Rozdział III
- Nie potrafię tego wyjaśnić - powiedział Will, nie odrywając spojrzenia od pliku papierów.
Od czasu, gdy wrócił z porannej przejażdżki, siedział samotnie na niskim murze, oddzielającym ogród od zacisznego zakątka, do którego rzadko kto zaglądał i z którego było widać kilka budynków, w tym stajnie króla. Na tym samym murze, na którym zawsze przysiadywał, gdy miał do przeglądu najnowsze raporty i zastanawiał się nad ich sensem. Tak było i tym razem. Przeglądał plik papierów, gdy Horacy zobaczył go i postanowił do niego zagadać z rozpędu, choć świadomie nie miał takiego zamiaru.
Rozmowa trwała już kilka minut
Horacy wyprostował się na całą wysokość. Swoim wzrostem zasłaniał słońce.
- Więc twierdzisz, że nocami nie możesz normalnie funkcjonować?
- Więc twierdzisz, że jestem dziwny? - zapytał domyślnie zwiadowca, unosząc wzrok znad dokumentów. Powróciła dawna czujność. Chętnie przyglądał się reakcji rycerza.
- Mowy nie ma, Willu - odpowiedział z powagą, machając rękoma. - To nic dla mnie nie znaczy. Prędzej ciebie doprowadzi to do szaleństwa.
Horacy nie odezwał się więcej, tylko podał przyjacielowi dokumenty, które leżały zbyt za daleko i usadowił się obok przyjaciela.
- Nie zostawię cię na pastwę losu - przyznał szczerze.
- Wydaje ci się, że jestem bezsilny? - spytał spokojnie Will. Odwrócił głowę i uważnie popatrzył w stronę stajni, gdzie na przemian wchodzili i wychodzili stamtąd ludzie.
- Można powiedzieć, że cię podziwiam.
Will uśmiechnął się nieśmiało i wysunął głowę w stronę słońca przebijającego się przez zaciśnięte powieki.
- Mówisz tylko to, co przyjdzie ci na myśl, Horacy. Tylko ty mnie rozumiesz. Rozumiesz mnie, bo nie analizujesz moich posunięć i nie kategoryzujesz ich na błędy i pomyślności.
Horacy spojrzał przyjacielowi w twarz i uśmiechnął się lekko.
- Bo wszyscy wokół, w odróżnieniu ode mnie, używacie rozumu. Jak widać, nawet taki rycerz jak jak ma coś w sobie z kobiety. Może dlatego w odróżnieniu od innych rozumiem cię znacznie lepiej.
Horacy wiedział, że Will rozmawiał z Haltem, gdyż on sam mu o tym powiedział.
- Już ktoś wie?
W odpowiedzi westchnął głęboko i popatrzył na przyjaciela.
- Niestety. Wszystko to jest dziwne - odpowiedział Will i zamknął oczy. Otworzenie ich na powrót sprawiało mu trudność.
- Czyli nikt jeszcze nie wie - odpowiedział sobie Horacy łagodnym tonem.
- Chciałem szybciej wrócić za zamek Araluen, ponieważ myślałem, za wszyscy na pewno bardzo się o mnie martwią. Ale to był błąd z mojej strony. Jest jeszcze gorzej. Dziewczyny będą histeryzowć jak się dowiedzą, a Halt nigdy by nie uwierzył w to, co obecnie trzymam w tajemnicy. Co postanowi zrobić ze mną gdy się dowie? A Gilan? Z pewnością długo się nie dowie. Może i on by zrozumiał.
- Może spróbujesz jednak im zaufać? Zresztą to twoja decyzja. Chodzi mi tylko o to, że dzięki temu mógłbyś się poczuć trochę lepiej. Może to nie wygląda tak jak powinno, ale wiem, że wszystko się jeszcze samo ułoży.
Zwiadowca spojrzał na przyjaciela z zaciekawieniem.
- Miałem dziś rozmawiać z Malcolmem.
- I co? - dopytywał rycerz.
- Znajdę go jak skończę przeglądać te dokumenty. - Will uniósł plik papierów i na powrót odłożył. - Noc jest długa. Później wyjechać do sąsiedniego lenna. Trafiła mi się kolejna ważna misja do wykonania.
- Myślisz, że dasz radę? - zapytał Horacy i skoczył na ziemię.
Will uczynił to samo. Spuścił głowę i oparł czoło na korpusie przyjaciela.
- Nie wiem. Dawno o tym nie myślałem - odezwał się na koniec.
***
Alyss przemknęła do swojej pracowni. Dzień był bardzo ciepły. Wiatr wiał lekko w niedomknięte okiennice. Jednak kurierka była zbyt zajęta, aby przeszkadzało jej pukanie wiatru w okno. Miała do przeanalizowania ważny list, który wczesnym rankiem znalazł się na jej biurku. Już po kilku minutach całkowicie oddała się pracy. Bolał ją nadgarstek, lecz mimo to, nie odpuściła sobie tępa wykonywania swojego obowiązku. Dzięki temu przez cały dzień nie miała czasu, aby zamartwiać się o Willa. Uspokoiła swoje nerwy i poczuła się lepiej.
Każda wykonywał swe obowiązki najlepiej jak umiał dopóki słońce nie zaszło. Dopiero wtedy można było udać się na spoczynek.
***
Szary Zwiadowca zakończył opracowywać swój plan działania kolejnej podróży. Kiedy późnym popołudniem wrócił do zamku, był śmiertelnie zmęczony i pewny jaką sprawą powinien się zająć, ale również zadowolony, bo przez większość czasu udało mu się nie myśleć o problemach osobistych.
Nie zjawił się na obiedzie. Darował sobie również wieczorną biesiadę, ponieważ ogarnęło go takie zmęczenie, że chciał je rozładować podczas samotnego spaceru. Musiał przyznać, że przez dwa tygodnie nieobecności zawodowej nazbierało mu się papierowych zaległości.
***
Było już grubo po północy. Godziny odliczające początek dnia nie dały się zatrzymać. Minuta za minutą pokonywały kolejny odcinek wraz z wędrującym po nocy księżycem.
Will podszedł do kominka i oparł się o tył fotela. Wyciągnął na chybił trafił jeden pergamin, rozwinął go i przeczytał. Zaczytując się w swojej komnacie niezbyt ważnymi zleceniami, postanowił nie zważać na późną porę. Lecz widząc jak po komnacie krząta się zdenerwowana Alyss, postanowił odłożyć plik papierów i zająć się żoną. Odwrócił się i zrobił kilka kroków w stronę poważnie zamyślonej kurierki, która przechadzała się w różne strony.
- Dlaczego jeszcze nie śpisz? - spytał z zainteresowaniem w głosie.
Alyss powiodła znużonym wzrokiem po sylwetce Willa.
- Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość - powiedziała beznamiętnie.
- Jaką?
Alyss odwróciła się i szybkim krokiem przemierzyła komnatę.
- Wiem już, że na pewno coś przede mną ukrywasz.
- Co pomogło ci dokonać tego odkrycia?
- Moja kobieca intuicja powiedziała mi, że jesteś stanowczo zbyt tajemniczy.
Will pomyślał na chwilę i skrzyżował ręce na piersi.
- Czegoś takiego nie brał bym w stu procentach pod uwagę. Czy chcesz się kłócić? Mam nadzieję, że nie, bo nie wyobrażam sobie, bym znów musiał kolejną noc przespać na podłodze.
Alyss zmarszczyła brwi i wzrok jej przygasł.
- Słuszna kwestia - przytaknęła, nie patrząc na męża. - Jeśli chodzi o twoje łoże to nie wyobrażam sobie, abym znów musiała spać sama.
Will uśmiechnął się do niej ciepło.
- I dzięki niech będą niebiosom, że już nie będziesz sama.
Alyss wybuchnęła śmiechem i śmiała się tak długo, że Will nie spoważniał. Czuł intuicyjnie, że w jej śmiechu kryła się jakaś tajemnica.
- Nie masz o niczym pojęcia - powiedział niskim, chropawatym głosem Will. - Niczego nie
wiesz i nie pojmujesz.
Alyss przestała się śmiać, a później przeżuwała przez krótką chwilę jego słowa.
- Obecnie masz bardzo zmienny charakter. Twój umysł nadaje na różnych falach i sam nie wiesz, co myśleć. To wszystko przerasta ludzkie rozumienie.
- Czyż to nie jest intrygujące? - spytał sarkastycznie.
Nie potrafił powiedzieć, czy była zaskoczona, miał jednak taką nadzieję. Po chwili powiedziała:
- Przyznaję, że twoje ostatnie zachowanie jest powalające.
- Zaręczam, że nie dałem ci powodu, abyś ze mnie drwiła.
- Nic podobnego. Czy to się nigdy nie skończy? Ja po prostu łamie sobie głowę, bo nie wiem jak ci pomogą ci, a ty nic nie mówisz. Gdzie spędziłeś ostatnią noc?
- W naszej komnacie, przecież wiesz...
- Zdradziłeś mnie w sercu, Willu. O czym myślałeś? Wiem, że ukrywasz przede mną jakieś ważne fakty.
Jestem twoją żoną. To musi mieć dla ciebie jakieś znaczenie.
Patrzył na nią przez długą chwilę. Czuł się tak wzburzony, że zachowanie powagi kosztowało go dużo wysiłku.
- Rzeczywiście. Przez to namieszałaś mi nieco w głowie.
- Czyli teraz to moja wina? Czuję się rozczarowana.
Głowę miała spuszczoną.
- Nie. To nie jest twoja wina. Nie umiem tego w obecnej chwili wytłumaczyć. Nie wiem jakich słów mam użyć. Po prostu to wiem.
Will był pewny, że Alyss będzie brnąć dalej lub powstrzyma się od dalszej dyskusji, zawróci i położy się spać z ociąganiem. Ku jego zdumieniu uniosła tylko dłoń i opuszkami palców dotknęła jego policzka. Dotknęła palcami jego warg i spojrzała mu w oczy. Will przyciągnął ją ku sobie i pocałował. Wszystko, co odczuwał, zawarł w tym pocałunku. Kurierka nie poruszyła się, dlatego poczuł się pewniej, kiedy ją uwolnił. Delikatnie chwycił ją za ramię i odsunął od siebie. Popatrzyła na niego tępym wzrokiem. Wydawało mu się, że poczuła się urażona, ale nawet jeśli tak było, szybko to ukryła.
- Dyplomatka z ciebie - powiedział z cieniem uśmiechu na twarzy.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała z wyrzutem. Zaskoczyło ją to, że Will z zimną krwią odprawił ją od siebie.
- Dzień ciągnął się bez końca i jestem zmęczony - wyjaśnił. Wyglądało to tak, jakby Will zebrał w sobie cały ból, który ukrywał się w zakamarkach duszy. - Idź spać.
Wtedy zwiadowca odwrócił się na pięcie i wyszedł z komnaty. W tej jednak chwili nie miało to dla Alyss znaczenia.
Zembolog czy już ci dziękowałam za to, jak mocno mnie wspierasz w pisaniu tego ff? Dzięki tobie udało mi się napisać w tak krótkim czasie kolejny rozdział. Mam nadzieję, że ci się podoba. Może nie jestem całkowicie usatysfakcjonowana, ale będę się starać jeszcze bardziej przy następnych. Dziękuję ci, że jesteś i mnie wspierasz.
Chciałabym, aby inni czytelnicy również przyłączyli się do komentowania opowiadania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top