15. Predyspozycje, sen i blizny
***
- Myślisz, że Mithrandir nas dogoni? - zagadnęła Lairiel, wędrując obok Filiego po górskim szlaku.
Po trzech dniach wędrówki zbliżali się do wejścia na Wysoką Przełęcz.
- Nie sądzę, żeby miał z tym problem. - krasnolud wzruszył ramionami - Mniej byłbym zaskoczony, gdyby czekał na nas po drugiej stronie gór, niż gdyby za nami nie zdążył.
Elfka uśmiechnęła się pod nosem.
- Wiadomo dlaczego nie ma go z nami? Jakoś nie zgadało się o tym wcześniej.
- Intuicja czarodziejów. - odparł - Dla bezpieczeństwa lepiej wyruszyć wcześniej niż za późno.
- Przeczucie... - mruknęła pod nosem - W sumie, czemu nie? Czasem zaprowadzi cię ono dalej od rozumu.
- Przydatne w walce. - dopowiedział - Jedyna rzecz, jakiej podczas walki możesz się spodziewać, to...
- ...to że wszystko jest niespodziewane. - dokończyli razem i zaśmiali się.
- Dwalin raczej nie uczył cię używania broni. - zauważył.
- A ciebie mój ojciec.
- A mimo to myślą to samo. Może faktycznie jest między nami więcej podobieństw niż różnic... - Fili podrapał się filozoficznie po brodzie.
Lairiel zaśmiała się cicho, ale potem nieco spoważniała.
- Od dawna głęboko w to wierzę. - powiedziała.
- Więc walki nie uczyli cię żadni instruktorzy, ani nauczyciele? - spytał - Myślałem, że ze względu na pozycję...
- Ojciec sam chciał mnie uczyć. On i potem mój starszy brat. - mówiła - W tej kwestii chyba sobie samemu ufał najbardziej i sam chciał przekazać mi swoją wiedzę. Jego uczył mój dziadek. Tata chciał, bym jak najlepiej potrafiła się bronić, po tym jak zginęła mama. Chciał mieć pewność, że nie straci mnie na rzecz orkowego miecza. A mimo to, mnóstwo czasu przesiedziałam zamknięta we własnym pokoju.
- Naprawdę się o ciebie troszczy... - zauważył.
- Zawsze tak było. - uniosła lekko kąciki ust w tęsknym uśmiechu - Wiem, że nie o takiej jego stronie się nasłuchałeś, ale... plotki naprawdę potrafią zmienić całokształt. Serio, raz usłyszałam, że krasnoludy są całe, dosłownie całe owłosione i wierzyłam w to jakiś czas! Wyobrażałam was sobie jak jakieś puchate, niskie stworzonka!
Fili wybuchnął śmiechem. Prawie upuścił przez to woreczek ze słonecznikiem, który sobie skubał.
- Nie jesteś jak inne elfy. - skomentował - Wydajesz się mniej... poważna i monotonna.
- Wiesz, póki co, jestem jeszcze młodziutka. - mrugnęła do niego - Gdybyś kiedyś miał pecha musieć wysłuchać jakiegoś wykładu mojego ojca, gwarantuję ci, że zasnąłbyś po kilku minutach. Nie wiem, kto potrafi bardziej przynudzać, on, czy Elrond...
- Jak myślisz, kto jest bardziej przerażający, gdy jest wciekły, mój wujek, czy Dwalin? - rzucił blondyn.
- Ojejku... trudne pytanie. - podrapała się po głowie - Ogólnie Thorin wydaje się bardziej opanowany, ale... nie, nie umiem wybrać.
- Powiedziałbym to samo. - książę pokiwał głową w zgodzie.
- Kto lepiej gotuje, Bombur, czy Dori? - zapytała, mając z tyłu głowy wspomnienie o wyśmianiu potraw Doriego.
Fili roześmiał się po raz kolejny.
- Lepiej walczy Balin, czy Óin?
- Ciężkie porównanie, strzelam, że Balin. Do błyskotek bardziej ciągnie Noriego, czy Glóina?
- Niech będzie Nori. Kto jest przystojniejszy, ja, czy Kili?
- Hmm.... - blondynka teatralnie wywróciła oczy ku górze i pogładziła żuchwę.
- No weź! To banalne pytanie!
- Chyba masz rację. - przytaknęła - Gładkie policzki Kiliego są niezwykle kuszące...
Fili wytrzeszczył na nią oczy.
- Żartuję przecież! - elfka aż zgięła się wpół ze śmiechu - Te twoje wąsy są cudowne. Skąd inspiracja, przystojniaku?
Wzrok krasnoluda wydał się przez moment nieobecny. Uśmiechnął się nieznacznie do wspomnienia.
- Tata też takie nosił. - wyznał - To coś takiego, jak tamta piosenka dla ciebie. Wąsy w pewien sposób pomagają mi pamiętać o ojcu.
- Myślisz, że pozwoliłby ci wziąć udział w tej wyprawie?
- Opuściłem dotychczasowy dom w słusznej sprawie. Żeby odzyskać ten prawdziwy. Gdyby adad żył, jestem pewien, że wyruszyłby z nami...
***
Na obiadokolację zatrzymali się niedługo przed zmierzchem. Z uwagi, że była akurat końcówka czerwca, całkiem wysokie temperatury utrzymywały się nawet do wieczora. Jednak z każdym dniem wędrówki pięli się coraz wyżej pomiędzy szczyty gór, więc należało spodziewać się stopniowego ochłodzenia.
Brak kucyków dawał się we znaki. Chociaż od całodziennej jazdy bolały uda i tylnie części, to samodzielna wędrówka objawiała się potężniejszymi oznakami. Lairiel z ogromną ulgą klapnęła na trawie obok Filiego. Napięcie powoli opuszczało mięśnie zmęczonych nóg.
- Nigdy nie zrozumiem, co wy takiego widzicie w tych górach... - sapnęła, odgarniając włosy do tyłu.
- Nigdy nie zrozumiem, co wy takiego widzicie w tych lasach. - odgryzł się Kili, sięgając po bukłak z wodą.
Elfka jedynie wywróciła oczami, nie mając siły wymyślać jakiejś sensownej odpowiedzi. Ułożyła za sobą zwinięty płaszcz, po czym walnęła się do tyłu na ciepławą ziemię i przymknęła oczy.
- Nie czuję nóg... - wymamrotała - A to nawet nie połowa szlaku...!
- Nie martw się. - Fili poklepał ją po kolanie, zapalając fajkę - Za parę dni przywykniesz.
- Za parę dni zejdziemy ze szlaku.
- No to... zrobisz sobie kondycję na kolejny raz.
- Dzięki, ale nie mam w najbliższych planach przeprawianie się ponownie przez te piekielne góry.
- Normalnie jak stare małżeństwo... - Kili pokręcił głową, udając, że nie zauważa rumieńców na twarzach wspomnianej dwójki - Lairiel, zamiast narzekać, ciesz się widokiem!
Blondynka uchyliła lekko oczy, by przyjrzeć się otaczającemu ich rzadkiemu lasowi na zboczach łagodnej dolinki, w której się aktualnie znajdowali.
Uniosła znacząco brew w jego stronę.
- Dobra, może nie akurat teraz, bo jesteśmy w lesie, gdzie są w sumie tylko drzewa... - próbował się wyplątać młodszy z braci - ...i to jednak nic ciekawego, bo ty pewnie znasz każdy las na świecie jako elf, a do tego robi się już ciemno, więc i tak widoków nie byłoby jak podziwiać, ogólnie słabo udaje się oglądanie widoków jak jest ciemno, bo ich nie widać, więc...
- Zrozumieliśmy, Kili. - przystopował go Fili - Skup się na piciu wody.
Brunet burknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale porzucił temat. Starszy książę skupił się na chwilę na swojej co chwila przygasającej fajce. Gdy obrócił lekko głowę, by zagadnąć towarzyszkę, najpierw do jego uszu dobiegł jej miarowy oddech, a zaraz potem zobaczył rozluźnioną we śnie twarz elfki.
Poczuł, że mimowolnie się uśmiecha. Musiała być naprawdę zmęczona. Czując, że powietrze powoli się ochładza, a na rasie osadza się wilgoć, rozejrzał się za jakimś kocem. Niby Lairiel miała swój spakowany w torbie, ale nie chciał jej tam grzebać. Dlatego właśnie jedynym wyjściem było oddanie swojego.
Fili sięgnął po swój koc i delikatnie okrył nim elfkę. Mruknęła coś niewyraźnie przez sen i wtuliła policzek w milutki materiał.
Nie obudził jej nawet zapach przygotowywanego gulaszu.
***
Mała, blondwłosa elfka snuła się po królestwie. Jego ogrom potrafił wielu przytłaczać, gdy pierwszy raz odwiedzali Leśne Królestwo. Ją nie. Mimo to wyglądała jak mrówka w mieszkaniu człowieka.
Była bardzo nieszczęśliwa. Owszem, Loriana, jej opiekunka, próbowała ją jakoś zabawić, ale ona nie chciała. Nie miała ochoty na grę w chowanego, na zabawę lalkami, ani nawet na pieczenie ciasteczek. Chciała tylko, żeby mama i tata wrócili.
Wiedziała, że dookoła dzieje się coś niedobrego. Jej tata był królem, więc musiał być poważny, ale nigdy nie był aż tak poważny, gdy mówił, że musi pilnie wyjechać na jakiś czas.
Mama ruszyła wraz z nim, zostawiając dziewczynkę z jej bratem w domu.
Wojsko dorosłych i groźnie wyglądających elfów również mówiło samo za siebie. Rodzice jeszcze niedawno nie chcieli uczyć jej walczyć, gdyż uważali, że jest to zbyt niebezpieczne. Przekonała ich argumentem, że nieumiejętność walki jest jeszcze groźniejsza.
Najpierw usłyszała róg. Poznając ten dźwięk z wielokrotnych wyjazdów taty, ruszyła biegiem w stronę wyjścia z pałacu. Wkrótce do jej uszu dobiegło uderzanie setek kopyt i nóg o ziemię.
Legolas był tam pierwszy. Widocznie przebywał bliżej wyjścia z zamku i zdążył już zobaczyć się z ich tatą.
- Ada! - blondynka rzuciła się wysokiemu, dostojnemu elfowi w ramiona.
Zwinnie złapał ją niemal w locie i od razu przycisnął do swojej piersi.
- Cześć, iel'nin... - przytulił ją mocno.
- Tęskniłam za tobą, ada... - mruknęła w jego ramię.
- Ja za tobą też, kruszynko... - pogładził ją po włosach, dokładnie w takim samym kolorze, jak jego.
- Gdzie jest naneth, ada? - spytała, odchylając się nieco w uścisku.
Elficki król momentalnie zesztywniał. Nie odpowiedział od razu.
- Naneth już nie ma, kochanie. - oświadczył łamiącym się głosem, będąc na skraju łez.
Blondynka zmarszczyła brwi.
- Dlaczego nie ma? - zdziwiła się - Powiedziała, że niedługo z tobą wróci!
Mężczyzna wziął drżący wdech. Nigdy nie spodziewał się, że będzie musiał wyjaśnić swoim dzieciom, iż...
- Naneth jest teraz z dziadkiem Oropherem. - wyszeptał, gładząc ją po plecach.
- Ale dziadek nie żyje...? - wymamrotała niepewnie.
Elf przymknął oczy.
- Właśnie, Lairiel. - szepnął pokonanym głosem - Naneth też...
Nie minęło długo, nim dziewczynka zrozumiała powagę słów ojca. Gdy dotarło do niej znaczenie oświadczenia taty, wtuliła się z płaczem w jego tors. Ten objął ją bez wahania i z całej siły.
Thranduil pozwolił rozpaczliwym łzom spłynąć po jego policzkach.
***
Lairiel podniosła się do siadu, szybko biorąc wdech. Rozejrzała się nieprzytomnie dookoła i dopiero po chwili uspokoiła. Dawno nie miała tego snu. Ani żadnych innych snów, będących wspomnieniami. Przetarła twarz drżącymi dłońmi. Minęło już tyle czasu, a sen za każdym razem bolał tak samo...
Kawałek dalej dostrzegła sylwetki siedzących przy ognisku książąt. Widocznie woleli czuwać przy ciepłym powietrzu z paleniska, więc przesunęli się nieco w bok.
Musiała się przejść. Chociażby wstać i pójść byle gdzie. Podniosła się cichutko z trawy i, nie wydając najmniejszego hałasu, weszła pomiędzy drzewa otaczającego ich lasku. Kiedy stawali, by rozbić obóz, usłyszała strumyk - to był jej cel. Nic nie przywraca do rzeczywistości, jak lodowata woda.
Po krótkiej chwilce dotarła do strumienia. Zanurzyła w nim szybko dłonie, po czym uderzyła zebraną w nie wodą o twarz. O tak, zdecydowanie się już obudziła.
Wzięła jeszcze kilka łyków chłodnej wody i zapatrzyła się w leżące na dnie kamienie. Księżyc świecił już w najlepsze, więc musiała zasnąć już trochę temu. Nie była przynajmniej głodna - lembasy potrafią działać cuda.
- Lairiel? - usłyszała za sobą niepewny i cichy głos.
Obróciła głowę.
- Wszystko w porządku? - spytał Fili, podchodząc do niej ostrożnym krokiem.
- Nic mi nie jest. - machnęła ręką, podnosząc się z kucków.
- Nie możesz spać?
- Zły sen. - mruknęła - Znaczy... przeszłość, nieprzyjemne wspomnienie...
- Może chcesz o tym porozmawiać? - zaproponował.
Pokręciła głową.
- Nie trzeba. - zmusiła się do lekkiego uśmiechu - Muszę tylko ochłonąć.
- Nie masz nic przeciwko, gdybym potowarzyszył ci przy ochłonięciu?
- Skąd! - powiedziała szybko - Nawet będzie mi raźniej niż tak samej...
Przysiedli się obok siebie, opierając plecy o pień grubszego drzewa. Nie było wiatru, więc wszędzie panowała błoga cisza. Niebo było bezchmurne, a sierpowaty księżyc mógł prezentować całą swą okazałość. Jedna po drugiej zamigotało kilka gwiazd.
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał jeszcze raz.
Elfka westchnęła do siebie cicho.
- Na pewno. - uspokoiła go - Naprawdę, nie musisz się martwić.
- I wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda?
- Tak, wiem.
- Więc dlaczego nie chcesz przyznać, że coś cię dręczy?
Pokonana wypuściła powietrze.
- Po prostu... nie chcę stracić tego, co mam. - powiedziała w końcu - Śniło mi się, jak ojciec powiedział mi, że mama zginęła. Rodzina jest pół świata ode mnie... teraz wy jesteście moją rodziną, a... boję się, że to nie będzie na zawsze. Że kiedyś zostanę sama...
- Lairiel, posłuchaj mnie uważnie. - polecił stanowczym głosem - Nigdy się od ciebie nie odwrócimy, rozumiesz? Wiem, że ciężko jest ci w to uwierzyć, ale naprawdę jesteś ważna w tej kompanii. Nie mamy powodu, by cię zostawiać.
Spojrzała na niego niepewnie.
- Ja nie mam powodu. Ani zamiaru. - dodał - Nie pozwolę, byś została sama. Obiecuję, że nigdy cię nie zostawię.
- Nie możesz być tego taki pewien...
- A właśnie że jestem. Możesz mi w końcu zaufać i uwierzyć, że trzymam się tego, co mówię?
- Fili...
- Lairiel, nie zostaniesz sama, rozumiesz? - powtórzył, zbliżając dłoń do jej policzka - Nigdy na to nie pozwolę.
To potoczyło się za szybko. W chwili, gdy kraniec palca Filiego zetknął się z jej skórą, doznała odczucia, jakby ktoś przytknął płonącą żywym ogniem pochodnię do jej twarzy. Odskoczyła od krasnoluda i prędko odwróciła się tyłem do niego, czując, jak czar na chwilę znika, a na jej twarzy pojawiają się wypalone przez smoczy ogień blizny.
Blondyn złapał ją za rękę i obrócił lekko ku sobie. Elfka szybko odsunęła się, ale wiedziała, że nie ukryła przed nim wszystkiego.
Po paru momentach wszystko wróciło do normy. Blizny zniknęły, a na ich miejscu pojawiła się gładka i niczym nienaruszona skóra.
- Lairiel...? - spytał niepewnie.
- Nie powinieneś tego widzieć... - pokręciła głową.
- Lairiel, co się stało? - złapał ją za rękę.
- Smoki... - przełknęła ślinę - Byłam z ojcem na kilku walkach... nie mieliśmy z nimi szans. Nie jestem taka piękna, to magia, bo takie rany w życiu by się nie zagoiły. Kiedyś tak wyglądałam...
- I chcesz stawić czoło jednemu z nich mimo to? - zdumiał się.
- Czego się nie robi dla rodziny, co nie? - uśmiechnęła się lekko.
Widząc ogromny szacunek i szok na twarzy księcia, Lairiel zrobiła krok w przód i po prostu go przytuliła. Fili, po chwili zawahania, oddał gest.
Lairiel uśmiechnęła się do siebie. O blizny przy Filim nie musiała się już martwić - raz je widział, więc uznały, że nie będą się więcej ujawniały. Obiecał, że nigdy jej nie zostawi. Że nie pozwoli, by została sama sobie.
Jedyne, co ją nurtowało, to natrętny głos z tyłu głowy, który zwrócił uwagę, że dotrzymanie tej obietnicy wcale nie będzie takie proste.
_________________________________
Jej! W końcu jakiś dłuższy i chyba porządniejszy rozdział tutaj ;)
Oli122002 czy teraz przestaniesz mnie nawiedzać przynajmniej na jakiś czas? ;P
Mam nadzieję, że się Wam podobał! Zostawcie po sobie gwiazdeczkę i komentarzyk, a ja wyłączam ekrany na dzisiaj ;*
Ściskam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top