[Tom 2] #2#
29 Listopada 2021
Patrzył w biały sufit, rozważając nad tym, co właściwie wiedział na pewno z ostatnich kilku godzin. Zeta uświadomił go bardzo boleśnie, że kolejne nadwyrężanie ręki przez następny tydzień z próbami zabawy Chidori może skończyć się bardzo paskudnie. Spojrzał na rękę przyozdobioną żółtymi i fioletowymi zasinieniami. Nie było to coś na tyle poważnego, żeby musiał przerywać jakiekolwiek misje czy treningi, ale białowłosy zaświadczył skopaniem jego szanowanego tyłka, jak nie będzie się pilnował w zdrowiu i zaprzestanie składania go po każdej misji. Niby nic, ale jednak pomoc Zeta była naprawdę nieodgadniona wiele razy. Poza tym lubił swój tyłek i kopanie go, nie podchodziło pod żadne pozwolenia.
- Cholera...
Wstał z frustracją, pocierając kark. Miał na siebie uważać przy kolejnych misjach, ale takowych nie było od dłuższego czasu, więc reasumując...
- A ty gdzie idziesz, Omega?
Podniósł głowę w górę, napotykając złote oczy piegowatej dziewczyny w czarnym stroju z granatową bandaną na szyi. Uśmiechnął się zakłopotany, a ona westchnęła ciężko.
- Co przeskrobałeś? - Podparła ręce na biodra.
- Od razu, że niby coś zrobiłem. - Wywrócił oczami. - Nic złego nie zrobiłem, po prostu chciałem wyjść na miasto.
- Ty zawsze masz coś za uszami... - Mruknęła.
- I nie ma czemu się dziwić! - Na szyi chłopaka uwiesiła się zielonowłosa dziewczyna z szerokim uśmiechem. - Nasz mały rozrabiaka, mając pięć lat, zwiał z sierocińca i zrobił rewolucję~!
- Nie przesadzajmy. - Wywrócił oczami, odsuwając zielonowłosą z dala od siebie. - Gdyby nie Gamma i Kai, to nigdy bym nie uciekł, więc to nie do końca moja zasługa, Sigma.
- Uuuu, jaki wrażliwy...
- Nie wpakuj się w kłopoty, bo osobiście zabije. - Gamma mruknęła, dmuchając w blond grzywkę. - Za ile wrócisz?
- Za kilka godzin. - Wzruszył ramionami. - Dawno nie byłem w cywilu, więc wiesz... Chcę przejść po okolicy, zobaczyć co ciekawego się dzieje i może złapię Shikamaru, to pogram z nim w Shōgi.
- Albo zaś zacznie marudzić, jak to go nękasz i wszystko jest upierdliwe, a on chce się przespać pod drzewem i mieć świat w tyle. - Sigma parsknęła śmiechem, gdy oberwała od Omega w ramię. - Zaprzecz, śmiało.
- Wychodzę.
Wyminął obie dziewczyny z uniesionymi rękoma ku górze.
- I tak wiem swoje! - Sigma zawołała z rozbawieniem.
- Nic mnie to nie obchodzi zielona maszkaro! - Odkrzyknął, a nikły uśmiech zabłądził na wargach, gdy słyszał oburzony głos koleżanki po zamknięciu za sobą drzwi. - Podroczenie się z Sigma uznaje za załatwione w tym tygodniu. - Rozciągnął ręce przed siebie. Poprawił czarną maskę z wyhaftowanym pomarańczowym znakiem Konoha no Sato. - Dobra, czas na spacerek.
Wskoczył na pierwszy lepszy budynek i skacząc po kilka z nich, rozglądał się ukradkiem wokół z zaciekawieniem. A może tak wpaść na mały ramen i przejść się po okolicy o pełnym żołądku? Zatrzymał się dopiero niemal naprzeciw budynku z Ichiraku Ramen, tuż obok kilku dziewczyn, które z piskiem odskoczyły w bok. Uniósł brew w górę, ale tak jak zazwyczaj w takich sytuacjach, zignorował dzieciarnię i wszedł do lokalu. Jedyne wolne miejsce było tuż obok jakiegoś bruneta w niebieskiej koszulce. Obserwował go przez kilka sekund, podchodząc do lady.
- Ah, Naruto, dzień dobry! - Pan Teuchi natychmiast klasnął w dłonie. - Dawno ciebie u nas nie było. Nadmiar misji?
- Można tak powiedzieć, chociaż mam teraz kilka dni wolnego, bo problemy z ręką. - Uniósł rękę w bandażach. - Próbuje nauczyć się w pełni kontrolować Chidori, a to nie jest takie znowu łatwe.
- Uważaj na siebie chłopcze. Nauka nauką, ale zdrowie ma się tylko jedno.
- Oczywiście. - Uśmiechnął się pod maską, czując palące spojrzenie bruneta. Odchrząknął krótko. - Ale, ale! Ja tutaj nie bez powodu jestem. Proszę podwójny ramen z wołowiną.
- Już się robi! - Mężczyzna zaśmiał się szczerze i zniknął na chwilę w kuchni.
Usiadł na wolnym krześle, oparł głowę na dłoni i zamknął oczy. Udawanie znudzonego i wyciszonego od zawsze było jego najlepszym atutem, bo mógł idealnie zorientować się, co wokół niego się dzieje. To coś, czego nauczył go wujaszek Ibiki.
- Jak on śmie!
- Nigdy go nie widziałam.
- Siedzi obok niego...
- Co za typ!
- Powinnyśmy się wtrącić?
- Myślicie, że jest z jednostki specjalnej?
Westchnął przeciągle. Jakież one upierdliwe... Czy naprawdę dziewczęta w wiosce, które nie szkolą się na ninja są aż tak upierdliwe i wkurzające? Chyba zbyt rzadko jednak wychodził w ostatnich miesiącach z domu i centrum dowodzenia. Jasne, było kilkanaście misji, ale nie były one w wiosce, a poza nią, więc od razu się wykluczały. Otworzył oczy i spojrzał w bok wprost w czarną głębię zaciekawionego chłopaka. Mierzyli się dłuższą chwilę i Naruto cieszył się w duchu, że nie odpiął części kaptura ze swojego stroju, więc była mniejsza szansa na rozpoznanie w przyszłości. Mozolnie zdjął wzrok z bruneta, jak podejrzewał, niesławnego Uchiha Sasuke, jednego z ostatnich pozostałych z ów klanu.
- Proszę, oto podwójna wieprzowina! - Pan Teuchi niczym zjawia, pojawił się przed Naruto. - Mam nadzieje na twoje szybsze odwiedziny. Ostatnio też nie widziałem nigdzie Kakashi'ego. Pewnie macie pełne ręce roboty, hm?
- Nawet sobie pan nie zdaje sprawy. - Zaśmiał się lekko, zabierając siatkę z zamówieniem, ale zostawiając banknot. - Spokojnie, sprowadzę go tutaj, specjalnie dla pana.
- Nie ma pośpiechu, chłopcze.
Uniósł rękę w geście pożegnania i ukradkiem zerknął znów na Uchihe, po czym opuścił budynek, wymijając grupkę dziewcząt. O dziwo natychmiast zamilkły. Śmieszne.
- Ej ty!
Przystanął i spojrzał przez ramię. Przed grupką stały dwie dziewczyny, blondynka i różowowłosa.
- Jak śmiałeś tak bezczelnie siadać obok Sasuke-kun!?
- Zabrałeś mu powietrze, buraku!
Uniósł brew w górę. One raczyły żartować...
- Dorośnijcie. - Prychnął.
- Jak śmiesz?!
- Za kogo ty się niby masz, co?!
- Bezczelny!
- Przeproś Sasuke!
- W realnej sytuacji, mógłbym was powybijać lub co łagodniej, potraktować więzieniem na kilka dni za obrazę. - Dziewczęta zbiły się w ciasną grupkę, patrząc z niemym przerażeniem. - Nikogo specjalnie nie obchodzi wasza chora fantazja na temat jednego z ostatnich z klanu Uchiha. Nie jest Bogiem ani nikim wartościowym w społeczeństwie. To tylko zwykły gnojek bez kręgosłupa moralnego, ale w przeciwieństwie do was, on próbuje wygrzebać się z bagna. - Stanął bokiem, patrząc uważnie na grupkę skołowanych dziewcząt. - Wasze piski i obłuda w niczym nie pomoże i niczego nie wniesie, a jedynie zrobicie z siebie antysocjalne wariatki, które w błyskawicznym tempie skończą martwe i zapewniam, nie odpowiedziałbym za ten akt łaski w waszym kierunku.
Nie lubił pokazywania siebie jako buca i aroganckiego gnojka, ale do takich osób niestety inaczej nic nie docierało. Akurat tego nauczyła go ciotka Anko i jak ona to powtarzała? Zjedz albo zostań zjedzony, czy jakoś tak.
- Dureń, udający w głupi sposób Kakashi'ego Hatake i myśli, że jest fajny!
Spojrzał na jakąś brązowowłosą nastolatkę z uniesioną brwią.
- Powtórzę, dorośnijcie. - Prychnął zdegustowany. - I zapewniam, że mój ojciec nie ma nic do tego jak się ubieram.
Znów ruszył we wcześniej obranym kierunku, ignorując szepczące pomiędzy sobą nastolatki. Wyczuł niewielki, jednoosobowy ogon, ale postanowił udać nieświadomego. Nie widział powodu do sprawdzania kto lub czemu go śledzi, ale mógł z ciekawości wykiwać śledzącego. Westchnął cicho i dokonał szybkiej podmiany. Stojąc teraz na dachu, ukrył się za kolumną i zerknął w dół z zaciekawieniem. Tak jak się tego spodziewał, osobą śledzącą był nie kto inny jak Uchiha Sasuke. Uniósł oczy w górę z namysłem. Może jednak zajście do Shikamaru w normalny sposób było zbyt proste? Nie chciał zaprowadzić do niego jakiegoś podejrzanego typa, który uznał, że będzie go śledzić, bo to zabawne czy co tam sobie uroił w głowie.
- A zapowiadał się taki spokojny dzień... - Potarł kark z mruknięciem niezadowolenia.
Ignorując rozczarowanie swojego stalkera, wskoczył na kolejny dach, a potem następny i tak kierował się do dzielnicy klanu Nara z nadzieją, że Shikamaru nie poszedł spać na jakiejś łączce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top