2. Od innej strony

Późnym wieczorem, kiedy Lairiel zamierzała już szykować się już do snu zobaczyła, że krasnoludy gromadzą się w pokoju z kominkiem. Z ich twarzy zniknęły wszelkie szerokie uśmiechy, które wcześniej widziała tam cały czas, a opowiadane żarty ustały. Czując zmianę ich nastroju, elfka również poczuła w sobie głęboką powagę, chociaż nie wiedziała dlaczego. Po cichu zbliżyła się do ściany przy wejściu i dyskretnie obserwowała, będąc ciekawą, co będą robić.

Po chwili w pomieszczeniu rozległo się niskie nucenie, przez które poczuła lekkie ciarki na skórze. Znała tę piosenkę... i to bardzo dobrze.

Paręnaście sekund później twardy, ale jednak delikatniejszy niż zwykle głos Thorina przeszył powietrze. Wsłuchując się w głębokie głosy krasnoludów, pomyślała o słowach tej piosenki. Opowiadała o utraconym domu i wcześniejszym życiu oraz jak bardzo chcą go odzyskać.  Śpiewali z taką tęsknotą, wczuwając się w każdy wers, że Lairiel poczuła, jak robi jej się bardzo przykro. Jeszcze wcześniej tego wieczoru nie była zbyt chętna, by im pomóc i pomyślała sobie, że przecież równie dobrze ona mogłaby znaleźć się w takiej sytuacji. Gdyby straciła ukochany dom, a nikt nie chciałby jej pomóc w jego odzyskaniu. Czułaby się okropnie samotna i obojętna innym, gdyby tak jak ona prawie dzisiaj, krasnoludy odwróciły się od niej.

Piosenka doskonale pokazała, po co Lairiel tu jest i uzmysłowiła jej, jaką głupotę by popełniła, gdyby nie posłuchała słów Gandalfa (który jak zwykle miał rację) i zostawiła krasnoludów samych z ich własnymi problemami.

Głupio jej było, że rozważała dołączenie do wyprawy, a nie od razu się zgodziła. Przecież na to właśnie czekała od tylu lat, prawda? Od dnia, w którym Smaug zaatakował Erebor dzień w dzień głowiła się, jak pomóc krasnoludom i wynagrodzić dawne krzywdy. 

Teraz, po usłyszeniu tej pieśni, była pewna tego, co robi. Chciała im pomóc. Postanowiła sobie, że wyruszy z nimi w podróż i osobiście zobaczy, jak krasnoludy wchodzą za próg swojego królestwa. 

Wspomoże ich, choćby nie wie co, a w głębi swojego serca czuła, że postępuje właściwie.

***

Fili stał przy kominku z fajką w ręku na przeciwko swojego wujka. Do tej pory ciężko było mu uwierzyć, że naprawdę tu jest. Że wreszcie, po tylu latach Thorin zdecydował się na wyprawę, mało tego, wziął go ze sobą. Śpiewając piosenkę o ich dawno utraconym królestwie, miał w pamięci wspomnienia z dzieciństwa, kiedy jego matka oraz wuj nucili mu tę samą melodię do snu. Kiedy na jego barki spadł obowiązek przejęcia w przyszłości korony, musiał stać się o wiele bardziej odpowiedzialny. Nie mógł pozwolić sobie na takie swobody, jakie miał jego młodszy brat. Jednak to właśnie przygotowanie do roli księcia, a mianowicie lekcje z Balinem doprowadziły go do legend o Ereborze.

Już wtedy zaczął się interesować przeszłością jego ludzi. Wypytywał wujka o Samotną Górę i za siebie, i za Kiliego, który nie potrafił jeszcze wtedy mówić, a nawet jeszcze nie zagościł w ich rodzinie. Od najmłodszych lat wyobrażał sobie swoją (oczywiście zwycięską) walkę ze smokiem. Jednak mimo dziecięcych fantazji, gdzieś jakiś dojrzały głos w środku podpowiadał mu, gdzie należy jego serce. Pod przykryciem niewinnej, dziecięcej zabawy kryło się głęboko ukryte przesłanie, które pokazywało prawdziwy charakter Filiego. Jego lojalność wobec wujka była większa niż ilość złota w Ereborze i wiedział, że jego życie należy do jego przywódcy.

Thorin mógł być jego wujem, ale był też jego królem. Mimo, że zastępował mu ojca przez prawie całe życie, Fili darzył go szacunkiem godnym największego władcy i naśladował prawie we wszystkim, bo pragnął być jak jego wujek, a przede wszystkim, żeby był z niego dumny. Otrzymanie pochwały od Thorina było na wagę najcenniejszych klejnotów tego świata.

Przeniósł swoje spojrzenie na młodszego brata, który z miną poważną jak prawie nigdy wpatrywał się w trzaskające wewnątrz kominka płomienie. Cieszył się i martwił jednocześnie obecnością Kiliego w tej wyprawie. Brunet był jedną z najbardziej lekkomyślnych i impulsywnych osób, jakie znał. Tam, gdzie Fili spokojnie wszystko by wytłumaczył i powoli doszedł do kompromisu, tam Kili wykrzyczałby drzemiące w nim emocje. Przysiągł sobie po cichu, że nie pozwoli, by jego bratu spadł włos z głowy. Pomyślał o kamieniach z runami, które podarowała im mama w dniu rozstania. Kili otrzymał ciemnozielony z napisem 'wróć do mnie', natomiast on z jednym słowem - 'pamiętaj'.  Wrócił myślami do chwili, kiedy ostatni raz widział swoją matkę...

- Uważaj na niego, dobrze? - powiedziała Dis, odwracając się do starszego syna - Wiesz, jaki jest Kili...

- Nie martw się, mamo. - Fili  uśmiechnął się uspokajająco - Nie pozwolę, żeby coś mu się stało.

- Wiem. - podniosła lekko kąciki, lecz uśmiech nie dotarł do jej niebieskich oczu - Weź to.

Krasnoludka rozłożyła jego dłoń i położyła na niej granatowy, prawie że czarny kamień, po czym zacisnęła na nim palce syna. 

- Masz wrócić w całości, rozumiesz? Żywy. - pogroziła mu palcem - Nie przyjadę do Ereboru z karawaną, macie osobiście po mnie tutaj wrócić, jasne?

Blondyn kiwnął głową.

- Przyprowadzę Kiliego do domu, mamo. - posłał jej delikatny uśmiech, pokazując swoje dołeczki na policzkach - Za wszelką cenę. - podkreślił.

- Dopóki ta cena nie jest twoim życiem. - odparła poważnie - Pamiętaj. - przysunęła jego dłoń z kamieniem do jego piersi.

Księżniczka uśmiechnęła się płaczliwie.

- Mój kochany synu... - objęła go szczelnie ramionami.

- Men lananubukhs menu, amad. - mruknął, chowając twarz w jej ramieniu, przykrytym kruczoczarnymi włosami.

- Men lananubukhs menu, mój mały lwie... 

Wolna dłoń Filiego podeszła do wewnętrznej kieszeni jego płaszcza, gdzie spoczywał kamień od matki. Miał na myśli każde słowo, które powiedział jej podczas pożegnania. Nie wymówił tego na głos, ale nie zgodził się z jej jednym matczynym rozkazem. Choćby kosztowało go to życie, dopilnuje, by jego młodszy brat wrócił do domu.

Bez względu na konsekwencje...

***

Wraz z pierwszymi promieniami słońca, które następnego ranka zaczęły wpadać do wnętrza hobbitowej norki przez okrągłe okna, kompania została wyrwana z błogiego snu. Z uwagi na to, że z wczorajszej kolacji nie zostało praktycznie nic na śniadanie, krasnoludy musiały pożegnać się z Bag End z pustymi brzuchami i poczekać na posiłek w gospodzie, spod której mieli odebrać pozostawione tam wcześniej kucyki.

Lairiel w ciszy zebrała swoje rzeczy, nie szczędząc spojrzenia zerkającym na nią ostrożnie krasnoludom. Mimo, że wstała niespełna godzinę temu, już wiele razy musiała powstrzymać przewrócenie oczami na ich wzdrygnięcia, kiedy chowała ze świstem swoje sztylety - zupełnie jakby spodziewali się, że ma zamiar którymś w nich rzucić, czy poderżnąć gardło.

Podczas pieszej wędrówki do gospody, szła obok Gandalfa nie odzywając się ani słowem. Póki co, szary czarodziej był jedyną osobą tutaj, przy której czuła się swobodnie - poza Filim i Kilim. Mimo wcześniejszych uprzedzeń zaważyła jednak, że nie wszystkie krasnoludy posyłają jej krzywe spojrzenia. Nie wliczając braci, których poznała wczoraj, całkiem przyjazny wydawał jej się starszy krasnolud o imieniu Balin, jak się jej wcześniej przedstawił. Oprócz niego młody, rudowłosy chłopak ubrany w sweter pod płaszczem i krasnolud w dziwnej czapce dyskretnie się jej przyglądali. Nie, żeby pilnować, czy ich nie zaatakuje - po prostu z nieszkodliwej ciekawości.

Blondynka zapłaciła za syte śniadanie w karczmie i po posiłku udała się już na zewnątrz, gdzie czekały ich wierzchowce, w tym jej rumak - Aron. Kasztanowy ogier z czarną grzywą nie był wiele wyższy od kucyków przeznaczonych dla krasnoludów. Głównie dlatego właśnie to jego wybrała - ona uchodziła za niskiego elfa, więc potrzebowała niskiego konia. 

Pogładziła go po chrapie i po chwili przycisnęła swoje czoło do jego pyska, głaskając go po szyi. Niedługo później dołączył do niej Gandalf, który po dłuższej chwili miał dosyć głośnego, krasnoludzkiego towarzystwa.

- Myślisz, że przyjdzie? - odezwała nagle, nie odwracając się do niego.

- Bilbo? Nie, nie myślę.

Lairiel posłała mu zdezorientowane spojrzenie, spoglądając na niego przez ramię.

- Ja jestem pewien. - dodał.

Elfka parsknęła pod nosem, a czarodziej roześmiał się cicho, mrugając do niej.

- Pokładasz w nim duże nadzieje, mellon'nin.  - powiedziała i wróciła wzrokiem na ciemnobrązowe oczy swojego wierzchowca.

- Zmienił się, faktycznie... - mruknął - Przez chwilę martwiłem się, że nic z tego. Widziałem jednak wyraz jego oczu, kiedy usłyszał ich piosenkę. Zmienił swoje nastawienie.

Spojrzał jej w oczy.

- Tak jak ty. - dopowiedział.

- Jak zwykle masz rację, Mithrandir. - kiwnęła głową z westchnieniem - Teraz jestem pewna. Jak nigdy dotąd.

- Nawet nie wiesz, jak cieszy mnie, że to słyszę. - uśmiechnął się do niej, co elfka odwzajemniła.

- Gandalfie! - z tyłu Lairiel rozległ się głos Thorina - Ruszamy!

Czarodziej skinął głową i wsiadł na konia, co również uczyniła blondynka. Poklepała Arona po szyi i odetchnęła głęboko.

- Gotowa? - zapytał Szary Pielgrzym, a jego przyjaciółka potwierdziła ruchem głowy.

- W drogę. - podniosła lekko kąciki ust, pokazując wgłębienia w policzkach - Zaczynajmy naszą przygodę...


----------------------------------------------------------------

*Men lananubukhs menu - Kocham cię

----------------------------------------------------------------

Oto kolejna część! Przepraszam, że nie udało mi sie dodać jej wcześniej, jednak uzbierało mi się ze szkoły więcej do roboty niż sądziłam... Niestety mam lekcje przez discorda, więc czasem siedzę na laptopie wiele godzin i zabiera mi to czas. Uwierzcie, napisałabym to o wiele wcześniej, gdyby nie fakt, że pani wybrała mnie (no bo kogo innego) do napisania REFERATU NA WF. Zrobiłam go i super, gdyby o nim nie zapomniała - byłam taka wkurzona, bo zmarnowałam mnóstwo czasu, który mogłam poświęcić na pisanie.

W weekend postaram się zabrać za 'Mój Arcyklejnot' a tymczasowo, życzę Wam wszystkiego, wszystkiego najlepszego, ZDRÓWKA, uśmiechu i radosnych Świąt Wielkanocnych! ;* <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top