[Tom 1] #8#

Cóż, nie wiem dlaczego Wattpad postanowił nie opublikować tego rozdzialu wczoraj, ale oto proszę macie go z lekkim opóźnieniem. Jak się uda, to kolejny pojawi się dzisiaj :)

Stay tuned and Enjoy~!

Ps: Zbieram obstawy, gdzie się mógł schować Naruto 😎

- TobiMilobi

*****

12 Listopada 2020

Kakashi niemalże z ulgą dostrzegł bramę wioski liścia. Nie było go niemal tydzień, w którym naprawdę zaczął żałować swojej decyzji o oddanie Naruto i już miał ułożony w głowie plan jak przekonać starszyznę oraz samego Hokage, że jest odpowiednio wykwalifikowaną osobą do zajęcia się pięciolatkiem. W końcu spędził z nim ponad trzy miesiące i znał jego zwyczaje lepiej niż ktokolwiek inny, co przyznał sam Iruka Umino. Dotarł do bramy, gdzie przywitał się ze strażnikami, patrzącymi na niego jakoś dziwnie. Izumo coś mamrotał do ucha Tabaiba, a ten zaś szybko spochmurniał. Ignorując obu mężczyzn, wyminął ich z nadzieją na szybką rozmowę z Hokage.


- Kakashi, czekaj!


Obejrzał się zaskoczony, gdy Tabaiba podbiegł do niego, uprzednio wyskakując z budki. Ściągnął lekko brwi z namysłem. Czas mu umykał, a on nie lubił go tracić w ważnych sprawach.


- O co chodzi? Spieszę się trochę.


- Opiekowałeś się takim małym dzieciakiem, nie? - Zagadnął ostrożnie. - No wiesz, Naruto...


- Zgadza się, właśnie zmierzałem do Hokage porozmawiać na jego temat, a co?


Tabaiba zerknął na Izumo ostrożnie, po czym znów na Kakashi'ego. To spojrzenie wcale jemu się nie podobało.


- Wiesz, jest taka sprawa...


*


Sandaime wiedział jedno, bycie Hokage to nie łatwe zadanie i z tym czymś, co pozwala kierować ludźmi i krajem, trzeba się po prostu urodzić. a jest nim nic innego jak niewyobrażalne pokłady cierpliwości, której nawet matka wielu dzieci nie posiada i w końcu wyłamuje się z bezsilności. Niestety jemu nic by nie przyszło, gdyby po prostu usiadł i zaczął płakać nad beznadziejnością sytuacji, o nie, nie, on musiał być twardy i stanowczy w swych działaniach, a przede wszystkim brnąć do przodu pomimo przeciwności losu.


Marszcząc brwi, pocierał z konsternacją czoło, próbując wyzbyć się potwornego bólu głowy, który go nękał od przeszło dwóch dni. Jak można było doprowadzić do zniknięcia pięciolatka?! Ba! I to nie byle pierwszego lepszego, ale posiadacza najpotężniejszego demona w świecie i, co najważniejsze, syna samego Yondaime Hokage, który teraz przewraca się w grobie. Szczerze powiedziawszy, to nie zdziwiłoby go, gdyby nagle on i jego małżonka pojawiliby się z zaświatów w jego gabinecie tylko po to, żeby ukatrupić jego oraz osoby odpowiedzialne za zniknięcie małego Naruto.


- Niedobrze, niedobrze... - Mruczał pod nosem, biorąc w dłonie po raz kolejny mapę całej wioski. - Gdzieś ty się podział dzieciaku?


Oczywiście, że Naruto nie mógł zniknąć bez śladu i dla wszystkich było zagadką, gdzie obecnie przebywa. Nikt nie znał go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, gdzie mógł pójść. Porwanie starali się jak na razie odgonić ze swych myśli, bo to był najczarniejszy z czarnych scenariuszy, do których prosili o nie spełnienie. Drzwi niespodziewanie trzasnęły głośno.


- Jak mogłeś zgubić pięcioletnie dziecko?!


Z westchnięciem podniósł zmęczone oczy wprost na zirytowaną blondynkę. Wiedział, że Tsunade w końcu się dowie o tym fakcie, ale miał nadzieje, płonną, że nastąpi to jak najpóźniej. Jedno pocieszenie, że Kakashi jeszcze nie wrócił z krótkiej misji, bo i on wszedłby na Hokage i zaczął najpewniej tyradę. 


- Nie ja go pilnowałem, Tsunade. - Westchnął ponownie, przerywając kobiecie krótką tyradę. - Był w sierocińcu od trzech dni, nie miałem wpływu na to, że zniknie.


- I magicznie trzeciego dnia zaginął na kolejne dwa dni, świetnie! - Blondynka wyrzuciła teatralnie dłonie w górę. - A Kakashi albo Iruka nic nie wiedzą?


- Kakashi jest obecnie na misji, wyruszył kolejnego dnia po oddaniu Naruto do sierocińca, a Iruka niestety był w tym czasie w akademii i nie wie, gdzie mógł zniknąć. Mieszkanie obu również zostało sprawdzone przez oddział ANBU, ale niczego nie znaleźli. Mam niemiłe obawy, że Naruto mógł zostać porwany przez wrogą wioskę...


Tsunade potarła z frustracją kark, nie szczędząc języka. Jeszcze tego im brakowało, żeby wszcząć wojnę domową z jakąś inną wioską, która mogła porwać ich dziecko. Albo co grosza, mógł zostać uprowadzony przez niejakie Akastuki, które pojawiło się niespodziewanie i nikt o nim nic konkretnego nie wie, oprócz tego, że podobno polują na ogoniaste bestie. 


- Hokage czy to prawda?! Naruto zaginął?!


Do środka wparował Kakashi i na wstępie uderzył dłońmi o biurko. Jego wściekłe spojrzenie i postawa mówiły jasno, że zaraz poleje się czyjaś krew i to bynajmniej nie jego. Sandaime potarł nasadę nosa. Coś wcześniej rozmyślał jak dobrze, że Hatake nie ma w wiosce? No to teraz ma...


- Hokage, gdzie jest Naruto? - Kakashi zapytał na pozór spokojnie.


- Spokojnie Kakashi, jednostka specjalna ANBU przeszukuje wioskę i okolice. - Zapewnił staruszek. - Musimy zaczekać na ich powrót i wówczas...


W tym momencie w gabinecie pojawili się ANBU z jednostki specjalnej.


- Wybacz czcigodny Hokage, ale niestety nie ma po dziecku ani śladu. - Odpowiedział ostrożnie Kot.


- Przeszukaliśmy każdy zakamarek wioski, a także kolejne 50km dalej, ale niczego nie znaleźliśmy. - Dodał Lis. - Wygląda jakby Naruto rozpłynął się jak we mgle.


- Jak mogliście zgubić pięcioletnie dziecko?! 


- Czekaj Kakashi! - Wtrąciła się Tsunade. - Może ty wiesz, gdzie Naruto mógł pójść? Opiekowałeś się nim przez ostatnie trzy miesiące.


- Mógł pójść do mojego mieszkania. - Przyznał automatycznie. - Zna drogę do mojego mieszkania wręcz idealnie, a klucz zapasowy zostawiłem specjalnie pod doniczką  w korytarzu.


- Byliśmy w twoim mieszkaniu Kakashi-san, ale Naruto tam nie ma. - Odpowiedziała stropiona Niedźwiedź. - Osobiście nadzorowałam poszukiwania w każdym mieszkaniu. On zwyczajnie zniknął bez śladu.


- Jesteście pewni? - Uniósł brew w górę, próbując powstrzymać ewentualny uśmiech. - Patrzyliście nawet w najdziwniejsze miejsca jak pralka?


- Cóż, nie... - Lis podrapał się w tył głowy. - Ale dziecko pięcioletnie tam nie wejdzie.


- Chyba wiem, gdzie może być Naruto. - Kakashi westchnął z niemałą ulgą. - Musimy iść do mojego mieszkania.


Miał nadzieje, że nie myli się i Naruto naprawdę jest tam, gdzie sądził. Oby był bezpieczny i co najważniejsze cały.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top