23. Przy śniadaniu, na drzewie oraz z mieczem

W Mrocznej Puszczy nastał kolejny dzień. Jesienne słońce leniwie wyłoniło się zza horyzontu, rozpoczynając swoją wędrówkę po niebie. Pomiędzy gałęziami drzew dookoła Leśnego Królestwa dało się słyszeć śpiew pojedynczych ptaków, witających z radością kolejny poranek. Gdzieś w tle rozbrzmiewał szum wody z Leśnej Rzeki, a co jakiś zaszumiały kolorowe liście na delikatnym wietrze.

Lairiel stała na balkonie od swojej komnaty, owinięta szczelnie grubym płaszczem, i z zachwytem wpatrywała się we wschód słońca. Może i zwykle nie przepadała za zbyt wczesnym wstawaniem, ale powolne wynurzanie się słońca ponad korony drzew w Zielonym Lesie zawsze wygrywało. Z przyjemnym uczuciem obserwowała ciepłe, pierwsze promienie, padające na las, który mienił się w nich wieloma odcieniami czerwieni, pomarańczy i złota.

Około szóstej rano... czyli jej tata zapewne był już na nogach.

Wróciła do pomieszczenia, zamykając za sobą w większości przeszklone drzwi balkonu. Zrzuciła ciężkawy płaszcz na szerokie łóżko, narzuciła na siebie zwiewną suknię w kolorze jaśniutkiej brzoskwini z domieszką złotego blasku i przyjrzała się sobie w lustrze. Jej wzrok powędrował na widniejący na boku jej głowy warkocz, który Fili wczoraj jej zaplótł. W kulturze krasnoludów włosy miały naprawdę przeogromne znaczenie, jak jej poprzedniego popołudnia wytłumaczył, a każdy warkocz w zależności od splotu, jego krotności lub koralika na końcu symbolizował coś innego.

Ten, który akurat nosiła, zakończony był koralikiem krasnoludzkiego księcia z wyrytym symbolem rodu Durina. Jak Fili jej wyjaśnił, warkocz pokazywał, że zabiega o jej względy, czyli jest to coś w rodzaju etapu przednarzeczeńskiego. Mogła mieć przynajmniej spokojną głowę o innych adoratorów, bo splot we włosach od razu informował, że była zajęta.

Opuściła na dekolt jeszcze skromny naszyjnik na brązowym rzemyku, założyła bursztynowy pierścionek od ukochanego i wyszła z pokoju, kierując się do oficjalnej jadalni, z nadzieją na wspólne śniadanie z ojcem.

Zeszła już po kilku schodach, gdy na zakręcie wpadła na doskonale znanego jej krasnoluda.

- Fili! - ucieszyła się - Już nie śpisz?

- Najwyraźniej. - wzruszył ramionami - Obudziłem się już trochę temu i raczej nie zasnąłbym z powrotem, więc chciałem się trochę pokręcić. A ty?

- Chyba przeczucie mnie obudziło... - zastanowiła się - Bardzo chciałam obejrzeć wschód słońca. Wstałam idealnie na chwilę przed! Jesteś głodny?

- Powoli głodnieję. - kiwnął głową - A co?

- Idę właśnie na śniadanie. - wyjaśniła - Miałam nadzieję, że uda mi się jeszcze złapać tatę, póki nie zniknie wśród politycznych odmętów. Może się przyłączysz?

- Jasne, czemu nie? - uśmiechnął się do niej, po czym oboje ruszyli w kierunku wyznaczonym przez elfkę.

Po minięciu kilku dłuższych i krótszych kładek lub mostków, dotarli do całkiem skromnego pomieszczenia, gdzie znajdował się gruby, drewniany stół z kilkoma krzesłami przy nim. Wnętrze świeciło pustkami, jedynie za rogiem w kuchni słychać było jakąś krzątaninę, ale nic poza tym. Jedyną osobą, siedzącą przy stole był Thranduil, wpatrzony jak zwykle w jakiś papierowy dokument.

- Cześć, ada! - przywitała się elfka, podchodząc do ojca.

Król uniósł wzrok nad papieru.

- Lairiel! - uniósł ledwo widocznie kąciki ust, po czym wymienił skinięcie głową z krasnoludzkim księciem - Już na nogach?

- Chciałam obejrzeć wschód. - wzruszyła ramionami, po czym usiadła na odsuniętym dla niej przez Filiego krześle.

Podziękowała mu po cichu, podczas gdy Thranduil przywołał służbę, by podali jeszcze dwa zestawy naczyń. Lairiel zaczesała kosmyk włosów za ucho, po czym rozejrzała się po stole, wypatrując czegoś smacznego. Nałożyła sobie porcję sałatki z pomidora, ogórka i słonego sera, a do tego świeżo upieczoną bułkę z masłem.

- Widzę, że to już oficjalnie. - król elfów zlustrował uważnym wzrokiem warkocz we włosach córki, nalewając im obojgu wina do kieliszków.

- Tak, ada. - księżniczka nieznacznie wywróciła oczami - Mówiłam ci już, że nie zmienię zdania.

- Ja również nie zamierzam. - dopowiedział Fili, uśmiechając się lekko do ukochanej.

- To dobrze. - Thranduil pokiwał do siebie głową - Cieszę się z waszej dwójki.

Lairiel zaprzestała jedzenia, przyglądając się ojcu.

- Masz dzisiaj dobry humor. - zauważyła.

- Owszem. - zgodził się tamten.

- Jakiś konkretny powód?

- Nad ranem przyszła dostawa wina z Lothlorien. - odparł, na co księżniczka skinęła ze zrozumieniem głową - Idealnie na jutrzejsze przyjęcie.

- Jutro jest przyjęcie? - zdziwiła się.

Jej ojciec z powrotem uniósł wzrok znad linijek tekstu, unosząc brew na córkę.

- Uczta na Mereth-en-Gilith. - powiedział.

- Jutro jest Mereth-en-Gilith?! - Lairiel niemal wypuściła z ręki bułkę.

- Tak, iel'nin.

Fili zamrugał oczami w cichym zdezorientowaniu.

- Co to jest to Meret...gil coś tam? - spytał.

- To najwspanialsza noc w całym roku! - wykrzyknęła, wymachując żywo rękami.

- Lairiel, senda... - próbował uspokoić ją Thranduil.

- Uczta Światła Gwiazd. - przetłumaczyła z ogromnym uśmiechem - Organizujemy przyjęcie i bawimy się całą noc! Jest wtedy najwięcej gwiazd na niebie i można je oglądać przez kilka godzin. To najpiękniejsza noc ze wszystkich! - wyrzuciła z siebie na jednym oddechu, po czym nagle nabrała gwałtownie powietrze i zwróciła się do ojca - Czy krasnoludy też mogą przyjść?

Zarówno on jak i Fili skrzywili się niemal w tym samym momencie.

- To chyba nie jest zbyt dobry pomysł... - książę próbował ostudzić jej zapał.

- Oj, ale proszę! - spojrzała błagalnie na króla - Zgódź się, tato, proszę, zgódź się! Obiecuję, że niczego nie zepsują, a na pewno będzie o wiele ciekawiej!

- Lairiel... - stęknął Thranduil, unikając błagających oczu córki.

- No proszę!

Leśny król spojrzał w górę, jakby prosił Valarów o ratunek. Ten jednak nie nadszedł, więc elf zmuszony był ustąpić z uwagi na brak swoich argumentów.

- Dobrze... - westchnął pokonany - Krasnoludy też mogą przyjść.

- Jej! - uśmiechnęła się radośnie i wróciła do śniadania.

- Jesteś pewien, wasza wysokość? - odezwał się Fili - Nasza grupka jest dość... specyficzna.

- Słowo się rzekło, drogi Fili, i myślę, że nie mam już wyjścia. - mruknął Thranduil, ponownie próbując wrócić do czytania dokumentu.

Na chwilę zapanowała cisza, gdy elfka wraz z ukochanym skupili się na jedzeniu, a król na papierze. Lairiel pociągnęła łyk wina, oblizała subtelnie wargi, po czym znowu przeniosła wzrok na elfa.

- Tato?

Thranduil, tracąc już resztkę nadziei, odłożył dokument na bok, skupiając wzrok na córce.

- Tak? - westchnął.

- Poćwiczysz dzisiaj ze mną rzucanie sztyletami?

Elf zamrugał oczami i zmarszczył brwi.

- Co takiego?

- No... - księżniczka wzruszyła ramionami - Tak sobie pomyślałam, bo za jakiś czas ruszymy dalej, a w końcu wypadałoby się nauczyć nimi posługiwać, a tutaj mam najlepszego nauczyciela...

Thranduil potarł ze zmęczeniem czoło.

- Przez chwilę popołudniu. - odparł w końcu - Póki co, mam dużo pracy przed jutrzejszym przyjęciem.

- Dobre i to. - Lairiel wzruszyła ramionami, wracając do posiłku - W ogóle... myślę, że powinieneś porozmawiać z Thorinem.

Król złapał się za nasadę nosa, przymykając z rezygnacją oczy.

- Nie masz dla mnie litości... - pokręcił głową - Po co miałbym z nim rozmawiać?

- W sumie to nie wiem. - przyznała - Ale fajnie by było, gdybyście się spróbowali dogadać. Albo przynajmniej rozmawiać bez wzajemnych wyzwisk. Albo bez grożenia sobie śmiercią. Albo...

- Wystarczy. - przerwał jej - Nie będę rozmawiał z Thorinem, dopóki nie będzie to absolutnie konieczne.

- Warto było spróbować... - wymamrotała do siebie.

- A ty, książę Fili? - Thranduil zwrócił się do krasnoluda - Rozmawiałeś już może ze swoim wujkiem na temat tego wszystkiego?

- Jeszcze nie. - blondyn podrapał się po karku - Mam wrażenie, że Thorin... no, nie unika mnie, ale unika okazji, kiedy miałby ze mną mówić na osobności. Albo z Lairiel. Wydaje mi się, że nie jest zbyt zadowolony...

- Chciałby, żebyś poślubił jakąś krasnoludzką szlachciankę...? - zasugerowała elfka.

- Zapewne. - przytaknął ponuro.

- Jeśli naprawdę myśli o tobie jako swoim siostrzeńcu bardziej niż spadkobiercy... - odezwał się Thranduil - ...powinien uszanować twoją decyzję. Wasze szczęście powinno być w takiej chwili ważniejsze od jakiegoś prawa. 

- Chciałbym, żeby mój wujek myślał w ten sam sposób, co ty, mój panie. - westchnął Fili.

Leśny król popatrzył od córki do jej wybranka, zauważając przygasającą w ich oczach radość. Pociągnął łyk wina.

- Wszystko się w końcu ułoży. - powiedział w końcu - Nie myślcie o tym na razie, bowiem macie przed sobą jeszcze mnóstwo czasu. 

Lairiel wypuściła cicho powietrze.

- Tak, ada... - spróbowała się uśmiechnąć.

Po skończonym posiłku, podczas którego rozmawiali jeszcze na parę swobodniejszych tematów, oboje pożegnali się z elfim królem i poszli swoją własną drogą. Księżniczka uśmiechnęła się do siebie, widząc budującą się relację między Filim i jej ojcem, która na całe szczęście zmierzała w jak najlepszym kierunku.

Spotkanie w jadalni przeciągnęło im się na ponad godzinę, ale spędzili czas w tak przyjemny sposób, że nawet nie zauważyli, jak czas szybko im zleciał. Lairiel spacerowała teraz z ukochanym krasnoludem za rękę, przechadzając się po budzącym się do życia królestwie. Dotarli spokojnym krokiem do królewskich ogrodów, gdzie elfka zawsze uwielbiała spędzać mnóstwo czasu. Czy to z książką, czy nucąc coś pod nosem, czy nawet śpiąc na trawie w cieniu drzew. Uwielbiała to miejsce... kojarzyło się jej z mamą, z którą zwykle tu przebywała.

Oboje usiedli w niewielkiej drewnianej altance. Lairiel podwinęła nogi, kładąc je również na ławeczce, i oparła się wygodnie o Filiego, obejmującego ją silnym ramieniem.

- Wiesz co... - odezwał się po chwili siedzenia w ciszy - Może powiedziałabyś mi coś więcej na temat tej magii Leśnych Elfów? Miałaś mi wczoraj pokazać, co umiesz. - przypomniał.

- Racja. - uśmiechnęła się - W sumie... nie jest to tak naprawdę magia. Na pewno nie taka, jaką włada, dajmy na to, Mithrandir, albo Pani Galadriela. To bardziej coś jak... - zastanowiła się - Elfy zawsze miały duże zdolności uzdrawiające. Staramy się je coraz bardziej rozwijać, a potem łączyć z naszym związkiem z naturą. Uczymy się wykorzystywać te umiejętności nie tylko na nas, ludziach, czy krasnoludach, ale też właśnie na roślinach. Jest to raczej dość trudne i niezbyt zwyczajne, więc pewnie dlatego potocznie mówi się o tym, jako magii. 

Księżniczka zamyśliła się na chwilę, mrużąc lekko oczy.

- Pamiętam, jak tata pierwszy raz mi ją pokazał... - powiedziała cicho - Było to w tym ogrodzie, kiedy byłam jeszcze malutka...

Po komnacie, znajdującej się w królewskim skrzydle zamku, rozszedł się kolejny, gryzący w ucho dźwięk. Mała elfka oderwała palce od strun harfy i spojrzała ze złością na siedzącą obok mamę.

- Znowu mi nie wychodzi! - szurnęła nogą po podłodze.

- Dlatego musisz ćwiczyć. - odpowiedziała cierpliwie królowa - Bez treningu niczego się nie osiągnie.

- Ale ja nie chcę! - wykrzyknęła mała Lairiel - To jest niefajne i głupie.

- Zdaję sobie sprawę, że nie jest to twoje ulubione zajęcie, ale jesteś księżniczką i powinnaś umieć grać na jakimś instrumencie, tak jak inne. - tłumaczyła jej mama.

- Nie chcę być jak one! - tupnęła nogą dziewczynka - Chcę być księżniczką po swojemu!

- Lairiel...

- A skoro jestem księżniczką, to rozkażę, żebym nie musiała się tego uczyć!

Królowa zaśmiała się.

- To tak nie działa, kochanie.

- Ja już nie chcę! - marudziła - Mam dość tego czegoś...!

- W porządku... - dorosła elfka westchnęła z rezygnacją - Skończymy na dziś.

Lairiel, nie mówiąc ani słowa, po prostu opuściła harfę na łóżko, po czym szybkim krokiem wyszła z komnaty. Przeszła kilka korytarzy, kładek i schodów, by znaleźć się w królewskich ogrodach. Przebiegła kilka alejek, kiedy w jej oczy rzuciło się wysokie, potężne drzewo o gęstej koronie. Zwinnie wdrapała się po konarze na górę, a po kilku sekundach już siedziała między liśćmi, odcinając się od nierozumiejącego ją świata.

Po upływie jakichś trzydziestu minut, nadeszła pora obiadu. Właśnie wtedy w Leśnym Królestwie do jadalni zmierzał król, z nadzieją na przyjemną przerwę i trochę czasu z rodziną. Po drodze zahaczył o ich komnaty, zostawiając tam koronę i ozdobny płaszcz, by chociaż na obiedzie poczuć się swobodniej.

Wszedł do pomieszczenia i z delikatnym uśmiechem na twarzy skierował wzrok na żonę i syna, już siedzących przy stole.

- Gdzie Lairiel? - zapytał, zaraz po cmoknięciu ukochanej w policzek na przywitanie.

- Myślę, że się obraziła. - powiedziała - Zdenerwowała się, bo nie wychodzi jej gra na harfie. Mówi, że chce być księżniczką na swój sposób.

- Ile temu skończyłyście?

- A ja wiem...? Może nieco ponad pół godziny. - odparła.

- I jeszcze się nie odobraziła? - Thranduil uniósł brew.

- Możliwe, że tym razem zbuntowała się jeszcze bardziej niż ostatnio. - zaśmiała się cicho królowa.

- No tak, nasza mała buntowniczka...

- Poszukałbyś jej? Do mnie chyba teraz nie przyjdzie... wydaje mi się, że będę jej musiała coś upiec, żeby poprawił się jej humor.

- Pewnie! - zgodził się elf, po czym poczochrał jeszcze syna po włosach i wyszedł z pomieszczenia, kierując się na poszukiwania córki.

Thranduil domyślił się, że Lairiel nie będzie w zamku. Zwykle uciekała do ogrodów lub lasu, gdy coś ją dręczyło, dlatego właśnie od tego pierwszego miejsca postanowił zacząć. Wyszedł z królestwa spokojnym krokiem, nasłuchując i wypatrując jakichkolwiek śladów małej elfki.

- Lairiel! - zawołał, rozglądając się dookoła - Wiem, że gdzieś tu jesteś!

Po zaledwie dwóch lub trzech minutach przechadzania się po ogrodzie, do jego czułych uszu dotarło lekkie skrzypnięcie gałęzi. Król uniósł wzrok, dostrzegając między gałęziami nad sobą swoją córkę.

Pokiwał do siebie głową z westchnieniem, po czym chwycił się pnia i równie zwinnie wspiął po drzewie, zaraz potem znajdując się obok elfki. Usiadł na szerokiej gałęzi i spojrzał na dziewczynkę, która nawet nie podniosła wzroku. Siedziała jedynie z typową dla siebie pozycją, gdy miała o coś żal - wydęte policzki, szczupłe ramiona skrzyżowane na piersi i wzrok wlepiony w kolana. 

- Co cię trapi, moja gwiazdeczko? - przytulił ją do swojego boku ramieniem - Wyżal się tacie.

- Harfa jest głupia. - wymamrotała - Nie chcę grać. To mi się nie podoba.

- Jak się nauczysz, powinno ci się spodobać. Trening czyni mistrza.

- Ale ja nie chcę być w tym mistrzem! - wykrzyknęła - To jest niefajne! Dlaczego muszę uczyć się robić coś, czego nie lubię?

- Lairiel, jesteś księżniczką i powinnaś...

- Mama powiedziała to samo! - fuknęła - A Legolas jest księciem i nie musi się uczyć grać ani śpiewać.

- Cóż... - westchnął Thranduil - Legolas jest chłopcem...

- I co z tego? - popatrzyła swoimi dużymi, brązowymi oczami na tatę - Może ja też bym chciała robić to, co on. Dlaczego nie mogę trenować łuku jak Legolas?

- Jesteś jeszcze mała, Lairiel, a nauka posługiwania się bronią jest trudna i czasem niebezpieczna. - tłumaczył.

- Legolas powiedział, że nieumiejętność walki jest groźniejsza niż jej nauka. - powiedziała pewnie.

Leśny król zamknął oczy z poczuciem przegranej. Dlaczego jego syn musiał mówić swojej siostrze takie mądre rzeczy...?

-  W porządku. - westchnął - Chcesz uczyć się strzelać z łuku?

Lairiel błyskawicznie podniosła głowę.

- Tak!

- I obiecasz, że będziesz ostrożna?

- Tak! Obiecuję, ada!

Thranduil potarł czoło.

- Dobrze, a więc zrobię ci twój własny łuk i będziesz mogła sobie trochę postrzelać...

- Jej! - elfka uściskała ojca, niemal zrzucając ich oboje z drzewa.

Król uśmiechnął się, ciesząc się z radości córki. Jego wzrok przypadkiem spoczął na nadłamanej gałązce obok jej głowy.

- Pokazać ci coś? - zapytał tajemniczo.

Lairiel pokiwała od razu głową. Thranduil sięgnął ręką nad głowę dziewczynki, delikatnie owijając palce wokół cienkiej gałązki. Przymknął na chwilę oczy, skupiając się na swoich zdolnościach. Księżniczka patrzyła jak zaczarowana, gdy spod dłoni jej ojca rozeszły się świecące na zielono wzorki, powoli wnikające w gałąź, która w kilka sekund się zrosła i wypuściła kilka malutkich listków.

- Widzisz? Nigdy nie będziesz taka sama, jak inne księżniczki. - powiedział - Jesteś księżniczką lasu i taka sama moc jak moja, płynie w twojej krwi.

- Ja też tak chcę! - zawołała ochoczo, przymierzając się do owinięcia rączki wkoło pierwszej lepszej gałęzi.

Thranduil zaśmiał się dobrodusznie, nakazując jej by usiadła i ostudziła nieco swój zapał.

- Może kiedy będziesz starsza... - pogłaskał ją po włosach - Trzeba setek lat ćwiczeń i wiele cierpliwości, żeby nauczyć się uzdrawiać las.

- Ale ja będę ćwiczyć! - obiecała - Cały czas! I będę ci pomagać w leczeniu drzewek!

- Nie wątpię w to, lisse. - uśmiechnął się.

Na gałęzi tuż przy nich usiadł mały, błękitny ptak. Król wyciągnął dłoń w jego stronę, mówiąc coś cicho po elficku. Ptaszek wskoczył na jego rękę, a elf podał zwierzątko na dłonie córki.

- Żadna inna księżniczka nie ma tylu przyjaciół w zwierzętach, co ty, Lairiel. - powiedział do niej, gdy zachwycała się malutkim ptaszkiem, ćwierkającym na jej rękach - Porozmawiam z twoją mamą i może uda się, żebyś zamiast tyle grać, uczyła się porozumiewać z lasem, hmm?

- Tak! - uśmiechnęła się szeroko - Tak, proszę, ada!

- Więc załatwione, iel'nin. - uśmiechnął się - Jestem pewien, że kiedy już będziesz większa, będziesz w tym świetna...

- I co, jesteś świetna? - zapytał Fili, bawiąc się jej włosami.

- Świetna  może nie, ale wciąż się uczę. - powiedziała - A zresztą, pokażę ci!

Lairiel sięgnęła po leżący na ziemi patyk. Wydawał się całkowicie wysuszony, spękany. Wzięła go do ręki i zacisnęła ostrożnie wkoło niego palce. Zamknęła oczy, ponieważ ojciec zawsze jej powtarzał, że skupienie jest najważniejsze. Musisz odciąć się na chwilę całkowicie od otoczenia i skupić na uwolnieniu części swojej mocy w określony sposób.

Księżniczka zmarszczyła nieznacznie brwi, ale czuła, że w gałązkę wstępuje życie. Fili obserwował ze zdumieniem, jak skromniutki patyczek wypuszcza nowe gałązki, pączki, będące początkami liści, i rośnie w jej dłoni nawet o kilka cali. Zielona poświata i wzorki zniknęły, a elfka otworzyła oczy, patrząc ze skromnym zadowoleniem na swoje osiągnięcie.

- Elfy są naprawdę niesamowite... - przyznał z podziwem, biorąc tętniącą życiem gałązkę do ręki.

- To nie jest jakiś wielki wyczyn. - wzruszyła ramionami - Mój ojciec uzdrawia całe drzewa praktycznie każdego dnia. Jeśli tylko nic go nie ogranicza, wychodzi do lasu codziennie. Jest nie tylko królem naszych poddanych, ale też opiekunem Puszczy. Zawsze go za to podziwiałam...

***

- Dajesz, Kili! - wykrzyknął Bofur, dopingując przymierzającego się do strzału bruneta.

Legolas z powątpiewaniem uniósł brew w stronę siostry, na co ta posłała mu tajemniczy uśmiech. Nie mogła się doczekać jego miny, kiedy Kili trafi strzałą w sam środek. 

Czekała wraz z kilkoma towarzyszami na ich polach treningowych, aż jej ojciec będzie miał chwilę na wspólną naukę. Fili niby próbował ją podszkolić w rzucaniu sztyletami podczas ich podróży, ale nie skończyło się to najlepiej... 

Kili wystrzelił pierwszy pocisk. Strzała przeleciała ze świstem kilkadziesiąt stóp, po czym z trzaskiem wbiła się w czarną kropkę, oznaczającą środek tarczy. Każda kolejna z pięciu trafiła co najmniej w najmniejszy zaznaczony okrąg.

Legolas uniósł brwi.

- Ha! - Lairiel walnęła go w ramię - A nie mówiłam?

- I tak jestem lepszy. - nie dał za wygraną.

Księżniczka odetchnęła z irytacją.

- Tak, tak, ty jesteś najlepszy. - pokiwała głową.

- Ojciec jest najlepszy. - poprawił ją.

- No tak... tu masz rację. - westchnęła - W ogóle wzięłam klepsydrę, także będziesz mierzył czas. Chciałam się z nim zmierzyć, bo dawno razem nie walczyliśmy. A dużo trenowałam, jak mnie tu nie było!

- On też trenował. - odparł elf.

- Trudno! Kiedyś i tak go pokonam!

- Tak sobie wmawiaj... - Legolas pokiwał głową - Póki co, możesz o tym nawet nie marzyć.

Lairiel prychnęła pod nosem.

- A ty, mądralo, ile razy go pokonałeś? - zapytała, dźgając go łokciem w żebra.

Elfowi widocznie zrzedła mina, ale zaraz nadrobił to kolejną ciętą ripostą.

- Ja przynajmniej wytrzymuję dłużej niż minutę. - odszczeknął.

- Tym razem pójdzie mi lepiej! - oburzyła się - Poza tym... tata walczy najlepiej na świecie!

- Z tym się zgodzę! - za ich plecami rozległ się głos Thranduila, idącego dumnym krokiem w ich kierunku.

Lairiel obróciła głowę w tamtą stronę i przywitała ojca uśmiechem. Przyjemnie go było widzieć bez tych wszystkich królewskich dodatków. Korona odeszła w niepamięć, tak samo jak długi do ziemi płaszcz, a król został jedynie w dłuższej tunice z wyszytymi wzorami, gładkich spodniach i nieodłącznych wysokich butach.

Strażnicy stojący przy zejściu na areny treningowe skinęli przed władcą głowy. Kilkoro siedzących na trybunach krasnoludów zrobiło to samo.

- Kili prawie pokonał Legolasa  w strzelaniu! - oznajmiła na wstępie.

Wspomniany elf złapał się za głowę, a Thranduil uniósł brew w jego kierunku.

- To nieprawda! - oburzył się.

- Wiemy swoje, muindor. - odparła.

- Jesteś okropna. - mruknął Legolas, odchodząc w stronę drewnianych ławek, a zaraz potem obok niego przysiadł się Kili.

Brat Lairiel mógł mówić co chciał, ale wiedziała, że podziwia umiejętności krasnoluda, a ich dwójka z każdą rozmową dogaduje się coraz lepiej.

- Chwila moment...! - zawołał Bofur, intensywnie się nad czymś zastanawiając - Czy twój brat przed chwilą powiedział, że twój ojciec pokonuje cię w niecałą minutę? - zapytał Lairiel.

- No tak. - wzruszyła ramionami.

- I to ty pokonałaś Dwalina. - na wpół spytał, wpół stwierdził - Dwalina. - zaznaczył.

- Yhym. - przytaknęła.

- A przegrywasz z królem po kilkudziesięciu sekundach? - wypytywał krasnolud w czapce.

- Zdarza się... - wymamrotała.

Bofur, jak i reszta krasnoludów zgromadzonych wkoło, zamrugał oczami.

- Więc jak dobrze musi walczyć twój ojciec?!

Lairiel obróciła się do stojącego obok niej Thranduila.

- Pokażesz im? - zapytała z nadzieją.

- Ehh...! - elf jęknął z niechęcią.

- Proszę?

- Wiesz, jak to się kończy, Lairiel.

- Tak ładnie proszę!

- Nie chcę, żebyś była obrażona przez resztę dnia.

- Tylko jedna walka!

Elf zacisnął usta w wąską linię, starając się wyglądać, jakby oczy szczeniaka, jakie robiła jego córka,  nie robiły na nim wrażenia. Ponieważ nie było to możliwe, poddał się po niecałych dziesięciu sekundach.

- Jedna walka. - westchnął.

- Jest! - Lairiel z ogromną satysfakcją zacisnęła pięść w powietrzu.

Krasnoludy rozsiadły się wygodnie. Legolas położył się na brzuchu na najwyższym poziomie trybun, kładąc obok siebie klepsydrę. Kili zajął miejsce obok niego.

Księżniczka wyciągnęła ze świstem swój długi miecz. Nie używała go za często, ale kiedyś jednak trzeba. Thranduil w ułamku sekundy chwycił, wyciągnął, przekręcił i ustawił pionowo przy głowie swoje ostrze.

- Jesteś tego pewna? - spytał jeszcze.

- Tak! - tupnęła nogą Lairiel, po czym wskazała jedną ręką na swojego brata - Legolas, mierz czas od pierwszego uderzenia.

- Się robi!  

Księżniczka podskoczyła kilka razy w miejscu oraz zakręciła ramionami i mieczem. Leśny król przyglądał się temu z mieszanką znudzenia i rozbawienia.

- Już gotowa?

- Jasne! - odparła i rozstawiła nieco nogi, przyjmując pozycję obronną.

Gdy rozległ się okrzyk Legolasa, oznaczający start, Lairiel z uwagą przyglądała się ojcu, jakby go tu podejść. Oboje przesuwali się powolutku w tę samą stronę, dokładnie obserwując się nawzajem. Elfka wiedziała, że król nie zaatakuje pierwszy. Straciła cierpliwość po sekundowym kwadransie, rzucając się w jego stronę.

Thranduil z łatwością odepchnął od siebie ostrze córki, przy okazji nieco wykręcając je swoim. Księżniczka wzmocniła uchwyt na rękojeści. Obróciła się w pochylonej pozycji, unikając zamachu na poziomie jej ramion, przy czym ponownie uderzyła mieczem broń elfa. Zaraz odskoczyła do tyłu, gdy tuż przy jej talii przeleciało ostrze jej taty. Obróciła się prędko dookoła własnej osi, wyprowadzając zamach. Elf odbił atak, kucając na jednym kolanie, by zaraz potem uniknąć kolejnego. Szybko jednak wstał z powrotem, od razu wymierzając pierwszy cios.

Leśny król znowu uderzył mieczem, zmuszając Lairiel do obrotu. Zablokowała jego atak nad głową, ale Thranduil sprytnym zamachem ułożył szybko ostrze w innej pozycji, przenosząc na nie swoją siłę.

Lairiel poleciała do tyłu, uderzając plecami o drewnianą kolumnę i wypuszczając z ręki broń, a zaraz potem pod jej brodą pojawił się czubek miecza ojca.

- Jaki czas? - zapytała od razu.

- Czterdzieści trzy sekundy! - zawołał Legolas.

Gdy tylko ostrze zostało odsunięte od jej szyi, elfka podskoczyła z radością.

- Mój nowy rekord! - wykrzyknęła.

Thranduil uśmiechnął się szczerze na rozradowanie córki i poczochrał ją po włosach. Była lepsza niż ostatnim razem, gdy walczyli. Z dumą obserwował jej każdy nowy sukces we władaniu bronią, nad czym od tak dawna pracowała.

Miał jednak szczerą nadzieję, że ta umiejętność nigdy nie będzie jej specjalnie potrzebna...


___________________________

Dzięki serdeczne Oli122002 za podpowiedź z małą Lairiel! 

Tak więc się prezentuje kolejny dzień w Leśnym Królestwie... następny rozdział będzie już chyba ostatnim z Mrocznej Puszczy, jeśli chodzi o sam pobyt tam, tak mi się wydaje...

Jak się Wam podobał walczący Thranduil? ;P  Co sądzicie o pozytywnych stosunkach między nim a Filim?

Dajcie znać w komentarzu oraz będzie mi bardzo miło, jeśli zostawicie po sobie gwiazdeczkę, które swoją drogą niesamowicie motywują do dalszego pisania!

Ściskam!

~ iel'nin - moja córko

~ senda - spokojnie

~ lisse - kochanie




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top