Rozdział 26

Suzan patrzyła w bezruchu na płonącą pochodnię. Zastanawiała się ile czasu siedzą uwięzieni. Na pewno minął już tydzień, myślała. Gilan w tym czasie podrzucał i łapał jakiś mały kamyczek. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby się poddał i nie wiedział nadziei na ocalenie, lecz głęboko w jego oczach widniała determinacja.

-Puszczaj mnie, grubasie - Suzan usłyszała głos Mike'a. Odwróciła się i spojrzała na kraty. Po chwili zauważyła, jak jeden ze strażników wyciąga klucz z kieszeni kurtki.

-Ręce przed siebie - rozkazał mężczyzna, który wszedł do celi.

Więźniowie posłuchali polecenia i po chwili szli ze związanymi rękami na dziedziniec. Suzan zauważyła tam jakiś wielki słup oraz kata w masce, który trzymał wielki topór. Tuż za olbrzymem stał Aiko z batem w ręce i uśmiechał się podle.

-Więc kto pierwszy pójdzie na tortury? - rozległ się głos Morgaratha. - Może moja kochana córeczka?

Strażnik popchnął Suzan do przodu, a ta prawie się wywróciła. Ręce przywiązano jej do słupa, aby nie uciekła. Popatrzyła na twarz swojego brata, który zamierzał ku niej. Przez chwilę zakręciło jej się w głowie, a obraz rozmazał się. Lecz kiedy poczuła ogromny ból na ramieniu wszystko wróciło do normy. Po chwili znowu przeszła ją fala ogromnego bólu i poczuła metaliczny zapach krwi.

Suzan spojrzała ze złością na swego oprawcę. Aiko podniósł ponownie bat i uderzył ją w lewy policzek.

Gilan w tym czasie cały czas próbował się wyrwać, lecz strażnik był silniejszy od niego. Mike za to stał grzecznie, więc mężczyzna poluźnił uścisk na jego karku. Szesnastolatek wykorzystał ten moment i pobiegł w stronę rodzeństwa. Kiedy Aiko zamachną się, aby zadać czterdzieste uderzenie, Mike zasłonił na wpół żywą Suzan swoim ciałem.

-Chcesz zgrywać bohatera, tak? Niech będzie. - Blondyn uniósł swą broń i zaczął zadawać cios za ciosem, a niebieskooki siedział dzielnie przyjmując cierpienie.

                                  ×××

-To jaki jest plan? - zapytał Halt Crowley'a.

Cały oddział czekał w lesie obok 'Zamku Wielkiego Gada' - jak to ujął Halt- a zwiadowcy poszli przyjrzeć się sytuacji. Niepokoiły ich dźwięki batu oraz wesołe pomrukiwania Wargali.

-Rozwalamy tą słabą bramę i zaczynamy bitwę - odpowiedział Crowley na wcześniej zadane mu pytanie.

-Niech będzie. Nic lepszego nie da się zrobić. Ta brama to chyba jedyna opcja.

-Chodźmy po naszych ludzi. - Crowley zaczął czołgać się w stronę lasu, a jego przyjaciel przypatrzył się jeszcze fortecy, po czym także zawrócił.

---------------
Puk puk!

Kto tam?

Rozdział :D

Eh.. Jaki rozdział?

Spóźniony! x)

Coś chyba bardzo -.-
Przepraszam za nią oraz jej wyczucie czasu.

~Emma(Wena)
Oraz Susan!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top