[Tom 1] Epilog

14 Listopada 2020

Od pamiętnej sytuacji, w której zostało odkryte, co niejaka pani Satori robi dzieciom z sierocińca, minął okrągły miesiąc. Kobieta według słów Hokage poniosła zasłużoną karę więzienia, choć Kakashi uważał, że powinna dostać karę śmierci, ale nie powiedział tego na głos, bo nie chciał straszyć Naruto. 


Od tamtego pamiętnego dnia również, to Kakashi zajmował się tymczasowo Naruto, mimo protestów Starszyzny, w obawie o demona wewnątrz dziecka, który mógłby wymknąć się spod kontroli. Jednakże po przekazaniu okoliczności, jednomyślnie przyznali, że może się nim tymczasowo zająć.


- Naruto, śniadanie! - Zawołał, stawiając kubek z herbatą, a samemu siadając z kawą w drugiej ręce. - Naruto!


- Biegnę! 


W salonie natychmiast pojawił się blond pięciolatek, wycierając buzię o koszulkę, która zaraz zrobiła się mokra. Hatake westchnął ciężko, ale pokręcił jedynie głową z dezaprobatą. Od momentu, w którym Naruto zamieszkał z nim na kolejny miesiąc, zaczął zachowywać się bardziej jak pięciolatek powinien. Owszem, nadal miewał swoje napady płaczu i histerii, zwłaszcza w nocy, gdy spał, ale powoli radzili sobie z tym. Chłopiec stał się również śmielszy i bardzo, bardzo gadatliwy i ciekawski. Zaczął zadawać ponad tysiąc dwieście pytań na dzień, co czasami męczyło wszystkich wokół albo bawiło niekiedy. Jednak zawsze jedno pytanie powracało jak bumerang.


- Kiedy będę mógł pójść do akademii i zostać ninja? - Chłopiec sięgnął po kanapkę z szynką i ogórkiem.


- Już mówiłem,  za rok.


- Ale szemu ffah guho?


- Nie z pełnymi ustami. - Kakashi upił łyk kawy, czekając aż chłopiec przełknie. - Jeszcze raz, o co pytałeś?


- Czemu tak długo?


- Bo wszystkie dzieci idą w wieku sześciu lub siedmiu lat, ale w kolejnym roku jest prawie cała klasa sześciolatków jak ty, więc musisz być cierpliwy. - Odparł, sięgając po kanapkę z serem i pomidorem.  - Jedz i nie marudź, bo nie będziesz miał siły na trening.


- Dobrze... - Mruknął, znów napychając sobie usta kanapką. - Obfiehujeh?


- Jedz. - Westchnął ciężko. - Zawsze dotrzymuje obietnic, pamiętasz?


Naruto uśmiechnął się promiennie i pokiwał głową, po czym zabrał się za kolejną kromkę, tym razem z szynką i pomidorem. Kto zapukał we framugę drzwi, na co obejrzeli się zaskoczeni, a Kakashi natychmiast podniósł się, widząc kto wszedł.


- Siadaj Kakashi, ja tylko na chwilę. - Sandaime uśmiechnął się wesoło. - Witaj Naruto, jak się czujesz?


- Bardzo dobrze, dziękuję dziadziusiu Sandaime!


- Bardzo jestem z tego powodu rad mój drogi chłopcze. - Zaśmiał się krótko po czym zwrócił się do Hatake, wyciągając ku niemu teczkę. - Przynieś to do mojego biura dziś wieczór, o ile zdecydujesz się... Właściwie, jeżeli obaj się zdecydujecie. Smacznego i miłego dnia wam życzę.


Hokage porwał jedną kromkę, ku rozbawieniu Naruto, i zniknął tak szybko jak nagle się zjawił. Kakashi patrzył na teczkę ze zmarszczonymi brwiami, po czym otworzył ją, a jego jedno widoczne oko rozeszło się w niedowierzaniu.


- Kashi, dobrze?


- Co? - Spojrzał na zasmucone niebieskie oczy dziecka. - Tak, tak, w porządku, Naru, ja tylko... - Przetarł dłonią twarz i zatrzymał ją na ustach z namysłem. - Naru, chciałbyś być ze mną na zawsze?


- Na zawsze? - Powtórzył ostrożnie chłopiec. - Czyli, że nigdy mnie już nie zostawisz i będziemy mieszkać razem?


- Tak. - Pokazał chłopcu papiery, które przyniósł Sandaime. - Naruto, wiesz co to jest?


- Dokumenty?


- Tak, a wiesz co to za dokumenty? - Zapytał, a chłopiec pokręcił przecząco głową. - To dokumenty adopcyjne. Mogę prawnie zostać twoim opiekunem, Naru. O ile ty tego zechcesz.


Naruto otworzył w szoku usta, patrząc na Kakashi'ego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Kashi miałby go adoptować? Byliby już zawsze razem? Czy to znaczy, że Kashi byłby jego... jego...


- Byłby twoim tatą, smarku.


- Co ty na to, Naru?


- TAK!! - Naruto natychmiast rzucił się na szyję mężczyzny. - Tak, chcę! Bardzo chcę!


- No to ustalone! - Zaśmiał się w odpowiedzi.


Chłopiec, który był zrodzony z milczenia, odnalazł sposób na wyjście z otwartej klatki i możliwość poznania co oznacza być naprawdę szczęśliwym. Życie jednak bywa przewrotne i podrzuca kłody pod nogi, ale jeżeli nie my, to kto inny dałby sobie radę je przeskoczyć? Naruto mimo wszystko dał sobie radę i doczekał się swojej szczęśliwej historii, więc wy również nie poddawajcie się, nieważne jak duże kłody dostaniecie pod nogi.


*****


Cóż mogę powiedzieć? Jestem z jednej strony happy as f00ck, a z drugiej zaś serce mi się rwie, że to już koniec tej uroczej historii. Pojawiła się w moim życiu nagle i od początku wiedziałam jak krótka będzie. Nie jestem zła, że zakończyłam ją i zostawiłam tak krótką, bo wiem, że w pewnej chwili mogłabym coś spieprzyć. 

Dziękuję wszystkim tym, którzy wytrwali ze mną w tej krótkiej, ale pięknej historii i mam również nadzieje, że nie raz spotkamy się znów w innych moich opowiadaniach. 

Kocham was Kociaki

Ave~!


Edit: Dla nie uświadomionych, jest również seria druga. Tak, w tej książce  ;)

- TobiMilobi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top