Rozdział 9
Dominik zebrał dla dyrektorki ze dwadzieścia wydruków, mając nadzieję, że to wystarczy. Reportaż zrobił w szkole istną furorę i wcale nie było łatwo odzyskać kartki. Jedynie obietnica, że wrzuci plik na portal społecznościowy, pozwoliła mu odzyskać więcej kopii. Paweł ze swoim wypracowaniem o historycznych archiwach znienawidził go doszczętnie. No ale to już nie była wina Piotrowskiego, że seks się lepiej sprzedawał niż jakieś nudne fakty historyczne. Woźniak mimo wszystko zaliczyła im pracę, dostali obaj czwórki. Ale wciąż nie miał tej najważniejszej dla niego oceny.
Czekał pod gabinetem dyrektorki, gdy drzwi się otworzyły.
– Niech pan to dobrze sobie przemyśli, panie Łukaszu! – Usłyszał i serce zabiło mu mocniej. Ułański wyszedł z pokoju, sprawiając wrażenie bardzo zmęczonego. Spojrzał na niego z dziwnym wyrazem i odszedł szybko, bez słowa.
Zdrętwiał. Czuł przez skórę, że coś poszło zupełnie nie po jego myśli. Odmeldował się dyrektorce z zebranymi kopiami i zgłosił chęć pomocy paniom woźnym, po czym pobiegł pod pracownię chemiczną. Musiał z nim porozmawiać. Drzwi były jednak zamknięte.
***
Zenek już nawet nie pytał, czemu tym razem Dominik ma ponury humor. I co musi się stać, żeby go zadowolić. Ich reportaż cytowała cała szkoła, dostali z polskiego czwórki, u dyrektorki wykpili się śmiesznie niską karą, nawet nie powiadomiła rodziców, skoro obaj są już pełnoletni. Do tego Aneta wyraźnie dawała mu znaki. A ten znikał gdzieś, krył się i chodził osowiały. No, ale przed chwilą usłyszał od uradowanych dziewczyn wiadomość, która na pewno go pocieszy. Ułański złożył rezygnację i odchodzi ze szkoły! Jak widać nie znał swojego przyjaciela tak dobrze, jak myślał.
Zamiast zacząć z tego żartować i cieszyć się odejściem tyrana, wzruszył jedynie ramionami. Przed wszystkimi sprawiał wrażenie niezwykle obojętnego na ten fakt, a radość klasy wyniośle określił jako dziecinne zachowanie. Wewnątrz jednak przeżywał dość intensywnie. „A więc to o to chodziło" pomyślał, siadając na ławce i wyciągając z plecaka książkę. Nie posunął się w czytaniu ani o stronę. Był to kamuflaż, zasłona, by nikt mu nie przeszkadzał i nie odrywał od myśli.
Wiedział, że jeśli sam nie pójdzie do nauczyciela, mogą się już nie spotkać, co najwyżej w klasie, czy na korytarzu pełnym uczniów. Czyżby odchodził przez reportaż? Czyżby nie spodobała mu się chemia między Frankiem a Kowalskim? Przecież wypracowanie – w przeciwieństwie do nagabywania, czy ukrytej wiadomości w pierwiastkach – było dojrzałym posunięciem. „Wynoś się, nie będę rozmawiał z takim dzieciakiem!" Te słowa najbardziej go uderzyły i to one sprawiły, że zmienił taktykę. Skoro Ułański nie chciał wysłuchać tego, co miał do powiedzenia, ukrył to w reportażu, sprawiając, że ten obiegł całą szkołę. Jednakże zamaskowane uczucia mógł odczytać jedynie ich adresat. Co więc mogło pójść w tym momencie źle?
Postanowił sprawdzić to idąc do niego tuż po lekcjach. I tak miał karę, toteż zostanie dłużej nikogo nie dziwiło. Gdy tylko szkoła opustoszała, poszedł do dyżurki i uśmiechnął się do sączącej kawę woźnej. Już przestała patrzyć na niego podejrzliwie po tych paru razach, gdy zaoferował jej pomóc twierdząc że to kara od pani dyrektor. Nie pytała, po prostu mówiła mu, co powinien zrobić. Dała kilka par kluczy i powiedziała, by w tych salach wytarł tablice i założył krzesełka na blaty stołów.
– Widziałem, że klasa chemiczna ma nieźle zabazgraną tablicę – skłamał, widząc, że nie dostał klucza od 212. Pani Jadzia uwierzyła na słowo i dodała do pęku jeszcze jeden klucz. Uśmiechnął się z wdzięcznością i szybkim krokiem przemierzył odległość od dzielącej go pracowni chemicznej, mając nadzieję, że Ułański wciąż tam siedzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top