11. Wyznania pod lipą

Lairiel siedziała u siebie w pokoju i beznamiętnie przewracała kolejne strony książki. Już dawno temu przebrała się, umyła, najadła i założyła opatrunek na lekko okaleczone przedramię. Usiłowała odpędzić od siebie myśli o krasnoludzkiej kompanii, jednak te ani na moment nie opuściły jej głowy. Swoim towarzyszom zostawiła wolną rękę, a sama odcięła się od świata, próbując znaleźć spokój.

Gdy wkrótce okazało się, że nic z tego, z ciężkim westchnieniem ciepnęła książkę obok siebie na łóżko i wstała. Ogarnęła jeszcze przeciągłym spojrzeniem swoją komnatkę i, po chwili wahania, nacisnęła klamkę, otwierając drzwi. Cichym krokiem przemierzyła kilka korytarzy, po niedługim czasie stwierdzając, że jest już prawie ciemno. Dotarła do kamiennych, wąskich schodków, prowadzących w stronę szumiącego strumyka. Zeszła po nich i znalazła się na cichej przestrzeni, położonej poniżej poziomu miasta. 

Podeszła do stojącej blisko starej lipy o szerokim pniu, po czym usiadła na znajdującej się pod jej gałęziami drewnianej ławeczce. Urwała rosnący obok jej stopy, błękitny kwiat i przyjrzała mu się. Takie kwiatki to mają prosto w swoim istnieniu - rosną tam, gdzie chcą, nie muszą nikomu się przesuwać, bo nie potrafią, a wszystkie inne muszą je tolerować. Tyle różnych kwiatów rośnie na jednej łące; stokrotki, niezapominajki, bzy, słoneczniki, mlecze. Każdy jest inny, ale pozostałe wcale ich za to nie nienawidzą. Dlaczego więc między krasnoludami, a elfami nie może być tak samo?

Westchnęła ciężko i poobracała kilka razy kwiat w dłoniach. Podciągnęła do góry opadający jej na przedramię rękaw, po czym powąchała kwiat, już po chwili czując delikatny, aczkolwiek przyjemny zapach. Kojarzył jej się z domem. Z rodziną. Kojarzył się jej z ukochaną mamą, która też zwykła pachnieć kwiatami - uwielbiała każdy z nich, co często okazywała poprzez noszenie na głowie najrozmaitszych, własnoręcznie plecionych wianków, lub okazałych naszyjników z kolorowych płatków.

Zaciągnęła się przyjemną wonią jeszcze raz, chcąc odświeżyć uciekającą wraz każdym wiekiem pamięć o mamie. 

- Lairiel...? - rozległ się głos zza niej.

Zaskoczona, wciągnęła gwałtownie powietrze, przez co do nosa wpadło jej kilka pyłków, wywołując efekt potężnego kichnięcia.

Przetarła oczy, które lekko nawilgły od zaciśnięcia powiek, po czym obejrzała się na intruza.

- Mogę się przysiąść? - spytał Fili, wskazując dłonią na puste miejsce obok niej na ławce.

Kiwnęła głową. Blondyn usiadł, po czym przyjrzał się ukradkiem elfce, która uporczywie wpatrywała się w trzymany przez nią kwiat. Zapanowała chwilowa i nieco niezręczna cisza, którą zakłócało jedynie rytmiczne cykanie świerszczy, czy pluskanie płynącej obok wody o kamienie wystające z koryta.

- Jak ręka? - zapytał, spoglądając na przedramię Lairiel, owinięte paskiem jasnego materiału.

Wzruszyła ramionami.

- W porządku. - odparła - Pożyczyłam od pana Elronda maść, za kilka dni nie będzie nawet śladu. Blizny pewnie też nie.

Wyraźnie uspokojony, skinął głową i z powrotem zapatrzył się w nastającą przed nimi ciemność. Widać było, że chciałby coś powiedzieć, ale blondynka kompletnie nie miała pojęcia, jak go do tego nakłonić.

- Lairiel, ja... - odezwał się w końcu - Jest mi naprawdę przykro za to, co powiedział mój wujek... i reszta też. Nie spodziewałem się, że mogliby tak zareagować...

- Nie próbowałeś ich powstrzymać. - mruknęła nieco zgryźliwie.

Po minie księcia widać było, że głęboko tego żałuje, i obawia się jego dalszych relacji z elfką. Postanowił jednak wziąć na siebie odpowiedzialność za zaistniałą sytuację i spróbować uratować to, co praktycznie zniszczyła dzisiejsza akcja.

- Masz rację... - westchnął - Nie wiem, dlaczego... ale jakoś nie sądziłem, że byliby zdolni do  czegoś takiego po tym wszystkim, co dla nas zrobiłaś. Widziałem to, zaczynali ci ufać... Thorin zaczął, przyznaję to, pewnie właśnie to pobudziło innych, żeby też się odezwać. Ale zapewniam cię, nie wszyscy tak myślą...

- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.

- Lairiel, proszę cię...

- Jasno wyraziliście, co o mnie sądzicie. - przerwała, nieco łamliwym głosem, ale mimo to stanowczym - Słyszałam, za kogo mnie macie, i za co jesteście zdolni osądzić. Skoro wszyscy widzą w każdym elfie tylko zdrajcę i kombinatora, nie ma sensu, żebym starała się pokazać, że jestem kimś innym. Nie widzisz tego, Fili? - spojrzała na niego pełnym smutku i rozczarowania wzrokiem - Moja obecność w tej kompanii jest zbędna.

- Nie możesz mówić tego poważnie. - pokręcił głową z niedowierzaniem - Wszyscy tyle ci zawdzięczamy! Uratowałaś nas przed trollami, wróciłaś, by pomóc nam z orkami, zawdzięczamy ci życie! - popatrzył jej prosto w oczy - Ja zawdzięczam ci życie. Zepchnęłaś mnie do przejścia i zostałaś ranna, naprawdę sądzisz, że nikt tego nie zauważa? 

Elfka odwróciła w milczeniu wzrok.

- Nawet nie wiesz, ile zyskałaś w oczach wszystkich. - mówił dalej - Uratowałaś mi życie. Zaufali ci na nowo. Jesteś bohaterką.

- Fili...

- Naprawdę nie widzisz, jak wiele osiągnęliśmy właśnie dzięki tobie? Nigdy nie dotarlibyśmy tak daleko bez twojej pomocy. Ocaliłaś nas więcej niż raz. Nie możesz teraz odejść. Nie teraz, kiedy tak bardzo cię potrzebujemy.

- Przecież widzę, co myślicie o elfach! - prawie wykrzyknęła - Dlaczego tak starasz się udawać, że jest inaczej?!

- Wcale nie udaję. - zaprzeczył - Czy ty nienawidzisz krasnoludy? Jesteś wyjątkiem wśród swoich, tak mówił Gandalf. U nas też zdarzają się wyjątki. Jestem jednym z nich. Nie uważam cię za zdrajcę, oszustkę, czy kogokolwiek myślisz. Ufam ci i potrzebuję cię obok.

Lairiel przełknęła ciężko ślinę. 

- Przecież nie od wczoraj wiedziałaś, jakie zdanie ma większość krasnoludów o twoich ludziach. - zauważył - Mimo to, nie odwróciłaś się od nas, nawet, gdy spotkałaś z zaskoczenia wszystkich z nas na raz u Bilba. Skoro tak boli cię nasze zdanie, dlaczego zdecydowałaś się nam pomóc?

Zapanowała cisza. Blondynka trawiła wszystko to, co właśnie usłyszała od Filiego. Biła się z myślami. Nie wiedziała, czy może mu powiedzieć prawdę...

- Mogę ci ufać, Fili? - zapytała nieoczekiwanie - Czy... gdybym powiedziała ci coś, co mogłoby zmienić wszystko między mną, a wami, potrafiłbyś dochować to w tajemnicy?

- Jeśli tylko mnie o to poprosisz... - kiwnął głową - Zachowam to dla siebie.

- Nikt nie może się o tym dowiedzieć. - zaznaczyła - Nawet Kili.

Książę zawahał się na moment. Ale tylko na minimalny moment. Wypuścił powietrze i przytaknął.

- Dochowam tajemnicy. - położył rękę na sercu - Przysięgam ci na moje życie.

Popatrzyła na niego z mieszaniną zdumienia i czegoś w rodzaju strachu. Długo zbierała się w sobie, nim ponownie się odezwała.

- Pamiętasz, jak usłyszeliście, że pochodzę ze wschodu?

Skinął głową, więc kontynuowała.

- Ja... po wschodniej stronie Gór Mglistych jest Lotlorien, jedna kraina elfów. Jak pewnie wiesz, drugą jest Zielony Las, skąd pochodzą leśne elfy...

- Tak. - zgodził się, cicho zachęcając, by mówiła dalej.

- Nie mówiłam wam o sobie... bo... - wzięła kilka głębokich wdechów - Nie chciałam, żebyście skreślili mnie od razu... 

Przetarła twarz dłońmi.

- Leśne Królestwo... - ciągnęła, a Fili zauważył w świetle księżyca, że jej oczy lekko się zaszkliły - To właśnie ono jest moim domem. Stamtąd pochodzę...

- Lairiel... - zmarszczył brwi z lekkim niezrozumieniem - Nie ma nic złego w tym, że pochodzisz z Leśnego Królestwa. Miejsce nie ma...

- Nie rozumiesz. - pokręciła głową - To nie wszystko... Leśne Królestwo... ja - mówiła kruchym i coraz cichszym głosem, powoli zmieniającym się w szept - ...ja jestem jego księżniczką... 

Fili otworzył usta, by zauważyć, że on również jest księciem, więc nie ma nic złego w królewskim pochodzeniu, czy coś podobnego. Wtedy dotarło do niego, co elfka właśnie powiedziała. Westchnął w szoku i spojrzał na nią z nagłym zrozumieniem w oczach.

- Jesteś córką Thranduila...


_____________________

Dam, dam, dammm

Naprawdę Was przepraszam, że rozdział taki krótki, ale nie chciałam, żebyście czekali dłużej, szkoła ledwo się zaczęła a ja już czuję, że zaniedbuję Wattpada...

Postaram się aby kolejna pojawiła się jak najszybciej! 

Ściskam! <3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top