5. Więc nie żyjesz na sałatkach?

Podczas gdy krasnoludy wzięły się za rozbijanie obozu, Lairiel wciąż stała w miejscu, gdzie stanęła zaraz po zejściu z konia. Kątem oka spoglądała na swoich towarzyszy, którzy zdawali się dokładnie wiedzieć, co robić - poza poleceniem Thorina dla Glóina, by rozpalił ognisko, nikt nie otrzymał swojego zadania, a mimo to każdy wiedział, czym się zająć.

Elfka, wciąż stojąc przy swoim wierzchowcu, ukradkiem przyglądała się reszcie, udając przy tym, że sama jest czymś zajęta przy ogierze. Kiedy po paru minutach zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie sami dadzą sobie radę i jej pomoc nie będzie na razie potrzebna, przytuliła do siebie koce ramionami i powolnym krokiem oddaliła się od konia. 

Gdy miała już szykować się do rozkładania własnego 'łóżka', silna dłoń pochwyciła ją za nadgarstek i pociągnęła w centrum obozu.

- Kili... - zaczęła nieprzekonana - Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł...

- Bzdury! - machnął lekceważąco drugą ręką - Jesteś częścią kompanii, nie możesz się izolować!

- Tak, jasne... - mruknęła i podążyła za krasnoludem, unikając rzucanych w jej stronę nieprzyjemnych spojrzeń od innych członków kompanii.

Brunet zaciągnął ją w stronę ogniska, a zaraz obok niego dostrzegła siedzącego na ziemi i rozkładającego własne posłanie Filiego. Starszy książę podniósł głowę na szybkie kroki idącej w jego stronę dwójki i posłał blondynce szeroki uśmiech. Również uniosła na krótko kąciki ust, jednak prawie od razu wyraz jej twarzy powrócił do zwykłej niepewności i ostrożności.

- Nie martw się, panienko! - usłyszała po swojej prawej stronie głos Bofura, kiedy Kili już puścił jej rękę i sam zabrał się za szykowanie miejsca do spania - Nikt tu nie gryzie.

Krasnolud w czapce wyrównywał swój koc na ziemi tuż obok książąt, co dało jej nieco pewności siebie, a w dodatku Gandalf wraz z Bilbem również położyli się niedaleko. Dzięki temu nie czuła się tak osaczona nieznajomymi, a towarzystwo poznanych wcześniej radosnych krasnoludów dodawało jej nieco swobody.

Gdy zajęła się własną pościelą, jasnowłosy z braci zniknął na chwilę, po czym wrócił z dwoma drewnianymi miskami wypełnionymi gulaszem.

- Wykwintne danie dla pięknej damy. - z szarmanckim uśmiechem podał jej jedno naczynie.

- Dziękuję, Fili. - odwzajemniła gest, przyjmując jedzenie od krasnoluda.

- Ej, a ja?! - oburzył się siedzący obok jego młodszy brat.

- Dasz sobie radę. - odparł tamten, usadawiając się obok elfki - Poza tym, mam tylko dwie ręce.

Młodszy z braci wydął niezadowolony wargi, ale nie mógł zrobić nic innego, jak wstać i samemu przynieść sobie kolację, jeśli nie chciał kłaść się spać z pustym żołądkiem.

Lairiel z zadowoleniem sięgnęła do łyżki i już miała wziąć pierwszy kęs, kiedy kątem oka dostrzegła ruch, jakby Fili chciał wyrwać jej miskę, ale w ostatniej chwili się powstrzymał i poprzestał na niepewnym spojrzeniu. Uważny wzrok na sobie poczuła również Bofura i Kiliego, który przyniósł już swoją porcję.

Powoli podniosła spojrzenie i popatrzyła na trójkę krasnoludów, wpatrujących się w nią z niepewnymi minami pełnymi obaw i... lekkim strachem w oczach? 

- Co? - odezwała się z lekkim zmarszczeniem brwi.

Blondyn otworzył usta, żeby coś powiedzieć, nie wyszło jednak żadne słowo i jedynie wykonał niejasne ruchy rękami w kierunku jej miski.

- Tak, to jest moje jedzenie... - powiodła wzrokiem po trójce przed nią.

- To... gulasz z królika... - wydusił z siebie Fili po dłuższym momencie.

- Wiem. - posłała mu nieco zdezorientowany uśmiech - Zauważyłam.

- Zamierzasz to zjeść? - Kili uniósł brwi prawie do czubka czoła i spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Cóż, taki miałam zamiar. Nie powinnam? Nie sądzę, że jest otrute.

- Nie! - wykrzyknął starszy z braci szybko, po czym od razu się opanował - Nie, nie jest, nie o to nam chodziło.

- Przecież w tym jest królik! - powiedział brunet, uważając, że jego odpowiedź wszystko wyjaśni.

Faktycznie, miał rację.

Elfka zastanowiła się chwilę nad jego słowami i  nagle, zupełnie wbrew wszelkim oczekiwaniom krasnoludów, roześmiała się z politowaniem. Książęta wraz z Bofurem popatrzyli po sobie bez zrozumienia.

- Przepraszam... - odezwała się na końcówce śmiechu i odchrząknęła - Mięso, tak? O to chodzi?

Pokiwali głowami. 

- Nie musicie się o to martwić, zapewniam was. - powiedziała uspokajająco - To dość powszechna plotka, ale nie całkiem prawdziwa. Większość elfów faktycznie nie je mięsa, głównie przez bliski związek między naszą rasą a naturą, jednak zdarzają się wyjątki i... właśnie ja jestem jednym z nich.

- Więc nie żyjesz na sałatkach? - zapytał niepewnie Kili z takim wyrazem niewinności w oczach, jakby widziała przed sobą małego kilkulatka zamiast prawie dorosłego krasnoluda.

- Znaczy, zwykle tak... jednak nie sądzę, bym przeżyła więcej niż tydzień w Dzikich Krajach o samych korzonkach. - wzruszyła ramionami - Pierwsze doświadczenia były rzeczywiście nieco makabryczne i wydawały się brutalne dla mojej elfickiej natury, ale musiałam się przestawić, jeśli nie chciałam umrzeć z głodu. 

Wzięła pierwszą łyżkę gulaszu, a krasnoludy, już uspokojone, usiadły na swoich miejscach.

- Z tego, co słyszałam ten mit jest popularny wśród krasnoludów... nie mam na myśli żadnej obrazy! Ale... myślę, że to przez te wszystkie urazy między nami wymyślamy o sobie pewne rzeczy na temat drugiej strony, albo wyolbrzymiamy fakty, które gdzieś usłyszeliśmy... Wielcy Valarowie, to jest pyszne! - pochwaliła na koniec.

- Cóż, miło słyszeć, że zasmakowałaś w krasnoludzkiej kuchni. - uśmiechnął się Bofur, unosząc z uznaniem krawędź swojej futrzanej czapki - Przekażę mojemu bratu, że kolacja sprostała panienki oczekiwaniom.

- Więc, mówiąc o plotkach między naszymi rasami... - Fili podłapał temat - Jest coś, co elfy mówią o krasnoludach, o czym powinniśmy wiedzieć?

- Hmm, tak naprawdę nie słyszałam wiele od dawna, biorąc pod uwagę, że przez ostatnie niecałe dwa wieki pałętam się po Śródziemiu i nie pamiętam zbytnio... chociaż... - namyśliła się chwilę, przeżuwając skórkę od kromki chleba, którą dostała do kolacji - Wiem! Zawsze mnie to intrygowało i ciężko było mi w to uwierzyć... ale słyszałam gdzieś, że krasnoludy po protu... wyskakują z ziemi!

Teraz była to pora krasnoludów na gromki śmiech. Lairiel podrapała się po głowie, zastanawiając się, czy nie zrobiła z siebie w ich oczach zwyczajnej idiotki. Jej obawy szybko uspokoiła jednak odpowiedź Filiego.

- To najpopularniejsza plotka, tak... - odparł ze śmiechem - Muszę przyznać, iż byłem prawie pewien, że właśnie o to zapytasz, ale to, co słyszałaś w żadnym stopniu nie jest prawdą.

- Mamy mało kobiet, to fakt. - dodał Kili - Ale nie jest ich aż tak mało, żeby wymyślać o nas takie rzeczy.

- Kobiety to mniej więcej zaledwie jedna trzecia naszej rasy. - mówił Bofur - Nie wszystkie też chcą wychodzić za mąż i mieć dzieci, więc żonaty krasnolud jest uważany za ogromnego szczęściarza. W naszej kompanii tylko Bombur i Glóin się ożenili. 

- Syn Glóina, Gimli, jest naszym bardzo dobrym przyjacielem. - dopowiedział Kili - Jednak ani Glóin, ani Thorin nie zgodzili się, by również wyruszył do Ereboru, bo uznali, że jest jeszcze za młody.

- Bombur też ma dzieci. - odezwał się Fili znad swojej miski - Piątkę...? - spojrzał pytająco na Bofura w celu potwierdzenia swoich przypuszczeń.

Drugi krasnolud skinął głową, więc blondyn kontynuował:

- To jeszcze małe brzdące, ale za nic nie mogę zapamiętać ich imion. - pokręcił głową - Wlicz w ich piątkę parę jednakowych z wyglądu bliźniaków i nie ma opcji, żebyś ich rozróżniła.

- Muszę przyznać, nawet ja mam z tym problem! - zaśmiał się Bofur - Już nie raz i nie dwa się pomyliłem. 

Lairiel przeniosła swój wzrok na flet wystający z jednej z toreb krasnoluda.

- Grasz? - wskazała ruchem głowy na instrument.

Kiwnął głową.

- I na klarnecie. - potwierdził, przełykając kęs posiłku - Nie brałem go jednak, żeby nie zniszczyć.

- Podobno krasnoludy bardzo lubią muzykę i każdy gra na jakimś instrumencie. - powiedziała - To prawda?

- Na obecną chwilę myślę, że tak, nie znam żadnego niegrającego krasnoluda.

- A Fili i Kili? - rzuciła krótkie spojrzenie na braci.

- Patrzysz na jednych z najlepszych ze skrzypków w Górach Błękitnych. - uśmiechnął się, a dwójka młodszych krasnoludów odwróciła wzrok przepełniony dumą na pochwałę przyjaciela.

- A ty, Lairiel? - zapytał Kili - Umiesz na czymś grać?

- Nie... - pokręciła głową z nieco zawstydzonym uśmiechem - Próbowałam kiedyś nauczyć się grać na fortepianie, jednak szybko się poddałam. Nie sądzę, że gdzieś na tym świecie jest przeznaczony dla mnie instrument.

- Cóż, chociaż na niczym nie grasz... - zaczął Fili - ...jestem pewien, że twój głos jest o wiele piękniejszy niż jakikolwiek instrument.

Elfka zarumieniła się na uroczy ton blondyna i schyliła głowę, by zakryć zaróżowione policzki za jasnymi włosami.

- Nie wiem, czy mogę się zgodzić... - wymamrotała.

- Może się przekonamy? - zasugerował.

Odwróciła wzrok gdzieś na bok, by uniknąć intensywnego spojrzenia starszego księcia.

- Podobno cierpliwość jest cechą królów... - powiedziała w końcu.

Blondyn uśmiechnął się w charakterystyczny sposób, ukazując dołeczek na lewym policzku.

- Zatem poczekam. - odparł, rozumiejąc przekaz ukryty w wypowiedzianym przez nią zdaniu.

Rozmawiali jeszcze długi czas. Słońce zaszło o swojej kwietniowej porze, mimo to w powietrzu utrzymywało się ciepło z jego promieni świecących cały dzień. Syta kolacja napełniła wygłodniałe po całym dniu wędrówki brzuchy krasnoludów, którzy niedługo po ciepłym posiłku zaczęli się kłaść do snu. 

Przywódca pierwszą wartę przydzielił Dwalinowi, który zgarnął w silne ręce swoje dwa ukochane topory, po czym usiadł w miejscu z dobrym widokiem na otoczenie, które niemal od razu objął swoim uważnym wzrokiem.

- Elfie! - po obozie rozległ się huczący głos Dębowej Tarczy.

Lairiel podniosła swój wzrok z własnej pościeli i spojrzała pytająco na krasnoluda, odkładając drewniany grzebyk na koc leżący na ziemi.

- Zbierzesz drewna na opał. - powiedział, po czym odwrócił wzrok, nie chcąc patrzeć na elfa dłużej niż było to konieczne.

Blondynka wstała z ziemi i zaczęła się kierować wgłąb lasu, kiedy usłyszała za sobą głos starszego z książąt.

- Pójdę z nią. - rzucił, podnosząc się z miejsca i podążając w stronę elfki.

Thorin nic nie powiedział, więc Fili, nie słysząc sprzeciwu z jego strony, szybkim krokiem zbliżył się do Lairiel. Oboje oddalili się od obozu, bez spoglądania za siebie na zmrużone oczy przywódcy, posyłające w ich stronę podejrzliwe spojrzenie.

***

- Więc... jest jakiś szczególny powód, dla którego zamierzasz mnie pilnować? - odezwała się Lairiel, kiedy odeszli już kawałek od reszty towarzyszy.

- Mówisz, jakby moje towarzystwo to była zła rzecz. - krasnolud uniósł brew, schylając się po pierwszą pokaźną gałąź.

- Nie! Ja po prostu... przepraszam, nie to miałam na myśli. - zaczesała pasmo włosów na szpiczaste ucho.

- Zatem co?

- Wiem, że Thorin mi nie ufa i... nieważne, zapomnij o tym. - pokręciła głową - Bardzo lubię twoje towarzystwo.

- To samo mogę powiedzieć i ja. - posłał jej przyjazny uśmiech.

Prychnęła cichym śmiechem pod nosem.

- Nie znasz mnie!

- Ale chcę poznać. - odparł prosto.

Elfka nie wiedziała co na to powiedzieć. Spotkali się ledwie dobę temu! Byli niby kompletnie sobie obcy, ale z Filim czuła się bardzo swobodnie i nie musiała ukrywać, jaka jest naprawdę. Po cichu w myślach zgodziła się z jego słowami - ona również chciała go poznać... chociaż sama nie wiedziała jeszcze do końca dlaczego.

Mimo to, głęboko w sercu czuła, że nie pożałuje swoich bliższych relacji ze starszym księciem.

- Więc... mówisz, że od prawie dwustu lat nie widziałaś się z rodziną. - odezwał się po chwili ciszy - Nie sądzisz, że tęsknią za tobą? Martwią się, gdzie jesteś?

Poczuła nieprzyjemny uścisk w żołądku. 

- Ja... sama nie wiem. - przyznała ze wzruszeniem ramionami - Rozstaliśmy się w dość napiętych stosunkach. Chociaż... znając mojego ojca, pewnie zamartwia się na śmierć. Znaczy, tak by było, gdyby nie był elfem, elfy są nieśmiertelne. Ale zwykle jest ze mną nadopiekuńczy i zapomina, że nie jestem już małym dzieckiem.

- Zależy mu na tobie. - skwitował.

- Najgorzej było przez jakiś czas po tym, jak zginęła moja matka. - mówiła - Mój brat więcej wziął po ojcu, a ja z wyglądu jestem lustrzanym odbiciem mojej mamy. Przez to ojciec strasznie bał się wypuszczać mnie nawet z domu, z obawy, że mnie również straci, jestem jego najbliższą pamiątką po mamie.

Fili zamyślił się na chwilę. Wyglądał, jakby potężnie bił się ze swoimi myślami, czy coś powiedzieć i dopiero po chwili zaczął mówić.

- Wyglądam jak mój ojciec. - wyznał - Kili wspomniał dzisiaj rano, że zginął, kiedy byliśmy dziećmi. Też miał blond włosy. Wśród krasnoludów nie są one zbyt popularne, większość naszej rasy ma rude lub brązowe i czarne. Kili odziedziczył po nim jedynie brązowe oczy, reszta pochodzi ze strony mamy. Ja natomiast z rysów twarzy jestem praktycznie identyczny do niego. On też nosił plecione wąsy... - uśmiechnął się pod nosem - Chciałem być jak on.

Lairiel również uniosła kąciki ust, doskonale zdając sobie sprawę z dziecięcego uwielbienia własnych rodziców.

- Zginął w wypadku w kopalni, kiedy miałem zaledwie parę lat. - kontynuował - Całej mojej rodzinie było ciężko przez długi czas, mama nie mogła pogodzić się z jego stratą. Właśnie przez moje podobieństwo do niego, nie miałem z matką najlepszych kontaktów przez jakiś czas... nie zrozum jej źle, bolało ją widzieć jej ukochanego w mojej twarzy, wiedząc, że już nigdy nie wróci. Nie to, że przestała mnie kochać, po prostu potrzebowała czasu. Gdy Mahal tworzył krasnoludy, ich dusze, serca zostały podzielone. Gdzieś tam na świecie mają swoją drugą połowę. Taki związek jest najsilniejszy pośród naszej rasy i niemożliwy do przerwania. Nawet po śmierci jednego z pary. Gdy ujrzymy swojego jedynego, serce od razu będzie należało tylko do niego. Jedyne, co od nas zależy, to jak szybko zdamy sobie z tego sprawę.

- Elfy też kochają tylko raz w swoim życiu. - powiedziała - Chociaż w odróżnieniu do was, sami musimy stwierdzić, czy tym razem jest to już ta prawdziwa miłość. Nasze wnętrze przyjmie, co uznamy za właściwe.

Przeniosła na niego wzrok i przyjrzała się jego twarzy oświetlonej przez blask księżyca.

- A jak między wami jest teraz? Z tobą i twoją mamą?

- Jestem jej synem i mnie kocha, zawsze kochała. - uśmiechnął się uspokajająco - Potrzebowała czasu i rozumiem ją. Jest bardzo silną kobietą i bardzo ją za to podziwiam. Wiele przeszła w swoim życiu. Już od dłuższego czasu mamy bardzo dobre relacje. Cieszę się, bo nawet przez ten krótki czas bardzo mi jej brakowało.

- Tęsknisz za nią, prawda? - schyliła się po kilka suchych patyków leżących obok.

- Od momentu, kiedy opuściłem nasze miasto. - przyznał - Ale jestem tu dla niej. Wiem, że gdy odzyskamy Samotną Górę i wrócę po nią do domu, cały trud będzie wart jej szczęścia. Zasłużyła na nie.

- A ja dam z siebie wszystko, by tak się stało. - dopowiedziała z determinacją.

Fili spojrzał jej w oczy i szczerze odparł:

- Wiem.


_________________________________________

Dobry wieczór, moi najukochańsi!

Dzisiaj świętujemy, a żeby jeszcze nieco umilić Wam świętowanie tego jednego z najpiękniejszych dni w roku, dodaję rozdzialik! Sprężam się, bo tata szykuje nam gofry i urządzamy sobie kino domowe na rozpoczęcie wakacji - oglądaliście kiedyś filmy "W krzywym zwierciadle: ..." ? Jeśli lubicie komedie - z całego serduszka Wam polecam!

No i co, życzę Wam przewspaniałych wakacji, kochani! Wypoczywajcie, podróżujcie (tylko uważajcie na tego przebrzydłego wirusa  ;) ) i spełniajcie swoje wakacyjne marzenia, a ja trzymam kciuki, żebyście mieli SUPER wakacje :)

Może chcecie pochwalić się osiągnięciami z tego zwariowanego roku szkolnego?

Ściskam wszystkich gorąco! <3

PS. i jak zwykle przepraszam za błędy, ale naprawdę muszę lecieć ;)

 PSS. jeszcze jakbyście mi podpowiedzieli, bo nie jestem pewna - w zdaniu:

'Więc nie żyjesz na sałatkach?'   będzie 'NA sałatkach' czy 'O sałatkach'.

Nie wiem czy czegoś nie poknociłam ale no, lekcje polskiego się skończyły i za kilka dni chyba będę już totalnym analfabetą XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top