26. Przeprawa do świata Ludzi

Lairiel odwróciła się powoli w stronę głosu, ostrożnie unosząc dłonie do góry. Przez chwilę pomyślała nawet o chwyceniu leżącego na ziemi obok łuku, ale po szybkim zastanowieniu dotarła do wniosku, że nie skończyłoby się to dla nich najlepiej. Dwalin jednak, jak to miał w swojej naturze, niemal od razu pochwycił swój topór, na co obcy mężczyzna zareagował mocniejszym naciągnięciem cięciwy i skierowaniem łuku na krasnoluda.

- Spokojnie, bracie. - Balin położył mu dłoń na ramieniu, jednocześnie zmuszając, by opuścił broń.

- Nie mamy złych zamiarów. - odezwała się Lairiel.

- Dlaczego miałbym w to wierzyć? - mężczyzna uniósł brew.

- Jesteśmy tylko podróżnikami. - dopowiedział białobrody krasnolud.

- Na tych ziemiach nie ma podróżników. - odparł nieznajomy – Na pewno nie, już od dłuższego czasu.

- Natknęliśmy się na orków i chcemy tylko dostać się do Miasta na Jeziorze. - znowu wtrąciła elfka – Kierujemy się do... do Żelaznych Wzgórz. - rzuciła – Część z nas ma tam rodzinę, a druga jest po prostu kupcami. Towarzyszę im, bo... mam... mam coś do załatwienia w Esgaroth. - skłamała, starając się bardzo nie jąkać.

Łucznik wciąż nie wydawał się być przekonany.

- Moja narzeczona jest ranna. - dorzucił Fili, owijając ramię wkoło talii elfki, która nieznacznie uniosła brew w jego stronę – Chcemy, żeby wydobrzała w Esgaroth, nim ruszymy dalej.

- 'Narzeczona'? - mężczyzna uniósł brwi, podobnie jak reszta kompanii.

- Owszem. - podłapała Lairiel, również obejmując księcia.

Chociaż człowiek wciąż patrzył na nich wątpliwie, zdawał się być już mniej wrogo nastawiony. Balin zerknął nieco w bok, zamyślając się na chwilę.

- Jest pan z Miasta na Jeziorze, czyż nie? - zapytał.

- A jeśli tak?

- Czy ta barka nie mogłaby być wynajęta?

- Nie za bardzo. - odparł mężczyzna, odkładając łuk i kierując się w stronę rzeki – Mam nią zabrać beczki z Leśnego Królestwa do Esgaroth.

Lairiel podążyła za nim wzrokiem, gdy szedł do wody. Zaraz dostrzegła z tuzin drewnianych i pustych beczek, płynących z nurtem. Krasnoludy wymieniały między sobą spojrzenia, kombinując, co robić.

- Z tego co widzę, przydałby się nowy płaszcz. Podobnie jak buty. - mówił Balin, starając się zyskać przychylność mężczyzny – A poza tym, na pewno trzeba nakarmić rodzinę! Ile dzieciaków?

Flisak westchnął do siebie, ustawiając beczkę na barce.

- Syn i dwie córki. - powiedział.

- A żona to na pewno piękność, jakich mało na tym świecie! - zachwalał starszy krasnolud.

- Owszem. - przytaknął – Była piękna...

Balinowi nieco zrzedła mina. Zaczął mamrotać przeprosiny, gdy jego młodszy brat się w końcu zniecierpliwił.

- Och, no dalej, wystarczy tych cacanek. - odezwał się.

- Po co ten pośpiech? - spytał mężczyzna.

- To już nasz interes. - odburknął mu krasnolud.

- Lairiel coś kiepsko wygląda. - Kili podszedł z drugiej strony elfki, łapiąc ją za ramię.

Dziewczyna zamrugała oczami, ale zaraz zrozumiała jego zamysł i podjęła grę, udając, że lekko się chwieje. Oparła część swojego ciężaru na młodszym z braci.

- Dlaczego miałbym wam pomagać? Nie uśmiecha mi się wprowadzać na teren miasta gromady krasnoludów. Poza tym, wyglądacie jakbyście przed kimś się kryli, a banda uciekinierów nie wróży nic dobrego. - mówił – Władca miasta wolałby nie ściągać na siebie gniewu ścigających was orków, albo króla Thranduila, biorąc pod uwagę, że uciekacie od strony jego królestwa. A może od niego?

- Nie ma żadnych starć między nami a królem elfów. Nie chcemy ściągać na nikogo problemów, jedynie odpocząć na chwilę od własnych. Na pewno jest jakiś sposób, by dostać się do miasta niezauważonym. - kontynuował Balin – Nie chcemy wywoływać tam zamieszania.

- Oczywiście, że jest. - łucznik wtoczył na pokład łodzi przedostatnią beczkę – Potrzeba wam przemytnika.

- Któremu zapłacimy. Podwójną sumę. - dopowiedział starszy krasnolud.

Mężczyzna westchnął do siebie ciężko, ale w końcu przyjął ofertę. Kompania weszła na pokład łodzi, rozsiadając się przy jej burtach lub po prostu stojąc, gdzie było miejsce.

- A więc... - Lairiel oparła się o brzeg barki przy Filim – Narzeczona, co?

Krasnolud uśmiechnął się lekko.

- Nie chciałabyś nią być? - uniósł brew – Poza tym, sprytne zagranie.

- Pewnie, że bym chciała. - powiedziała – Pomyśl, przez co przechodził twój wujek. - dodała cicho – Mało brakowało, a padłby na zawał...!

Blondyn prychnął śmiechem.

- Jak noga? - zapytał, zastępując wesoły wyraz twarzy zatroskanym.

- Lepiej. - odparła, po chwili wahania – Wzięłam jedną maść na wszelki wypadek. Jak się gdzieś zatrzymamy, przemyję ją jeszcze raz i powinna się zacząć ładnie goić. My, elfy, zdrowiejemy szybciej od innych ras, więc będziemy mogli sprawnie ruszyć dalej.

Fili skinął głową i porzucił temat, wiedząc, że dziewczyna raczej nie powie nic więcej. Mimo jej zapewnień przeczuwał, że nie jest z nim w pełni szczera, a nie wszystko jest tak dobrze jak mu wmawiała. Mógł to stwierdzić chociażby po jej bledszej niż zwykle twarzy, a także skrzywieniom z tępego bólu, gdy myślała, że na nią nie patrzy. Rzucił kątem oka spojrzenie na owiniętą bandażem ranę. Materiał zaczynał już przesiąkać krwią, co znaczyło, że niedługo trzeba go będzie wymienić. Uwadze księcia nie uszło, że elfka dyskretnie opierała ciężar raczej na lewej nodze. Mimo złego przeczucia tłumaczył sobie, że to normalne przy takich obrażeniach, a wszystko szybko wróci do normy.

- Uwaga! - z zamyślenia wyrwało go ostrzegawcze wołanie Bofura.

Mężczyzna w ostatniej chwili przekręcił ster, omijając stare i zniszczone zabudowania dosłownie o kilka cali.

- Co ty wyprawiasz? - oburzył się Thorin – Próbujesz nas utopić?

- Urodziłem się i wychowałem nad tymi wodami, krasnoludzie. - odparł tamten – Gdybym chciał was utopić, nie zrobiłbym tego tutaj.

- Dosyć mam tego skubańca... - mruknął Dwalin – Wyrzućmy go za burtę i po sprawie...!

- Bard. - poprawił go hobbit – Na imię ma Bard.

- W nosie mam, jak się nazywa. Nie lubię go. - bąknął silny krasnolud.

- Nie musisz go lubić, bracie. - odezwał się siedzący przy burcie Balin – Ale musimy mu zapłacić. Dalej, chłopcy, opróżniajcie kieszenie.

Lairiel sięgnęła do swojej torby, gdzie rano wrzuciła małą sakiewkę z pieniędzmi na wszelki wypadek. Zawołała krasnoluda, po czym przerzuciła nad kilkoma towarzyszami sakiewkę z brzęczącymi monetami.

- W skarbcu i tak się tylko kurzyły... - wymamrotała.

- Glóin, no dalej! - krasnoludy ponagliły pobratymca – Jeszcze nic nie wyłożyłeś!

- Nie patrzcie się tak na mnie! - obruszył się rudowłosy – Nie mam przy sobie nic, a nawet i mniej! Ta wyprawa to same straty i troski, i problemy, i... - urwał, widząc, że wszyscy stoją na nogach, wpatrując się zaczarowanym wzrokiem w coś na brzegu.

Elfka aż wypuściła powietrze z podziwu. Jej oczy spoczęły na skąpanej we mgle Samotnej Górze, którą z tak bliska widziała ostatnim razem podczas ataku smoka... Wpatrywała się w majestatyczny krajobraz z lekko rozchylonymi ustami. Góra była tak samo piękna, jak setki lat temu. Szkoda tylko, że od środka szpecił ją wylegujący się tam smok.

- Szybko, dajcie pieniądze! - Bard podbiegł do kompanii, wyciągając przed siebie dłoń.

- Zapłacimy, gdy dopłyniemy na miejsce. - odparł twardo Thorin.

- Jeżeli cenicie sobie wolność, zrobicie, jak mówię. - nie ustępował łucznik – Tam czekają strażnicy.

Szczęśliwym trafem beczek było czternaście. Wszystkie krasnoludy, wraz z Bilbem, wskoczyły do nich, ukrywając się przed światem. Broń i inne pakunki zostały przykryte zapasowymi linami i płachtami materiału lub kocami, znajdującymi się na łodzi. Lairiel za to została na barce, bo nie dość, że nie starczyło dla niej beczki, to raczej by się nie zmieściła, z uwagi na swój wzrost. Z lekkim zmarszczeniem brwi potarła skórę przy ranie, mówiąc Bardowi, że coś wymyśli, by uzasadnić swoją obecność na barce.

Los jej sprzyjał, bo jeszcze na chwilę przed dopłynięciem do bram miasta, wiedziała już, co powiedzieć w swojej obronie.

Mężczyzna podpłynął najpierw do najwcześniejszych budowli, wzniesionych na Długim Jeziorze. Tam udało im się dodatkowo skryć krasnoludy, obrzucając ich rybami. Elfka zmarszczyła z niesmakiem nosek, niewiarygodnie ciesząc się, że nie starczyło dla niej beczki. Z ulgą siadła za beczkami, dając odpocząć zranionej nodze.

Następnie dotarli do rogatek. Tam Bard zwolnił, zatrzymując łódź przed stalową bramą i odchodząc od steru. Z wnętrza budynku obok dobiegł czyjś głos:

- Stop! Kontrola towarów! - usłyszała Lairiel – Ach, to tylko ty, Bard...

- Witaj, Percy. - flisak zszedł z łodzi i podszedł do mężczyzny.

- Masz jakieś zażalenia?

- Tylko skargę na pogodę. Marzę, żeby wrócić do domu.

- Nie tylko ty...

Percy podbił papiery ich przemytnikowi. Gdy elfka już miała odetchnąć z ulgą, że wszystko idzie gładko i po ich myśli, Barda zatrzymał kolejny, nieprzyjemny tym razem głos.

- Nie tak szybko! - usłyszała - 'Transport pustych beczek z królestwa Leśnych Elfów'... - przeczytał – Tyle, że... one nie są zbyt puste.

Lairiel przełknęła ślinę. Może i potrafiła wmówić komuś, skąd wzięła się na tej łódce, ale co z rybami...? Skupiła myśli, starając się na szybko wymyślić coś sensownego. Pomysł wpadł jej do głowy w ostatniej chwili, bowiem właściciel kolejnego głosu przymierzał się już do wydania rozkazu, by wyrzucić wszystko do jeziora.

- Ryby zostały wysłane z inicjatywy króla Thranduila. - powiedziała, szybko wstając – Słyszał o pogarszającej się sytuacji w Esgaroth i postanowił was wesprzeć.

- Kim ty niby jesteś? - odezwał się niski, ciemnowłosy mężczyzna – I dlaczego chowałaś się za tymi beczkami?

- Nie chowałam się. - zaoponowała – Chwilę temu zostałam postrzelona i stwierdziłam, że siedzenie jest mądrym rozwiązaniem. Jestem córką króla Thranduila. - uniosła dumnie brodę, wypinając pierś – Mój ojciec wysłał mnie tu, bym się upewniła, że jego przesyłka dotrze bezpiecznie do Miasta na Jeziorze.

- Została odebrana. - skwitował tamten – Możesz sobie już iść, wasza wysokość.

- Otrzymałam konkretne rozkazy od mojego króla. - nie ruszyła się z miejsca – Wrócę, gdy wszystkie zrealizuję.

- A co to niby za rozkazy?

- Zostały wydane mnie i nie muszę się z nich nikomu zwierzać. - odparła, nie mogąc wymyślić nic innego – A już na pewno nie takim jak ty.

- Jestem doradcą samego rządcy tego miasta! - oburzył się.

- A więc mój ojciec będzie zachwycony, gdy dowie się, jak witacie tu córkę króla. - uniosła z zadowoleniem brwi.

Mężczyzna mruknął coś pod nosem ze złością wymalowaną na twarzy, ale w końcu odpuścił, pozwalając podnieść bramę. Gdy odpływali, krzyknął jeszcze jakieś pogróżki w stronę Barda. Jak tylko zniknęli nieprzyjemnemu facetowi z oczu, łucznik przyjrzał się uważnie elfce.

- Naprawdę jesteś córką króla Thranduila? - zapytał. 

Lairiel zrobiła coś pomiędzy pokiwaniem głową, pokręceniem nią, a wzruszeniem ramionami.

- Możliwe... - wymamrotała, ledwo widocznie unosząc kąciki ust.

- Kto by pomyślał, że przemycę do miasta księżniczkę Leśnego Królestwa... - prychnął pod nosem.

- Życie lubi zaskakiwać. - mruknęła.

Płynęli wąskimi kanałami, mijając stojące prawie jeden na drugim drewniane domki. Elfka poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu na widok biedy dookoła, która zdawała się jeszcze bardziej pogłębiać. Pamiętała to miasta za czasów jego świetności, kiedy było ono drugim Dale, tyle że położonym na wodzie. W najmniejszym stopniu nie przypominało swojej dawnej postaci sprzed tych lat...

Po pewnym czasie dopłynęli do miejsca, gdzie Bard mógł zostawić swoją łódź. Tam też krasnoludy w końcu wyszły na wolność, by oddychać świeżym powietrzem. Łucznik zaczął prowadzić kompanię po mieście, które prawdopodobnie znał jak własną kieszeń. Starali się przemykać między budynkami, gdy było jak najmniej przechodniów. Jasne się stało, że Bard nie ma dobrych stosunków z władzami miasta, więc był to kolejny powód, dla którego krasnoludy starały się być jak najbardziej dyskretne.

- Tato! - z naprzeciwka podbiegł do nich brązowowłosy nastolatek – Nasz dom jest obserwowany!

Bard przystanął, intensywnie zastanawiając się, co robić dalej. Po chwili przedstawił krasnoludom swój pomysł, który nie spotkał się z niczym innym niż ogromnym niezadowoleniem...

***

Lairiel wynurzyła się spod wody z ogromną ulgą, od razu łapiąc oddech. Fili i Bofur złapali ją za ramiona, pomagając wyjść z... toalety. Elfką wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz – zarówno przez lodowatą wodę, w której właśnie się skąpała, a także z uwagi na fakt, gdzie się w niej wykąpała.

Trzęsąc się z zimna wdrapała się po stromych schodkach na górę, do wnętrza drewnianego domku. W tamtej chwili niesamowicie zazdrościła krasnoludom większej odporności na skrajne temperatury. Ona, jako elfka, miała o wiele delikatniejszą skórę i za nic nie była przyzwyczajona do pływania w jeziorze wraz z znajdującymi się w nim taflami lodu.

- Tato... - usłyszała, gdy dochodziła na górę – Dlaczego krasnoludy wychodzą nam z toalety?

- Przyniosą nam szczęście! - ucieszyła się kilkuletnia dziewczynka, ściskając w ramionach pluszowego misia.

Fili pomógł wspiąć się blondynce do wnętrza domku. Tam przynajmniej było trochę cieplej, a dziewczyna od razu poprosiła Barda o swoją torbę, którą zabrał wraz z innymi pakunkami, by przebrać się w suche ubrania. Wytarła porządnie jasne włosy, rozplatając wszystkie warkocze, żeby szybciej i dokładnie wyschły, a sama wskoczyła w najcieplejsze ubrania, jakie wzięła. Przy okazji zajęła się wymianą opatrunku na nodze, który był już cały zabarwiony na bordowo.

Przemyła ostrożnie ranę i nałożyła maść na jej mocno zaczerwienione brzegi. Przygryzła wargę, spoglądając ze zmarszczonymi brwiami na obrażenie, które niby nie wydawało się niepokojące, ale coś... coś ciemnego zaprzątało jej myśli. Mimo to zakręciła słoiczek z maścią, owinęła wokół uda czysty bandaż i wróciła do kompanii, gdzie jego starsza córka akurat rozdawała wszystkim gorącą herbatę.

Lairiel usiadła na wolnym miejscu na kanapie i wtuliła się w bok siedzącego tam Filiego. Krasnolud, widząc, że elfka ciągle niemal szczęka zębami, zdjął z ramion koc, który miał na siebie narzucony, i przykrył nim dziewczynę.

- A ty? - opatuliła się szczelnie ciepłym materiałem.

- Krasnoludy mają grubą skórę. - posłał jej uspokajający uśmiech – A poza tym... panie mają pierwszeństwo.

Księżniczka nawet nie miała sił, żeby protestować. Siorbiąc malutkimi łyczkami parującą herbatę, słuchała jednym uchem opowieści Balina o obronie Dale przez Giriona. Oddała przechodzącej obok dziewczynie pusty kubek, po czym oparła głowę o ramię Filiego, czując, że sama zaraz by jej opadła. Przymknęła oczy, wtulając policzek w świeżą i ciepłą koszulę księcia.

Domyślała się, że jej towarzysze będą chcieli jak najszybciej ruszyć w dalszą drogę, widziała bowiem kątem oka spojrzenia, które sobie potajemnie rzucali. Trzeba było tylko zaczekać na osłonę nocy, która zapewniłaby im bezpieczniejsze wymknięcie się z miasta.

Świadoma chęci krasnoludów, by jak najszybciej opuścić Esgaroth, Lairiel zamknęła oczy, czując dopadające ją zmęczenie, korzystając z chwili spokoju i zatrzymania się w jednym miejscu. Jedną z ostatnich rzeczy, jakich była przed zaśnięciem świadoma, był delikatny pocałunek na jej czole i przyjemne uczucie łaskoczących ją na skórze zaplatanych wąsów jej ukochanego księcia.

---------------
Może rozdział niezbyt ciekawy, ale już z każdym będzie się działo myślę coraz więcej 😉 mam nadzieję że się podobał i dziękuję za wszystkie gwiazdki i miłe słowa w komentarzach! 🥰

Ściskam! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top