XVI

Minęło kilka dni, a ja wciąż słyszę jego słowa w mojej głowie. Miesiączka również mi minęła i teraz najbardziej się boję. Ale przecież im powiedziałam, że nie mogę mieć dzieci. Ja nawet nie jestem na to gotowa. Nie z nim i nie tu. Moje rozmyślania przerwała Bernadette.

- Ty mnie słuchasz? - zapytała, przyglądając mi się uważnie.

- Przepraszam, zamyśliłam się. - odparłam, uśmiechając się sztucznie.

- Nic nie zjadłaś.

To fakt. Nic nie zjadłam, bo za dużo myślę o tym. Oczywiście jestem zmuszona jeść ze wszystkimi bestiami przy jednym stole, ale cóż zrobić. Na szczęście już sobie poszli.

- Wiesz, ja może się przejdę. - odparłam po chwili, wstając od stołu i wychodząc z kuchni, kierując się do głównych drzwi. Ostatnio miałam okazję poznać trochę ten dom więc można powiedzieć, że trochę się z nim oswoiłam.

Na dworze lekko wiało więc otuliłam się swetrem, gdy przeszła mnie gęsia skórka. Zaczęłam krążyć wokół domu tak bez celu, ale po dłuższym czasie to mi się znudziło i było mi zimno więc poszłam najzwyczajniej do domu. Pomaszerowałam po schodach i zamknęłam się w pokoju. Skierowałam się na swój fotel, na którym często ostatnio spędzam czas i wzięłam pierwszą lepszą książkę z komody, w której po chwili się zatraciłam.

Po przeczytaniu kilku, a nawet kilkuset stron zaczęły mnie boleć oczy więc stwierdziłam, że na dziś starczy. Wstałam, aby rozprostować nogi, a następnie pomyślałam, czy nie poszukać Bernadetty, aby się nie zanudzić. Ostatecznie wyszłam z pokoju i pomaszerowałam schodami na sam dół. Po drodze spotkałam kilku mężczyzn, którzy oczywiście pokłonili mi się, na co odpowiedziałam lekkim uśmiechem – tak doradzała mi Deborah. A co do niej to rzadko ją widuję i to chyba bardzo dobrze.

- Cud się stał, że wyszłaś z pokoju. - z rozmyślania wyrwał mnie głos Bernadetty, która szperała w papierkach w pokoju dziennym.

- Musiałam rozprostować nogi. - odparłam. Zauważyłam, że nie była sama. Obok niej znajdowali się dwaj mężczyźni. Jednego z nich poznawałam. Był to Erick.

- Siadaj. - rozkazała, klepiąc fotel obok siebie.

- Nie, lepiej nie. Nie będę przeszkadzać. Pójdę już. - dziwnie czułam się w ich towarzystwie więc wolałam najzwyczajniej się stamtąd zmyć.

Moje nogi poniosły mnie do biblioteki. Sama nie wiem czemu, ale tu jest jakoś przytulnie niż w innych częściach domu, jest taka cisza i spokój. Można tu usiąść i na spokojnie pomyśleć o czymkolwiek.

Skierowałam się do małej sofy, usiadłam na niej i podkuliłam kolana, na których oparłam głowę. Dodatkowo przykryłam się kocem i patrzyłam na regały z książkami, ilustrując każdą książkę po kolei. Nawet nie wiedząc kiedy, po moich policzkach poleciały dwie łzy, które od razu starłam.

- Adelaide? - usłyszałam czyiś głos i aż podskoczyłam. Odwróciłam się natychmiast i zauważyłam znajomą mi twarz.

- Kyle... hej. - odparłam, poprawiając się na miejscu i próbując się do niego uśmiechnąć.

- Płakałaś? - zapytał. W jego oczach dostrzegłam troskę.

- Nie, nie. - zaprzeczyłam, chociaż było istotne, że płakałam skoro mi się tak przyglądał. - Po prostu... - zaczęłam, ale żadne słowa nie przechodziły mi przez gardło, ponieważ znów czułam napływającą falę łez. Kyle podszedł i usiadł obok mnie, a po chwili przytulił do siebie. Wtedy po prostu się rozkleiłam.

- Możesz mi powiedzieć. - wyszeptał, gładząc moje włosy.

Wzięłam dużo powietrza do płuc i odrobinkę się od niego odsunęłam, po to żeby spojrzeć w jego oczy.

- Po prostu mnie to przerasta. Tęsknię za rodzicami i to bardzo. Nawet nie mogłam się z nimi pożegnać. Jestem tu po to, aby urodzić dziecko, a potem... a potem nawet nie wiem, co się ze mną stanie. Brakuje mi mojego normalnego życia. - wreszcie mogłam komuś to powiedzieć. Jemu ufam najbardziej i to od samego początku. Kyle milczał jakby się zastanawiał, co powiedzieć.

- Rozumiem i wiem jak ci ciężko, ale ani ja, ani ty nic z tym nie możesz zrobić. - odparł ze smutnym wyrazem twarzy.

Przyglądałam mu się uważnie i przypomniałam sobie o naszych wspólnych chwilach. Dobrych chwilach. Chciałam żeby to wróciło. Chciałabym żeby zabrał mnie stąd jak najdalej, żeby troszczył się o mnie i żeby był ze mną. Ale wiedziałam, że to jest nierealne. W pewnej chwili pomyślałam o czymś niebezpiecznym dla nas obu. Chciałam żeby mnie pocałował i żeby powróciło te uczucie jak dawniej.

- Kyle, pocałuj mnie. - przemówiłam. Zerknął na mnie podejrzanie, a po chwili lekko zaśmiał.

- Przecież wiesz, że... - nie pozwoliłam mu dokończyć.

- Wiem. Wiem, że to jest niebezpieczne i że już się narażaliśmy, ale proszę. - błagałam go. Wiedziałam, że on tego chce, ale ma silną wolę i potrafi nad sobą panować w każdej sytuacji. - Ja cię pragnę. - wyszeptałam.

Zbliżyłam się do niego, moja dłoń dotknęła jego policzka i skierowała jego głowę tak, aby mógł na mnie spojrzeć. On tylko na mnie patrzył tymi zielonymi oczami.

- Kyle... - gdy chciałam przemówić, nie pozwolił mi na to, gdyż zbliżył swoje wargi do moich i namiętnie pocałował, a potem kolejny raz i kolejny.

Przesadził mnie na swoje kolana i mocno trzymał w swoich objęciach, wciąż całując. Zaczęłam odpinać powoli jego koszulę, a on próbował zdjąć mój sweterek. Szybko pozbyliśmy się ubrań, ale częściowo, ponieważ każdy mógł nas przyłapać. Kyle, wisząc nade mną, chwile mi się przyglądał, a po chwili zanurzył się w moich włosach, schodząc na szyję, którą zaczął całować. Gdy ja poddawałam się jego pieszczotą po chwili poczułam te uczucie, co kiedyś i teraz po prostu zatraciłam się w nim. Pojękiwałam, ale starałam się powstrzymać, ponieważ nie chcemy, aby ktoś nas nakrył. Nasza wspólna chwila nie trwała długo, ponieważ musieliśmy wrócić do swoich zajęć, a raczej Kyle. Ubraliśmy się i przy wyjściu zatrzymał mnie dotyk Kyle'a.

- Adel musisz to przetrwać, a ja wiem, że jesteś silna. - zaczął. - Nie traktuj Alfy jako wroga, bo nie dasz rady tak żyć. Wiem, że myślisz o nim jak o kimś złym i masz prawo tak myśleć, ale wiedz, że jeśli go poznasz bardziej to zobaczysz, że nie będzie ci z nim tak źle. - dopowiedział. Jego słowa mnie zszokowały, bo to brzmiało jak pożegnanie.

- Kyle nie rozumiem. To pożegnanie czy... - nie wiedziałam, o co dokładnie zapytać. Pogubiłam się w tym.

- Nie, to nie pożegnanie, a wskazówka. Musisz być silna i stawić temu czoło, Adel. Ja w ciebie wierzę. - po tych słowach ucałował moje czoło i wyszedł.

Byłam zmęczona rozmyślaniem o tym wszystkim więc skierowałam się od razu na górę. Weszłam do pokoju, zabrałam rzeczy z komody i skierowałam się od razu do łazienki. Nalałam sobie wody do wanny, rozebrałam się i weszłam do niej, zanurzając całe swoje ciało. Pieściłam je żelem o jakimś waniliowym zapachu, a potem zabrałam się za umycie włosów. Gdy już byłam cała umyta i spłukałam całą pianę z siebie, wyszłam z wanny i wytarłam się puchatym ręcznikiem. Ubrałam się migiem i podeszłam do lustra, rozczesując swoje włosy. Szybko jeszcze umyłam zęby i wreszcie byłam gotowa wyjść z łazienki. Nie miałam sił na nic i jedynie, na co miałam ochotę to na sen więc podeszłam do łóżka, zapalając małą lampkę obok siebie i wręcz od razu wskoczyłam pod kołderkę. Moje powieki robiły się coraz cięższe i gdy już prawie odlatywałam w krainę snów, nagle poczułam czyjeś ręce błądzące po moich nagich nogach, wiodące aż na brzuch i z powrotem. Było to przyjemne, takie relaksujące uczucie. Po jakiejś chwili poczułam mokre pocałunki składane na mojej szyi i ramieniu.

- Mm... - mruknęłam pod nosem, bo nie miałam sił otworzyć oczu, ani się poruszyć.

- Podoba ci się? - usłyszałam jak ktoś zadał mi pytanie i od razu otworzyłam oczy, odwracając się gwałtownie.

- To... ty. - byłam zaskoczona, widząc go. Tak naprawdę mogłam mu się dokładnie przyjrzeć i albo mi się wydaje, albo i nie, lecz wygląda inaczej niż wcześniej.

- A kogo się spodziewałaś? - zapytał, przyglądając mi się uważnie. Jego ręka znów głaskała moje udo.

- Nikogo. - odparłam, wciąż patrząc na niego. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Byłam jak sparaliżowana.

- Pamiętasz moje wcześniejsze słowa, prawda? - zapytał, całując moje ramie i przesuwając swoją dłoń na brzuch i schodząc coraz niżej. Gdy zbliżał się do tego miejsca, ja nagle się poruszyłam.

- Tak, pamiętam. - odpowiedziałam. Moje tętno zaczęło wzrastać, czułam to po prostu.

- To dobrze... - odparł, a po chwili dodał: - I chcę, abyś przestała się mnie bać.




Witam!
Dawno mnie nie było i jesteśmy w tyle😅
Ale wreszcie się wzięłam za pisanie i mam nadzieję, że rozdział nie wyszedł aż tak źle.

Do następnego !
Pozdrawiam
AMC💋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top