Rozdział 25
-Czy my naprawdę chcieliśmy wykopać cegłę drewnianymi łyżkami? - zapytał Gilan patrząc w sufit.
-To był twój pomysł. - Uśmiechnęła się złośliwie Suzan. - Ja tylko powiedziałam, że te kamienie nadają się jako broń.
Gilan przeciągnął się i spojrzał na towarzyszkę.
-No cóż. Teraz tylko pozostajemy czekać na rozwój sytuacji.
-Myślisz, że nas uratują? - zapytała szeptem blondynka.
Zwiadowca spojrzał na nią. W jej oczach ujrzał gasnącą nadzieję na odzyskanie wolności. To przykre, że już na pierwszym roku szkolenia musiała przeżyć przykrą przygodę, myślał.
-Zapewne są już w pobliżu. - Uśmiechnął się i rozczochrał jej włosy.
-Ej! - Odskoczyła ze śmiechem Suzan. - Masz rację - powiedziała po chwili. - Pewnie obmyślają już plan.
×××
Dwie postacie w kapturach patrzyły się na związanych mężczyzn, którzy przed nimi klęczeli.
-Więc będziecie już grzeczni, tak? - zapytał Crowley.
-Tak - odpowiedzieli Jack i Philip.
-Oraz nie będziecie się już bić?
Nastała cisza. Bracia spojrzeli na siebie z nienawiścią w oczach, a w tym czasie deszcz przybrał na sile.
-Odpowiedzcie - rozkazał zniecierpliwiony Halt. - Chcę już iść do namiotu.
Crowley zaśmiał się nerwowo i spojrzał na młodszego zwiadowcę.
-Wiesz, bo tak jakby... Twój i mój namiot uległ zniszczeniu podczas walki z wilkami, a wszystkie są już zajęte i nie ma nigdzie miejsca.
Halt westchnął. Nie mógł nic na to poradzić. Bywało gorzej - myślał.
-Hej! Charlie! - Przywódca Korpusu pomachał rycerzowi, który przechodził w pobliżu. - Możesz zabrać ich do koni? Będzie to część kary.
Rosły mężczyzna kiwną głową i bez trudu podniósł dwójkę skazanców. Nie sprzeciwiali się oni, bo wiedzieli, że na to zasłużyli.
Pozostał jeszcze jeden problem, który nie dawał Haltowi spokoju.
-To gdzie się teraz udamy?
-Pod drzewa. Chyba że chcesz stać na tym deszczu - zaśmiał się rudowłosy.
Kiedy przyjaciele usadowili się, Crowley ściągnął kaptur z głowy.
-Będziesz miał mokre włosy - zauważył imigrant.
Tamten wzruszył tylko ramionami.
-Trudno się mówi. Chciałem cię przeprosić - dodał po chwili ciszy.
-Za co niby? - zdziwił się Halt.
-Za... Ostatnie wydarzenia.- Podrapał się po głowie.
Znwou nastała cisza. Zwiadowcy zastanawiali się co powiedzieć. Ostatecznie Halt spojrzał na swego towarzysza.
-Też przepraszam - burknął pod nosem.
Crowley zaniemówił. Przyłożył dłoń do czoła ponurego mężczyzny, który odtrącił rękę dowódcy.
-Co ty robisz? - zapytał Halt.
-Sprawdzam czy nie masz gorączki. Nie wierzę. Halt mnie przeprosił! Cud jakiś!
Ciemnooki nałożył przyjacielowi kaptur na głowę.
-Wiedziałem, żeby siedzieć cicho.
-----
PATRZCIE NA MOJE ZNALEZISKO
Wie ktoś o co z tym chodzi? :>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top