~ 3 ~

Noc zwiastowała spokój. Uwielbiałam ciemność i to, jak utulała mnie podczas nocnych wędrówek. Dawno nie spałam.

- Wychodzisz, czy jedziesz dalej? Nie mam czasu!

Z letargu wyrwał mnie wzburzony głos kierowcy mojego autobusu. Byłam tak zmęczona, że nazwałam autobus swoim. Ha! Niedoczekanie. W tym świecie nic nie było moje. Wszystko niszczyłam. Dlatego wolałam nie mieć niczego niż stracić moje wszystko.

Wstałam i na wiotkich nogach powlokłam się na zewnątrz. Wyszłam na dwór, napawając się nocnym powietrzem.

Drzwi natychmiast zatrzasnęły się za mną z łoskotem. Brak odwrotu. Powrót niemożliwy. Następny autobus jedzie za kilka godzin.

Ruszyłam do przodu, obserwując miasto. Ogromna metropolia, mnóstwo ludzi, bilbordy, gwar.
Moje miasto o tej godzinie było ciche. Martwe. Lubiłam się po nim włóczyć, gdy zapadała noc. Uciekałam. Tutaj nie zdołałabym uciec. To dobiło mnie okrutnie, wciskając w bruk.
A jednak nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Wmieszałam się w tłum, który porwał mnie niczym stado bydła. Podążałam z nimi, jak jeden mąż, będąc niewidzialna. Jak setki innych osób. Nikt się nie znał. Byłam przezroczysta, nawet będąc wśród nich.

Wiedziałam, gdzie iść. Miałam adres. Szukałam długo, błądząc po wielkim świecie. Chodziłam ulicami, alejkami. Między kamienicami i nowoczesnymi blokami. Mijałam kawiarnie, bary, kluby nocne, biblioteki i wszystko inne, co mogło znajdować się wśród nicości.

Mam. Znalazłam. Odszukałam moje nazwisko. Nasze nazwisko. Jest tu. Widnieje jak niesławny omen. Moje serce przyspiesza. Próbuje wydostać się z klatki piersiowej. A ja mu nie pozwalam.

Naciskam dzwonek, przestępując z nogi na nogę. Mocniej przyciskam jego bluzę do piersi. Wciągam jego zapach. Zapach, który znam na pamięć. Nie mogę go zapomnieć. Patrzę na jego nazwisko. Modlę się. Chociaż nie wierzę w Boga. Wierzę w niego. Wierzę, że odbierze. Że wpuści mnie do środka. A ja wpadnę w jego olbrzymie ramiona. Przyciągnie mnie do siebie. Zmierzwi moje włosy. Powie, że do twarzy mi w jego bluzie. Spojrzy na mnie z nigdy niegasnącą miłością. A ja ponownie spróbuję utonąć w jego błękitnych oczach.

Ale nic się nie dzieje. Wokół mnie nadal panuje cisza, przerywana pędzącymi w oddali samochodami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top