24. Mereth-en-Gilith
Lairiel zapukała do drzwi od tymczasowego pokoju jej towarzyszy. Jej wyraz twarzy stał się trochę niepewny, gdy do jej uszu dotarły bardzo głośne śmiechy krasnoludów, a do tego jakieś hałasy. Praktycznie od razu dostała odpowiedź ze środka, więc uchyliła drzwi i weszła.
- Cześć... - przywitała się, jednak niemal od razu padła na ziemię, uchylając się przed lecącą w jej stronę poduszką.
- Lairiel! - wykrzyknęła chórem kompania.
Elfka ostrożnie uniosła głowę, szukając wzrokiem kolejnych latających przedmiotów. Ponieważ żadnych nie dostrzegła, podniosła się z kucnięcia i rozejrzała dookoła.
- Robicie przemeblowanie? - uniosła brew - Przyszłam tylko was odwiedzić, nie sądziłam, że od razu obrzucicie mnie poduszkami.
- Dla ciebie zrobimy przerwę. - oznajmił Bofur - Możesz się czuć bezpiecznie.
- Nieco mi ulżyło... - wymamrotała - Jak tam nastroje?
- Szykujemy się na zabawę! - odparł wesoło Nori - W końcu jakaś rozrywka...
- Ale nie będzie samej zieleniny? - zapytał nagle Ori.
Lairiel zastanowiła się chwilę. W sumie... mieli w królestwie część elfów, którzy jedli również mięso, więc jeśli zrobi do ojca słodkie oczka, to poleci służbie, żeby przygotowali więcej takich potraw.
- Poproszę tatę, żeby to uwzględniono. - przytaknęła z lekkim uśmiechem, na co cała kompania odetchnęła z widoczną ulgą.
- A co z piciem? - ktoś rzucił.
- Właśnie, macie jakieś dobre piwo?
- Znaczy... nie pijemy piwa... - wymamrotała nieco skołowana - Jest wino.
Krasnoludy, jak jeden mąż, jęknęły z zawodu.
- Ale jest bardzo smaczne! - dodała szybko - Mamy nasze własne plus specjalnie importowane z innych królestw. Nie smakowało wam ostatnio?
- Nie no, było bardzo dobre... - mruknął Bofur - Ale impreza bez piwa?
- Jeśli będziecie chcieli sobie zrekompensować brak piwa sporą ilością wina, to ostrzegam! - zaznaczyła - Te z Leśnego Królestwa są chyba najmocniejsze i nie chcę, żebyście przesadzili, bo to się może źle skończyć. Czasem zdarza się, że nawet kilku elfów jest pijanych, a to jest niezły wyczyn...
- Nie bój nic, panienko! - Dwalin machnął ręką - Pokażemy wam, jak się pije!
- Wolę jednak nie... - skrzywiła się.
- Tak! - podchwyciła reszta - Zrobimy sobie konkurs picia!
- Kto jest chętny?
- Wszyscy, a jakby inaczej?!
Lairiel walnęła się dłonią w czoło. Zapowiadała się ostra jazda...
***
- Musimy jutro ruszać dalej. - poinformowała Thranduila, gdy razem przechadzali się po królestwie - Mamy mało czasu.
- Wiesz, że nie pochwalam tej misji. - odparł wysoki elf - Dlaczego miałbym pozwolić ci iść dalej?
- To moja decyzja, tato. - wywróciła oczami - Poza tym jestem im to winna. Obiecałam im coś i nie zamierzam ich zostawić.
- Jeśli obudzicie smoka, zabije was. - powiedział - Zarówno ty i ja skosztowaliśmy już smoczego ognia i nie sądzę, byś chciała to powtórzyć. Wtedy mieliśmy szczęście, że w ogóle przeżyliśmy.
- Dlatego zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by go nie obudzić. - zaznaczyła - Po to Mithrandir zabrał z nami hobbita. Odzyska Arcyklejnot, a wtedy Thorin będzie miał prawo żądać od pozostałych rodów krasnoludów wypełnienia przysięgi.
- Nawet nie wiadomo jak liczna armia nie zdoła pokonać Smauga, Lairiel. - wtrącił - Nie potrzeba im siły i liczności, ale podstępu i dokładnego jego zrealizowania.
- Nie mnie już o tym decydować, ada. - pokręciła głową - Dotrę z nimi do Góry, Bilbo zabierze Arcyklejnot, a Thorin zwoła siedem armii. Co będzie dalej, nie tyczy się już mnie. Niedługo znowu będę w domu, a jeśli ich misja się powiedzie, Erebor odzyska króla, a wielkie królestwo krasnoludów odżyje. Zyskamy silnych sojuszników i sąsiadów. Nasze życie znowu może wyglądać tak jak dawniej. - przekonywała - Życie naszych poddanych.
Księżniczka zbliżyła się nieco do króla i złapała jego ramię.
- Wiem, jak bardzo zależy ci na naszym królestwie i ludziach. - mówiła - Wiem też, że zrobiłbyś dla nich wszystko, by mieli jak najlepsze życie. Masz do tego okazję, tato. Pozwól krasnoludom kontynuować ich wyprawę, a wszystko wróci do normy. Wierzę w to.
- Pokładasz duże nadzieje w swych towarzyszach. - zauważył.
- A co innego mi pozostaje? - wzruszyła ramionami - Muszę wierzyć, że im się uda. Odmieni to nasz świat... Widzę w twoich oczach smutek, gdy patrzysz na południe, ada. - powiedziała cicho.
Thranduil przeniósł wzrok na córkę, która wpatrywała się przed siebie.
- Pamiętasz okropności Mordoru, których wspomnienia przyćmiewają ci światło słońca. - ciągnęła cichym głosem - I choć wiesz, że Mordor został pokonany podczas Ostatniego Sojuszu i opustoszał, czujesz w sercu, że zło kiedyś powróci. Boisz się, że ciemność się przebudzi i zacznie swą rzeź na nowo... Tak jak pochłania nasz las.
Leśny król westchnął do siebie, odwracając od niej wzrok.
- Z tego co wiem, nie masz daru jasnowidzenia... - mruknął lekko zaskoczony obserwacjami córki.
- Jesteś moim tatą. - zaśmiała się pod nosem - Nie muszę umieć jasnowidzenia, by dostrzec, że coś cię trapi. Tak jak ty mnie... Dlatego proszę, byś ich nie zatrzymywał. - powtórzyła - Im szybciej uda się pozbyć smoka, tym lepiej. Jeśli zło rzeczywiście kiedyś wróci, nie znajdzie w nim oparcia. Śródziemie nie będzie skazane na natychmiastową zagładę.
- Myślisz sercem, ale i rozumem jednocześnie. - pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem - Byłabyś dobrą królową, iel'nin. Jeśli twój brat kiedyś wkurzy mnie wystarczająco, by dać mi powód, żeby go zabić, ja zostanę bez syna, a potem zdetronizowany i skazany za zabójstwo, nie będę się musiał martwić o losy królestwa. - mrugnął do niej.
Lairiel zaśmiała się dźwięcznie.
- Mam szczerą nadzieję, że do tego nie dojdzie. - zaczesała kosmyk włosów za ucho - A jeśli już, to osobiście wskrzeszę Legolasa, a potem sama go zabiję...
- Wasza wysokość! - do ich uszu dotarł głos spieszącej do nich elfki.
Po fartuszku i zaczesanych włosach, Lairiel rozpoznała w niej jedną z kucharek.
- Moja księżniczko... - skłoniła jeszcze przed nią głowę - Miałam nic nie mówić, ale obawiam się, że to źle się skończy dla kuchni, mój panie.
- Co się źle skończy? - Thranduil zmarszczył brwi.
- Paru księżniczki krasnoludzkich przyjaciół poprosiło o wolną część kuchni na pewien czas, chcieli chyba coś dla księżniczki upiec...
Brwi blondynki poszybowały wysoko w górę. O Valarowie, to nie mogło się dobrze skończyć...
- ...przechodziłam akurat obok i nieco zaniepokoił mnie dym, unoszący się pod sufitem... - dokończyła elfka.
- Elbereth, za co...?! - księżniczka złapała się za głowę, już ruszając w stronę kuchni.
Słysząc gdzieś z tyłu drugą parę kroków, dotarła niemal biegiem do odpowiedniego pomieszczenia. Już z pewnej odległości do jej uszu dobiegły niespokojne krzyki z kuchni.
- Wsadziłeś za dużo ciasta!
- Nieprawda! To wy daliście zbyt małą foremkę!
- Ogień jest o wiele za duży, spalicie to!
- WIELKI DURINIE, KRYĆ SIĘ!
Akurat w momencie, gdy Lairiel przekroczyła próg, wszystkich kilku jej towarzyszy wskoczyło pod stół, albo za szafki. Nim zdążyła zareagować, za nią do kuchni wpadł jej ojciec i właśnie w tamtej chwili rozległ się huk, wybuchającego pieca.
Ponieważ elfy nie zdążyły się przygotować, oboje aż zachwiali się od ogłuszającego dźwięku. Lairiel uderzyła plecami o ścianę, a zaraz potem o nią uderzyło lepkie, surowe ciasto.
Zapanowała cisza. Księżniczka wraz z ojcem zamrugali kilka razy oczami i potrząsnęli głową. Huk był naprawdę potężny, a co dopiero na niezatkane, wrażliwe uszy elfa.
- Chyba ogłuchłam... - powiedziała o wiele za głośno, wycierając rękawem ciasto z oczu - Jednak nie, to przez ciasto w uchu...
- Ups... - mruknął Kili, wciąż kulący się pod stołem - Nie tak to miało wyglądać...
Thranduil otarł twarz. Jedynym tego efektem było rozsmarowanie lepkiej masy na większej powierzchni. Lairiel wydłubała ciasto z kącików oczu i powiek, po czym spojrzała na siłującego się z nim ojca. Nie mogąc się powstrzymać, zaczęła się śmiać. Wielki i potężny król, oblężony przez wybuchnięte ciasto...
Elf spróbował pozbyć się ciasta ze srebrzystych włosów. Przerwał, słysząc śmiech księżniczki.
- Coś cię może bawi, moja córko? - spytał, posyłając jej zabójczy wzrok.
Ponieważ Lairiel doskonale go znała, bez trudu dopatrzyła się iskierek rozbawienia w jego oczach.
- Przepraszam... - przyłożyła wierzch dłoni do ust, próbując się opanować - Po prostu przypomniało mi się... że tak samo wyglądałeś, kiedy próbowałam ci zrobić tort na urodziny...!
Thranduil zmrużył oczy, przenosząc wzrok na sporą grudę ciasta, przylepionego do blatu stołu. Nim blondynka zdążyła się zorientować, na jej czole rozplasnął się kawałek ciasta, celnie rzucony przez jej ojca.
Dramatycznie wciągnęła powietrze, ponownie wycierając oczy z opadającej na nie słodkiej masy. Krasnoludy, wciąż siedzące w swoich kryjówkach, przyglądały się wszystkiemu, nie ośmielając się nawet drgnąć.
- A więc tak się bawimy? - sięgnęła po kupkę ciasta przyklejoną na ścianie, tuż obok jej głowy, po czym zamachnęła się, celując w leśnego króla.
Tego, jak po paru minutach wojny na ciasto wyglądała kuchnia, nie sposób nawet opisać.
***
Lairiel stała przed podłużnym lustrze w swoim pokoju, wprowadzając ostateczne poprawki do swojej kreacji na ten wieczór. Marzyła o zabawie od dawna, ale kiedy czas rozpoczęcia uczty zbliżał się nieubłaganie, jej serce coraz bardziej przyspieszało. Chociaż wiedziała, że jest tu w gronie najbliższych i znanych jej osób, bała się ich reakcji na jej nagły powrót, a już tym bardziej na gromadę krasnoludów, biorącą udział w przyjęciu.
Zaczesała rozpuszczone włosy do tyłu, z których w końcu wydłubała resztki ciasta, by zapiąć srebrny wisiorek. Opuściła błyszczący naszyjnik na odsłonięty dekolt i przyjrzała się swojemu odbiciu. Długa suknia, którą na siebie dziś włożyła, była w jasnobłękitnym kolorze, z gdzieniegdzie pojawiającymi się srebrnozielonymi wzorami. Bardziej przylegająca w talii, opadała na biodra i swobodnie spływała w dół. Jej tył był dodatkowo przedłużony, ciągnąc się jeszcze po podłodze, natomiast z przodu sięgała księżniczce do wysokości kostek, ukazując skromne baleriny na dwucalowych obcasach. Okrągły dekolt ukazywał jasną skórę elfki pod obojczykami, a zwiewne rękawy, rozszerzające się od łokci, sięgały do samej ziemi.
Uśmiechnęła się lekko. Na palcu błyszczał pierścionek od Filiego, a we włosach można było dostrzec mieniący się koralik na końcu warkocza. Oderwała wzrok od odbicia, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołała nieco zdezorientowana.
Nie wiedziała, kto mógłby przychodzić do niej praktycznie na chwile przed samym przyjęciem. Może to jej ojciec miał jej coś jeszcze do powiedzenia...
Drzwi uchyliły się, a do pokoju wszedł Kili. Elfka zamrugała zdziwiona oczami.
- Kili? - zmarszczyła brwi - Co ty tu robisz?
Krasnolud obejrzał w jej stronę, jednak nic nie powiedział. Z szeroko otwartymi oczami i lekko rozchylonymi ustami wpatrywał się w blondynkę przed sobą.
- Więc... jak wyglądam? - zapytała, przygryzając wargę.
Kili popatrzył na nią jeszcze chwilę.
- Jak prawdziwa księżniczka... - wydusił z siebie w końcu.
- To jeszcze nie wszystko! - oznajmiła, sięgając po leżący na półeczce pod ścianą diadem.
Spleciony był z cienkich gałązek, podobnie jak korona jej taty. Gdzieniegdzie wystawały pojedyncze owoce żurawiny, dodając diademowi nieco koloru. W zaostrzonym miejscu na jej czole znajdował się mały, błękitny kamień. Jeden z klejnotów z światła gwiazd. Połyskiwał na głowie księżniczki, wpleciony pomiędzy delikatne gałązki.
- Teraz widać, że jesteś księżniczką lasu. - mrugnął do niej.
Lairiel zaśmiała się pod nosem, układając jeszcze włosy, a książę podszedł kilka kroków bliżej.
- Jak nastrój przed przyjęciem? - zapytała blondynka, poprawiając nieco diadem.
- Jestem ciekawy... - odparł, rozglądając się po pomieszczeniu - Nigdy jeszcze nie byłem na uczcie u elfów. No, oprócz tej u Elronda.
- Z tego co wiem, to była tylko kolacja. - prychnęła - U nas nieźle się bawimy podczas tego święta, ale nie aż tak jak na niektórych innych przyjęciach. Uczta Światła Gwiazd jest raczej takim naszym lokalnym świętem. Elfy ogólnie uwielbiają światło, a Leśne Elfy światło gwiazd. Jesteśmy z nim najbliżej. - wyjaśniła.
- Ja naprawdę nie wiem, co wy widzicie w tych gwiazdach. - pokręcił głową - Małe, świecące i nieosiągalne kropki na niebie.
- Bardzo to spłycasz, bardzo. - stwierdziła, obracając się do niego - Gwiazdy to więcej niż jakieś tam punkciki, które sobie są w nocy. To wspomnienia. Gwiazdy były pierwszą rzeczą, jaką elfy zobaczyły, gdy się przebudziły. Były pierwszym naturalnym światłem w życiu pierwszych elfów, jeszcze zanim Valarowie stworzyli Słońce. Są owocami drzew Valinoru, zawieszonymi na niebie przez samą Vardę. Symbolizują wieczność i pamięć. - opowiadała z pasją - Zawsze po uczcie, razem z tatą, wychodziłam z zamku i oboje oglądaliśmy gwiazdy w tę noc, niemal do samego wschodu słońca...
- A twój brat?
- Legolas zwykle już spał. - zaśmiała się - On nie ma takiego związku z lasem i przyrodą jak ja i mój ojciec. Raczej po mamie skupił się na zgłębianiu wiedzy i umiejętności z innych dziedzin. Nie zrozum mnie źle, jest elfem i kocha gwiazdy, ale... ale chyba nie aż tak jak ja i tata.
Kili podszedł do jednego z regałów i przyjrzał się wiszącemu na ścianie nad nim portrecie. Lairiel również podążyła za jego wzrokiem i uśmiechnęła się smutno do siebie. Rysunek przedstawiał jej całą rodzinę - uśmiechniętego lekko, ale ciepło, Thranduila, małą Lairiel trzymaną przez niego na rękach, stojącego obok wesołego Legolasa i... jej mamę. Również uśmiechniętą i radosną jak zwykle. Przytulona do boku męża, obejmowała syna ramieniem.
- Naprawdę wygląda jak ty... - powiedział z podziwem książę.
- To ja wyglądam jak ona. - poprawiła z uśmiechem - Jedyną różnicą między nami jest, że była brunetką. Ja kolor włosów mam po tacie... No i większą część charakteru. - dodała.
- Czyli twój ojciec naprawdę kiedyś się uśmiechał. - krasnolud uniósł brwi.
- Ciągle się uśmiecha. - zaoponowała - Po prostu... zwykle tylko przy mnie i moim bracie. Ewentualnie Elrondzie. W jego życiu często się zdarzało, że nie miał powodów do radości...
***
Strażnicy otworzyli przed księżniczką i jej bratem potężne drzwi, prowadzące na salę balową. Rodzeństwo weszło do pomieszczenia z uniesionymi brodami i pewnym spojrzeniem, jak na członków rodziny królewskiej przystało. Lairiel kątem oka dostrzegła pełne podziwu spojrzenia, jakimi wpatrywała się w nią kompania. Cóż... tego wieczoru ujrzeli ją jako księżniczkę, a nie towarzyszkę podróży. Niesamowicie się w tych rolach od siebie różniła.
Wraz z Legolasem zasiadła u szczytu najwyżej ustawionego stołu. Zajęła miejsce na przeciwko księcia, a po jej prawej stronie znajdowało się jeszcze krzesło przeznaczone dla króla.
Stoły były już zastawione pierwszymi daniami, czyli głównie jakimiś sałatkami lub małymi wypiekami, składającymi się na przystawki. Jedna gałąź stołu, przeznaczona wyłącznie dla krasnoludów, była przez nich praktycznie pochłaniana wzrokiem. Mieli przed sobą przeróżne pieczenie, kilka sosów do wyboru, również jakieś surówki i przede wszystkim zdobiące środek stołu butelki pełne wina.
Uczta zaczęła się jak co roku. Thranduil wygłosił tradycyjnie przemowę o krótkiej historii gwiazd, ich znaczeniu, a także wielu innych rzeczach, podczas czego Lairiel usilnie starała się nie ziewać i nie pokazywać po sobie chęci, by siąść z powrotem - tradycja chciała, że podczas mowy króla wszyscy słuchali na stojąco.
- Savo 'lass a lalaith! - pożyczył na koniec.
Księżniczka zamrugała oczami, odganiając znudzenie. Wraz z bratem uniosła swój kielich z winem, po czym stuknęła nim o kielich ojca. Zaraz po rodzinie królewskiej, ich śladem poszła reszta zgromadzonych elfów. Dopiero teraz Lairiel klapnęła z powrotem na swoje miejsce, zachłannie wpatrując się w przysmaki przed sobą. Wraz z pierwszymi spożywanymi posiłkami, po sali rozeszły się pierwsze dźwięki instrumentów, od razu dodające przyjęciu życia. Pomieszczenie wypełniła wesoła muzyka, w najmniejszym stopniu nieprzypominająca tej z Rivendell.
Thranduil niemal od razu pogrążył się w rozmowie z Galionem, siedzącym przy boku Legolasa. Ciemnowłosy elf był bardzo dobrym przyjacielem króla, który wielokrotnie znajdował w nim oparcie w trudnych chwilach. Galion był dla dzieci króla prawie wujkiem.
Lairiel skończyła swoje dwie tartinki z warzywami i opróżniła do końca swój kielich, oblizując ze smakiem usta. Zawsze lubiła wino, co zapewne wynikało z faktu bycia elfem, ale jednak to z sal jej ojca nie miało sobie równych. Tknięta przeczuciem, odwróciła lekko głowę, spoglądając przez ramię na swoich towarzyszy, którzy już się rozkręcali. Nie minęło dziesięć minut, a dwie butelki walały się na ich stole puste.
Niemal od razu po skończonej kolacji, praktycznie wszyscy ruszyli na parkiet. Lairiel, porwana przez swojego brata, wbiegła z nim na sam środek, gdzie zaczęły się harce. Księżniczka szalała z Legolasem na całego, coraz bardziej rozkręcając przyjęcie. Co chwilę wymieniała swojego tanecznego partnera, z każdym bawiąc się przez kilka minut. Po upłynięciu części uczty, z radością wpadła w ramiona Filiego.
- Jak ci się podoba? - zapytała, wprawiona przez niego w piruet.
- Muszę przyznać, nie spodziewałem się takiej zabawy po elfach. - wyznał - Nieźle się bawicie...
- To jeszcze nic wielkiego! - zaśmiała się - Gdybyś zobaczył jakieś wesele, albo coś, dopiero byś się zdziwił! Wciąż myślisz, że krasnoludy potrafią imprezować lepiej niż moi ludzie?
- Nie byłaś na przyjęciu u nas. - zauważył - Sądzę, że tam też byś się nie nudziła.
- Wiem, wiem. - pokiwała do siebie głową - Jesteście zbyt dumni, by przyznać, że elfy mogą bawić się lepiej. - mrugnęła do niego ze złośliwym uśmiechem.
- Wcale że nie! - zaprzeczył od razu.
- Ha! Właśnie o tym mówię! - oświadczyła dumnie.
- Gdy odzyskamy Górę, będzie impreza, jakiej Śródziemie jeszcze nie widziało. - odparł - Przyjedziesz i zobaczysz, co możemy.
- Przyjmuję wyzwanie!
Po wspólnym, wolniejszym tańcu Fili zaciągnął dziewczynę na chwilę do ich stołu. Oboje pogrążyli się w przyjemnej rozmowie z kompanami, przegryzając coś małego. Pośród swobodnych pogaduszek dało się w pewnym momencie słyszeć głos Bofura:
- Ej! - zawołał, zwracając na siebie uwagę reszty towarzyszy - Fili powiedział, że cię kocha kilka dni temu. - wskazał na księżniczkę, siedzącą obok zachodzącego rumieńcem blondyna - Nic nie powiedziałaś, co znaczy, że latacie ze sobą już od jakiegoś czasu, a my ani razu nie widzieliśmy jak się całujecie!
Gdy pozostałe krasnoludy przyznały mu rację, Lairiel poczuła ciepło na końcówkach uszu. Próbując ukryć lekko zaróżowione policzki, wzięła się w garść.
- Pokażemy im idealny pocałunek? - zapytała cicho Filiego, z uniesioną brwią.
- Niech uczą się od mistrzów. - odparł, utrzymując ten sam ton głosu.
Oboje równocześnie pochylili się w swoją stronę, łącząc ze sobą wargi i opierając czoła o siebie nawzajem. Elfka uśmiechnęła się w usta księcia, słysząc donośne brawa i gwizdy, nie tylko e strony jej towarzyszy podróży. Zagłębiona w pocałunku, nie mogła widzieć delikatnego uśmiechu jej ojca, stojącego niedaleko i przyglądającego się całej scenie ze szczęściem w oczach.
Mimo nieustannie upływającego czasu przyjęcie ani myślało się uspokajać. Jak na ironię - im późniejsza nastawała godzina, tym więcej elfów przyłączało się do zabawy, a niektórzy wychodzili na balkony lub wyglądali przez okna, wypatrując coraz większej ilości mieniących się na niebie gwiazd.
Dochodziła pierwsza w nocy, gdy Lairiel przystanęła obok brata, żywo gadającego o czymś z Filim, Kilim, Bofurem, Balinem i, co dziwne, Dwalinem. Obok siedział jeszcze cicho Ori, niby przysłuchując się ich rozmowie, ale tak naprawdę szkicował coś albo zapisywał w swoim notatniku, co chwilę zerkając na zabawę dookoła.
- Cześć, siostra! - Legolas machnął do niej ręką - Napijesz się? - zaproponował, chwytając stojący obok butelek z winem kielich.
- Pewnie! - kiwnęła chętnie głową, zaraz przyjmując od niego wypełnione trunkiem naczynie - O czym gadacie?
- Twój brat właśnie opowiadał, jak dałaś się dźgnąć, kiedy uciekłaś przed nim na jakimś polowaniu. - odparł Kili.
- Wcale nie dałam się dźgnąć, byłam kontuzjowana! - oburzyła się - A ty przestań zmyślać! -tyrpnęła elfa w żebra - Bo im opowiem, jak dorzuciłeś tacie jakieś środki usypiające do wina, żeby świsnąć mu koronę i berło, i bawić się przede mną w króla!
Siedzące obok krasnoludy wybuchły śmiechem.
- To nie było śmieszne! - obruszył się Legolas - Miałem potem szlaban na zbliżanie się do jego pokoju przez jakiś miesiąc!
- Powinieneś być wdzięczny, że nie rok. - za uchem Lairiel rozległ się głos jej ojca, obejmującego ją ramieniem.
- Chociaż wiesz... - zastanowiła się w stronę brata - Sto lat w życiu elfa jest jak mrugnięcie powieką. - uśmiechnęła się lekko - Wytrzymałbyś.
Księżniczka dokończyła wino i odstawiła kielich na blat obok.
- Nie bawisz się, ada? - zapytała, unosząc wzrok na króla.
- Myślę, że już wystarczy mi na dzisiaj przyjęcia. - odparł - Zostawiam wam gości pod opieką. Postarajcie się, żeby ta sala przetrwała do wschodu, co?
- Jasne. - Lairiel uniosła kąciki ust w nikłym uśmiechu.
Thranduil pocałował córkę w czoło, poklepał syna po ramieniu i ruszył w stronę wyjścia z sali balowej.
- No a ja?! - Legolas oburzył się za brak buziaka.
- Ty jesteś za wysoki. - odparł król, nawet nie odwracając się w ich stronę.
Księżniczka prychnęła śmiechem na niedowierzającą twarz brata.
- I co, było tak rosnąć? - zapytała, jednak szybko spoważniała, gdy jej wzrok padł na znikającą za drzwiami sylwetkę ich ojca - Tata się dobrze czuje? - zmarszczyła niespokojnie brwi - Zawsze zostawał dłużej na przyjęciach...
- Ostatnio potrzebuje więcej snu i odpoczynku. - odparł Legolas - Odkąd...
- Podobno elfy nie muszą spać. - wtrącił nagle Ori, wyciągając nos ze swoich notatek.
- Nie musimy tak dużo, jak inne rasy. - poprawiła Lairiel - A przynajmniej normalnie.
- Wszystko w porządku, naprawdę. - zapewnił ją jej brat - Jest zmęczony, od kiedy zużywa więcej energii na ochronę Puszczy przez ciemnością. Więcej odpoczywa, żeby częściej regenerować siły na uzdrawianie lasu.
- Ten wasz las nie wygląda na zbytnio uzdrowiony. - mruknął Dwalin.
- Wyglądałby jeszcze gorzej, gdyby nasz ojciec nic nie robił. - odparła blondynka - Wtedy zapewne już od dawna by nie istniał. Stara się ograniczyć wstęp zła do Puszczy, jak tylko może, albo pomagać chorym roślinom, ale jest w tym sam. Nie mam na tyle dużej mocy, by mu pomagać... Na przykład takie Rivendell. Elrond posiada magiczny pierścień, Vilya się chyba nazywa... zapewnia ochronę Doliny przed złymi siłami i zabrania wstępu orkom lub goblinom. W Lorien Pani Galadriela również ma taki pierścień. Zapewniają one wieczność wszystkiemu w miejscu, gdzie się znajdują. Tata nie ma takiego pierścienia, więc broni lasu o własnych siłach.
- I jest przy tym nieznośnie uparty. - dorzucił Legolas - Będzie używał swojej magii, by nas chronić, póki nie padnie na ziemię.
- Nie mów tak! - ofuknęła go siostra - Wie, że ma ograniczenia. Pamięta o granicach swoich mocy.
- Na razie o nich pamięta. - zaznaczył - Z każdym dniem z lasem jest coraz gorzej, a ty wiesz, że ojciec nie odda Puszczy w ręce zła tak łatwo.
- Za bardzo skupia się na swoich celach i wszystkim dookoła. - mruknęła Lairiel z niezadowoleniem - Zapomina o swoich własnych potrzebach. Dlatego trzeba go pilnować, bo to się kiedyś naprawdę źle skończy...
Księżniczka odeszła od gromadki na jakieś niecałe pół godziny, by porozmawiać z kilkoma swoimi przyjaciółmi jeszcze z czasów dzieciństwa i trochę potańczyć. Gdy zabawa powoli zaczynała ją męczyć, do jej uszu dotarły niezwykle głośne śmiechy krasnoludów. Zbyt głośne nawet jak na nich. Tknięta przeczuciem, wróciła do nich szybkim krokiem.
Tego, co tam zobaczyła, nie spodziewała się nigdy, przenigdy zobaczyć.
Brwi dziewczyny poleciały wysoko w górę, gdy zobaczyła, jak jej brat z gwintu dokańcza potężną butelkę wina. Poczuła się dość niepewnie i zwolniła kroku, gdy dostrzegła chrapiącego na podłodze Dwalina i Glóina. Święci Valarowie, zostawiła ich na jakieś trzydzieści minut...
Jej brat widocznie świetnie się bawił w towarzystwie krasnoludów. Nie była pewna, kogo słychać bardziej.
- Legolas...? - zapytała niepewnie, patrząc na elfa wesołego jak nigdy.
- Na zdrowie, mój dobry człowieku! - zachwiał się, sięgając po kolejną butelkę.
Lairiel wytrzeszczyła na niego oczy, niejasno zauważając walające się jakieś dziesięć pustych butelek pod ich nogami.
- Jesteś pijany... - zamrugała w szoku, nie wiedząc, czy było to pytanie, czy raczej stwierdzenie.
Pijany Leśny Elf był w ogóle możliwy?
- A skąd! - parsknął, a jego siostra złapała go za ramię, by nie wyrżnął głową o stół - Po prostu bardzo dobrze się bawię. Mieliśmy konkurs picia!
- Nie wierzę... - wymamrotała - Ile tego wypiłeś?
Książę wzruszył nieprzytomnie ramionami.
- Ze cztery... - mruknął, drapiąc się po karku - ...butelki...
Gdyby nie fakt, że księżniczka musiała utrzymywać go na nogach, sama pewnie już by leżała na ziemi.
- Tyle spokojnie wystarcza na jakieś dziesięć osób! - załamała ręce - I to na cały wieczór!
Legolas nic nie powiedział. W odpowiedzi potarł jedynie oczy, a Lairiel zastanowiła się przez chwilę.
- A wygrałeś chociaż? - zapytała.
- Kiedykolwiek we mnie wątpiłaś?! - przyłożył sobie dłoń w miejsce wątroby.
Zapewne chciał położyć ją na sercu, ale w jego stanie Lairiel zdziwiłaby się, gdyby trafił.
- Patrz i podziwiaj! - machnął ręką, dumnie wypinając pierś.
Księżniczka podążyła za jego wzrokiem. Zaraz zobaczyła leżącego jeszcze Noriego, a o stół opierało się kilku innych w stanie półprzytomności. Bofur za to mruczał coś do siebie, leżąc głową na stole - Lairiel nie była pewna, czy spał. Przynajmniej już wiedziała, by nigdy nie zostawiać nikogo pod opieką jej towarzyszy.
- Odprowadzę cię do pokoju. - westchnęła pokonana, biorąc brata pod ramię.
Wiedziała, że nie musi się specjalnie martwić o przyjęcie. Elfy zawsze potrafiły się same zorganizować, a świątowanie stopniowo nad ranem się uspokajało. Wiedziała, że za jakąś godzinę lub półtorej większość gości uda się już na spoczynek, więc dała sobie spokój z siedzeniem tu i nudzeniem się.
Gdy przechodzili korytarzem po wyjściu z sali balowej, Lairiel zerknęła przez okno. Widać z niego akurat było najwyższą część królestwa, czyli tę królewską. Z lekkim zdziwieniem zauważyła światło za oknami w komnacie ojca.
Zaprowadziła ledwo trzymającego się Legolasa do jego pokoju. Dziękowała po cichu, że ich ojciec wyszedł już z uczty i tego nie widział. Dopiero, gdy była pewna, że jej brat zasnął (na co nie czekała dłużej niż pięć minut), zamknęła cicho drzwi i skręciła jeszcze w bok, zaraz stając przed pokojami króla. Zapukała delikatnie, oczekując na odpowiedź. Gdy ta nadeszła, księżniczka weszła do środka.
- Myślałam, że już się położyłeś. - powiedziała, zbliżając się do stojącego przy balkonie elfa.
- Tak piękna noc nie zdarza się często. - nadeszła odpowiedź z jego strony, po czym odwrócił się w stronę córki, rzucając krótkie spojrzenie na szerokie gałęzie, otaczające jego balkon - Siądziesz ze mną?
- Już się bałam, że nie zapytasz. - uśmiechnęła się radośnie.
Thranduil widząc, że blondynka ma na sobie jedynie wieczorową suknię, sięgnął po leżący na fotelu koc, którym okrył szczelnie elfkę, gdy zrzuciła pijące ją buty. Otworzył drzwi na balkon, który wraz z potężnymi gałęziami dookoła tworzył nawet taras. Wydawał się z nim jednością.
Oboje wyszli na rześkie, nocne powietrze, biorąc głęboki wdech. Thranduil podał córce rękę, pomagając jej wspiąć się na grubą barierkę, a stamtąd przejść na gałąź drzewa. Przeszli po niej zwinnie i zaraz znaleźli się na szerokim miejscu przy samym pniu. Lairiel usiadła, opierając się wygodnie o ojca, który przytulił ją do siebie ramieniem. Nad ich głowami znajdowała się przerwa między liśćmi, stanowiąca idealne miejsce do ich corocznego obserwowania nieba.
Na ciemnogranatowym, prawie że czarnym niebie można było bez trudu dostrzec setki, albo nawet i tysiące srebrnych gwiazd. Spektaklowi nie przeszkadzał nawet najmniejszy obłok, bowiem niebo było całkowicie odsłonięte, ukazując swą nieskończoność.
- Nie powinieneś odpoczywać, ada? - zapytała - Legolas mówił, że jesteś zmęczony uzdrawianiem lasu...
- Jeden raz mogę sobie darować. - uspokoił ją - Wolę spędzić tu z tobą czas.
- Wiesz, że mogłabym ci pomóc. - przekonywała - Wyćwiczę to i razem z tobą...
- Nie, Lairiel. - przerwał jej stanowczo - To jest moje zadanie, a ja nie pozwolę, aby moją córkę również pochłaniał cień. Jesteś młoda i masz przed sobą jeszcze całe życie.
- Ale nie mogę patrzeć, jak zaniedbujesz siebie, bo skupiasz się na innych. - westchnęła - Wiem, ile cię to kosztuje.
- Ktoś musi chronić las. - odparł - Jestem królem i to moja rola.
- Więc proszę cię, żebyś był z tym ostrożny. - spojrzała na niego z błaganiem w oczach.
- Będę. - zapewnił - Nie musisz się tak martwić, iel'nin. Potrzeba czegoś więcej niż zmęczenie, żeby mnie pokonać.
Lairiel uśmiechnęła się smętnie.
- Każdy ma swoje granice, tato. - powiedziała - Chciałabym, żebyś o tym pamiętał... - przeniosła wzrok z powrotem na niebo - Myślisz, że mama pozwoliłaby ci się tak przemęczać?
- Oczywiście, że nie. - prychnął pod nosem - Zawsze mnie bardzo pilnowała.
- Cóż, dlatego muszę ją teraz zastąpić. - zaśmiała się cicho, ale zaraz spoważniała - Sądzisz, że co powiedziałaby o mojej wyprawie?
Thranduil zamyślił się na chwilę.
- Sądzę, że uszanowałaby twoją decyzję. - odparł - Tak samo jak ja. Podjęłaś ją z sercem i myślę, że jest właściwa.
- Czy naneth teraz na nas patrzy, ada? - spytała, wpatrzona w gwiazdy.
- Pewnie tak. - przytulił ją bliżej - Wątpię, by kiedykolwiek spuszczała z nas oko... Zapewne opiekowała się tobą, byś bezpiecznie wróciła do domu.
- Brakowało mi tego wszystkiego. - wyszeptała, opierając głowę o tors króla - Cieszę się, że znów tu jestem.
Thranduil pocałował Lairiel w czoło i oparł policzek o czubek jej głowy.
- Ja również, moja gwiazdeczko...
~~~~~~~~~~~~
Savo 'lass a lalaith! - Dobrej zabawy! (albo coś w tym stylu, hah)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top