BONUS 7: Wstrząśnięte niemieszane - część 3


Następny ranek nadszedł zbyt szybko. Słońce mocno już świeciło za oknem, skutecznie budząc Dominika. Uniósł się, przecierając oczy i rozglądając się po sypialni. Był sam, połowa na której spał Łukasz była uporządkowana i pusta, a zegar wybijał południe. Westchnął, przeciągając się i mając nadzieję, że mężczyzna czeka na niego w salonie. Sobota była dniem, kiedy Ułański był jego i tylko jego.

Wstał powoli z łóżka i wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszał cicho grające radio i szum gotującej się wody. Wszedł do kuchni, uśmiechając się do mężczyzny, który właśnie kroił na drobną kostkę pomidory.

- Dzień dobry! - Łukasz odpowiedział mu cichym mruknięciem, po czym zsunął warzywo do miski. Dłoń Dominika sięgnęła po kubek. Wsypał dwie łyżki kawy rozpuszczalnej i zalał wrzątkiem. - Jak ci minął wczorajszy wieczór? - próbował zagadnąć uprzejmie.

- Na pewno nie tak dobrze jak twój. - Ułański nie intonował tego ani zgryźliwie, ani nieuprzejmie. Nie, jego głos pozostawał spokojny jak zwykle. Była to normalna odpowiedź, nie mająca nic wspólnego z odczuwaną poprzedniego dnia zazdrością.

- Właśnie, co robiłeś wczoraj w "Karafce"?

- Nic, napić się chciałem to i poszedłem do najpopularniejszego za czasów studenckich miejsca. Czy widzisz w tym coś dziwnego? - spytał, wciąż unikając spojrzenia Dominika i krojąc paprykę. Owszem, Dominik nie wierzył w przypadek. Był niemal pewien, że jego ukochany dowiedział się dokąd idą i podążył tam za nim. Wyłożył swoją teorię przed chemikiem, zmniejszając między nimi dystans.

- Pewnie byłeś zazdrosny i chciałeś sprawdzić, czy nie przygruchałem sobie jakiejś dziewczyny, lub chłopca – zażartował, uśmiechając się. Zapach parującej kawy wypełniał nozdrza Dominika, gdy ten z niejaką niepewnością oczekiwał odpowiedzi.

- Ja, zazdrosny? - Ułański parsknął i uśmiechnął się krzywo nad krojonymi warzywami. - Dominik, znów ponosi cię wyobraźnia.

Chłopak zacisnął zęby. Zazdrość była czasami dobra i lubił wiedzieć, że Ułański czasem przez to cierpi. To tylko potwierdzałoby, że mu zależy. Łukasz nie był jednak typem, który przyznawał się do własnych słabości, a to uczucie mogło być definiowane jako jedna z nich. Choć wiedział, że najprawdopodobniej to właśnie popchnęło chemika do przyjścia do baru, odczuł żal, że nie umiał wprost tego powiedzieć.

Odsunął się i chwycił za kubek, uśmiechając się krzywo. Przecież od początku wiedział, że to nie będzie łatwy związek. 

A/N: To wciąż nie koniec ;) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top