9. Zaufanie i jego brak

Gdy emocje po rozegranych jeszcze chwilę temu wydarzeniach opadły, Bombur zabrał się za przyrządzanie ciepłego śniadania, którego późniejsza konsumpcja większości kompanii zrekompensowała przykrości związane z pieczeniem na ruszcie, czy leżeniu w workach, pachnących niezbyt świeżymi fiołkami, gdzie pod pojęciem 'niezbyt świeże' kryje się znaczenie 'bardzo zgniło zepsute'

Lairiel, nawet nieświadoma tego faktu, zyskała szacunek w oczach kolejnych towarzyszy, gdy Gandalf poinformował ich o prawdziwym powodzie jego powrotu. Poza tym, swoim wyskokiem z łukiem, skierowanym w stronę kreatury kilkukrotnie większej od niej, zaimponowała nawet najbardziej opornym, chociaż oni, jakby się tego spodziewać, nie zamierzali tego powiedzieć na głos.

Kiedy po odpoczynku i pysznym posiłku euforia z przeżycia już zmalała, krasnoludy zwinęły obozowe manatki, po czym podążyły za przywódcą i czarodziejem, którzy zaprowadzili ich do sprawdzenia trollowej jaskini.

Elfka odstawiła swój tobołek oraz torbę przy wystającym z ziemi kamieniu, i niezbyt chętnie, powolnym krokiem zeszła wgłąb pieczary, niemal od razu zatykając nos i starając się oddychać przez usta. Obiegła wzrokiem ciemną dziurę i zbliżyła się do leżącej na zagraconej ziemi sterty różnego rodzaju noży, sztyletów, czy tym podobnych rzeczy. Pobieżnie przejrzała niewielki stosik podręcznej broni i, po chwili zastanowienia, wzięła po jednym większym i mniejszym nożu - w końcu zawsze lepiej jest mieć broni lekki nadmiar, niż jej niedostatek.

- Lairiel! - do jej uszu dobiegło nazbyt głośne, jak na rozmiary jaskini, wołanie Kiliego.

Podeszła do niego, już na moment wcześniej zauważając, że klęczy przy skrzyni pełnej strzał. Ponieważ wykonywane są one z dość cienkich kawałków drewna, domyśliła się, że trolle musiały je zwinąć całkiem niedawno - materiał, z którego wykonane zostały pociski nie był ani trochę spróchniały, ani naznaczony upływem długiego czasu. Wzięła garść strzał i upchnęła do kołczanu, by uzupełnić te zużyte na ostatnich paru polowaniach (Thorin bowiem uznał, że ma minimalne coś jakby zaufanie do elfki i łaskawie zezwala jej na udział w polowaniach z jego siostrzeńcami, mimo lekkiej obawy, że dziewczyna może ich zastrzelić i właśnie z nich potem, potajemnie przyrządzić posiłek).

Po paru minutach, które wydały się jej kilkoma wiekami w tym smrodzie, postanowiła opuścić okropne w wyglądzie, jak i zapachu... coś, co dla trolli było chwilowym domem. Gdy wychodziła, kątem oka widziała, jak Fili schyla się i sięga dłonią po coś leżącego na ziemi. Z tej odległości jednak nie zdołała dostrzec, co to było, a zawracać nawet nie śniła. 

Odetchnęła głęboko z wielką ulgą, kiedy tylko znalazła się poza zasięgiem zapachu z jaskini. Przysiadła na chłodnym kamieniu przy zejściu do groty i przyjrzała się zdobyczy. Co zauważyła od razu, oba noże były dziełem elfów. Potwierdzał to na pewno ich minimalny wręcz ciężar, a także wyjątkowo cienki metal, z którego wykute były ostrza. Rękojeści na oko mogły być z dębu lub kasztanowca, ale nie była tego pewna - nigdy nie interesowała się zbytnio wykuwaniem broni. 

Gdzieś na boku widziała podziwiających swoje nowe nabytki krasnoludy. Jedni chwycili, podobnie do niej, broń, a niektórzy zadowolili się sakiewkami monet, czy innych drogocennych drobiazgów. Zapatrzyła się gdzieś przed siebie w gęsty las i ponownie pomyślała o ich bliskim położeniu względem Rivendell. Swoją drogą, ciekawiło ją, jak Gandalf zamierza przekonać Thorina, że ominięcie tak dogodnego miejsca na... wszystko, właściwie, byłoby wielkim głupstwem. Przecież nie zaciągnie krasnoluda tam siłą, czy coś w ten deseń... prawda?

Nagle wzdrygnęła się wyraźnie i czujnym spojrzeniem obiegła las dookoła. Była pewna - usłyszała szelest i chyba jakiś tupot. Od źródła dźwięku dzieliła ich całkiem spor odległość, dlatego nie zdziwiła się, że nikt poza nią nie wykazał nawet najmniejszego zaniepokojenia, czy uwagi.

Schowała nowo zdobytą broń i wstała, wciąż wędrując wzrokiem po gąszczu z każdej strony. Znowu usłyszała szelest - tym razem był głośniejszy i wyraźniejszy. Powoli i ukradkiem zaczęła przymierzać rękę do pochwycenia łuku.

- Mithrandirze...? - odwróciła się i rozejrzała w poszukiwaniu czarodzieja.

Ten nagle pojawił się przy jej ramieniu, jakby wyrósł spod ziemi. Nawet stwierdzenie to nie odbiegało daleko od prawdy, bo akurat wyłonił się z jaskini trolli.

- Słyszałam szelest. - oznajmiła - Coś się zbliża.

Zupełnie jakby w odpowiedzi na jej słowa, hałas powtórzył się i nie zniknął. Z każdą chwilą dźwięk się przybliżał.

- Ktoś nadchodzi! - krzyknął Thorin, albowiem teraz szelest usłyszeli już wszyscy.

- Przyszykujcie broń! - zarządził Gandalf, wyciągając swój miecz - Szybko! Obserwujcie las!

Wszyscy pochwycili za miecze lub topory, i prędko odbiegli od jamy, kierując się w stronę zbliżającego się hałasu. Ktoś lub coś nadciągało bardzo szybko. Nie mogło być to jednak biegnące zwierzę, przynajmniej tak tłumaczyła to sobie Lairiel, gdyż nie pękały żadne gałęzie, a dźwięk był jednostajny. Gdyby był to jednak, na przykład, biegnący wilk, czy lis, hałas urywałby się w miarę odrywania łap od gruntu. Sunący po ziemi wąż też raczej to nie był...

Elfka chwyciła łuk i nałożyła pierwszą strzałę. Gdy tylko udało jej się wychwycić okolice źródła hałasu, prawie wycelowała i już prawie rozluźniła uścisk, prawie wypuszczając pocisk... Prawie. W ostatniej chwili się jednak powstrzymała i chwała Valarom za to, albowiem po niespełna kilku sekundach jej oczom ukazał się ktoś bardzo dobrze znany.

- Złodzieje! Płomienie! Mordercy! - darł się Radagast, wyskakując na drewnianych sankach z zarośli idealnie w sam środek ochronnego okręgu, utworzonego przez kompanię.

Lairiel z westchnieniem, przepełnionym ulgą, opuściła broń. 

- Radagast! Ależ to Radagast Bury! - Gandalf wyraźnie się rozluźnił, a widok starego druha przyprawił go nawet o radosny uśmiech.

Krasnoludy niepewnie przyglądały się rozwojowi zdarzeń, ale stopniowo zaczęli chować miecze. Szary czarodziej podszedł do przyjaciela i momentalnie spoważniał.

- Mogę wiedzieć, co cię tu sprowadza? - zapytał, opierając się na lasce.

- Dzieje się coś niedobrego, Gandalfie. - odparł tamten - Coś naprawdę, bardzo złego.

- Tak...? - Mithrandir skinął głową, by czarodziej kontynuował.

Bury otworzył usta, by mówić dalej, jednak nie wypowiedział ani słowa. Spróbował jeszcze raz.

- Och... - załamał ręce - Miałem ważną myśl, a ta wyleciała mi z głowy. Dajcie mi chwilkę, mam ją praktycznie na końcu języka... - zatrzymał się na chwilę - Hmm, jakaś patyczakowata ta myśl... - wyseplenił.

Gandalf wyciągnął rękę, a zaraz potem na jego dłoni wylądował... patyczak. Mały, zielonkawobrązowy, cieniutki robaczek. Lairiel zmarszczyła nosek. Czarodziej, nie dość, że miał specyficzny (nawet bardzo) sposób bycia, to bywał on też czasami dosyć niesmaczny. Właśnie, między innymi, tak jak teraz.

- Chyba przytrafił ci się pasażer na gapę. - skomentowała elfka, chowając nieużytą strzałę z powrotem do kołczanu.

- Panienka Lairiel! - leśny czarodziej dopiero teraz ją zauważył - Co ty tu robisz, moja srebrzysta gwiazdeczko? Nie widziałem cię w pobliżu domu nawet nie wiem, ile lat!

Blondynka zarumieniła się lekko na stare określenie jej mianem 'srebrzystej gwiazdeczki'. Czarodziej po raz pierwszy nazwał ją tak, gdy ledwo co sięgała mu ponad kolana.

- Ja... - zaczęła, ale zwyczajnie nie miała pojęcia, co powiedzieć dalej.

- Pomówmy na spokojnie. - wybawił ją Gandalf, zapraszając drugiego czarodzieja ruchem ręki do jakiegoś pustego miejsca.

Ten kiwnął głową i podążył za szarym czarodziejem. Lairiel odprowadziła ich wzrokiem i, mając pewność, że jej nie zauważą, podeszła bliżej, by słyszeć, o czym mówią. Podsłuchiwanie nie leżało w jej naturze, mimo to czuła, że tym razem powinna zrobić wyjątek i poddać się pokusie. Nie potrafiła powiedzieć dlaczego, po prostu miała przeczucie, że Radagast ma do powiedzenia Gandalfowi coś istotnego.

Stanęła za jednym z wyższych kamieni, które nieregularnie porozrzucane były po tym obszarze. Udała, że po prostu niewinnie opiera się o głaz i ogląda zielone chaszcze, które niczym nie różniły się od tych, które rosły wszędzie wkoło. Po krótkiej chwili jednak wpatrywała się już w nie pustym i zupełnie niewidzącym wzrokiem, i wytężyła słuch.

Już po paru zdaniach ledwo utrzymała się na nogach.

Zielony Las opanowała ciemność. Zielony Las umiera. Zielony Las stał się Mroczną Puszczą. Ta okrutna rzeczywistość objawiona w kilku zdaniach toczyła koło w jej głowie i wciąż odbijała się w jej wnętrzu echem. Nie słuchała już dalej. Zaszumiało jej w uszach.

- Lairiel? - zza niej dobiegł nieco zaniepokojony głos.

Odwróciła się gwałtownie i tuż przed sobą ujrzała Filiego. 

- Zbladłaś, dobrze się czujesz? - przyjrzał się jej z troską.

Chwilę jej zajęło, zanim zrozumiała, o co ją pyta.

- Nic mi nie jest. - odparła szybko - Po prostu... wydawało mi się, że widziałam dużego pająka. - skłamała i niemal od razu przybiła sobie w duchu sarkastyczną piątkę, gdyż to wytłumaczenie głośno wypowiedziane nie zabrzmiało tak mądrze, jak w jej głowie.

- Nie martw się. - uśmiechnął się z ulgą - Przy mnie żaden pająk ci nie grozi.

Łyknął to, albo dobrze udawał, by nie drążyć tematu. Uśmiechnęła się do niego lub przynajmniej spróbowała. Domyśliła się, że nie wyszło jej to najlepiej.

- Lairiel, ja... - zaczął, jednak nim zdążył kontynuować, powietrze przecięło donośne wycie.

Dźwięk poniósł się echem po leśnej gęstwinie i ucichł dopiero po chwili. Elfka chwyciła za łuk, a książę za swoje podwójne miecze. Wszyscy rozglądali się uważnie dookoła.

- To wilk? - zapytał z przestrachem Bilbo - Czy... w tych lasach są wilki?

- Wilk? - Bofur uniósł brew - Chciałbyś, żeby to był wilk.

Blondynka naciągnęła cięciwę i wraz ze wzrokiem obracała łuk. Po krótkiej chwili, która jednak była wystarczająco długa, by pozwolić wszystkim sięgnąć po broń, z zarośli doszło gardłowe warczenie. Zaraz potem rozległ się hałas pękających gałęzi i ryk wielkiego, włochatego stwora.

- UWAGA!

Lairiel strzeliła do potwora, a po sekundzie dzieła dokończyły krasnoludzkie miecze. Kolejnego postrzelił Kili, co umożliwiło Thorinowi upewnienie się toporem, że stwór nie żyje.

- Wargowie! - wyrwał broń z ciała zwierzęcia - Zatem horda orków depcze nam po piętach.

- Kto dowiedział się od ciebie o wyprawie? - Gandalf podszedł bliżej.

- Nikt. - odparł krótko krasnolud.

- Komu o niej mówiłeś?

- Nikomu, daję słowo! - zezłościł się przywódca.

Nagle, on i kilku krasnoludów, stanęli nieruchomo, po czym wbili nienawistny wzrok w elfkę. Ta prawie od razu domyśliła się, o co im chodzi.

- Nie patrzcie tak na mnie! - nie wytrzymała.

- Ona się wygadała, to na pewno była ona! - rzucił Thorin w stronę czarodzieja.

- Jak niby miałam to zrobić, skoro dowiedziałam się o tej wyprawie dopiero w Bag End?! - zdenerwowała się - To, że jestem elfem nie znaczy, że jestem odpowiedzialna za wszelkie zło na tym świecie!

- Tylko ty jesteś z zewnątrz. - dodał Dwalin, potężny i wpół łysy krasnolud - Jesteś obca i nie powinniśmy ci w ogóle ufać!

- Uspokójcie się! - Mithrandir próbował opanować potok okrutnych słów płynących w stronę bezbronnej blondynki.

- Elfy są zdradliwe i zakłamane! - dorzucił jeszcze inny - Nigdy nie powinniśmy żadnemu się zwierzyć z żadnej tajemnicy!

- Przynoszą same kłopoty! Powinny siedzieć w swoich norach i nie wściubiać nosa, gdzie są niepotrzebne!

- W PORZĄDKU! - wybuchła w końcu - Przy najbliższej okazji opuszczę tę idealną beze mnie kompanię, zostawię ją w spokoju i więcej mnie nie zobaczycie! Nie obchodzi mnie, czy smok was zeżre, czy nie, skoro tak bardzo wam na tym zależy... LEŹCIE DO TEJ PRZEKLĘTEJ GÓRY SAMI!

Zapanowała kilku sekundowa cisza. Część krasnoludów, którzy przekonali się do elfki i polubili jej towarzystwo, przyglądała się jej z szokiem, nie spodziewając się takiego wybuchu po nieśmiałej i cichej blondynce. Reszta również patrzyła na nią w szoku - nie spodziewali się po elfie takiej reakcji i na chwilę słowa zamarły im w ustach. Nikt nie wiedział, co powiedzieć.

Lairiel zaciskała dłonie w pięści, jedną z nich niemal miażdżąc w swoim uścisku łuk, i z zaróżowionymi z gniewu policzkami posyłała Thorinowi wściekłe i nienawistne spojrzenie.

Ciszę, gęstą, jak ołów, przecięło kolejne i tym razem bliższe wycie.


___________________

Przepraszam Was, kochani, za błędy, ale muszę szybciutko wyłączać  komputer bo tata mnie ochrzani za przeciąganie ;P

Ściskam! :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top