Kradziej miodu

To nie jest bardzo związane z ogólnym zamysłem "Co by było, gdyby...", ale chyba mnie za to nie zabije nikt, to tylko (na razie .-.) jeden przypadek
Miłej lektury xD
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Halt przechadzał się przed swoją chatką i rozmyślał. Od rana cały czas coś mu nie pasowało... Najpierw nie mógł znaleźć dwóch puszek z kawą, potem znalazł jedną z nich pod stołem (gdzie za nic by jej nie wrzucił), potem nie mógł z kolei znaleźć miodu... Ech, miodu nie znalazł do tej pory (znikło aż pięć słoików!!) i musiał wziąć trochę tego z zapasu na zimę. Następnie jego płaszcz został znaleziony w stajni (Wyrwij zdążył zjeść wszystkie jabłka, które były w kieszeniach tegoż płaszcza), strzały były rozypane wokół domu, a łuk miał przeciętą cięciwę.

Halt już przesłuchiwał Willa, oczywiście bardzo spokojnie, tak jak zwykle.
(-KTO TO BYŁ?
-To nnie jjja! Nie ja!
-PODAJ MI NAZWISKA.
-Nie wiem! Nic nie wiem!)
Nagle usłyszał za sobą trzask łamanej gałązki i stłumione przekleństwo. Odwrócił się błyskawicznie, i zobaczył skrawek płaszcza znikającego za rogiem chaty. Ech ten Will, ciągle ma w głowie psie figle...
Zaraz.
Will przecież jest-
Nagły łomot przerwał mu w połowie myśli.

Halt pobiegł za dom i zobaczył tam jakąś niską postać w zwiadowczym płaszczu, leżącą żałośnie pod taczką. Gdy ostrożnie podszedł, postać jęknęła i się poruszyła.
Halt uniósł brwi.
-Denison? Skąd ty się tu wziąłeś, na lewe oko Gorloga?! - spytał z niechęcią.
Denison łypnął na niego jednym okiem.
-Leżę na ziemi, zaatakowany przez taczkę. Nie widać?
-Nie. Wyglądasz, jakbyś mordował kozy. - powiedział ironicznie Halt i  podniósł taczkę, by nie musiała się za długo stykać z tym...tym... Kalarepowatym ogórkiem.
Gdy tylko Denison poczuł, że może się ruszać, od razu skoczył na równe nogi i chciał zacząć uciekać, ale spod płaszcza wypadł mu słoik miodu. Odruchowo zatrzymał się by go podnieść, a Halt złapał go za kołnierz.
-Nie tak szybko! Poznaję ten słoik, to jest jeden z moich.
-Ej, puść - próbował się wyrwać Denison. - A może nie twój, tylko ktoś ma taki sam?!
-Taaak? - Halt podniósł słoik, drugą ręką wciąż trzymając Denisona. -To dlaczego na etykiecie jest dopisane "Miód Halta. Własność Halta. Nie dotykać - chyba, że Halt."?
-Yyy...
-No widzisz. Gadaj, gdzie reszta! Powinno być ich jeszcze cztery.
-W lesie - prychnął Denison. - Możesz szukać ile chcesz, i tak nie znajdziesz.
-A jeśli pójdę po twoich śladach...? - Halt zerknął na podeptaną trawę.
-Toooo dojdziesz do swojego domu z powrotem. To są ślady Willa, nie moje.
-W takim razie... Sam mnie zaprowadź do mojego miodu.
-NIE.
-Tak - Halt potrząsnął Denisonem. -Chyba, że chcesz się zapoznać bliżej z ostrym końcem strzały...
-Nienienienie - zaprotestował Denison gwałtownie. - Mogę cię zaprowadzić, ale dasz mi jeden z tych słoików.
Halt zmarszczył brwi.
- Przecież ty nie pijesz kawy z miodem.
-Halt, ludzie nie używają miodu jedynie do kawy - westchnął Denison
Zwiadowca myślał przez chwilkę.
-No dooobrze - westchnął. I odłożył słoik, który dotąd trzymał. - A teraz prowadź!

Szli przez las już od dwudziestu minut. Denison szedł z przodu, a Halt tuż za nim, mierząc do niego z łuku, ilekroć tamten próbował czmychnąć. Zwiadowca zaczynał się lekko niecierpliwić, szczególnie, że Denison co chwilę zmieniał kierunek.
-Teraz w lewo... Nie. W prawo! To znaczy w lewo... Nie nie, jednak w prawo.
-To ty w końcu wiesz gdzie to jest, czy nie?! - zdenerwował się Halt.
-Oczywiście, że wiem - parsknął Denison. - Po prostu nie do końca odróżniam stronę prawą od lewej!
Halt pokręcił głową z politowaniem.

Po kolejnych dwudziestu minutach, doszli do małego szałasu.
Denison wskazał na niego palcem.
-To tu. Ty sobie szukaj, ja poczekam.
-O niee mój drogi - pokręcił głową Halt. - Wynieś mi z tego szałasu cały mój miód. Ja nie zamierzam do niego wchodzić.
Denison zerknął na niego z ukosa. Co za idiota - pomyślał. - I nie dość, że idiota, to jeszcze się rządzi jak szara gęś.
Z tymi myślami wszedł ostrożnie do szałasu, omijając pułapkę przeciwhaltową. Trudno, Halta złapie się innym razem.
Spod śpiwora wyciągnął dwa słoiki miodu. Wyszedł z nimi i podał je Haltowi.
-Miały być cztery! - Halt schował słoiki do chlebaka i spojrzał na Denisona wyczekująco.
-Przecież są cztery! Dwa tutaj, jeden mi już odebrałeś, a jeden dla mnie.
-Ty mnie tu nie irytuj, wiesz dobrze, że o p r ó c z  tamtego miały być cztery. No, skoro jeden dla ciebie, to powinieneś mi dać teraz trzy.
-To sam sobie weź. Widziałeś, gdzie są. Pod śpiworem. Ja już jestem zmachany, przewodnikowanie po tych lasach jest strasznie wyczerpujące. A i jak coś, to jedna puszka kawy też tam jest.

Halt mruknął z irytacją, ale nie miał już ochoty się z nim użerać. Zaczął wchodzić do szałasu, gdy potrącił jakąś linkę i spadł mu na głowę kubek zimnej wody.
-DENISON!! - ryknął Halt.
Denison tymczasem zwijał się przed szałasem ze śmiechu. Pułapka zadziałała!

Halt urażony wziął swoją kawę i brakujący słoik miodu i  wycofał się z szałasu. Jak już wyszedł, schował miód do chlebaka, a puszkę kawy wytarł z ziemi, pocałował i dopiero schował.
Denison wywalił język.
-Fuuu, Halt!
-To moja kawa i mogę zrobić z nią co chcę - odparł urażony Halt.
-A ja lubię MLP - odpowiedział tak z mostu Denison.
-Co - Halt uniósł brew. - Jakie znowu MLP?
-Zwyczajne - odburknął Denison. - Od kiedy ty się niby interesujesz moim życiem?
-Nie interesuję się, tylko dbam o dobro świata. Teraz odpowiadaj.
-To tylko skrót - westchnął Denison.
-Od czego?
-Od nazwy tajnej organizacji.
-Jakiej? - spytał Halt, po czym skarcił się w myślach. Zaczynam się zachowywać jak Will...
-Nie powiem! Słowo tajna nic ci nie mówi?

-Czy to ta, z której identyfikator masz przypięty do płaszcza?
-Ee, nie, wcale - zaprzeczył szybko Denison.
-Halt szybkim ruchem zerwał mu identyfikator. Było na nim napisane
"Nr. 1/1
Agent Denison
Tajna organizacja Mali Lecz Pokrętni"

-Mali Lecz Pokrętni? Lepszej nazwy nie mogliście sobie wymyśleć?
-Nie było trzeba. Ta jest bardzo dobra. Jestem...ee...jesteśmy wszyscy niscy, lecz pokrętni. A NLP źle brzmi.
-No niech ci będzie - Halt oddał mu identyfikator. - A, wiesz co, ten twój szałas coś brzydki jest.
-Chyba ty - odparł Denison. - Szałas jest cud miód malina piękny.
-Ja jednak coś bym w nim ulepszył - upierał się Halt. - Na przykład... Przeniósł go do jakiejś Galli, Teutonii, lub Arydii - powiedział Halt, odchodząc w stronę domu.
-A wiesz Halt, w sumie bardzo chętnie! Przynajmniej nie będę cię widział! - zawołał za nim Denison.
Halt już tego nie usłyszał (a raczej - udawał, że nie słyszy). Szedł do domu, szczęśliwy, że odzyskał całą swoją własność. No, oprócz jednego słoika miodu. Ale to niska cena, za pozbycie się stąd na jakiś czas tego ogórka jednego. Jeśli jutro jeszcze tu będzie, poszczuje się go Willem. A teraz czas na południową kawę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To chyba najdłuższy oneshoot, jaki na razie opublikowałam xD
Ale też jakiś strasznie długi nie jest.

Łapcie jeszcze obrazek z Hawą:


Proszę bardzo, można się pośmiać xD
A teraz idę spać.
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top