BONUS 7: Wstrząśnięte niemieszane - część 4 OSTATNIA
Łukasz skończył kroić warzywa, sięgnął do szafki i wyjął z niej ostentacyjnie filiżankę oraz herbatę, którą zalał gorącą wodą. Dominikowi oczywiście nie przyszło do głowy zapytać, czy może by się czegoś nie napił.
- Skocz do sklepu na dole po świeże bułki - powiedział, sięgając po sałatę.
- Więc nie powiesz mi, czemu tak naprawdę poszedłeś do tego baru? - Piotrowski westchnął, sięgając po puszkę z drobnymi i wybrał parę złotych na pieczywo.
- Powiem. Tak naprawdę rozglądałem się na mieście za czymś do jedzenia. Ktoś wczoraj zapomniał ugotować obiad - mruknął ironicznie.
Westchnął, spuszczając głowę. Owszem, faktycznie zapomniał. Chciał wybąkać jakieś "przepraszam", ale nie umiał. Zamiast tego ruszył do sypialni, szybko się przebrał i wyszedł po bułki.
Faktycznie nawalił. Ale był pewien, że zauważył w oczach Łukasza ten specyficzny blask zazdrości, jaki bardzo rzadko gościł w oczach mężczyzny. Gdy wrócił, na stole stało już śniadanie. Przyrządzona sałatka, jajka, wędlina, ser. Kubek z jego kawą. I tylko jeden talerz.
Zdziwił się. Uniósł brwi i spojrzał na Ułańskiego.
- Nie jesz ze mną? - To było coś nowego. W dni takie jak sobota, gdy obaj zostawali w domu, zawsze jedli wspólnie posiłki. Co się więc zmieniło?
- Zjadłem śniadanie, gdy byłeś w fazie REM. Nie jestem głodny - odrzekł wymijająco i zniknął ze swoją filiżanką herbaty w kuchni.
Westchnął, nałożył sobie sałatkę i zjadł w spokoju. Nie miał chęci wdawać w niepotrzebną kłótnię, a dystans między nimi mógł dość szybko zażegnać bez sporów. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Po posiłku Dominik wstał od stołu i włożył naczynia do zlewu. Nie chciało mu się ich myć, poza tym miał zdecydowanie lepsze zajęcia. Podszedł do Łukasza, który siedział na krześle i objął go za szyję.
- Dziękuję, było bardzo smaczne.
Zamknął oczy i oddał się na chwilę przyjemności płynącej z tego prostego gestu. Lubił czuć oddech Dominika na swoim policzku. Odstawił filiżankę na stolik.
- Wybaczysz mi, że nie zrobiłem wczoraj obiadu? - spytał. - Zupełnie zapomniałem zadzwonić, że będę późno... - Choć nie umiał powiedzieć wprost, że przeprasza, tych parę słów naprawdę znaczyło to samo.
- Skleroza w twoim wieku? - pokręcił głową. - Poradziłem sobie w kwestii obiadu, nie ma sprawy. - Wyplątał się z uścisku Dominika i zabrał za zmywanie.
Opadł na krzesło, które zwolnił Łukasz i spojrzał na niego. Dlaczego wyczuwał między nimi tak wielki dystans? Jeszcze dwa dni temu nie było żadnego. Zmarszczył brwi i przygryzł wargę. Wiedział, że jest nieodpowiedzialny, zapominalski i beztroski. Ale naprawdę chciał się poprawić. Wyciągnął dłoń w stronę Ułańskiego i pociągnął go.
- Zostaw te naczynia.
- Same się nie zmyją.
- Walić naczynia, chodź tu. Później pozmywam - mruknął, wstając.
- Obawiam się, że zapomnisz. - W jego głosie zabrzmiało więcej goryczy, niż planował.
- Nie zapomnę! - podniósł ton. Zaczynał się naprawdę denerwować. Dlaczego Łukasz musiał tak wszystko utrudniać! I tak robił wiele rzeczy, których nigdy w domu robić mu się nie zdarzyło. Powinien być z niego niejako dumny. Chemik popatrzył na niego, unosząc brew jakby chciał powiedzieć "i tak zapomnisz", ale zakręcił kran, zostawiając naczynia w zlewie.
Wpatrywał się w niego rozwścieczony i niepewny. Co miał teraz zrobić? Przeprosić? Nie umiał. Przygryzł wargę i odwrócił wzrok.
- P-prze... Jeśli zrobiłem coś, co cię zdenerwowało prze... przepraszam, okej?
Ujął go mokrymi jeszcze palcami za podbródek i zmusił do spojrzenia mu w oczy.
- To aż takie trudne? - spytał, przeszywając go wzrokiem.
- Owszem. - Głębokie westchnięcie wydobyło się z jego ust. Całe życie uczył się, że nie ma za co przepraszać. Jak miał się nauczyć tego w parę miesięcy?
- Nigdy chyba nie zrozumiem twojego pokrętnego sposobu myślenia. Z powiedzeniem w oczy własnemu nauczycielowi, że na pewno cię pragnie nie miałeś najmniejszych problemów - stwierdził, przesuwając palcami po brodzie Dominika i lekko zahaczając o jego usta.
Otworzył je i zrobił krok do przodu.
- To co innego. Nie wiem jak, ale to co innego... - Zmarszczył brwi. Gdyby się zastanowić oba akty, przepraszania i wyrażania swoich pragnień były obnażaniem umysłu. A jednak zdecydowanie łatwiej było mu być pewnym siebie i tego, że wszystko pójdzie po jego myśli niż wyznanie, że faktycznie popełnił błąd.
- No tak. Tamto było wyrazem bezczelności. Przepraszam to niestety oznaka dobrego wychowania - zaśmiał się, pstrykając go lekko w nos. - Nie gniewam się na ciebie, Dominik.
Odetchnął z ulgą.
- Byłem pewien, że jesteś wściekły. - Bo czy nie był? Czuł ten dystans między nimi przez dłuższą chwilę. No i musiał jeść sam. Czy naprawdę jedno słowo spowodowało, że cała złość wyparowała z Łukasza?
Oparł ręce o jego ramiona wciąż nie spuszczając wzroku z jego oczu, nachylił się i szepnął: - Następnym razem jak wyłączysz mi wodę i zrobisz kawę tylko sobie, to będę bardzo wściekły i tak łatwo ci nie pójdzie.
Uśmiechnął się, przymykając oczy.
- Zgoda. Postaram się pamiętać.
- Mam nadzieję. A teraz... - zawiesił głos.
Dominik otworzył oczy i spojrzał na niego nieco zaniepokojony.
-...naczynia czekają, królewno - dokończył, odwracając chłopaka w stronę zlewu. Sam stanął tuż za nim, odkręcił kran i przylgnął do niego całym ciałem.
Westchnął zawiedziony. Liczył na coś zupełnie innego. Jednak bliskość ciała Ułańskiego i dotyk ust pieszczących delikatnie szyję wystarczały mu. Chwilowo. Skończył myć naczynia dość szybko, choć starał się robić to dokładnie. Gdy skończył odwrócił się do niego i spojrzał prosto w oczy.
- A teraz mów, co naprawdę chciałeś.
Roześmiał się i zaczął powolnym, zmysłowym ruchem dłoni rozpinać guziki koszuli.
- Chciałem zadbać o twoją wygodę. Robiłeś kiedyś TO na kuchennym zlewie? Naczynia trochę przeszkadzają - powiedział z uśmiechem na tyle bezczelnym, że Dominik zaczął się zastanawiać od kogo on się tego nauczył.
Dodatkowo pytanie o to, czy kiedykolwiek coś gdzieś robił wydawało się Dominikowi zbędne. Tak jakby nie wiedział, że był jego pierwszym kochankiem, a jedyną kochanką jaką miał była nieszczęsna Aneta przez parę minut.
- Może robiłem, może nie - odpowiedział równie bezczelnie, pozwalając mu się rozbierać.
A/N: W tym momencie to już naprawdę koniec naszej przygody z tą dwójką.Mam nadzieję, że się podobało. Raz jeszcze dziękuję wszystkim czytelnikom. Mam nadzieję, że historia pozostanie choć na chwilę w Waszej pamięci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top