[Tom 2] #3#

16 Lutego 2022

- Uhhh!! Jak ty to robisz?! - Padł na plecy z wyraźną rezygnacją. - Znowu wygrałeś...


Brunet podniósł znudzone spojrzenie na przyjaciela, leżącego na podłodze, po czym ponownie na planszę. Nie był pewien czy to jakiekolwiek wyzwanie, Shōgi po prostu było ciekawą odskocznią od nudnej codzienności. Wzruszył lekko ramionami, ponownie rozkładając pionki. Trwali w długiej, monotonnej ciszy, która bynajmniej nie przeszkadzała w niczym. Naruto patrzył wprost w ładnie wykonany sufit. Lubił taki klasyczny wystrój i sam preferował go w swoim pokoju, aczkolwiek posiadał ze dwa lub trzy plakaty z misji, gdzie przy okazji zahaczali o jakieś ciekawsze festyny czy raz nawet koncert. Takie rzeczy były miłą odmianą od infiltracji czy cichego mordowania. Westchnął przeciągle, podnosząc się do siadu.


- Coś ci siedzi na wątrobie.


To w żadnym razie nie było pytanie, ale doskonale widział, że coś jest na rzeczy, skoro Naruto zmarszczył brwi, drapiąc się w tył głowy. Mamrotał bardzo cicho pod nosem i spojrzał jakoś dziwnie. Czyli trafił w sedno, a miał chęć na jeszcze jedną partyjkę, no ale ważne i ważniejsze czy jakoś tak.


- Uchiha mnie dziś śledził kawałek, gdy wychodziłem z Ichiraku Ramen.


- Sasuke Uchiha? - Shikamaru zmarszczył czoło. - A czego od ciebie chciał?


- Dobre pytanie... - Mruknął cicho. - Ogólnie obok niego było jedyne wolne miejsce, więc usiadłem. Zamówiłem dwie porcje ramen dla nas, a jak wychodziłem, to napadły mnie jego fanki i zaczęły coś chrzanić o zabieraniu powietrza Sasuke czy coś w ten deseń. Ukróciłem im zapędy.


- Ukróciłeś?


Naruto natychmiast spojrzał w bok z lekkim zażenowaniem, a na wargi Shikamaru wdarł się nieznaczny uśmieszek. On doskonale wiedział, co robił przyjaciel do ukrócania natarczywych dzieciarni, w końcu niedawno musiał uspokoić i pozbyć wnuka Sandaime, który uczepił się go jak rzep i chciał walczyć. Nawet nie chcieli wiedzieć, dlaczego i skąd ten pomysł, skoro nigdy z dzieckiem nie miał sposobności się spotkać.


- Postraszyłem zamordowaniem za znieważenie umundurowania i że nikt nic by mi nie zrobił za ten akt łaski w ich stronę. - Odparł w końcu, co zaowocowało parsknięciem od strony towarzysza. Spojrzał na niego bykiem. On nie widział niczego zabawnego. - No, co? Darły japy, to je uciszyłem, wielkie mi halo...


- Cóż, to definitywnie coś w twoim stylu. - Odchrząknął, stawiając pierwszy pionek. - A później Sasuke zaczął za tobą chodzić?


- Nie, później to jakaś idiotka chciała mi ubliżyć, że próbuje w durny sposób udawać ojca, więc ją uświadomiłem, że on nie ma nic do mojego ubioru. - Wzruszył ramionami, również włączając się do rozgrywki. - A potem Uchiha mnie zaczął śledzić. Krótko, bo szybko zwiałem, ale najwyraźniej był zawiedziony tym i nie wiem czemu. Ostatni raz to ja go widziałem, jak mieliśmy po sześć lat, gdy zostawałem pod opieką pani Mikoto i tyle.


- Może chciał ci podziękować?


- Wątpię, to wielki pan Uchiha, oni raczej nie wiedzą, co to znaczy coś tak trywialnego jak podziękowanie. - Wywrócił oczami.


Shikamaru mruknął jedynie krótko. Chyba sam nie wierzył w nagle milutkie zachowanie od Uchichy, ale zasadniczo nie widział też powodu, żeby nie mogło tak być. Może jakimś cudem jednak odnalazł w sobie resztki dobrego wychowania? Zerknął na skupionego blondyna. Intensywnie wpatrywał się w planszę, próbując przewidzieć jego ewentualny kolejny ruch. Naruto nie był wybitnie uzdolniony jak mowa o strategi, ale jednocześnie wybijał się ponad normę, więc można było go śmiało nazwać średniozaawansowanym. Oparł dłoń na głowie. Jak tak pomyśleć, to nie wyróżniał się niczym takim, no może oprócz czarnej maski na pół twarzy z pomarańczowym haftem znaku Konohy. Zamknął oczy. Ziewnął potężnie. Jaki dzień dziś był wyjątkowo nudny...


- A jak tam w akademii?


Uchylił jedno oko, zerkając na blondyna. Jego chyba również zaczęła męczyć rozgrywka, bo opierał obie dłonie o twarz, a łokcie o kolana. Mruknął przeciągle, szukając jakiejś sensownej odpowiedzi.


- Nie jestem pewien, głównie przesypiam większość zajęć klasowych.


- A praktyczne?


- Ujdą, nic specjalnego. - Wzruszył ramionami. - Możesz kiedyś wpaść i poudawać mnie, pewnie nikt nie zauważy.


- Zastanowię się, choć to kuszące, nie powiem. - Wyszczerzył się szeroko i spojrzał na planszę, a jego humor diametralnie opadł. - Ughh, czy ktokolwiek z tobą kiedyś wygrał w Shōgi?


- Nie, chyba nie...


- Czyli muszę więcej trenować. Takie wyzwanie to ja rozumiem!


Uśmiech pojawił się na jego wargach, gdy znów przymykał powieki. Takie nudne i bez większego sensu dni były najlepsze, zwłaszcza w dobry towarzystwie. Naruto może i dużo gadał jak na jego gust, ale potrafił również doskonale grać w Shōgi, lubił ucinać sobie z nim drzemki pod drzewem, a czasami po prostu milczeli, gapiąc się w chmury lub horyzont. Nawet nie wiedział kiedy zaczął myśleć o blondynie jak o swoim jednym z najlepszych przyjaciół, ale właściwie nie żałował. Zawsze jak się zjawiał, było coś interesującego do porobienia lub właśnie robienia kompletnie nic.


- Aż cholera...


Spojrzał pytająco na Naruto, ale nim ten odpowiedział, w salonie pojawiła się postać ze Specjalnej Jednostki ANBU, do której przynależał blondyn. Miała krótkie za brodę jasnoniebieskie włosy z jednym kłosem z prawej strony, czarny strój z opaską ninja na ramieniu, a na twarzy porcelanową maskę z otworami na oczy i znakiem Beta. Patrząc na budowę ciała, była to najpewniej dziewczyna w wieku około piętnaście-siedemnaście lat.


- Naruto. - Miała miły, cichy ton głosu. - Za pół godziny pod główną bramą. Ranga B.


- Ughhh, a miało być tak pięknie i przyjemnie... - Jęknął, opadając na panele. - Kto jeszcze?


- Delta i ja. Pół godziny.


Zniknęła w czarnym, smolistym dymie.


- Praca, praca, praca... - Naruto wstał wyraźnie niechętnie i otrzepał tyłek. - Wybacz Shika, ale muszę iść się przebrać. Dokończymy za dwa dni?


- Pewnie.


Naruto uśmiechnął się, założył maskę na twarz i zniknął w taki sam sposób jak dziewczyna. Spojrzał na ukończoną rozgrywkę. Właściwie, to równie dobrze mogli nic nie robić przy następnym spotkaniu. Oparł znów rękę o policzek, a łokieć o kolano. Co zawsze najbardziej zastanawiało Shikamaru, to jakim cudem ANBU z tej akurat jednostki przenosili się bezdźwięcznie. Każda podmiana, klon czy zwykłe zniknięcie, zawsze niosło ze sobą krótkie „puf", ale ta technika nie i jeszcze czarny, rzadki dym, a nie szary przerzedzony. Mruknął z frustracją, pocierając czoło.


- Mendōkusei...




Słowniczek dla ciekawskich:

Shōgi – japońskie szachy rozgrywane na planszy 9×9.

Mendōkusei - Co za mordęga

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top