BONUS 7: Wstrząśnięte niemieszane - część 2
Zrobił miejsce na długiej, czerwonej kanapie, witając się z nowo przybyłymi. Lokal był niewielki i zapewne wiele się zmieniło w wystroju od czasu jego powstania, było to jednak najlepsze miejsce na tego typu spotkania. Choć Dominik nie spodziewał się tylu ludzi, nie przeszkadzało mu to. Nie przyszedł tu przecież dla towarzystwa, a po to, by zrelaksować się w gronie rówieśników. Z Ułańskim układało mu się lepiej niż dobrze, ale czasami był po prostu zmęczony zgorzkniałą postawą mężczyzny. Czy raczej dojrzałością, która momentami kazała mu skupić się na pracy – tego jednak Dominik, rozpieszczany przez życie, póki co nie rozumiał.
Zamówił piwo i umoczył w nim usta, gdy tylko otrzymał pełen kufel. Był niemal pewien, że o czymś zapomniał. Nie wiedział jednak o czym. Stwierdził, że zamartwianie się odłoży na kiedy indziej, a teraz odda się dobrej zabawie. Jak przez większość swojego życia.
– A słyszeliście o Malinowskim? Podobno dziewczyna, która robiła u niego licencjat... – wszyscy zawiśli nad stołem konspiracyjnie. Studenci, jak to studenci, w którymś momencie musieli zjechać na temat wykładowców i wymienić się plotkami, które pomogłyby im przetrwać następne nudne zajęcia.
Naturalnym porządkiem rzeczy w końcu zaczęli rozmawiać o Ułańskim. Młody, przystojny wykładowca znany też jako diabeł wydziału był interesującym obiektem. W dodatku wszyscy zdawali się o nim słyszeć. Także parę pikantnych historyjek, które wywoływały na ustach Dominika tajemnicze uśmiechy. Sam jednak sobie nie szczędził i żartował z sekretnego kochanka.
Nagle pojawiło się pytanie, skąd Piotrowski zna profesora, skoro ewidentnie na ich wydziale nie był.
– Ach, profesor Ułański uczył mnie przez pół roku w liceum – wyjaśnił chłopak. „A potem zostaliśmy kochankami." – Poza tym mieszka na tym samym osiedlu, co ja – „Ściślej mówiąc, tym samym mieszkaniu." – więc się czasem widujemy. – „Chyba, że akurat przyciska moją twarz do łóżka." – Czasami widzę, jak uprawia jogging do monopolowego po coś mocniejszego. Pewnie potrzebuje znieczulenia przy sprawdzaniu waszych prac. – Wybuchnęli śmiechem, a chłopak odetchnął z ulgą. Łyknęli haczyk, a i żart się im spodobał.
Właśnie wtedy drzwi otworzyły się na nowo, a do środka wszedł nie kto inny, jak sam Łukasz Ułański. Swobodnie podszedł do baru, nie spoglądając na swoich uczniów, mimo iż dokładnie wiedział, gdzie siedzą. Nie zauważył nawet, jak jego chłopak krztusi się z zaskoczenia.
„Co on tu robi?!" pomyślał zestresowany Dominik, jednak nie dał po sobie poznać prawdziwych emocji.
- Kogo jak kogo, ale profesora się tu nie spodziewałem! - zawołał chwilę później, zwracając tym samym uwagę towarzyszy, jak i samego zainteresowanego. Ułański odwrócił się na stołku i uśmiechnął lekko, witając ze studentami. Zaraz zaczęli wołać „Niech pan do nas dołączy, zapraszamy!". Był może nieco ostry, ale go lubili. Momentami Dominik był o to zazdrosny. Wiedział jednak, kto będzie miał go dla siebie tej, czy innej nocy.
Ich spojrzenia skrzyżowały się. Piotrowski był pewien, że przywitają go ciepłe fluidy, zamiast tego poczuł ogarniający go chłód. Wzrok Łukasza zdecydowanie nie był przyjazny.
- Myślałem, że ma pan swój ulubiony klub. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Czy raczej barmana, którego tu nie widzę. - Ułański dobrze wiedział, do czego pije jego kochanek. Prychnął cicho i wzruszył ramionami.
- Czasem człowiekowi potrzebna jest odmiana.
Koledzy Dominika patrzyli oniemiali, jak ich znajomy konwersuje dość bezczelnie z profesorem, znanym z niewdawania się w zbędne dyskusje. Łukasz taksował zaś kochanka uważnie i ostro, jakby chciał telepatycznie przekazać, by przypadkiem się nie wygadał. Gdy chłopak powrócił do rozmowy o czymś zupełnie innym, odetchnął z ulgą i oparł się o blat baru. Za to dyskretnie obserwował zachowanie Dominika w towarzystwie rówieśników. Był swobodny, żartował, uśmiechał się... Ale ciągle spoglądał zalotnie w jego stronę.
- Więc dla nich był profesor mniej rygorystyczny? - spytała nagle jedna z dziewczyn.
- Ha, w życiu – odpowiedział za niego Piotrowski. - Bywał dość ostry. I stanowczy. - Znów popatrzył na Łukasza, a jego umysł wypełnił się grzesznymi myślami. Pociągając łyk złotego trunku uśmiechnął się sugestywnie, a następnie oblizał ostentacyjnie usta. - Gdyby został z nami dłużej – podjął chłopak – pewnie udupiłby mojego kolegę na koniec.
- Jeśli mowa o Szewczyku, to należałoby mu się.
Tylko Dominik zrozumiał aluzję. Przytaknął, uśmiechając się krzywo. - Ma pan rację, miał słabe oceny.
Marta zaśmiała się, spoglądając na Piotrowskiego. Podobał jej się i niespecjalnie to ukrywała ciągle mu przytakując, przypadkowo dotykając, czy podlizując się w inny sposób. Zdawał się jednak ignorować jej zaloty. I choć pozwalał sobie na flirtowanie z niemal każdą dziewczyną, żadnej nie robił nadziei.
Być może to, że Ułański widział o co chodzi dziewczynie, a może to, że denerwowały go czułe słówka, które Dominik wymieniał z innymi dziewczynami spowodowało, że jednym haustem dopił drinka, zapłacił i ruszył ku wyjściu. Jednym słowem też pożegnał studentów i wyszedł, czując, że musi się przewietrzyć. Chłód wieczoru uderzył w jego twarz. Jeden wdech, drugi.
Dziś nie było sensu czekać na Dominika ani z obiadem, ani na powiedzenie mu „dobranoc".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top