29. Wędrówka do Dale i planowanie

***

- Już gotowe. - oznajmiła Lairiel, kończąc zawiązywać bandaż na poparzonej dłoni starszej kobiety – Powinno się szybko zagoić.

- Niech Valarowie mają cię w opiece, drogie dziecko. - tamta pochyliła w podziękowaniu głowę, na co elfka odpowiedziała przyjaznym uśmiechem.

- Nie ze swoimi przyjaciółmi? - usłyszała za sobą lekko zdziwiony głos Barda.

- Dadzą sobie beze mnie radę. - obróciła się w jego stronę, otrzepując kolana z piasku – Słyszałam, że zostałeś ich nowym przywódcą. - obrzuciła krótko wzrokiem ludzi dookoła.

- Chcąc nie chcąc... - mruknął.

- Zabiłeś smoka. - uniosła lekko brew – Myślę, że spokojnie zasłużyłeś na tę rolę. A poza tym... jako jedyny nie odrzuciłeś mnie i moich przyjaciół, gdy szukaliśmy wczoraj pomocy. - przypomniała – Jestem za to wdzięczna.

- W końcu miałbym księżniczkę elfów na sumieniu. - uśmiechnął się półgębkiem – Nie powinno się odwracać od potrzebujących, bo nigdy nie wiadomo, kiedy sami będziemy na ich miejscu.

- Mądre słowa. - pokiwała nieznacznie głową – Przykro mi za to, co się stało... - wymamrotała – Nie tak to wszystko miało wyglądać...

- Nie powinni byli wchodzić do Góry. - westchnął – To nie mogło dobrze się skończyć.

- Masz moje słowo, że dam z siebie wszystko, by pomóc wam odbudować życie. - przyrzekła – Kiedy nie będę już tu mogła nic więcej zrobić, pojadę do Leśnego Królestwa i poproszę ojca, by wam pomógł.

- A co mielibyśmy dać w zamian?

- Nie, nic. - pokręciła głową – Czuję się po części winna temu wszystkiemu i chociaż tyle mogę dla was zrobić.

- Nieczęsto spotyka się kogoś o tak dobrym sercu jak twoje, księżniczko. - powiedział po chwili, posyłając jej pełne wdzięczności spojrzenie.

- Proszę, mów mi po imieniu. - uśmiechnęła się delikatnie – Dzięki tobie nadal żyję i póki co tylko tak mogę się odwdzięczyć. Tylko 'Lairiel'.

Mężczyzna kiwnął głową, podnosząc z ziemi kilka koców i podając je przechodzącej rodzinie.

- Co zamierzasz teraz zrobić? - spytała blondynka, przewieszając torbę przez ramię.

- Musimy znaleźć jakieś schronienie. - odparł – Zima się zbliża, mieszkańcy Esgaroth nie mają dachu nad głową. Myślałem, by udać się do Dale. Jeśli zaraz ruszymy, dotrzemy tam późnym popołudniem.

- W porządku. - zgodziła się – Przy okazji trzeba będzie udać się do Thorina, by przekazał wam obiecaną część skarbu. - zauważyła – Postaram się, abyście otrzymali każde możliwe wsparcie od moich ludzi.

Bard pochylił w jej kierunku głowę w cichym podziękowaniu.

- A my nigdy ci tego nie zapomnimy, droga Lairiel.

***

Zgodnie ze słowami nowego przywódcy ludzi z Miasta na Jeziorze, do Dale dotarli około szóstej po południu. Słońce już zachodziło, czego skutkiem była panująca na dworze szarówka, a także rosnący z każdą chwilą mrok, który powoli ogarniał opuszczone miasto Ludzi. Lairiel otuliła się szczelniej płaszczem, czując podmuch chłodnego wiatru. Na leżących na ziemi i chodnikach gruzach i fragmentach strawionych przez ogień budynków osadziła się już cienka warstwa śniegu, który padał chwilę przedwczorajszego wieczoru.

Elfka westchnęła, przez co przed jej twarzą pojawiła się chmurka pary. Pamiętała tętniące życiem miasto, które słynęło ze swojego trwałego dobrobytu i powodzenia. Zawsze było tu wesoło i głośno, więc teraz miasto wydawało się po prostu martwe. Umarło wraz z jego mieszkańcami, którzy je tworzyli. Nie odwiedzała Dale często, jej ojciec zwykle unikał przebywania w miejscach nienależących do elfów, głównie z uwagi na panujący tam hałas i brak spokoju. Ona również przyzwyczajona była do niezwykle stoickich i pełnych harmonii królestw elfów, ale lubiła czasem poczuć tę radość z życia, przechadzając się na przykład właśnie po Dale, czy Esgaroth (gdy było jeszcze w czasach swej świetności). Pamiętała też jak odwiedziła kilka razy Samotną Górę. Pomimo tego, że królestwo krasnoludów wydrążone było w skałach i duża jego część, podobnie jak Leśnego Królestwa, znajdowała się pod ziemią, w jej domu nie było tego aż tak widać. Znajdował się on w lesie, a przyroda sama nawet wchodziła do ich zamku, więc nie czuła się tam tak przytłoczona jak w Ereborze.

Z uwagi na swoje obawy przed złem z Południa, jej ojciec przeniósł stolicę swego królestwa ze wzgórza Amon Lanc bardziej na północ. Chciał stworzyć podziemne miasto, dzięki któremu mógł jak najlepiej bronić swoich ludzi. Chociaż budując tę warownię w systemach jaskiń wzorował się na dawnej siedzibie Thingola, nie była ona aż tak potężna jak jej poprzedniczka, ponieważ projektowana i budowana była z rąk elfów – nie krasnoludów, jak budowle króla Doriathu.

Z zamyślenia wyrwało ją gorączkowe wołanie doradcy poprzedniego rządcy. Widziała, że niejaki Alfrid niesamowicie przymila się do Barda, by ten nie skazał go na jakąkolwiek karę. Zabójca smoka przecisnął się między wędrującym tłumem, wspinając się na mur, otaczający miasto. Lairiel zatrzymała się i zerknęła w ich stronę.

- Spójrz, panie! - usłyszała – W Górze płonie ogień!

- Więc druhowie Thorina Dębowej Tarczy przetrwali...

Elfka wypuściła powietrze z ogromną ulgą. Choć wcześniej o tym nie myślała, dotarło do niej tego ranka, że smok mógł przecież także ich pozbawić życia. Od momentu, gdy sobie to uświadomiła, nękały ją nieprzyjemne myśli, że nie wszystko zawsze idzie tak gładko, a jej umysł zaczynał układać coraz to gorsze scenariusze.

Powoli zapadał zmrok, więc część mieszkańców spalonego miasta zabrała się za rozpalanie ognia. Lairiel pomogła jeszcze wielu innym osobom, zarówno z mniejszymi, jak i większymi obrażeniami. Czuła, że nieco jej ulżyło, gdy mogła poprawić ich samopoczucie. Rozdała również chętnym swój zapas lembasów, który wzięła z domu na wszelki wypadek. Ten oczywiście musiał nadejść. Sama posiliła się trzema kęsami chleba elfów, z uwagi na brak jedzenia w ciągu dnia. Popiła suchą strawę resztą wody, jaka jej została i po upewnieniu się, że nie może dla nikogo zrobić nic więcej, położyła się na przygotowanym dla siebie wcześniej posłaniu. Mimo tego, że jej ludzie zwykle nie potrzebowali tyle odpoczynku, czuła się zmęczona nie tyle na ciele, co na duchu, przez ciemność, opanowującą jej dom i las, z którym tak silnie była związana. Do tego jej organizm wciąż był trochę osłabiony utrzymującą się jeszcze poprzedniej nocy lekką gorączką, a ona wyczerpana kilkugodzinną wędrówką z ranną nogą. Zasnęła więc niemal od razu.

***

Znad wzgórz po wschodniej stronie królestwa Ereboru wzeszło słońce, powoli docierając swoim światłem w różne zakamarki miasta Dale. Nocujący w nim ludzie powoli się budzili, z przykrością utwierdzając się w przekonaniu, że atak Smauga nie był jedynie koszmarem, śniącym się w ich głowach.

Lairiel dosyć niechętnie otworzyła oczy, gdy wokół niej odgłosy rozmów i krzątaniny z każdą chwilą się potęgowały. Przetarła twarz, po czym potarła energicznie dłońmi o ramiona, chcąc pobudzić krążenie w zastygłych kończynach, by się troszkę ogrzać. Do jej wyczulonych uszu dotarły nagle dźwięki, których nie słyszała od dawna – brzęczenia zbroi podczas poruszania się w niej. Wstała więc szybko i zwinnym krokiem przeleciała kilka schodów i korytarzyków, by dotrzeć na jeden z placyków miasta... okupowany przez żołnierzy z Leśnego Królestwa. Wytrzeszczyła oczy na ten niespodziewany widok, a zaraz potem jej wzrok spoczął na wysokim elfie na majestatycznym jeleniu, stojącym przy Bardzie.

- Ada! - wykrzyknęła, pędząc w stronę leśnego króla z rosnącym uśmiechem.

- Lairiel! - Thranduil widocznie odetchnął z ulgą, zsiadając z jelenia.

Elfka wskoczyła w otwarte ramiona ojca, mocno go ściskając. Król przymknął oczy, wypuszczając powietrze i odwzajemniając gest. W chwili, gdy ujrzał córkę przy życiu, z jego serca spadł ciężar o masie większej niż posiada Samotna Góra...

- Co ty tu robisz? - zmarszczyła brwi, odsuwając się od niego nieznacznie i rozglądając niepewnie po stojących wszędzie dookoła żołnierzach, po czym skojarzyła pewne fakty – Nie przyprowadziłeś chyba armii, żeby odzyskać białe klejnoty...? Wiem, że Fili ci je obiecał, nie ufasz... - urwała.

Thranduil popatrzył na nią z lekkim politowaniem i pewnego rodzaju irytacją.

- Są czasem rzeczy ważniejsze od klejnotów. - powiedział, przez co skarciła się w myślach, że coś takiego przyszło jej do głowy – Ufam twojemu ukochanemu księciu, że dotrzyma słowa. I tak nie jestem tu z powodu ani kamieni, ani ludzi z Miasta na Jeziorze.

Lairiel rzuciła kątem oka spojrzenie na drewniane wozy, pełne zapasów żywności i picia.

- Skontaktowała się ze mną pani Galadriela. - oznajmił, na co jego córka zmarszczyła brwi – Uratowała Gandalfa, którego w Dol Guldur pojmali orkowie i dowiedziała się od niego kilku istotnych rzeczy, które mi przekazała.

- Co Mithrandir tam robił? - zdziwiła się.

- Nieprzyjaciel powrócił, Lairiel. - powiedział poważnie elf – Na Samotną Górę maszeruje armia orków pod dowództwem Bladego Orka. Lada dzień mogą pojawić się u wrót Ereboru, a nie można pozwolić, by zdobyli Górę. Mrok zacząłby pochłaniać wtedy nasz świat w zastraszającym tempie, a Śródziemie zostałoby skazane na zagładę.

- Więc... - zawahała się – Jesteś tutaj, by bronić ojczyzny krasnoludów? - spytała z niepewną nadzieją w oczach.

Thranduil westchnął do siebie. Owszem, mógł mieć los kompanii Thorina w głębokim poważaniu, a w większości nawet tak było, ale Lairiel była jego córką i była tam, gdzie miała rozegrać się bitwa, decydująca w dużym stopniu o przyszłości Śródziemia. Nie miał zamiaru stracić dziecka z powodu tych plugawych stworzeń, jak swoją ukochaną, i był gotów zrobić wszystko, by temu zapobiec. Nawet bronić krasnoludzkiego pagórka...

- Naprawdę muszę potwierdzić ci to na głos? - wymamrotał, przewracając oczami i odwracając wzrok od blondynki.

Ponieważ księżniczka nie odpowiedziała, spojrzał na nią z powrotem, by zauważyć lekko szkliste, brązowe tęczówki elfki, wpatrującej się w niego z nieopisywalną wdzięcznością.

- Hannon le, ada... - szepnęła cichutko, ponownie wtulając twarz w tors ojca.

Westchnął dobrodusznie, obejmując córkę. Oparł podbródek na czubki jej jasnej głowy, zdając sobie sprawę, jak wiele jego decyzja znaczyła dla Lairiel. Widział, jak zależało jej na tych krasnoludach i jak bardzo ich wspierała, zatem nie miał serca, by skazać ich na śmierć. Tak samo jak niemalże bezbronnych ludzi z Esgaroth. Poza tym... lepiej było nie sprzeciwiać się radzie Galadrieli. Dla własnego bezpieczeństwa.

- Spodziewałem się jednak, że będziesz w Ereborze. - odezwał się, puszczając elfkę.

- Miałam być, ale Thorin wolał, bym została w Mieście na Jeziorze przez tę strzałę i... ups... - mruknęła, drapiąc się po karku.

- Skoro już poruszyłaś ten temat... - wtrącił z czymś w rodzaju samozadowolenia – Może wyjaśnisz mi, dlaczego miałbym cię gdziekolwiek i kiedykolwiek puszczać, skoro dałaś się postrzelić ledwie kwadrans po tym, jak zniknęłaś mi z oczu?

Lairiel skuliła się nieco pod jego karcącym wzrokiem.

- Cóż... - zaczęła – Po pierwsze, nie chciałam zostać postrzelona. - zaszurała butem w śniegu – Po drugie, Legolas mnie uratował i nic mi nie jest...

- Właśnie. - przerwał – Gdzie jest twój brat?

Blondynka zawiesiła się. Otworzyła usta i zamknęła je kilka razy, jakoś nie mogąc się wysłowić. Zmyślać, czy od razu się przyznać? I tak nie umiała kłamać... a jej ojciec sam z niej to wyciągnie.

- Więc... Legolas jest... - mówiła – No, daleko stąd jest.

Thranduil uniósł groźnie brew, co sygnalizowało, że jego cierpliwość powoli zbliżała się do swojej granicy.

- Konkrety, Lairiel. - zażądał.

- Wiesz, że to bardzo honorowy elf. - powiedziała zamiast tego – I odważny... i zawsze myśli przyszłościowo o innych... - urwała, widząc stalowy wzrok ojca – Ścigał polujących nas orków i do Gundabadu pojechał. - wyrzuciła w końcu.

- CO TAKIEGO?!

***

Lairiel kłusowała na beżowym rumaku obok Barda w stronę Góry. Mężczyzna jechał pod Erebor, by dostać od Thorina obiecaną część złota, a elfka zdecydowała mu się towarzyszyć, by jak najszybciej zobaczyć swoich przyjaciół oraz upewnić się, że wszyscy są cali i zdrowi. Z mieszanymi uczuciami rzuciła spojrzenie przez ramię na Dale, skąd połyskiwały w słońcu zbroje Leśnych Elfów. Z perspektywy krasnoludów w Samotnej Górze nie wyglądało to na to, czym było naprawdę. Zdawało się, jakby Thranduil przymierzał się do zaatakowania Ereboru, o co nigdy w życiu by go nie posądziła.

Już na chwilę przed dotarciem przed wrota krasnoludzkiego królestwa Lairiel wypatrzyła na odbudowanej bramie swoich towarzyszy. Odetchnęła z ulgą, przymykając lekko oczy, gdy odliczyła ich wszystkich. Oboje podjechali pod Górę, zatrzymując się przed fosą wzdłuż dawnej głównej bramy. Do uszu elfki dotarły podekscytowane głosy krasnoludów, a wśród ich tyrpnięć i szemrań wyłapała kilka razy swoje imię.

- Witaj, Thorinie, synu Thraina! - zawołał Bard – Ulżyło nam, że ty i twoi kompani przeżyliście!

- Dlaczego pojawiasz się tu, przed Królem pod Górą, gotowy do wojny? - rozległ się potężny głos krasnoluda.

- A dlaczegóż to Król pod Górą ukrywa się w swym królestwie? - odpowiedział pytaniem łucznik – Niczym rabuś w swej kryjówce.

- Może z powodu obaw przed byciem obrabowanym. - nie dał się zagiąć Thorin.

- Panie... - odezwał się nieco pokorniej przywódca Ludzi – Nie mamy zamiaru rabować twego królestwa. Poszukujemy jedynie pomocy. Nie będziesz ze mną mówił?

Krasnolud zastanowił się krótką chwilę, po czym skinął głową, znikając za kamienną barierą. Podczas gdy Bard podszedł już na własnych nogach pod samą Górę, Lairiel pozostała na swoim wierzchowcu, unosząc wzrok na grupkę krasnoludów na bramie. Uśmiechnęła się szeroko, po czym uniosła dłoń i energicznie im pomachała, co chętnie odwzajemnili. Jej wzrok przeleciał po twarzach uradowanych krasnoludów i zatrzymał się na Filim. Skrzyżowała z nim wzrok, po czym przycisnęła wargi do czubków palców i dmuchnęła w uniesioną dłoń, posyłając mu swój pocałunek na odległość. Zaśmiała się, gdy Kili próbował się przepchnąć na jego miejsce, chcąc złapać całusa dla siebie.

- ...nie przyjmuję żadnych układów. - usłyszała lekko zdenerwowany głos Thorina, więc zsiadła z konia i podeszła do Barda z lekko zmarszczonymi brwiami – Nie, dopóki u mych bram stoi uzbrojona armia.

- Moi ludzie nie są tu po to, by was atakować, Thorinie. - wtrąciła – Na Erebor maszerują oddziały orków, Pani Galadriela z Lórien skontaktowała się z moim ojcem, by wysłał tu swoje siły.

- Dlaczego miałbym w to uwierzyć?

Lairiel miała wrażenie, że ją zwyczajnie zatkało. Zamrugała oczami, nie wiedząc za bardzo, co na to odpowiedzieć.

- Dlaczego miałabym kłamać? - wzruszyła ramionami.

- Ponieważ wiem, o jakich błyskotkach z tej Góry marzy Thranduil. - odparł tamten – I to dla nich zrobiłby wszystko.

- Nie wszcząłby wojny o jakieś klejnoty! - obruszyła się elfka, czując, że lekko się w niej zagotowało na słowa krasnoluda – Jest tu, by pomóc wam bronić Ereboru, tylko po to!

- Nie uwierzyłbym w to za żadne skarby tego świata! - odwarknął ciemnowłosy – Jest zwykłym bezdusznym tchórzem, który ma w nosie wszystko, z czego nie może czerpać dla siebie korzyści, a ty uważaj, księżniczko, bo się w niego zamieniasz, próbując mnie nabrać na takie bzdury!

Blondynka spróbowała przełknąć gulę, jaka stanęła jej w gardle. Poczuła się, jakby ktoś ją spoliczkował. Jej ojciec okazał im tyle dobroci w Leśnym Królestwie, a teraz słyszy od ich przywódcy takie rzeczy...?

- Jak śmiesz tak o nim mówić... - wycedziła z niedowierzaniem – Tyle dla was zrobił i pozwolił kontynuować wyprawę, mimo ryzyka, jakie się dla niego i naszego domu z tym wiązało, a ty...

- Nie zrobiłby tego z własnej woli! - odparł Thorin – Nigdy by nawet nie zaoferował pomocy, gdyby nie dostał czegoś w zamian!

- To nieprawda! - wykrzyknęła z czerwonymi ze złości policzkami i lekko wilgotnymi oczami.

- Lairiel, proszę... - Bard odsunął ją lekko i obrócił w stronę ich wierzchowców.

Elfka zgodnie z jego niemą prośbą odeszła od bramy i stanęła obok swojego konia, starając się opanować. Z Thorinem było coś nie tak. Czuła to, gdy usłyszała pierwsze słowa, wypływające z jego ust. Wiedziała, jak bardzo dumnym i upartym krasnoludem jest, ale nie jego charakter był tu powodem tego, co usłyszała. Westchnęła do siebie, nie rozumiejąc jego zachowania.

Po chwili również i jej towarzysz odszedł od Góry z niezadowoloną miną. Zdenerwowaną wręcz. Podszedł do swojego konia i wskoczył na niego bez słowa.

- O co chodzi? - blondynka zmarszczyła brwi.

- Nie dostaniemy niczego. - odparł tamten – Widać słowo Króla pod Górą wcale nie jest takie bezcenne.

- Nie rozumiem... - pokręciła głową – Może spróbuję...

- Nie, Lairiel, to już przesądzone. - westchnął pokonany – Nie mamy co liczyć na jego wsparcie.

Elfka z zawiedzioną miną wsiadła na swojego rumaka i przycisnęła pięty do jego boków, ruszając z miejsca. Podczas jazdy rzuciła jeszcze krótkie spojrzenie za siebie, by zobaczyć, jak kamienna głowa jednego z murowanych strażników Góry spada z wysokiej bramy, zawalając jedyne dojście do głównej bramy.

Ze spuszczoną głową wjechała z Bardem do Dale. Przemierzyli kilka wąskich uliczek, wjeżdżając na rynek, gdzie oboje zatrzymali konie. Spomiędzy budynków wyszedł Thranduil, akurat gdy Lairiel przymierzała się do zsiadania z konia. Pamiętając o jej kontuzji, elf podtrzymał córkę, by bezpiecznie i z mniejszą prędkością wylądowała na ziemi.

- Co taka smutna mina? - zapytał, przykładając dłoń do jej policzka i delikatnie obracając ją przodem do siebie.

- Thorin nie zamierza im nic dać. - mruknęła, nie patrząc na króla – Obiecał im część skarbu, a teraz, gdy najbardziej go potrzebują, wycofuje się z danego słowa.

- Nie można się wycofać z danego słowa, Lairiel. - wtrącił – Można go dotrzymać lub je złamać.

- Nie rozumiem, co się stało. - pokręciła głową, w końcu unosząc na ojca wzrok – Wiem, że jest dumnym krasnoludem, ale także pełnym honoru. Nie złamałby słowa...

- A jednak to zrobił. - uniósł brew – Rozumiem, że chcesz dać innym szansę, Lairiel, ale nie wszystkie krasnoludy muszą ją dobrze wykorzystać. Pokładałaś w nich ogromne nadzieje...

- I się zawiodłam. - powiedziała cicho – Nie, coś jest nie tak. - utrzymywała – Thorin nie zrobiłby czegoś takiego. Nie w takiej sytuacji.

Thranduil rozejrzał się dookoła. Jego wzrok spoczął na kilku trenujących ze sobą elfickich wojownikach, a w głowie ukształtował się pewien pomysł. Księżniczka uniosła lekko brew na znajomą iskierkę w jego oczach, po czym podążyła za jego spojrzeniem. Pokręciła głową.

- Tak nie można! - zaoponowała – Thorin już myśli, że sprowadziłeś wojsko, żeby zaatakować Erebor. Jeśli postawisz mu przed Górą armię...

- Krasnoludy widocznie tylko taki sposób rozmowy rozumieją. - przerwał – Przynajmniej tylko taki do nich trafia. Może wtedy zmądrzeje.

- Ale... - zacięła się – Nie możesz przecież... - urwała, nie mogąc znaleźć jakichś dobrych argumentów.

- Jestem królem i mogę wszystko. - zarzucił długie jasne włosy do tyłu, mrugając do córki jednym okiem – Nie będę przecież się z nimi bić. Postraszymy trochę Thorina i wtedy da to, co obiecał. - wyjaśnił – Żeby było jeszcze bardziej realistycznie, można nawet zabrać mężczyzn z Miasta na Jeziorze, którzy niby będą walczyć o swoje.

- Nie powinniśmy... - wymamrotała bez wcześniejszego przekonania.

- Zaufaj mi, Lairiel. - posłał jej spojrzenie znawcy – Dopilnuję, by Thorin dotrzymał danego słowa. Mogę mieć gdzieś sprawy krasnoludów, ale nie będę tego u twoich tolerował. Przynieśli ruinę i śmierć na Esgaroth, a do tego skorzystali z naszych usług w Leśnym Królestwie. Coś są jednak winni.

***

Lairiel przez większą część tego dnia przesiedziała w swoim małym namiocie, ustawionym obok tymczasowej siedziby jej ojca. Leżała, wpatrując się w materiałowy sufit, zdrzemnęła się nawet na chwilę, a przez jakiś czas powalczyła z kilkoma wojownikami, którym podobnie jak jej wyjątkowo się nudziło. Gdy leżała na swoim prowizorycznym łóżku, bawiąc się koralikiem na końcu cienkiego warkocza od Filiego, klapa stanowiąca wejście do jej namiotu powoli się uchyliła.

- Moja księżniczko... - Feren skłonił głowę – Król prosi cię do siebie.

Lairiel podniosła się do siadu i zeskoczyła z przyjemnością z posłania. Może wreszcie dostanie od ojca jakąś ciekawą rzecz do roboty, albo po prostu z nim posiedzi... Mogłaby nawet wysłuchiwać ochrzanu za pozwolenie Legolasowi na tropienie orków, byleby nie umierać z nudów.

Po kilku krokach stanęła przed wejściem do namiotu leśnego króla. Para strażników, stojąca po dwóch jego stronach, skłoniła się przed nią lekko, wpuszczając ją do środka.

- Chciałeś mnie widzieć, ada. - powiedziała na wstępie, pochylając leciutko głowę w jego stronę.

- Mamy gości. - odezwał się, odwzajemniając gest.

Elfka spojrzała na niego pytająco, więc wskazał prawą dłonią w bok. Podążyła wzrokiem w tym kierunku, napotykając spojrzenia stojących tam Bilba i szarego czarodzieja.

- Mithrandir, Bilbo... - odetchnęła z nagłym uśmiechem, podchodząc do nich szybkim krokiem – Cudownie was widzieć. - przytuliła ich do siebie.

- Ciebie również, moja droga. - odparł Gandalf, a hobbit posłał jej w odpowiedzi szeroki uśmiech.

- Ale skąd wy tutaj...? - patrzyła zdezorientowana od jednego do drugiego.

- Wiem, jak sprawić, by Thorin dotrzymał obietnicy. - powiedział niziołek.

- To, co było najpilniejsze, właściwie Pani Galadriela przekazała twojemu ojcu. - dodał czarodziej – Mimo to myślę, że moja obecność tutaj nie będzie zbędna. Kontynuuj, Bilbo. - wskazał włamywaczowi dłonią na stolik pośrodku namiotu, obok którego stał już Thranduil i Bard.

Pan Baggins podszedł do pokazanego przez niego miejsca, szukając czegoś pod swoim granatowym płaszczykiem. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni coś zawinięte w skrawek brązowego materiału.

- Myślę, że to nam pomoże. - oznajmił, odgarniając na bok rogi szmatki, spod której oczom zebranych ukazał się spory, świecący wieloma kolorami kamień.

- Arcyklejnot... - Lairiel aż wypuściła powietrze z wrażenia.

- Klejnot Króla... - dodał Thranduil – Jak ma nam to pomóc?

- Thorin szuka go, od kiedy weszliśmy do Góry. - tłumaczył Bilbo – Pragnie bardziej, niż czegokolwiek innego i jestem wręcz pewien, że zrobi wszystko, by go zdobyć. Jeśli zaproponujecie mu wymianę Arcyklejnotu na obiecaną część skarbu dla ludzi z Miasta na Jeziorze, powinien przystać na tę ofertę.

- Skąd jesteś tego taki pewien? - księżniczka zmarszczyła lekko brwi – Nie mówił o tym kamieniu praktycznie nic przez całą wyprawę. Skąd to nagłe pożądanie?

- Balin uważa, że to Smocza Choroba. - odpowiedział smutno hobbit.

Blondynka wymieniła z Gandalfem zmartwione spojrzenia.

- Filiemu musi być strasznie przykro. - mruknęła niemal niesłyszalnie – Uważa Thorina za wzór.

Czarodziej zerkną na nią kątem oka, ale jeśli warkocz w jej włosach coś mu powiedział, nie skomentował tego.

- To dość komplikuje sytuację. - Thranduil potarł w zamyśleniu podbródek – Ciężko będzie go zmusić, by oddał cokolwiek. Nawet za Arcyklejnot. Jeśli staje się swoim dziadkiem, możemy zapomnieć o powodzeniu.

- Jak Thorin się zachowuje? - Lairiel zwróciła się do włamywacza – Po czymś Balin musiał rozpoznać, że to Smocza Choroba...

- Nie je, nie śpi, myśli tylko o skarbie i spędza każdą minutę na przeszukiwaniu skarbca, by znaleźć Arcyklejnot. - tamten wzruszył smętnie ramionami – Zaciąga do tego resztę, dopiero dzisiaj pozwolił im naprawdę odpocząć. Widać po nim, że nie spocznie, dopóki Arcyklejnot się nie odnajdzie.

- Więc może nie wszystko jeszcze stracone. - księżniczka rozejrzała się po zebranych – Skoro aż tak zależy mu na tym kamieniu, wciąż mamy szanse.

- Nikłe, ale są. - zgodził się jej ojciec – Musimy być dobrej myśli.

- Wypróbujemy zatem plan króla Thranduila. - Bard pokiwał głową – Zjawimy się z armią elfów pod Górą. Ja również wezmę część moich ludzi. Spróbujemy wynegocjować u niego część skarbu za Arcyklejnot.

- O świcie zjawiamy się pod Ereborem. - orzekł elf.

- Pamiętajcie, że chociaż nie zamierzacie walczyć naprawdę, musimy być czujni. - wtrącił Gandalf – Orkowie mogą się tu pojawić w każdej chwili, więc musimy być przygotowani.

- Lairiel... - elfka usłyszała głos ojca – Jeśli, brońcie Valarowie, dojdzie jutro do bitwy, musimy się podzielić i nie wysyłać od razu całego wojska do walki, byśmy nie ponieśli od razu zbyt dużych strat. Dostaniesz pod dowództwo część armii. - zarządził.

Dziewczyna rozchyliła lekko usta w zdumieniu i rzuciła Mithrandirowi niespokojny wzrok.

- Ale, tato, ja... - zawahała się – Jeszcze nigdy nie dowodziłam nikim w bitwie...

- Więc to będzie twój pierwszy raz. - odparł.

Blondynka wzięła głębszy wdech, po czym wyprostowała się, stając naprzeciw niego niemal na baczność.

- Nie zawiodę cię, ada...!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top