale obserwujemy was od pewnego czasu.

Gilan zaczął się dusić kaszlem co spowodowało, że krwotok wznowił się. Horace próbował przypomnieć sobie coś z wykładów, a Will mierzył policjantów czujnym wzrokiem.

-A to niby dlaczego? - zapytał po chwili brunet.

-O co ci chodzi? - zapytał szef komendy.

-Dlaczego nas obserwowaliście?

-Pamiętasz jak pewnego razu pobiliście się z pewną grupą studentów? Nie byłeś wtedy pijany. Oni was zaatakowali, a wy świetnie sobie z nimi poradziliście. Kiedy uciekliście zabraliśmy ich. Dlatego was nie ścigali.

-Czyli tajemnica owej nocy została wyjaśniona - powiedział niepotrzebnie Horace.

-Ale to nadal nie wyjaśnia mojego pytania! - oburzył się Will.

-Widać, że macie zadatki na policjantów. Albo na jakąś jednostkę.

-Ale my mamy studia. - Gilan jako pierwszy zrozumiał o co chodzi.

-I wolne w sobotę, niedzielę, poniedziałek oraz w czwartek.

-I czego niby od nas oczekujecie?

Tym razem odpowiedział ponury Halt.

-Moglibyście być takimi al'a szpiegami. Oczywiście za odpowiednią cenę.

-O jakiej kwocie mówimy? - ożywi się Will.

-Tysiąc miesięcznie. Dla każdego.

-Dla mnie może być - uśmiechnął się Will.

-Ale co jeżeli coś ci się stanie? - zwrócił się do niego Horace.

-Wiesz jak bardzo potrzebujemy pieniędzy!

-On ma rację, Niedźwiedziu- włączył się do dyskusji rudas.

-Może i ma, ale to niebezpieczne! I miałeś mnie tak nie nazwać! - oburzył się dwudziestolatek.

-Czyli... Zgadzacie się? - zapytał niepewnie Crowley.

-Tak- odpowiedzieli wspólnie Will i Gilan.

Horace zacisnął pięści i westchnął ciężko. Nie podobała mu się perspektywa szpiega. Chociaż w sumie może być ciekawie, myślał.

-Eh... Niech będzie - zgodził się w końcu.

××××××××××××××××××××××××××××××××

Trójka przyjaciół siedziała w słynnej kuchni, w której Will i Horace kilka razy prawie się pozabijali. Zastanawiali się nad swoim pierwszym zadaniem. Mieli dowiedzieć się, kto porywa ludzi z klubu w pobliżu ich aktualnego mieszkania. Sytuacja była na tyle dziwna, że ofiary, o ile przeżyły, prawie niczego nie pamiętały. Wiadomo tylko, że porywacz ma długą czarną brodę oraz zazwyczaj podpiera ścianę szukając nowej ofiary.

-Potrzebujemy ofiary - zawyrokował Gilan.

-Ofiary? - zdziwili się Will i Horace.

-Albo tak zwanej przynęty. Jak kto woli.

W kuchni znowu zapanowała cisza. Wszyscy zastanawiali się, kto mógłby zwabić poszukiwanego. Nagle Will wstał z miejsca.

-Ja to zrobię.

Horace spadł z krzesło. Leżał na podłodze i patrzył z przerażeniem na przyjaciela.

-A jak coś ci się stanie? - zapytał słabym głosem. - To psychopata!

Ten zaśmiał się tylko i podał współlokatorowi pomocną dłoń.

-Skoro przeżyłem tyle lat z pijanym ojcem, który wiele razy chciał mnie zabić to pewnie dam sobie radę z owym psychopatą.

-Tylko to są dwie różne sytuacje - wytłumaczył Gilan. - Nie znamy aż tak dobrze podłoża. Nie wiesz czego możesz się spodziewać.

-No właśnie!- krzyknął blondyn. Naprawdę nie chciał aby jego przyjaciel zaginął. Albo... Poniósł najwyższą cenę.

-To kto inny odważy się i... -Kiedy Will zobaczył, że Horace chce odpowiedzieć postanowił zmienić taktykę. - Albo inaczej. Jestem najzwinniejszy, prawda? Zawsze mógłbym uciec przez okno lub coś w tym stylu.

-A co jeżeli nie będzie drogi ucieczki?

-Zawsze jest. Czemu jesteś taki uparty?!

-Czemu jesteś taki lekkomyślny?!

-O co ci chodzi? Dlaczego niby nie chcesz abym to ja był tym całym wabikiem?!

Horace zerwał się z krzesła, a to padło z hukiem na podłogę.

-Bo może nie chcę cię stracić, idioto?! - wybuchnął.

W kuchni zapanowała niezręczna cisza. Nikt nie wiedział co odpowiedzieć. Jestem głupi, czy głupi?, myślał Horace. Kiedy Will zamierzał coś powiedzieć usłyszał dziwny hałas. Jego przyczyną był Gilan oraz jego inhalator.

-Dobra. Uznajmy, że nic nie zaszło - powiedział ostatecznie Will.

-Wiesz co... Mam prośbę do ciebie- zaczął blondyn. - Uważaj na tej misji. - Opadł ciężko na ziemię.

Gilan, znowu zaczął się dusić. Nie pomógł mu nawet inhalator. Lecz kiedy chciano zadzwonić po karetkę, mężczyzna uspokoił się w końcu i ponownie wrócił do swojego przyjaciela o imieniu Inhalatorek.

××××××××××××××××××××××××××××××××

KONIEC CZĘŚCI 1.

Dziękuję za ponad 50 follow! 💕

Za niedługo 2 część :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top