Rozdział XIII
Młody zwiadowca wzruszył ramionami. Był wyraźnie zawstydzony. Odczuwał głęboką potrzebę opuszczenia komnaty oraz potrzebę snu, by zapomnieć o tym wszystkim, co się ostatnimi czasy działo w jego życiu.
Will z trudem podążył do drzwi, otworzył je i zatrzymał dłoń na klamce.
- Idziesz z nami, George? - rzucił przez ramię.
- Oczywiście - przytaknął obojętnie. Później nie mówił zbyt wiele.
Kiedy wyszli z komnaty, Will odetchnął z ulgą. Pozbył się ze swojej osoby tych wszystkich spojrzeń. Teraz przynajmniej już nikt nie będzie go obwiniał.
- Chciałbym ją w końcu znaleźć. Nie lubię czekania.
- Cierpliwości - rzekł niewzruszenie George, patrząc na Willa. - Przecież jesteś zwiadowcą.
- Bzdura - obruszył się. - Tak naprawdę wciąż nie znoszę czekania.
***
Cała trójka znalazła się w końcu w komnacie Willa, którą dzielił z Alyss.
Malcolm od razu podszedł do niewielkiego stoliczka, na którym stał kubek z miksturą i powąchał jej słabą woń. A George skierował się prosto do stołu i chwycił leżący na nim plik papierów. Na szczęście lub nieszczęście nie było to coś osobistego.
- Herbata lipowa? - zagadnął Malcolm smakując koniuszkiem palca wywar. Miał zamiar oskarżyć młodego zwiadowco o milczenie w tak ważnej sprawie. - Z pewnością na gorączkę. Nic mi nie mówiłeś, że wyszły jakieś powikłania.
Will skrzywił się z bólu i zobaczył, że na skrzyni leży pierścionek kurierki. Zapewne musiała go ściągnąć po tym jak się pokłócili. A może jeszcze zanim wyszła z komnaty? Uklęknął i nie mógł uwierzyć.
- Nie mówiłem - odezwał się pewny siebie - ale przeżyłem tą gorączkę. Pamiętam, że wieczorem, zanim wyszła, bardzo źle się poczułem i Alyss dała mi coś do picia. Nic wielkiego się nie stało.
- Ona naprawdę musi mnie nienawidzić - powiedział cicho Will, przerywając chwilowe milczenie pozostałej dwójki.
Malcolm i George na chwilę zaprzestali swojego wielkiego poszukiwania, ponieważ zaniepokoiły ich słowa zwiadowcy.
- Nie mów tak - odezwał się niepewnie George.
- Mówię prawdę - upierał się Will, obracając w dłoniach znalezisko. - Ściągnęła nawet swoją obrączkę.
- O co się pokłóciliście? - zapytał podejrzliwie Malcolm. Wydawało mu się, że zna odpowiedź.
Will odwrócił się przez ramię i znów powrócił spojrzeniem na pierścionek.
- O to, czego nawet ja sam nie jestem pewny. Nawet nie wie, że jestem ranny. Nie chcę o tym mówić. -
Młody zwiadowca wpatrywała się w lśniącą obrączkę i zastanawiał się, co ma teraz zrobić.
Otworzył skrzynie, ale w środku znalazł tylko trochę ubrań. Wykładał je wszystkie, nie dbając o nic. Na samym dnie odnalazł tajemnicze przedmioty. Sztylet o falowanych przegach ostrza i księgę, na której widniał pochyłymi literami staranny napis: ,, Księga Cieni".
Will uniósł zagadkowe ostrze i powiedział:
- Co to jest, Malcolmie? Nie wydaje mi się, żeby kurierzy takich używali.
Uzdrowiciel natychmiast podbiegł do zwiadowcy i zerknął mu ostrożnie przez ramię.
- To sztylet Athame. Używany jest między innymi do zakreślania i otwierania magicznych kręgów, błogosławienia i rysowania pentagramów w celu ochrony. Posiadam taki sam.
- Naprawdę? Dlaczego jest w rzeczach Alyss? - zdziwił się Will. Było tak wiele niejasności.
George w tym samym momencie pojawił się z drugiej strony jego ramienia. Podniósł księgę i ilustrował ją badawczym spojrzeniem z każdej strony. Will od razu zwrócił na to uwagę i odwrócił się w jego stronę bardzo powoli.
- Widziałeś już coś takiego?
- Niewykluczone. Niech się zastanowię. Pamiętam wizerunek - mówił George. Wyglądał na nieco zamyślonego. - Księga Cieni kojarzy mi się z różnymi dziwnymi praktykami.
- Praktykami? - spytał Will z jeszcze większym zdziwieniem. Zamiast poczucia winy i bezradności zaczynał odczuwać złość. - Ciekawe co Alyss miała przede mną do ukrycia.
- No tak - powtórzył niepewnie George. - Praktykami. Trudno stwierdzić.
- To dość nietypowe - zgodził się uzdrowiciel przyciszonym głosem. Nawet pokiwał głową, wciąż stercząc nad ramieniem zwiadowcy.
Will wyobraził sobie Alyss, która sięga po zioła, kadzidło i wypowiadającej zapisane w księdze pierwsze słowa, które właśnie odczytywał w myślach.
,,Oczyszczam i poświęcam te księgę w imię wszechświata i najwyższej prawdy".
Alyss nie mogła być jakąś czarownicą, która okadza w dymie palonych ziół jakąś Księgę Cieni.
,,Wzywam prastarą moc. Niech magia zawita na strony tej księgi poświęconej w blasku księżyca".
Ale zaraz! To było jej pismo!
,,Poświęcam tę księgę, aby najlepiej służyła Natrze.
Taka wola wszechświata, a ja ją wypełniam".
- Kto to jest Natra, do cholery?! - zawołał Will, drżąc na całym ciele. Nie spodziewał się czegoś takiego, a w złości nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa.
- Gdybym mógł, zapytałbym ją dlaczego. To, że spieraliśmy się przeze mnie to dla niej za mało? A teraz ona coś przede mną ukrywa?! - Will mówił tonem poważniejszym niż ton Halta. - Teraz już rozumiem co w jej ustach znaczyło ,,oko za oko". Ma przede mną jakieś tajemnice. To wszystko bardzo mnie przerasta i tyle - mówiąc to wstał. Nie chciał wiedzieć już nic więcej.
- Cokolwiek to znaczy... - zaczął George z bólem na twarzy - lepiej będzie jak wszyscy odpoczniemy. Ciebie też mam na myśli, Willu.
Will skinął głową. Było późne popołudnie. Smutek wisiał w powietrzu. Oczywiście, zwiadowca nie byłby tak nieszczęśliwy, gdyby to wszystko się nie wydarzyło. Dłużej nie mógł takich myśli znieść.
Will kątem oka zauważył, że Malcolm oraz George wychodzą z komnaty, aby zostawić go samego.
- Przeszukam resztę komnaty - powiedział donośnym głosem.
George zatrzymał się u progu.
- Nie przemęczaj się zbytnio. Odpocznij.
I już po chwili rozległ się dźwięk zamykanych drzwi.
- Nie martwcie się o mnie - mruknął pod nosem zrzędliwie młody zwiadowca.
Pół godziny później, po przeszukaniu wszystkich zakamarków komnaty i rzeczy Alyss, położył się na
łóżko, gdzie wyczuwał jeszcze ciepło. Leżał wpatrzony w sufit. Zakrył ręką oczy i szepnął do Alyss, której wciąż nie było.
- Przykro mi. To nie powinno było się wydarzyć.
Po tym zasnął. Był wyczerpany.
***
Tymczasem Halt i Horacy wraz z kilkoma żołnierzami przeczesywali las w poszukiwaniu śladów. Oczywiście nic nie znaleźli, a zanosiło się na deszcz.
- Zmrok nadchodzi. Wracajmy - oznajmił Horacy, podchodząc do Halta. Mówiąc to patrzył pod nogi. - Trzeba powiedzieć Willowi, że nic nie znaleźliśmy.
Starszy zwiadowca owinął się szczelniej palaczem, ponieważ chłód dobierał mu się do skóry.
- Will będzie niepocieszony. Ale wierzę, że Alyss jest cała i zdrowa.
- Ta całą sprawa to jedna wielka zagadka. Na pewno cieszy cię, że znów możesz poczuć się jak zwiadowca na służbie.
Halt patrzył tylko beznamiętnie na Horace'a, po czym rycerz zaczął niepewnie wyjaśniać, o co mu chodziło.
- Znaczy, źle że to akurat ma związek z zaginięciem Alyss, ale wiesz o co mi chodzi - mruknął speszony.
- Nie ma sprawy. Nie chciałam ostudzić twego zapału. Ale nie ukrywam. Czuję się jak za starych dobrych czasów.
***
Will obudził się po godzinie. Znowu był sam. Pozornie. Odwrócił głowę. Obok łóżka, na krześle siedział zamyślony Malcolm i czekał. Wcale mu się to nie podobało, no ale obecność zaufanego uzdrowiciela, któremu tyle zawdzięczał, potrafił jeszcze zaakceptować.
- Chyba dowiedziałem się, gdzie jest Alyss - powiedział zaniepokojony Will cichym głosem. Jego ciało drżało.
I jak?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top