28. Ogień smoka

fëa - dusza (duch), który znajdował się w ciele. Bardzo możliwe, że trochę tu z tym nazmyślałam, ale może dzięki temu sprawiłam elfy jeszcze bardziej magiczne 😅

***

Legolas biegł, ile sił w nogach. Słyszał szybkie bicie swojego serca, spowodowane zarówno zmęczeniem, jak i nadmiernymi emocjami. Był przerażony, bo jego siostra umierała. Był pełen obaw, że się spóźni. Był wściekły, że pomost, łączący Esgaroth z brzegiem był po drugiej stronie Długiego Jeziora, więc musiał je w większości obejść, przez co zmarnował wiele cennych godzin. Do tego stracił konia, gdy natknął się na kilku orkowych niedobitków. Jego wierzchowiec się spłoszył i przepadł jak kamień w wodę, co jeszcze bardziej zmniejszyło jego szanse, by dotrzeć na czas.

Gdy wbiegł do Miasta na Jeziorze, swoim czułym elfim wzrokiem wypatrzył skradających się po dachach orków. Domyślając się, że są to ci sami, którzy tropili towarzyszy jego siostry, postanowił podążać ich śladem. Plugawe stwory doprowadziły go do jego celu, napadając na jeden z pogrążonych w ciemności domów. Przyspieszył jeszcze bardziej (o ile było to możliwe), a zaraz do jego uszu dotarły krzyki znajomej mu osoby. Sięgając po sztylety, przymocowane do kołczanu, wspiął się po drewnianych budynkach, wskakując na dach tego oblężonego. W jego oczy rzuciła się wybita w nim dziura, zapewne po jednym z orków. Zsunął się przez nią do środka budynku, w sam środek całkowitego chaosu.

Wnętrze wypełniały krzyki i warkot orków. Szybko ocenił sytuację, od razu wpadając w wir walki. Najważniejsze było jak najszybciej pozbyć się przeciwników, by spokojnie mógł zająć się Lairiel, którą zauważył ledwo żywą na łóżku w rogu. W parę minut udało mu się unieszkodliwić wszystkich orków. Rozejrzał się pobieżnie dookoła, wypatrując jakiegokolwiek innego zagrożenia.

- LAIRIEL! - podbiegł do jej boku, rzucając broń na podłogę.

Elfka leżała bezwładnie, oparta o pierś jasnowłosego krasnoluda, który kurczowo ściskał jej dłoń i wołał ze łzami w oczach, aby go nie zostawiała. Legolas przyłożył jej dłoń do policzka, odwracając jej twarz w swoją stronę i z niepokojem przyglądając się chorobliwie szarawemu odcieniowi jej skóry. Czuł pod palcami, jak bardzo była rozpalona. Łapiąc ją za drugą rękę wyszeptał kilka słów po elficku, by nieco się uspokoiła. Oblizał nerwowo wargi, po czym odsunął się kawałek i gorączkowymi ruchami odwiązał lekko przymocowany na ranie bandaż. Zaklął pod nosem, widząc czarną krew na materiale i wcale niepłytką ranę w tym samym kolorze.

- Trucizna... - mruknął pod nosem – Potrzebuję królewskiego ziela!

- Znaleźliśmy! - wykrzyknął Kili, wpadając do domku, zupełnie jak w odpowiedzi na słowa elfa.

Krasnolud podleciał do Legolasa, podając mu ściskane przez niego kilka gałązek zioła. Jasnowłosy polecił mu od razu wstawienie na ogień wody do zagotowania, a sam stanął z powrotem przy siostrze, starając się ją uspokoić.

- Możesz jej pomóc? - usłyszał pytanie Filiego, który patrzył na niego z czystą desperacją, rozpaczliwie ściskając dziewczynę i starając się utrzymać ją w pozycji leżącej.

- To się okaże... - wymamrotał tamten, po czym znów skierował kilka cichych i niezrozumiałych dla krasnoluda słów do blondynki, która zdawała się dzięki nim na parę sekund nieco uspokoić.

Gdy po jakichś trzech, czterech minutach, które i tak wydały się wszystkim niemalże wiecznością, woda w końcu zawrzała, Legolas przelał ją do płytkiej miski, gdzie wrzucił szybko gałązki athelasu. Po jakiejś minucie odcedził rozmiękłą roślinę, po czym polecił krasnoludom przytrzymanie Lairiel, która z każdą chwilą krzyczała coraz głośniej i wyglądała coraz gorzej. Elf roztarł w palcach liście ziela i przyłożył dłonie do zatrutej rany, starając się zignorować wrzask Lairiel, jaki tym spowodował.

Wciąż utrzymując ręce z kawałkami leczniczej rośliny na urazie, zaczął modlić się do Valarów, aby zlitowali się nad życiem jego siostry i ją oszczędzili. Z całych sił starał się, aby jego głos się nie załamywał, gdy jako zrozpaczony brat błagał bogów, by ocalili ją od śmierci. Powtarzając w kółko jedno zdanie, myślał, jak ważna jest dla niego. Jak ważna jest dla krasnoludzkiego księcia, któremu oddała serce. I jak ważna jest dla ich ojca, dla którego jego dzieci były jedyną rzeczą, utrzymującą go przy życiu. 

Nie poddawał się, dopóki nie poczuł, że gwałtowne ruchy Lairiel zaczynają stopniowo słabnąć, a krzyki cichnąć. Dopiero gdy elfka całkowicie przestała się rzucać i przymknęła nieco przytomniejsze oczy, odsunął powoli dłonie od rany. Z sercem, bijącym z taką siłą jak jeszcze nigdy, wziął kilka głębokich wdechów, by się uspokoić, po czym sięgnął po dłoń siostry, zamykając oczy. Skupił się na wyczuciu i połączeniu z jej fëą. Trwał tak przez chwilę, szukając w duchu blondynki jakichkolwiek oznak pozostałości trucizny, ponieważ jednak nie wyczuł w niej żadnej ciemności, puścił jej dłoń i otworzył oczy, by zobaczyć czwórkę krasnoludów, wpatrujących się w niego z największym napięciem, jakie kiedykolwiek widział.

- Nic jej nie będzie. - uspokoił ich, samemu wypuszczając powietrze z niesamowitą ulgą.

Towarzysze Lairiel odetchnęli i ze szczęśliwymi uśmiechami poklepali się nawzajem po ramionach. Fili przymknął oczy, czując, jak niewiarygodny ciężar spada z jego serca, i pozwalając kilku łzom ogromnej ulgi spłynąć mu po policzkach.

- Normalnie spadłeś nam z nieba, stary... - odezwał się z uznaniem Kili.

Legolas uniósł brew, uśmiechając się półgębkiem.

- Ojciec mnie wysłał. - powiedział – Pojmaliśmy jednego orka, żeby go przesłuchać. Mieliśmy przeczucie, że coś jest nie tak, elfy mają między sobą często bardzo silną więź. Ork potwierdził, że Lairiel została ranna, a strzała była zatruta. - wyjaśnił, zawiązując wokół odtrutej rany świeży bandaż, po czym rozejrzał się dookoła – Nie było was przypadkiem trochę więcej?

- Wujek ruszył zresztą dzisiaj rano do Góry. - odparł młodszy z książąt – Przed zmrokiem mieli odnaleźć sekretne wejście. Thorin kazał Lairiel zostać, bo źle się czuła.

- A wy? - elf zamrugał oczami z lekkim zdezorientowaniem.

- Nie zostawiłbym jej tutaj. - usłyszał Filiego – Nie w takim stanie i w żadnym innym.

- Fili nigdzie nie idzie beze mnie. - dodał Kili – Więc ja bez niego też nie.

- Jestem uzdrowicielem. - Óin wzruszył ramionami – Moim obowiązkiem było się nią zająć.

Na koniec spojrzenia wszystkich spoczęły na Bofurze, który podrapał się z lekkim wstydem po karku.

- Ja to akurat zaspałem... - wyznał, na co reszta zareagowała śmiechem – Ale może to i lepiej, że tak się złożyło... - wzruszył ramionami, wspominając niespodziewany atak orków.

Fili pokiwał do siebie głową, dziękując Valarom za taki rozwój wydarzeń. Z nieopisywalną ulgą oparł policzek na jasnych włosach ukochanej księżniczki, przyciskając do jej skroni czuły pocałunek. Jej gorączka znacznie spadła i chociaż miała jeszcze trochę temperaturę, nie był to powód do obaw. Pogładził ją po dłoni, wpatrując się w jej spokojną twarz, która powoli odzyskiwała kolor, dając jednocześnie znak, że dziewczyna wraca do siebie.

***

Lairiel wzięła głębszy wdech i zatrzepotała niemrawo powiekami. Poczuła na czole przyjemnie chłodną ściereczkę i unoszący się w powietrzu delikatny zapach jakichś znajomych ziół. Zmarszczyła brwi, widząc nad sobą niewyraźną sylwetkę jasnowłosego elfa. Zamrugała kilka razy oczami, by wyostrzyć obraz i upewnić się, że zmysły jej nie zwodzą.

- Legolas? - wymamrotała – Skąd ty tutaj...?

- Adar kazał mi cię znaleźć. - odparł, kucając przy krawędzi łóżka – Jak się czujesz, muinthel?

- Zmęczona... - westchnęła.

- Nie dziwię się. - mruknął – Nie po tym, jak przez tyle czasu walczyłaś z trucizną.

- Jaką trucizną? - spojrzała na niego ze zdezorientowaniem.

- Dostałaś strzałą Morgulu. - odparł – Mało co się nie spóźniłem, a ty nawet nie chcesz wiedzieć, przez co przechodził ojciec, kiedy się o tym dowiedzieliśmy.

- Przecież niespecjalnie... - przymknęła oczy z porażką, już słysząc w głowie karcący wykład taty.

Obróciła lekko głowę, czując zapadnięty pod jakimś ciężarem brzeg łóżka. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc leżącą obok głowę pogrążonego we śnie Filiego. Krasnolud nawet śpiąc, trzymał ją za rękę, nie pozwalając nigdzie bez niego odejść.

- Masz bardzo oddanych przyjaciół. - Legolas pokiwał do siebie głową z czymś w rodzaju zadowolenia – Zrezygnowali z Góry dla ciebie i nie opuścili cię nawet na chwilę.

- Nie znasz uporu krasnoludów? - uniosła brew z cichym śmiechem

Elf również uśmiechnął się lekko. Jego wyraz twarzy jednak szybko się zmienił, gdy domkiem i, jak się zdawało, wszystkim dookoła, poruszył potężny wstrząs. Fili zamrugał nieprzytomnie oczami, rozbudzając się, a Lairiel z niepokojem podparła się na łokciu.

- Co to było? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami.

Jasnowłosy krasnolud poderwał się ze swojego miejsca, do reszty obudzony jej głosem.

- Lairiel, nie śpisz! - wykrzyknął uradowany, obracając ją w swoją stronę i przyciskając pocałunek do jej jasnego policzka – Chłopaki, Lairiel się obudziła! - zawołał w stronę drzemiących kolegów, którzy niemal od razu zeskoczyli z foteli i kanapy, pędząc w ich stronę.

Krasnoludy otoczyły ją zewsząd silnymi ramionami w szczelnym uścisku. Z twarzami, rozświetlonymi uśmiechami od ucha do ucha, aż się przekrzykiwali, by powiedzieć, jak bardzo się o nią martwili. Elfka zarumieniła się nieco, gdy dotarło do niej, jak rzeczywiście blisko śmierci była i jak bardzo odbiło się to na jej przyjaciołach. Schowała twarz w ich ramionach, ciesząc się, że ma przy sobie osoby, które tak bardzo się o nią troszczą i dla których tak wiele znaczy. Ich radość ukrócił jednak Legolas, który niemal odskoczył od okna, przez które teraz uważnie wyglądał.

- Smok. - było wszystkim, co powiedział.

Wszyscy zgromadzeni w domku, spojrzeli na niego z przerażeniem.

- Smaug leci w naszą stronę, musimy uciekać! - zgarnął szybko swoje rzeczy i zawołał dzieci Barda, które w pośpiechu złapały jakieś ciepłe ubrania i udały się za elfem.

Fili i Kili pomogli Lairiel podnieść się z łóżka, bo chociaż że była już wolna od trucizny, rana była nadal uciążliwa. Bracia niemalże znieśli ją po schodach do zacumowanej przy budynku łodzi. Do ich uszu dobiegło bicie dzwona, zwiastujące nadciągające niebezpieczeństwo. Akurat gdy ostatni z jej towarzyszy wskoczył na pokład, a Legolas ruszył z miejsca, ich włosami targnął potężny podmuch wiatru, a zaraz potem nad ich głowami przeleciał ogromny stwór, ogarniając sporą część miasta cieniem.

Blondynka ścisnęła dłoń Filiego z ogromnym strachem wymalowanym na twarzy. Powoli przypominała sobie, dlaczego tak bardzo bała się smoków... Przełknęła ślinę i zaciśniętym gardłem obserwowała tor lotu bestii. Poczuła, że jej oczy rozszerzają się do granic możliwości, gdy między łuskami na brzuchu smoka dostrzegła pomarańczowe światło. Smaug skierował się w dół, przelatując nad jednym z brzegów miasta, wypuszczając z pyska tony ognia, który natychmiast pochłonął pierwsze budynki. Lairiel z piskiem schyliła się i zasłoniła głowę dłońmi, gdy nad nimi przeleciała część ognia.

Smok podleciał do Esgaroth z drugiej strony, obniżając swój lot. Zmiażdżył łapami pomost, prowadzący na jeden z brzegów, za który część mieszkańców obrała drogę ucieczki. Wszystkich od razu pochłonęły płomienie. Za drugim razem bestia zionęła ogniem ledwie kilkadziesiąt stóp za ich łodzią. Bofur i Legolas jak najszybciej, ale i ostrożnie odpychali łódkę długimi kijami. Wiele budynków dookoła było zostało już strawione lub zajęły się ogniem, przez co temperatura między nimi znacznie wzrosła.

- Uwaga! - krzyknął nagle Kili, na jakąś sekundę przed tym, jak brzeg ich skromnej łódeczki uderzył o burtę potężnej barki rządcy Miasta na Jeziorze, który niemalże płakał nad złotem i kosztownościami, wypadającymi mu do wody.

Nie mieli wyjścia, musieli przeczekać, aż jego łódź przepłynie, bowiem zajmowała ona całą szerokość kanału. Lairiel całkowicie nie po księżniczkowemu przeklęła tego zadufanego skąpca, ze strachem wypatrując wielkiej sylwetki Smauga nad ich głowami. Z każdym jego zionięciem, wypuszczającym z pyska chmury płomieni, elfka coraz bardziej pochłaniana była przez okropne wspomnienia. Przypomniała sobie bezlitosny ogień, trawiący jej skórę i ubrania. Przypomniała sobie, jak nie mogła przed nim uciec, mogła jedynie upaść na ziemię w czystej agonii, marząc jedynie o końcu tych męczarni. Przypomniała sobie zalaną cichymi łzami twarz jej ojca, gdy odzyskała przytomność po dwóch tygodniach od tragicznego spotkania z plującą ogniem bestią, a także słowa Elronda, który cudem ją uratował i swoją magią sprawił, by blizny nie były widoczne.

Obok nich runął kolejny dom, doszczętnie strawiony przez płomienie. Skracając sobie drogę, przepłynęli pod jednym z budynków, przy okazji osłaniając się w jakimś stopniu na wszelki wypadek przed niszczącym żywiołem.

- Da...! - usłyszała łamliwy głos syna Barda, który wpatrywał się w coś ponad dachami domów, opierając się o brzeg łódki.

Podobnie jak jego siostry podążyła za jego wzrokiem, natrafiając na sylwetkę mężczyzny z łukiem, celującego do smoka z dzwonnicy.

- Trafił go! - zawołał Kili, gdy Bard wypuścił kolejną strzałę – Trafił smoka, widziałem!

- To niemożliwe! - zaoponowała elfka.

- Na własne oczy widziałem! - przekonywał.

- Tylko Czarna Strzała może przebić smoczą łuskę! - odparła ze smutkiem – Nic poza nią nie ma szans...

Ku zdumieniu wszystkich, syn Barda chwycił nagle wiszący nad nimi hak, którym podciągnął się na jeden z drewnianych chodników. Jego siostry wołały go, ale bezskutecznie – nastolatek już po chwili zniknął wśród tumanów dymu i iskier.

- Nie możemy zawracać. - odezwał się Legolas, patrząc z bólem na załamane twarze siedzących na pokładzie dziewczyn.

Lairiel położyła pocieszająco dłoń na ramieniu starszej z sióstr, wpatrując się w zniszczenie dookoła. Dałaby wszystko, by ten koszmar się już skończył. Może jej ojciec rzeczywiście miał rację. Może naprawdę trzeba było dać sobie spokój z tym odzyskiwaniem Góry... W końcu gdyby nie ich wyprawa, smok dalej by sobie spał, a na ludzi z Esgaroth zagłada nie spadłaby prosto z nieba. I to dosłownie.

Udało im się w końcu wypłynąć poza ostatnie zabudowania Miasta na Jeziorze. Kierowali się w stronę brzegu, do którego płynęła większość mieszkańców, albowiem tam można było zdobyć jak najwięcej pomocy i zapewne też tam było jej najwięcej potrzeba.

Uwagę elfki zwrócił ryk za jej plecami. Obróciła lekko głowę i rzuciła przez ramię spojrzenie na płonące zgliszcza miasta. Nie na tym jednak utrzymała spojrzenie – obserwowała smoka, który niezwykle niezdarnie wpadł na budynki i wcale nie wyglądał, jakby zrobił to celowo. Zaraz potem, chybotliwym lotem wspiął się nieco w górę. Lairiel wytężyła wzrok, który spoczął na świecącym pomarańczowym światłem punkt w piersi bestii.

- Patrzcie! - wskazała szybko ręką na kołyszącego się w powietrzu stwora, który zaraz zatrzymał się na chwilę, jego ruchy zastygły, a sam zaczął opadać w dół – Trafił go... - wyszeptała w szoku – Bard zabił smoka...!

- Rzeczywiście, on spada! - zawołał z niedowierzaniem Bofur.

- Smaug nie żyje! - roześmiał się z ulgą Kili.

Legolas posłał siostrze pełne radości spojrzenie. Odwzajemniła gest, ściskając się z Filim.

- To koniec...

***

Chaos. Tym jednym słowem można było wprost idealnie opisać, co działo się na brzegach Długiego Jeziora. Ludzie krzyczeli, płakali, wołali. Ostatni ocalali wyczołgiwali się z lodowatej wody o własnych siłach lub przy pomocy innych. Lairiel rozglądała się dookoła z bólem w sercu. Była elfem. Istotą nieśmiertelną. Nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała naraz tyle cierpienia, udręki i śmierci. Czuła się tam wyjątkowo nie na miejscu, wiedząc, że ona ma zarówno za jak i przed sobą tysiące lat życia, w którym może wiele zapomnieć i wiele zrobić. Jednak życie tych ludzi było krótkie i w kilka godzin zmieniło się w koszmar, a dziewczyna czuła, że mimo wszystko jest w jakimś stopniu temu winna...

Podeszła do jednej kobiety z kilkuletnim chłopcem na kolanach. Oboje byli poparzeni, ale nie zważali na to, przytulając się z całej siły. Coś ścisnęło ją za gardło.

- Przepraszam... - podeszła do nich – Pozwoli mi pani? - wskazała na dotknięte ogniem ramię chłopca.

Kobieta skinęła głową po chwili wahania.

- Nie musisz się mnie bać. - powiedziała delikatnie do dziecka – Mogę ci pomóc. - sięgnęła powoli po jego rękę, przy okazji wyciągając też z torby maść, którą wzięła z Leśnego Królestwa.

Zawiesiła dłoń tuż nad skórą chłopca, mamrocząc pod nosem kilka słów po elficku. Łzy dziecka, spowodowane bólem, ustały, więc ostrożnie nałożyła lek na ranę, która na szczęście należała do tych mniej poważnych. Mimo to sprawiała mu dyskomfort.

- Dziękuję, panienko. - kobieta pochyliła głowę, przyciskając do skroni syna czuły pocałunek.

- To naprawdę nic takiego. - Lairiel uśmiechnęła się uspokajająco – Jeśli mogę jeszcze coś zrobić...

- Nie, nie trzeba. - tamta pokręciła szybko głową – Jest wielu innych, którzy znacznie bardziej potrzebują uwagi.

Elfka wstała zatem na nogi, jeszcze raz ogarniając współczującym wzrokiem tragiczny obraz dookoła. W uszach dzwoniły jej słowa kobiety: 'Wielu innych potrzebuje uwagi'. To była najprawdziwsza prawda...

- Lairiel! - usłyszała wołanie Filiego – Chodź, zaraz odpływamy!

Przełknęła ślinę, podchodząc do krasnoludów niepewnym krokiem. Potarła nerwowo dłonie, biorąc głęboki oddech i poważnie zastanawiając się nad doborem słów.

- Fili... - zaczęła niepewnie – Ja... czuję, że powinnam tu zostać. - oświadczyła.

- Co ty mówisz...? - zdumiał się Bofur – Musimy dołączyć do reszty!

- Idźcie beze mnie. - poprosiła – Oni potrzebują pomocy, a ja mam wiedzę, jaka jest tu konieczna. - namawiała – Nie mogę ich zostawić, wiedząc, że mogłam zapobiec ich cierpieniu.

- Nie chcesz iść z nami do Góry? - odezwał się Fili.

- Oczywiście, że chcę! - zaoponowała – Ale jeszcze nie teraz... Dołączę do was najszybciej, jak tylko będę mogła, obiecuję!

- To twoja decyzja, księżniczko. - westchnął nieco smętnie Bofur, uchylając w jej stronę krawędź czapki.

Odeszli trochę zmarkotniali w stronę łodzi, którą zaczęli już spychać do wody. Fili stał ciągle przed nią z nieodgadniętym wyrazem twarzy.

- Przykro mi, Fili... - posłała mu zbolałe spojrzenie – Nie chcę was...

- W porządku. - przerwał jej z uspokajającym uśmiechem – Rozumiem. To twoja decyzja i powinienem ją uszanować.

- Naprawdę nie jesteś zły? - upewniała się.

- Lairiel... - westchnął, biorąc jej delikatne dłonie w swoje – Wiem, jakie masz dobre serce, dlatego nie mam prawa cię zmuszać, byś z nami szła. Choć możesz temu zaprzeczyć, czuję, że naprawdę nieźle cię znam i domyślam się, że i tak pewnie byś została, bez względu na moje zdanie. - zaśmiał się pod nosem – Dlatego nie próbuję cię zatrzymać. Zostań.

- Dziękuję, Fili. - szepnęła z kochającym uśmiechem – To naprawdę wiele dla mnie znaczy...

- Wróć do nas szybko. - pochylił się w jej stronę – I bądź ostrożna, amralime, wciąż nie jesteś całkiem zdrowa.

- Najszybciej jak się da, meleth nin. - przyrzekła.

- Nie jestem pewien, co to znaczy... - mruknął.

Blondynka uśmiechnęła się półgębkiem, ukazując mały dołeczek na prawym policzku.

- Myślę, że to samo, co 'amralime'. - odparła, nachylając twarz nad jego, po czym przycisnęła do ust krasnoluda czuły pocałunek.

Fili z przyjemnością oddał gest, opierając swoje czoło o elfki i trącając lekko jej zadarty nosek. Lairiel ścisnęła jego dłonie, które mimo niskiej temperatury dookoła były przyjemnie ciepłe.

- No już, gołąbeczki, wystarczy! - zawołał ze śmiechem Kili, wskakując do łódki – Choć, bracie, bo jeszcze ją połkniesz!

Dziewczyna zarumieniła się leciutko, po czym powoli odsunęła się od ukochanego księcia na minimalną odległość.

- Do zobaczenia, Fili. - pocałowała go jeszcze w zarośnięty policzek.

- Obyśmy zobaczyli się jak najprędzej, moja księżniczko... - ostatni raz ścisnął jej dłonie, po czym obrócił się na pięcie i wsiadł do łodzi.

Blondynka pomachała jeszcze przyjaciołom, gdy odbili od brzegu. Wpatrywała się w rozległe wody jeziora, nad którymi unosiły się jeszcze chmury dymu ze spalonego miasta, dopóki jej przyjaciele całkowicie nie zniknęli jej z oczu.

- Podjęłaś szlachetną decyzję. - za plecami rozległ się głos jej brata, ściskającego w dłoni uzdę swojego konia uciekiniera.

- Wydała mi się słuszna. - odparła – Czuję, że jestem tu potrzebna. - obróciła się lekko w jego stronę – A ty? Wracasz do Leśnego Królestwa?

- Chciałbym, ale coś ciemnego zaprząta moje myśli... - powiedział, wpatrując się w zarys wzgórz na północy.

- Co takiego? - elfka zmarszczyła brwi.

- Orkowie, którzy wdarli się na nasze ziemie, polowali na Thorina. - mówił – Ścigali was aż tutaj, ale się spóźnili i zarządzili odwrót, gdy go tu nie znaleźli. Dowodzi nimi Bolg, pomiot Azoga... Ale nie to mnie najbardziej niepokoi. - zacisnął usta w wąską linię – Ci orkowie mieli na sobie znak Gundabadu, którego nie widziano tu od wielu lat.

Lairiel spięła się na wspomnienie tej krainy. Kojarzyła się jej ona bowiem tylko i wyłącznie z miejscem śmierci mamy.

- Czego mogą tu szukać? - zastanowiła się.

- Nie wiem, ale właśnie tego się obawiam. - westchnął ciężko – Coś się szykuje...

- Co masz na myśli? - stanęła przodem do niego.

- W Dol Guldur zalęgła się ciemność, która z każdym dniem rośnie w siłę. Orkowie przybywają z dalekiej północy, a do tego krążą plotki o Czarnoksiężniku z fortecy na południu Puszczy. - spojrzał jej prosto w oczy – To nie może wróżyć niczego dobrego.

- Co zatem zamierzasz? - spytała.

- Pojadę tropem orków do Gundabadu. - powiedział – Tam na pewno czegoś się dowiem.

- Sam? - Lairiel uniosła brwi – Zabiją cię, a jeśli jakimś cudem tak się nie stanie, to zabije cię ojciec, kiedy dowie się o twoim genialnym pomyśle!

- Nie mogę tego tak zostawić. - nie ustępował – Orkowie coś szykują, a my musimy dowiedzieć się o tym przed zrealizowaniem ich planu. - wsiadł na białego konia, poprawiając łuk, zarzucony na ramię.

Dziewczyna westchnęła do siebie, wiedząc, że nie przekona brata do zmiany zdania.

- Wrócę najszybciej jak będę mógł. - obiecał.

- Legolas... uważaj na siebie. - poprosiła cicho.

- Ty również, muinthel... - posłał jej delikatny uśmiech, po czym przycisnął łydki do boków wierzchowca, ruszając galopem przed siebie.

Lairiel stała jeszcze chwilę, patrząc na plecy oddalającego się brata. Zaczekała, aż elf zniknął jej z oczu za horyzontem, po czym skierowała swój wzrok na Samotną Górę, wznoszącą się nad wzniesieniami na brzegu. Smok nie żył, więc domyślała się, że nie tylko krasnoludom marzy się uzyskanie tam twierdzy. Z uwagi na jej bardzo korzystną strategiczną pozycję, wielu zainteresuje się jej zdobyciem dla własnych celów, niekoniecznie korzystnych dla reszty Śródziemia. Miała jednak nadzieję, że były to jedynie jej przypuszczenia, które w najmniejszym stopniu nie miały się sprawdzić.

~~~~~~~~

muinthel - siostra

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top