[Tom 1] #4#

Kochani, jeżeli chcecie być na bieżąco z informacjami, typu kiedy rozdział lub czemu jest tak późno, itd, to sprawdzajcie informacje podane na moim głównym profilu w "Konwersacje", bo tam głównie wstawiam najważniejsze notki. Ave kociaki!

- TobiMilobi

*****

23 Marca 2020

Minęły dwa tygodnie od czasu, gdy Kakashi zaczął zajmować się Naruto i jak na samym początku miał pewne obiekcje przed tym pomysłem, to po czasie uznał sytuację, w której się znalazł za znośną. Niestety nie znalazł czasu przez ten czas na małe dochodzenie z brakującą kartką danych z karty zdrowia dzieciaka, ale pamiętał z tyłu głowy, że w najbliższej bardziej spokojnej chwili zrobić to. Pogoda była wybitnie nieprzyjemna. Chłodny, silny wiatr, deszcz i przemoczone ulice, bynajmniej nie zachęcały do wychodzenia z domu. Niestety, kiedy musisz iść do pracy lub brakło pieczywa na śniadanie, to nawet najwięksi zagorzalcy stronienia od takiej pogody, musieli w końcu wyjść na świat. Czy tego chcieli, czy nie, a w większości przypadków odpowiedź była druga. Przemoczony do suchej nitki Jounin wszedł z siatkami zakupów. Niestety ulewa rozmyłaby zwoje i nie odzyskałby zakupionych produktów, więc postawił tym razem na tradycyjną formę. Zostawił zakupy na blacie kuchni, a sam wszedł do salonu, zdejmując przemoczoną kamizelkę, koszulkę i maskę. Na ten moment do pomieszczenia wbiegł Naruto z ręcznikiem w dłoniach, potknął się, ale bez zająknięcia podniósł na równe nogi i dobiegł do Hatake. Mężczyzna patrzył nieco przerażony na widok rozkwaszonego czerwonego nosa, z którego leciała obficie krew, mimo że dziecko nie mruknęło nawet skargi. Zabrał ręcznik z jego rąk i sam poprowadził malca do łazienki. Posadził go na kremowej szafce i zajrzał do mniejszej, uwieszonej nad umywalką, gdzie trzymał apteczkę. Kiedy zwrócił się w stronę chłopca, ten wyglądał na wystraszonego.


- Hej, co jest? - Zapytał ostrożnie. Dziecko skuliło się, nie podnosząc oczu - Boisz się mnie? - Zaprzeczył głową. - Chce ci tylko wytrzeć buzię z krwi i nalepić kilka plastrów, to nic strasznego, wiesz?


Naruto po chwili wahania, nieśmiało uniósł szkliste, błękitne oczy na Kakashi'ego, jakby chciał się upewnić, że nic jemu nie grozi za ten wybryk. W końcu ubrudził podłogę własną krwią i najpewniej też ręcznik. Jak on mógłby nie uznać tego za coś złego? A co jeżeli go wyrzuci na ulicę, mimo wyraźnego rozkazu Hokage?! Po policzkach zaczęły spływać obficie łzy. Pierwszy raz ktoś chciał się nim tak długo zająć i nie traktował jak wybryk natury. Nie chciał tego zepsuć!


- Ej, ej, nie płacz. Przecież nic złego się nie stało.


Naruto jednak tylko pokręcił głową, a Hatake westchnął ciężko. Rozmowy z tym dzieckiem przyprawiały go o ból głowy. Kiedy już myślał, że udało się dotrzeć do niego, wtem działo się właśnie coś takiego. Powoli przestawał mieć do niego siły i pomysły, co dalej zrobić. Bez słowa zabrał się za obmywanie buzi chłopca z krwi, a na koniec przykleił na jego nos i czoło po plastrze. Nieco uspokoił się, gdy zjawiła się Ponpon, którą przytulił mocno. W takich sytuacjach dziękował sam sobie dobrego pomysł, żeby ją sprowadzić te niemal dwa tygodnie temu, bo okazała się bardzo dużą pomocą. Fakt faktem, Saiko, Iruka, a nawet Guy również wpadali na kilka chwil, sprawdzić jak sobie radzą i czy czegoś im potrzeba, chociaż odwiedziny ostatniego z nich przyprawiały Hatake o ból głowy swoimi krzykami, to mimo wszystko był drobną pomocą. Krzykliwą pomocą, ale zawsze to jakąś. Kiedy zginął jego Sensei, a zarazem Yondaime Hokage wraz ze swoją małżonką, coś w nim pękło. Wiedział, że Naruto zostanie sam i ktoś będzie musiał się nim zająć, ale on nie potrafił. Bał się takiego poczucia obowiązku, w końcu sam jeszcze wówczas był dzieciakiem i, co wydaje się śmieszne, nie umiał spojrzeć na Naruto i nie widzieć w nim Minato. Oczywiście próbował go pilnować i chronić po kryjomu, ale nie mógł tego robić całymi dniami. I niestety właśnie jednym z takich momentów był przeszło dwa tygodnie temu, gdy wrócił z misji kontuzjowany i dowiedział się, że Naruto został znaleziony kilka dni wcześniej poważnie poturbowany w jednej z alejek. Pamiętał jak dziś, gdy zmroziło go na samą myśl, że straciłby również jego, bo uciekał przed przeszłością ze zwykłego strachu. Poczuł coś na głowie i drgnął zaskoczony. Naruto patrzył na niego zapłakany, głaszcząc swoją drobną rączką. Najpewniej myślał, że sam jest zasmucony i postanowił go pocieszyć. Uśmiechnął się, otworzył usta, żeby coś powiedzieć i uspokoić malca, ale zamarł w bezruchu, patrząc w szkliste, błękitne oczy dziecka, na to, co miało miejsce po sekundzie.


- Nie płacz, Kashi...


Serce podeszło mu do gardła. Usłyszał go... Po raz pierwszy usłyszał głos Naruto. Był zachrypnięty i tak cichy, że miał przez moment wrażenie, że się zwyczajnie przesłyszał. Chłopiec, widząc jak Jounin ściąga brwi, zabrał rękę i przytulił mocniej do siebie Ponpon, kuląc się nieznacznie, jakby obawiał się uderzenia za to, co zrobił. Hatake obserwował sparaliżowany pięciolatka i gdy uniósł rękę, ten zacisnął mocno powieki. Zawahał się. Odetchnął i położył dłoń na blond główce, po czym ostrożnie zmierzwił włosy malca. Spojrzał na niego w szoku odmalowanym w błękitnych oczach, więc uśmiechnął się słabo.


- Nic się nie stało...


Odetchnął jakby z drobną ulgą. Będzie miał co z raportować do Hokage, bo to jednak drobny progres z socjalizacją Naruto. Ciszę przerwało ciche burczenie żołądka, na co Naruto zarumienił się mocno, próbując schować buzię w czarnym futerku Ponpon.


- Czas zrobić obiad. - Hatake parsknął śmiechem. - Chcecie pomóc?


Nie minęło dużo czasu, a Naruto i Ponpon pojawili się zaraz za Kakashi'm w kuchni. Już jakiś czas temu zauważył, że dzieciak nadal boi się broni shinobi, ale z kuchennymi narzędziami radzi sobie nawet dobrze, no na tyle, żeby nie uciec z krzykiem przed nimi. Nie tykał ich, ale również starał się nie patrzeć, choć Kakashi zauważył, że zerkał, jakby chcąc się upewnić o braku zagrożenia.


Poranek dnia kolejnego zaczął się bardzo burzliwie i deszczowo, ale przed południem uspokoiło się błyskawicznie, a słońce zaczęło ogrzewać przemoczone ulice. Jednak największa burza miała dopiero się pojawić. Kakashi postanowił zabrać Naruto do Hokage, żeby przekazać najnowszy raport o postępie dziecka. Nie było to coś wielkiego, ale zawsze znaczyło, że jest szansa na odzyskanie pewności siebie i głosu dzieciaka, na co po cichu kilka osób mocno liczyło. Niedaleko budynku administracyjnego przystanął na chwilę, powitać Itachi'ego idącego najpewniej na trening ze swoim bratem, który z kolei nie był zachwycony traceniem czasu na pogaduchy.


- Kakashi-san, znów na spacerze z Naru?


- W pewnym sensie. - Przyznał z namysłem. - Idziemy do Hokage zdać raport z jego postępów.


- Coś się stało? - Itachi zerknął zaciekawiony na pięciolatka schowanego do połowy za nogą Hatake. - Ma plastry na buzi.


- Oh, nie, tylko mały wypadek w domu. - Wyjaśnił spokojnie Kakashi. - Wywrócił się, ale nic strasznego się nie stało. Wczoraj pierwszy raz się odezwał, więc chcę to zaraportować Hokage.


- Rozumiem. - Itachi skinął głową i uśmiechnął się lekko do Naruto. - Hej Naru, to ty umiesz mówić?


Chłopiec nieśmiało zerknął na Kakashi'ego, a nie widząc sprzeciwu, znów spojrzał na starszego Uchihę i skinął niepewnie głową. Lubił Itachi'ego, był miły, ale jego brat to straszny krzykacz i awanturnik. Nie lubił go.


- Braciszku miałeś mnie trenować, a nie zajmować się obcymi dzieciakami! - Zakrzyknął Sasuke, ciągnąć brata za rękę. - Chodźmy, bo ktoś zajmie nam pole treningowe!


- Już, już. Do zobaczenia Kakashi-san, Naru.


- Jasne, do później. - Kakashi uśmiechnął się pod maską i rozeszli się w swoje strony. - Ponpon uspokój się, Sasuke jest w wieku Naruto.


Suczka prychnęła obrażona, ale ząbki schowała. Ona również nie przepadała za tym awanturniczym i krzykliwym chłopcem. Był tak różny od jej przestraszonego szczenięcia, które chciała chronić, więc tłumaczyła to za każdym razem jako matczyny instynkt i nic więcej. Hatake mógł wówczas jedynie wzdychać ciężko i rozważać, czy dobrze zrobił, sprowadzając ją, a potem machać ręką, że nie ma co biadolić nad bzdurami. Oj tak, dziś był wyjątkowo intrygujący dzień. Zapukał do drzwi, a po usłyszeniu cichego zaproszenia, wszedł. Zatrzymał się zaskoczony, widząc, że Hokage nie jest sam w gabinecie, ale staruszek zaprosił go gestem ręki do wejścia. Naruto widząc kogoś zupełnie obcego, natychmiast schował się za mężczyznę.


- Witaj Kakashi, co ciebie do mnie sprowadza? - Zapytał Sandaime. - Coś się stało?


- Mam do zaraportowania postępy u Naruto. - Odparł z namysłem i zerknął na blondynkę, zerkającą za jego plecy. - Mogę w czymś pomóc, Tsunade-sama?


- Opiekujesz się dziećmi czy dorobiłeś się własnego, Kakashi? - Zagadnęła z przekąsem, po czym uśmiechnęła się wesoło. - Żartuje, żartuję, nie rób takiej miny! To Naruto jak mniemam? Hej, maluchu, jak tam? - Zagadnęła i nim ktokolwiek zdołał ją zatrzymać, potarmosiła chłopcu włosy dłonią. - Jest bardziej nieśmiały niż jego rodzice.


- To właśnie jest jeden z powodów, dla których posłałem o znalezienie ciebie Tsunade. - Wtrącił Sarutobi. Blondynka spojrzała na niego zaintrygowana. - Naruto ma już pięć lat, ale nie mówi i według słów Kakashi'ego, obawia się zwykłych kuchennych noży oraz broni shinobi.


- Co do tego Hokage, to Naruto wczoraj odezwał się pierwszy raz. - Zauważył Kakashi. - Co prawda tylko trzy słowa, ale to jakiś postęp. Również mniej bojaźliwe podchodzi do kuchennego noża, nadal zerka na niego ostrożnie, ale chętnie pomaga mi w kuchni.


- Oh, to wspaniale! - Hokage klasnął w dłonie uradowany. - Jeżeli tak dalej pójdzie, to myślę, że Naruto może znów wrócić do sierocińca w najbliższym czasie i odciążę ciebie z potrzeby opieki nad nim.


Naruto mimowolnie spiął się, a do oczu napłynęły łzy na hasło „sierociniec". Czy Kakashi aż tak bardzo go nie chciał i był dla niego utrapieniem, że chce go oddać? Kakashi zaś ściągnął brwi z namysłem. Nie był przekonany co do oddawania dzieciaka do sierocińca tak szybko, faktycznie zaczął mówić, ale nie sądził, żeby tak szybko wróciło mu całkowite mówienie.


- Cóż, Hiruzen-sama, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł tak szybko go oddawać. - Przyznała spokojnie Tsunade. - Skoro dopiero zaczął mówić, to powrót do sierocińca w tak szybkim tempie, może zaprzepaścić jego socjalizację i nie dowiemy się, dlaczego przestał się odzywać na pierwszym miejscu. Skoro tu już jestem, to przejrzę jego kartę medyczną i może to wyjaśni mi, co właściwie się wydarzyło. Jako medic-ninja widzę nieco więcej niż przeciętny shinobi czy lekarz.


Hokage przystał na słowa kobiety. Miała w tym sporo racji, bo jeżeli zabrać Naruto znów do sierocińca, to mogłoby odbić się bardzo mocno na jego psychice i nie dowiedzą się, co właściwie się stało, że spowodowało zaniemówienie u dziecka. Kakashi zaś przekazał jej dane medyczne, które wziął ze sobą, żeby zapytać o brakujące informacje i zwrócić do szpitala, ale skoro Tsunade je potrzebowała, to oszczędzało jego czas.


Z gabinetu Hokage wyszedł kilka minut później po sprawozdaniu wszystkiego, co dotychczas zmieniło się u pięciolatka. Nie spodziewał się spotkać tam Tsunade i mimo swojego zdumienia jej osobą, to starał się trzymać pozorny spokój, żeby nie wystraszyć Naruto. Niestety łatwo było go nastraszyć byle bzdurą, więc wiedział również, jak kończyło się wystraszenie go. Ostatnim razem musiał go szukać przez godzinę i w życiu nie sądził, że pięciolatek może zmieścić się do bębna pralki.


- Ten dzień naprawdę jest intrygujący... - Mruknął, patrząc w nieboskłon. - No, wracamy do domu, Naru.


Cisza przed burzą jest zawsze usłana tęczą, która ma tylko uspokoić, nim rozpęta się nawałnica i spowoduje wiele kłopotów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top