Special /z KeRiZaReT
01 Kwietnia 2020
Kakashi przerwał na chwilę robienie śniadania i przetarł zmęczone oko. Po incydencie z nożem dwa tygodnie temu postanowił, że będzie wstawał wcześniej i przygotowywał jedzenie, zanim chłopiec wstanie. Mógł tym sposobem uniknąć podobnych sytuacji. Ale jednocześnie gorzej się wysypiał, przez co z rana był jeszcze trochę nieprzytomny. Westchnął. Zajmowanie się dziećmi było męczące.
BĘC!
Kakashi o mało co nie obciął sobie palca, gdy z salonu dobiegł go głuchy odgłos spadania. Na początku myślał, że może Naruto coś zrzucił przez sen lub spadł z sofy, więc szybko skierował się do pomieszczenia. Jednak następujące po łomocie ciche jęki i przeklinanie go zszokowały. Tajemniczemu postękiwaniu towarzyszyło tylko zaskoczone szczeknięcie Ponpon. Chwila, przecież Naruto prawie nic nie mówi, czyżby ktoś się włamał?
- Ał, ał, ała... Co do cholery...?
Wpadł do pokoju z kunai'em w ręku. Rozglądnął się, ale nikogo nie było w zasięgu wzroku. Spojrzał przestraszony na sofę i prawie dostał zawału, gdy zobaczył, że Naruto na niej nie ma. Siedziała tam tylko jego suczka, kierująca swoje zdezorientowane spojrzenie z podłogi na niego. Czyżby ktoś porwał chłopca?!
- Jaki debil postawił tu ten stolik, na wszystkie ogony Bijuu? Prawie sobie głowę rozwaliłem!
Jounin, słysząc ten poirytowany głos, podbiegł do stojącej przed kanapą małej, szklanej ławy. Odsunął ją i...
...odetchnął głośno z ulgą, gdy ujrzał roztrzepane blond włosy. Ale zaraz, coś było zdecydowanie nie tak. Dlaczego Uzumaki nagle zaczął tak dużo mówić, a co dopiero przeklinać? Dopiero co ostatnio powiedział ledwo trzy słowa, a teraz nagle...
Nie zdążył skończyć myśli, bo Naruto, słysząc jego kroki, nagle przerwał masowanie swojej obolałej głowy. Poderwał się na nogi z zaskakującą prędkością jak na pięciolatka. Kakashi zdążył zobaczyć tylko przestraszone błękitne oczy, zanim chłopiec zamachnął się na niego... KUNAI'EM?! Nie spodziewając się tego ataku, zdążył złapać jego rękę w ostatnim momencie, zatrzymując broń milimetry od swojej twarzy. Spojrzał w szoku na Naruto. Cholera, co tu się działo?! Jeszcze dwa tygodnie temu dziecko na widok noża chowało się przerażone na drugim końcu pokoju, a teraz same go nim atakuje?! To po co on wstawał tak wcześnie? To się zupełnie nie kleiło!
Naruto natomiast przez chwilę patrzył na Kakashi'ego zdezorientowany, po czym otworzył szerzej oczy jakby zdał sobie z czegoś sprawę.
- Ka-Kakashi-san?! - Blondynek natychmiast upuścił broń. - Prze-przepraszam, nie wiedziałem, że to pan, dattebayo!
Kakashi zrobił głupią minę i rozejrzał się zagubiony. Potem znowu popatrzył na chłopca. Czyżby się przesłyszał? "Kakashi-san"? "Pan"? O co tu chodziło? Czy zjadł coś nieodpowiedniego? A może to jakieś genjutsu lub tylko sen? Albo...
Zacisnął rękę odrobinę mocniej na nadgarstku blondyna. Uzumaki, który przedtem rozglądał się zmartwiony po pomieszczeniu, wyglądając, jakby czegoś szukał, jęknął cicho i zerknął na jounina. Srebrnowłosy złapał go za kołnierz.
- Kakashi... san, dattebayo?
- Słuchaj, nie wiem kim jesteś ani czego chcesz, ale masz mi natychmiast powiedzieć, gdzie jest Naruto.
- C-co...? Ale przecież ja...
- Nie próbuj mi nic wmawiać, Naruto się tak nie zachowuje. Jeśli chciałeś go porwać i podszywać się pod niego bez podejrzeń, to powinieneś lepiej przestudiować jego sposób postępowania. A teraz powiedz mi gdzie...
- Kakashi, to jest Naruto. - Ponpon przerwała mężczyźnie po dokładnym obwąchaniu dziecka. Jounin popatrzył na nią w szoku.
- Jak to, przecież mówi? I zachowuje się zupełnie inaczej!
- Nie wiem dlaczego, ale to on. Jego zapach jest prawie taki sam.
- Prawie?
- Nieznacznie różni się od tego, jaki powinien mieć, ale to nadal on. Nie zapomniałabym zapachu mojego szczenięcia.
Srebrnowłosy wciąż wydawał się nieprzekonany, ale puścił chłopca. Dopiero teraz dokładniej mu się przyjrzał i zobaczył kilka różnic. Chłopiec wydawał się wyższy niż wcześniej, może też trochę lepiej zbudowany. Można by stwierdzić, że wygląda na starszego, niż jest. Nosił także inne ubrania - zdecydowanie nie były to te same, które kupił mu ostatnio w sklepie. Zamiast czarnej koszulki z ciasteczkowym potworem i białych spodenek miał na sobie pomarańczową bluzę z kapturem i szare szorty. Na jego prawej nodze znajdowała się przywiązana kabura, z której prawdopodobnie wyjął wcześniejszego kunai'a. Skąd on w ogóle wziął te bronie? Był pewien, że trzymał wszystkie z dala od niego.
- No dobra, w takim razie dlaczego nie jest taki jak mój Naruto? - Spytał jakby sam siebie.
- Po pierwsze, to nasz Naruto, - Podkreśliła oburzona suczka - a po drugie to skąd mam wiedzieć? Jestem tak samo zaskoczona jak ty.
Lustrowali blondyna od stóp do głów. Dziecko patrzyło raz na psa, raz na mężczyznę, a raz gdzieś wokoło, ale w końcu utkwiło swój wzrok na srebrnowłosym. W jego spojrzeniu Jounin ujrzał mieszaninę różnych emocji. Zaskoczenie, strach, niezrozumienie...
O cholera... Właśnie zdał sobie sprawę, że swoim zachowaniem nastraszył dzieciaka.
Ponpon też to chyba zauważyła, bo popatrzyła na niego zirytowana i podeszła powoli do Naruto. Jednak chłopak, zauważając ruch suczki, zmarszczył brwi i odskoczył do tyłu, na sofę. Rozejrzał się szybko po całym pokoju. Nie widząc żadnej innej drogi ucieczki, wspiął się na parapet najbliższego okna i, ku zgnębieniu Kakashi'ego, wybił je kunai'em i wyskoczył na zewnątrz.
- Chyba sobie żartujecie! Dopiero co naprawiałem to okno! - Jounin załamał ręce, zdając sobie sprawę, że to ta sama szyba, którą zniszczył ostatnio Guy.
- Martwisz się teraz oknem?! Szczeniak ci ucieka! - Zdenerwowała się Ponpon.
- Tak, już. - Srebrnowłosy szybko się opanował. - W takim razie muszę cię prosić, żebyś za nim pobiegła. Ja nie mogę teraz biegać przez moje kolano. Pójdę zgłosić sytuację Hokage, postaraj się więc sprowadzić go do jego biura.
- Typowy samiec, nigdy nie można na was polegać. - Westchnęła, ale kiwnęła pyszczkiem i wybiegła za małym.
Hatake odetchnął z ulgą. Przynajmniej dzieciaka miał teraz z głowy. W końcu Ponpon to samica Alfa i była szybsza od normalnego psa czy człowieka. Jeśli wliczyć w to jej doskonały węch, było prawie niemożliwe ją zgubić. Całkowicie ufał jej umiejętnościom i był pewny, że dogoni Naruto. Mógł więc skupić się na innych rzeczach. Postanowił, że okno załata później, w końcu i tak nikt nie odważyłby się do niego włamać, a pogoda była jak na razie ładna. Teraz musiał się dowiedzieć, co jest nie tak z Naruto.
Skierował się do drzwi z zamiarem udania się do Wieży Administracyjnej. Gdy je jednak otworzył, ujrzał przed sobą Irukę, który zapukał mu w czoło, za późno zdając sobie sprawę, że wejście zostało uchylone.
- Oh, Kakashi, wybacz! Nie zauważyłem, że otworzyłeś. - Zaczął się rozglądać za blondynem. - Przyszedłem sprawdzić, co u Naruto. Wychodzicie gdzieś razem? Gdzie on jest?
Kakashi wciągnął głęboko powietrze na uspokojenie.
- Naruto właśnie uciekł przez okno.
Brunet gapił się przed siebie pusto przez kilka sekund, a potem wybałuszył na niego oczy.
- Co?! Jak to uciekł przez okno?! Miałeś go pilnować! Co się stało?! Co ty zrobiłeś temu dziecku?!
- Nie wiem, co się stało, ale zachowywał się jakoś dziwnie, w dodatku wygląda inaczej.
- Inaczej?
- Jest wyższy, ma inne ubrania, wygląda na starszego. Poza tym zaczął normalnie mówić. Pomyślałem, że ktoś się pod niego podszywa, więc się mnie przestraszył i uciekł przez okno.
Iruka załamał ręce.
- Kakashi ty się nie nadajesz do zajmowania dziećmi! Biedak pewnie nie wie o co ci chodzi. Musimy go szybko znaleźć i uspokoić!
- Wysłałem już po niego Ponpon, za chwilę powinna go sprowadzić do Hokage. Idę zgłosić mu o tym dziwnym zachowaniu, jak chcesz, to możesz iść ze mną.
Umino oczywiście się zgodził, nie powstrzymując się przed walnięciem srebrnowłosego w głowę trzymanym w ręku dziennikiem za takie "nieodpowiedzialne zachowanie". Kakashi westchnął cierpiętniczo.
Czy on kiedykolwiek będzie mógł zaznać spokoju z tym dzieckiem?
***
Naruto oglądnął się szybko za siebie i zmarszczył brwi. Ta suczka, która zaczęła za nim podążać, powoli go doganiała. W ogóle to od kiedy to psy były takie szybkie? Był całkiem pewien, że manewrując między budynkami w końcu uda mu się zostawić zwierzę w tyle. Tymczasem tego tu nie dało się ani prześcignąć, ani zgubić. Niedługo albo przyzwaniec go dogoni, albo on opadnie z sił. Żadna z opcji mu się nie podobała.
Rozejrzał się dookoła, szukając czegoś, co mogłoby wytłumaczyć mu, co się dzieje. Czuł się bardzo nieswojo. Było to bardzo dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że jego otoczenie w ogóle się nie zmieniło. Wydawałoby się, że wciąż był w tej samej Konoha, co zawsze. Nic się nie zmieniło w jego otoczeniu. Ale jednak wiedział, że to nie było to samo.
Próbował sobie przypomnieć, co się stało, zanim znalazł się w tej dziwnej sytuacji. Pamiętał, jak wybiegał wściekły z biura Hokage po jego "rozmowie" ze staruszkiem i jak kierował się na pole treningowe. Gdzieś po drodze zamyślił się i chyba się o coś potknął. Wpadł w jakieś krzaki i uderzył głową w drzewo i...
... i obudził się na sofie. A dokładniej mówiąc, obudził się, gdy spadł z sofy, uderzając głową w stolik na kawę.
Tu wszystko zaczęło się mieszać. Po pierwsze, zupełnie nie znał mieszkania, w którym się nagle znalazł. Myślał, że może ktoś go porwał. Dlatego poczuł ulgę, gdy zobaczył Kakashi'ego, mając nadzieję, że ten mu wytłumaczy, co się działo. Widać jednak mylił się, bo mężczyzna zachowywał się całkowicie inaczej. Podejrzewanie go o podszywanie się? "Nie taki jak jego Naruto"? Jakby... jakby się wzajemnie zupełnie nie znali.
Spojrzał znów na siebie. Suczka zaczęła się coraz bardziej zbliżać. Zwrócił szybko wzrok przed siebie i skręcił w kolejną mniejszą uliczkę, przeklinając cicho pod nosem.
'Rodzice by mnie pewnie zabili, gdyby usłyszeli, jak się wyrażam' Zaśmiał się lekko do samego siebie. 'Muszę chyba zwrócić mamie uwagę, żeby aż tak nie klęła.'
Właśnie. Jego rodzice. A tak dokładniej mówiąc duchy jego rodziców, które nagle przestał widzieć. Zupełnie bez ostrzeżenia, zniknęły najbliższe mu osoby. Tak naprawdę to nie wiedział, skąd ma tą moc, ale nigdy nie pomyślał, że mógłby ją nagle stracić. Oczywiście o tym, że jednak może, musiał się dowiedzieć w najgorszym momencie.
Czuł się nagle strasznie samotny. Bez kogokolwiek, komu mógłby się zwierzyć. Niby mógł iść do Trzeciego, ale po tym, co się stało, zanim trafił w to dziwne miejsce, nie miał ochoty go nawet widzieć.
Właściwie to kiedy tak patrzył na pozycję słońca, to wyglądało na to, że był dopiero ranek. Ale chwila, przecież jak wpadł w te krzaki było popołudnie. Czyżby tak mocno się uderzył w głowę, że przespał całą noc? Co tu się działo?
I... oczywiście znowu się zamyślił i wszedł w ślepą uliczkę. Przystanął gwałtownie i, dysząc, szukał jakiejś drogi ucieczki. Jak się spodziewał, żadnej nie było. Po prostu pięknie! Nie będzie się przecież wspinał po ścianach, bo i tak tego nie potrafił, nawet gdyby chciał. Został w sytuacji bez wyjścia.
Zerknął za siebie. Super, pies też już tu był. Patrzyli na siebie przez chwilę, ale suczka nie zamierzała marnować więcej czasu. Wykorzystała otaczające ich budynki i niczym prawdziwy ninja wykonała zgrabne odbicia od kilku z nich, rzucając się na Naruto i powalając go na łopatki.
No po prostu ten dzień nie mógł być gorszy!
- Mam cię. - Uśmiechnęła się. Jej głos był delikatny, ale wiedział, że nie da mu uciec. - Słuchaj, Naruto, nie wiem, co się dzieje, ale nie możesz sobie tak po prostu uciekać. Muszę cię zaprowadzić teraz do Hokage, żeby to wszystko wytłumaczyć.
Aha, super! Teraz miał jeszcze iść do Trzeciego! Czyli jednak ten dzień mógł się pogorszyć! Spieprzyłeś to, Naruto, totalnie to spieprzyłeś!
- A co jak się nie zgodzę, dattebayo?
Suczka wyszczerzyła swoje kły, patrząc na niego z błyskiem w oku.
- Wtedy po prostu nie załatwimy tego polubownie.
Po chwili na ulicy dało się słyszeć krzyk chłopca, warknięcie psa i zadowolone fuknięcie. W końcu kilkoro zaintrygowanych mieszkańców ujrzało idącą po mieście zadowoloną suczkę ciągnącą za kołnierz uwiązanego i zdecydowanie niezadowolonego chłopaka.
- Puść mnie! Nie chcę iść do żadnego Hokage!
Przyzwaniec kompletnie zignorował narzekanie dziecka i dalej targał dziecko w stronę Wieży Administracyjnej. Naruto był szczerze zaskoczony siłą zwierzęcia, jak i samymi jego zdolnościami. Próbował się rozwiązać, ale suczka umiejętnie go unieruchomiła. Jak ona w ogóle potrafiła robić węzły? Z każdą minutą jego sytuacja robiła się coraz bardziej absurdalna.
W pewnym momencie po prostu się poddał i dał zaciągnąć bez przeszkód. Był już i tak zmęczony wcześniejszym biegiem, nie miał sił jeszcze niepotrzebnie się targać. Przybrał wyraz twarzy męczennika i patrzył tak na zerkających na niego dziwnie ludzi. W końcu suczka zawlokła go gabinet Hiruzen'a i, po posłaniu pilnujących drzwi ANBU nieznoszącego sprzeciwu spojrzenia, wciągnęła go do środka.
Wcześniejsze odgłosy rozmowy umilkły, gdy pojawili się w pokoju. W środku były trzy osoby - Kakashi, Hiruzen i - o zgrozo! - Iruka. Chłopiec posłał mu lekko przestraszone spojrzenie. Umino, jak i cała reszta, wydawał się jednak za bardzo zszokowany sytuacją, żeby to zobaczyć.
- Ponpon... Nie dało się delikatniej? - Spytał Kakashi, widząc związanego blondyna. Suczka prychnęła.
- Gdyby się dało, to bym go tu nie targała.
- To jest... Naruto? - Iruka nie potrafił ukryć zaskoczenia.
- Wygląda... zdecydowanie inaczej niż gdy go ostatnio widziałem. - Przyznał Hiruzen. - Nie jest przypadkiem... za wysoki, jak na pięciolatka?
- Pięciolatka?! - Sarutobi i Iruka zaniemówili i spojrzeli na mówiącego blondyna. - Chyba sobie ze mnie żartujesz, staruszku! Mam prawie osiem lat, dattebayo! Myślałem, że ty, ze wszystkich ludzi, będziesz pamiętał!
Pięcio-, znaczy się, ośmiolatek patrzył zdenerwowany na Hokage, który, dla odmiany, wydawał się być w zbyt wielkim szoku, żeby cokolwiek powiedzieć. Nastała chwilowa cisza, bo nikt nie wiedział, jak ma zareagować. Kakashi czekał na opinię Hiruzen'a w tej sprawie, będąc mniej zdziwiony niż reszta. W końcu pierwsze zetknięcie z dziwnym zachowaniem dziecka miał już to za sobą. Iruka oraz Trzeci, natomiast, widzieli i słyszeli to po raz pierwszy. Oczywistym było, że nie będą dowierzali własnym uszom. W końcu chłopiec, który ledwo co ostatnio powiedział pierwsze słowa, w dodatku sepleniąc, teraz mówił długie, składne zdania jak... no, jak normalne dziecko w jego wieku.
Tyle że Naruto nie był normalnym dzieckiem, więc normalność w jego przypadku była nienormalna.
- Może mnie ktoś rozwiązać? - Uzumaki zaczął wiercić się na ziemi. - Tu jest, jakby, bardzo niewygodnie, dattebayo.
Dorośli wydawali się jakby otrząsnąć z transu, ale nie spełnili jego prośby. Zamiast tego przyglądali mu się z niedowierzaniem. Chłopiec wydawał się zmieszany ich reakcjami.
- C-co...? Czemu... się tak na mnie patrzycie...?
- Ty... mówisz? Tak normalnie? - Iruka niepewnie zwrócił się do chłopca, starając się nie brzmieć niemiło. Blondyn zmarszczył brwi, kierując wzrok na nauczyciela.
- Czemu pana to tak dziwi, Sensei? Przecież jeszcze dzisiaj rano normalnie odpowiadałem na lekcjach. - Spuścił wzrok na dół i wymamrotał jeszcze, bardziej do siebie niż do nauczyciela. - Oczywiście jeśli w ogóle dopuszczasz mnie do głosu...
- Na lekcjach? Ależ Naru, ja... ja cię przecież nie uczę.
- Jak to "nie uczy mnie pan"?! - Dziecko podniosło głos. - To, że jestem zawieszony, nie znaczy, że mnie pan nie uczy! Czemu jest pan tak do mnie zawsze nastawiony? Powiedzcie mu coś, dziadku, Kakashi-san!
Naruto spojrzał błagalnie na wspomnianych, którzy wymienili zmieszane spojrzenia.
- Naruto, ty naprawdę nie zostałeś jeszcze wysłany do Akademii. - Przyznał Kakashi.
- C-co? Ale przecież...? Dziadku...?
Sandaime pokręcił głową.
- Rzeczywiście, nie zostałeś jeszcze przyjęty do szkoły. Przynajmniej nie tutaj.
Reszta spojrzała na niego bez zrozumienia.
- Nie... tutaj, dattebayo...?
- Naruto, powiedz nam wszystko, co o sobie wiesz.
Blondyn zerknął na Trzeciego podejrzliwie.
- Po co?
- Chcę się czegoś upewnić.
- Najpierw mnie rozwiążcie.
- Ah, no tak... Racja, racja. Iruka, rozwiąż go.
Brunet podszedł do dziecka, które jednak spojrzało na niego z nutą strachu i złości w oczach i spięło się, jak tylko przybliżył do niego rękę.
- Naru...? O co chodzi?
- Nie słodź mi tu z tym "Naru", gdzie się podziało twoje ulubione "Uzumaki"?
- "Uzumaki"?
- Nie, wiesz, Namikaze.
Kakashi i Hiruzen spojrzeli na przewracającego oczami chłopaka w osłupieniu. Czy on właśnie...?
- Nie wiem, o co ci chodzi, Naruto. Przecież nigdy tak do ciebie nie...
- Nie no, oczywiście, teraz będziesz kłamał, bo jesteś przed Hokage. Wszyscy nauczyciele tak robią przed rodzicami... - Westchnął. - Po prostu mnie już rozwiąż...
Umino patrzył zmartwiony na nieufny wzrok dziecka. Co się stało? Czemu chłopak tak nagle był dla niego taki oschły i się go bał? Dlaczego tak się spinał, gdy rozwiązywał krępujące go sznury? Bał się zapytać, żeby nie wystraszyć pię- ośmiolatka jeszcze bardziej. Blondyn, jak tylko mógł znowu normalnie się poruszać, odsunął się od niego oraz od wciąż pilnującej go Ponpon. Wstał i stanął bliżej Kakashi'ego, wciąż jednak zachowując pewien dystans. Zerknął wyczekująco na Hokage.
- Czy teraz możesz o sobie wszystko powiedzieć? - Spytał Sandaime. Naruto spojrzał niepewnie na Irukę.
- Nie... nie w tym... towarzystwie.
- Co? Dlaczego? - Hatake wydawał się zaskoczony. W końcu Naruto zawsze tak ufał Umino, a teraz nagle nie chce, żeby tu był?
- Poufne informacje.
Hiruzen popatrzył przepraszająco na bruneta.
- Wybacz, Iruka, ale jak widzisz, musisz wyjść.
- Nic się nie stało, Hokage-sama, rozumiem sytuację. - Umino uśmiechnął się smutno i popatrzył na Naruto. - Przepraszam, jeśli coś ci zrobiłem. Mam nadzieję, że się jeszcze dogadamy.
Po tych słowach wyszedł powoli z gabinetu. Gdy drzwi się za nim zamknęły, Uzumaki odetchnął z ulgą. Spojrzał na Hokage.
- Wybacz, staruszku, ale nie sądzę, że Iruka-sensei powinien o tym wiedzieć.
Kakashiego zaskakiwało to, jak Naruto zwracał się do każdego z nich. "Kashi" nagle zmieniło się w "Kakashi-san", "Ika" w "Iruka-sensei" lub nawet "pan". I chociaż do Trzeciego mówił per "dziadek" (czasem "dziadzia", ale tego jeszcze od "nowego" Naruto nie usłyszał), to z taką lekko ignorancką formą jak "staruszek" się nigdy nie spotkał. W dodatku zwracał się do niego bardzo bezpośrednio, jakby z małym szacunkiem dla jego pozycji. Postanowił jednak o tym nie wspominać.
- Nie wiem dlaczego, Naruto, ale uszanuję twoją decyzję. Możesz mi teraz powiedzieć, ile masz lat?
- Mówiłem już, dattebayo. - Przewrócił oczami. - Osiem. No, dobra, prawie osiem. Mam urodziny za miesiąc.
- Za miesiąc? - Zdziwił się Kakashi. Czyżby Uzumaki'emu podano inną datę urodzin?
- Mhm! Dziesiątego października przecież! - Oznajmił dumnie chłopiec.
- Jest wiosna, Naruto... - Zwrócił mu uwagę Hiruzen. - Poza tym, skąd wiesz, że...
- Co? Jaka wiosna? Jest wrzesień! - Blondyn nie dał mu dokończyć, bo podbiegł szybko do okna. Rozejrzał się i jęknął widząc kwitnące wiśnie i ptaki wijące gniazda na drzewach.
- Jak? Gdzie? Kiedy? Przecież dopiero co była jesień! - Panikował. - Przespałem moje urodziny?
Upadł teatralnie na kolana i zaczął lamentować. Kakashi patrzył na to, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Aż tak bardzo zależy ci na urodzinach?
- Oczywiście, że tak! Teraz nawet nie wiem, czy skończyłem już osiem lat, czy nie! Nie wiem, ile mam lat! To tragedia!
Chwilę jeszcze ponarzekał, ale zaraz po tym jakby o czymś sobie przypomniał. Spojrzał na Kakashi'ego, a jego twarz zrobiła się znowu bardziej poważna. Wstał z ziemi, jakby przed chwilą nie walił w nią pięściami, i ponownie stanął przed Hokage.
- Cóż... poza tym... to jedyny dzień, kiedy zostawiają mnie w spokoju...
- Kto?
- "Co", a nie "kto". - Poprawił srebrnowłosego Uzumaki. Patrzył na ludzi za oknem. - ...Ich spojrzenia... - potrząsnął głową i zwrócił się z powrotem do Trzeciego. - No ale nieważne, następne pytanie.
Kakashi wymienił zaniepokojone spojrzenia z Sarutobi'm, ale postanowili się nie zagłębiać. Trzeba było pytać, dopóki chłopak im odpowiadał. Hatake chciał jeszcze tylko dopytać o jeden szczegół.
- Skąd wiesz, kiedy masz urodziny?
- Co to za pytanie? Każde dziecko to wie! Przecież jak można nie wiedzieć, kiedy się urodziło? To tak jakby nie wiedzieć, kim się jest, dattebayo!
W oku błysnęła mu iskierka, która nie uszła uwadze Hiruzen'a. Jakby coś ukrywał. Albo raczej... jakby ich sprawdzał. Sandaime postanowił to zanotować w swojej głowie i zapytać o to później. Podejrzewał, że chłopak wie coś, czego nie powinien.
- Kto się tobą opiekuje?
Naruto posłał mu zirytowane spojrzenie.
- Ty. I wujek Asuma. Choć powiedziałbym, że ten drugi robi lepszą robotę.
"Wujek" Asuma? Tego jeszcze ani Hiruzen ani Kakashi nie spotkali. Tak naprawdę to Naruto jeszcze nie poznał młodszego Sarutobi'ego, więc to stwierdzenie ich zaskoczyło. Sandaime zrobiło się trochę smutno, słysząc wyraźną obrazę w jego stronę w ostatnim zdaniu, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Gdzie mieszkasz?
- W małym apartamencie, niedaleko Akademii. Sam mi go dałeś, po tym jak się wyprowadziłem z twojego domu. Na początek roku w szkole.
- Jak długo chodzisz do Akademii?
- Od dwóch tygodni, dopiero się zaczął rok. A nie, chwila... Jest wiosna... Czekaj, przespałem też szkołę?! To dlatego Iruka-sensei twierdził, że mnie nie uczy?! Co się dziejeee, dattebayoooo?!
- Naruto, spokojnie. - Hiruzen przerwał chłopcu, zanim ten zaczął jeszcze bardziej panikować. - Chyba wiem, jak wygląda sytuacja.
- Na-naprawdę?
Hokage pokiwał głową.
- Naruto, pewnie zauważyłeś, ale jak dla nas twoje zachowanie nie jest zwyczajne. Prawdopodobnie nasze też, jak dla ciebie. Wydaje mi się... że nie jesteś z naszego świata.
- Hę? Masz na myśli jakby inne uniwersum?
- Dokładnie tak.
- W sumie... - Zastanowił się Kakashi. - To by miało sens. Pamiętasz może, co się stało, zanim wszystko zaczęło się wydawać inne?
- Biegłem na pole treningowe i po drodze się wywróciłem, wpadając w krzaki i uderzając głową w drzewo... Jak się obudziłem, byłem już w obcym miejscu...
- Nie poczułeś działania żadnej techniki? Może widziałeś jakąś podejrzaną postać?
- Mówię, że nie! Walnąłem się w głowę i nic więcej! Co was to tak obchodzi, dattebayo?
- Cóż... To mogłoby nam pomóc odesłać cię jakoś tam, skąd przybyłeś. - Hiruzen powstrzymał chęć sięgnięcia po swoją ulubioną fajkę. W końcu nie wolno palić przy dzieciach. Ale to było takie męczące...
- W dodatku nie wiemy, gdzie się podział Naruto z naszego świata. - Dodał zmartwiony Hatake - Jeśli pojawił się u ciebie, mogłoby mu się coś stać...
- Bardzo się przejmujesz... Jesteś moi- znaczy się, jego opiekunem, Kakashi-san?
Srebrnowłosy wydawał się zaskoczony dedukcją dziecka, ale kiwnął głową.
- Szczęściarz... - Blondynek nie mógł powstrzymać cichego jęku zazdrości. Czemu Hokage w tym świecie był łaskawszy dla jego tutejszego odpowiednika? To było nie fair.
Chwila. O nie. Chłopak przełknął ślinę, gdy przez jego głowę przeleciała pewna myśl.
- On ma... pięć lat? - dorośli kiwnęli głowami. - O cholera...
Zanim zdążyli się go zapytać, dlaczego wydawał się taki zaniepokojony, drzwi od gabinetu zostały wyważone i wyrwane z zawiasów. Przeleciały nad Hokage, który szybko się przed nimi uchylił, i wyleciały na zewnątrz, wybijając okno kilka centymetrów za jego głową. Naruto w panice doskoczył do Kakashiego (zastanawiającego się, ile jeszcze szyb zostanie tego dnia zniszczonych). Sięgnął do jego kabury po kunai, ponieważ w swojej nie znalazł już żadnego. Musiały mu wypaść, kiedy się potknął, a ostatni użył, wybijając okno w domu srebrnowłosego. Hatake jednak powstrzymał jego rękę. Nie zdziwiło to chłopca, biorąc pod uwagę fakt, że jak na razie za każdym razem, kiedy miał w rękach broń, nie kończyło się to dobrze dla mężczyzny. Jounin spojrzał na wchodzącą z rozmachem do pokoju postać, której noga, którą wyważyła przed chwilą drzwi, wciąż wisiała w powietrzu.
- Hiruzen, gdzie są te brakujące wyniki badań Naruto?!!
Uzumaki podążył za spojrzeniem opiekuna swojego młodszego odpowiednika. Był w niemałym szoku, gdy okazało się, że osobą odpowiedzialną za to całe zamieszanie była blondwłosa kobieta. Jakim cudem wyważyła te drzwi jednym uderzeniem?! I czemu zwracała się do Hokage po imieniu? Skąd w ogóle kojarzyła jego imię? Czy powinien ją znać? Głowa go zaczynała boleć od wszystkich tych pytań, których tylko przybywało. Odrzucił je na razie na bok, skupiając się na blondynce. Wparowała do gabinetu z plikiem dokumentów w jednej ręce i... czy to był różowy pluszak w jej drugiej dłoni czy miał zwidy?
- To jest karta zdrowia sprzed pół roku! - Podeszła do biurka i trzasnęła o nie papierami. - Dlaczego nie jest pełna?! Czemu nie dostałam jeszcze wszystkich informacji?! Miałeś mi je wszystkie dzisiaj donieść!
- Tsunade, uspokój się. - Hiruzen westchnął. Przez to całe zamieszanie zapomniał zupełnie o Senju. - Nie oddałem ci wszystkich dokumentów, bo byłem teraz zajęty.
- Zajęty? Niby czym?
- Cóż, jak pewnie zauważyłaś, nie jesteśmy sami.
Po spojrzeniu kobiety (z tego, co Naruto zrozumiał, miała na imię Tsunade) widać było, że tego nie zauważyła. Jednak jej twarz natychmiast się rozjaśniła na jego widok. Uśmiechnęła się i podeszła do niego. Zatrzymała się przed nim i wystawiła rękę, żeby go pogłaskać po głowie. Chłopak zacisnął dłoń na ręce Kakashiego, ale nie cofnął się. Już przyzwyczaił się, że ludzie w tym wymiarze go znają, choć nie zmieniało to faktu, że wciąż czuł się z tym niekomfortowo. Kobieta zmierzwiła mu włosy.
- Oh, wybacz mi, przestraszyłam cię, Naru? Uroczy dzieciak. Jak się czujesz? Patrz, co dla ciebie przyniosłam.
Pokazała mu różowego pluszaka słonika z serduszkiem na brzuchu i zaczęła się nim przed nim bawić. Powieka blondyna drgnęła niebezpiecznie. "Naru"? "Uroczy dzieciak"? Rozumiał, że tutejszy Naruto był pięciolatkiem, ale on nie mógł już znieść takiego traktowania go jak dziecko! Szczególnie przez obcych ludzi.
Kakashi próbował ostrzec Senju, ale nie dane mu było skończyć.
- Tsunade-sama, to nie jest...
- Nie nazywaj mnie Naru, mam osiem lat, dattebayo!!
Dopiero po tym, jak to wypalił, zdał sobie sprawę, co zrobił. Zasłonił sobie usta ręką. No super, znów będzie się musiał tłumaczyć. Blondynka patrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy i jakby powoli przetwarzała informacje.
- Osiem lat...? - Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z najważniejszego faktu. - Chwila, on mówi?! Hiruzen, czemu nic o tym nie wiem?!
Patrzyła zszokowana na Hokage. Cała pozostała trójka westchnęła. Trzeci oparł głowę o złożone dłonie.
- Tsunade, to jest Naruto z innego wymiaru, który został tu przypadkiem przeniesiony. Właśnie próbowaliśmy się dowiedzieć, jak się tu znalazł.
- Z innego wymiaru...?
Przyglądnęła się dziecku. Naruto podrapał się po karku z niepewnym uśmiechem.
- Miło panią poznać.
Tsunade patrzyła się na niego przez moment bez słowa, po czym przyłożyła palce do nasady nosa.
- Nie jestem na to wystarczająco pijana...
Sarutobi westchnął, załamany tym oświadczeniem, przejeżdżając sobie dłonią po twarzy. Natomiast Kakashi odetchnął z ulgą, dziękując w duchu, że Senju to w miarę spokojnie przyjęła. Naruto nie wiedział za bardzo, co ma myśleć, więc postanowił milczeć. W międzyczasie Hokage i Hatake opowiedzieli kobiecie o jego sytuacji, a ona przebadała go, żeby sprawdzić, czy nie jest pod wpływem jakiejś techniki. Musiał przyznać, że styczność z zieloną aurą otaczającą jej dłonie była zabawnym uczuciem. Z jakiegoś powodu zabronili mu się patrzeć, gdy sprawdzała brzuch...
- I co? - Spytał Kakashi, gdy Tsunade skończyła. Kobieta pokręciła głową.
- Nie wyczuwam żadnych oznak obcej chakry, jej zaburzeń lub innych podejrzanych czynników. Jedyne, co jest inne, to ilość energii. - Spojrzała na niego. - Uczyłeś się już kontroli chakry i ninjutsu?
Zaprzeczył. Senju westchnęła, a zielona aura wokół jej rąk zniknęła.
- Nie wiem, co mam powiedzieć. Może to jakaś Technika Czasoprzestrzenna... Nie znam się na tych rzeczach, trzeba by spytać Jiraiyi'ę. W końcu to on i Czwarty się na tym najlepiej znali.
Naruto drgnął na wspomnienie swojego ojca. On się na tym znał? Po raz kolejny tego dnia przeklinał fakt, że przestał widzieć duchy. Razem z mamą i tatą mogliby razem coś wykombinować, żeby go ściągnąć z powrotem do jego domu...
Chwila, a co z...
- A czy Kakashi-san nie jest uczniem ta-aaaa...., znaczy się, Yondaime-sama? Może wiesz coś o technikach tego typu?
Po spojrzeniach obecnych już wiedział, że się wygadał. Wewnętrznie dał sobie z liścia. Kolejne tony rzeczy do wytłumaczenia. Spojrzał zrezygnowany na twarze dorosłych wlepiające w niego zdziwione i przestraszone spojrzenia. Hatake wydawał się najbardziej powalony tą wiadomością.
- Ty... Wiesz, kim był Czwarty...?
Teraz pytanie, czy odnosił się do tego niedokończonego "taty" czy do tego "mistrza"? A w ogóle, co za różnica, skoro odpowiedź była taka sama?
- Cóż... tak...?
- A-ale skąd?! - Hiruzen nie mógł tego pojąć. Chyba w tamtym świecie nie był na tyle głupi, żeby mu to powiedzieć? Nie mogli żyć, skoro to "on" się nim opiekował, więc jak to?
Naruto za to bił się z myślami. Nie mógł im powiedzieć o duchach. To byłoby zbyt ryzykowne, patrząc na to, ile "zakazanych" dla siebie informacji mógł posiadać. Musiał coś innego wymyślić...
- Bo... bo to mój ojciec i mam prawo o nim wiedzieć!
Pozostali omal nie dostali zawału, słysząc, jak chłopak to tak otwarcie mówi.
- Po-powiedziano ci? - Hokage nie mógł się nadziwić. Czy jego odpowiednik oszalał?
- Nie...
- W takim razie jak...?
Tsunade pierwszy raz się odezwała od czasu jego obwieszczenia. Naruto posłał jej spojrzenie mówiące "Ty też wiesz?!" (w końcu jej nie znał), ale postanowił nie mówić tego na głos. Zastanowił się na chwilę nad odpowiedzią. Musiało to być wiarygodne kłamstwo, żeby się nie dopytywali. W końcu pokazał na zawieszone na ścianie zdjęcie Minato.
- ...Nie jestem głupi, dobra? Każdy by się domyślił, gdyby spojrzał na zdjęcie, dattebayo! Jest zbyt wiele podobieństw. Włosy i oczy... Chyba nie tak trudno to wywnioskować jeśli wiesz cokolwiek o genach?
Dorośli patrzyli na niego w absolutnym szoku. Tak po prostu to wywnioskował? Przecież miał tylko osiem lat! Chociaż, jego ojciec niby był geniuszem...
Naruto niemal wydał z siebie okrzyk zwycięstwa, widząc, że reszta uwierzyła w jego kłamstwo. Szczerze mówiąc, nie sądził, że tak będzie, więc tym bardziej chciało mu się tańczyć ze szczęścia. Co nie znaczy, że mógł to zrobić, bo by się wydał. Ograniczył się więc do wewnętrznego tańca.
Hokage oparł się o swoje krzesło, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Nie mam siły o tym myśleć... Jestem za stary na takie rzeczy... No nic.. Kakashi, dopóki nie dowiemy się, co z tym wszystkim zrobić, będziesz dalej zajmował się Naruto, Tak, jak dotychczas. Może tak być?
Hatake otrząsnął się z szoku i spojrzał na Naruto. W oczach chłopca, ku jego zdziwieniu, pojawiła się iskierka nadziei. Patrzył na niego z niemą prośbą. Zależało mu na tym?
- Myślę, że nie będzie z tym większego problemu... Jeśli Naruto chce...
- Tak!! - Oczy chłopca zaświeciły się. Będzie mógł spędzić czas z Kakashim! Może nie tym... prawdziwym, ale wciąż! - Tak, proszę, dattebayo!
- No to ustalone... Możecie iść, ja jeszcze załatwię sprawy z Tsunade.
Nagle blondyn coś sobie przypomniał. Podszedł do kobiety i oddał jej różowego słonika.
- Oddaję go pani. To nie dla mnie jest on przeznaczony.
Tsunade uśmiechnęła się, odbierając pluszankę. To było takie miłe. Ten chłopiec myślał o "prawdziwym" Naruto tego świata pomimo, że nie musiał. Chociaż, tęskniła za tym, jak nazywał ją tutejszy Uzumaki. Kiedy mówił na nią "Tsu", czuła się taka młoda... A teraz została "panią"... Choć co się dziwić, ten tutaj jej zupełnie nie znał i w dodatku był starszy. Nie powstrzymało to jej jednak od pogłaskania go po głowie.
- Uroczy z ciebie dzieciak. Miło, że się troszczysz o naszego Naru. I nie musisz do mnie mówić per "pani", wystarczy Tsunade. Jak chcesz to nawet Tsu.
Jakby miał déjà vu.
- Dziękuję... Tsunade...sama? - Słyszał, jak Kakashi tak do niej mówił. Nie sądził, że mówienie jej po prostu po imieniu było... odpowiednie. Poza tym, nie wiedział, jak długo tu będzie. Oby krótko...
Kobieta jedynie posłała mu lekki uśmiech. Cóż, ten mały nie zastąpi jej prawdziwego Naruto i nie mogła oczekiwać, że będzie taki sam. Nie chciała go zmuszać. W końcu dla niego to też całkiem nowe doświadczenie.
Po tym wszystkim Kakashi i Naruto w końcu wyszli z gabinetu. Hatake przedtem wysłał jeszcze Ponpon do domu, a sam .postanowił zabrać ich za spacer, żeby mieli czas na poznanie się. Było to zabawne, bo czysto teoretycznie już się znali. Ale zmiana wymiarów robiła swoje.
Tyle że Naruto wydawał się raczej bardziej zainteresowany czymś innym...
- To... jaki jest tutejszy ja? Znaczy się tutejszy Naruto, bo on to nie ja. Choć on to w pewnym sensie ja, ale też jednocześnie nie... Ugh, to zbyt skomplikowane, datteabyoo... Po prostu jaki jest? Wszyscy byli w dużym szoku, gdy coś powiedziałem, czy to znaczy, że on jest niemy?
Kakashi zamrugał, słysząc to niepotrzebnie rozwinięte pytanie i uśmiechnął się lekko pod maską. Zastanowił się chwilę.
- Niedokładnie... Chyba po prostu boi się mówić... Dopiero ostatnio powiedział pierwsze słowa.
- Tsk... - Blondyn zmarszczył brwi. - To może być problematyczne. Jeśli jest w moim świecie...
- Martwisz się o niego?
- A ty nie?
- Oczywiście, że się martwię. - Srebrnowłosy patrzył przed siebie przygnębiony. - To tylko pięciolatek, w dodatku nie wie jeszcze wszystkiego o świecie. A szczególnie jeśli nagle pojawi się w jakimś nowym, obcym. W dodatku niełatwo jest zdobyć jego zaufanie, do mnie przekonał się dopiero po dwóch dniach. Wiadomo, że będę się obawiać.
Naruto patrzył na Hatake zaskoczony. W jego oku widział szczere zmartwienie. Jego mimika, to, jak mówił o chłopcu... przypominało mu o Minato i Kushinie. Jego stosunek do chłopca był niemal ojcowski. Nic dziwnego, że tak się czuł. Blondynowi aż się serce ścisnęło. Chciałby mieć takie stosunki z jakąś osobą... To jest, żywą osobą.
Pokiwał głową.
- Rozumiem...
Szli przez chwilę w ciszy, nie wiedząc, jak zacząć ponownie rozmowę. Wyglądało na to, że temat drugiego Naruto tylko martwił Kakashi'ego, więc Uzumaki chciał przejść na jakiś inny temat. Tylko jaki?
Jak na życzenie zaraz obok nich przeszedł nowy potencjalny "temat rozmowy". A właściwie to dwa.
- Braciszku, poćwicz dziś ze mną rzucanie shuriken'ami!
- Gdzie ci się tak spieszy? Nie zacząłeś nawet jeszcze chodzić do Akademii, więc nie ma potrzeby jeszcze tak ciężko ćwiczyć. Ciesz się dniem, Sasuke.
Naruto zatrzymał się. Sasuke? Przesłyszał się? Spojrzał w stronę, z której usłyszał nadchodzące głosy. Kakashi to zobaczył i podążył za jego wzrokiem.
- Może następnym razem, Sasuke.
Uzumaki gapił się na to z otwartymi ustami. Ten mały chłopiec, którego ten starszy właśnie puknął w czoło... to naprawdę był...?
- Hm? Coś się stało? - Zainteresował się Hatake.
- To jest... to jest Sasuke...?
- No tak. Znasz go?
Blondyn pokiwał lekko głową, wciąż ze zdumieniem wpatrując się w dąsającego się małego Uchihę. Marudził coś do idącego obok wyższego chłopca, z ochraniaczem Liścia na czole i czarnymi włosami związanymi z tyłu w luźny kucyk.
- Kto to jest, obok Sasuke? Ten genin?
- Ten tam obok? To Itachi Uchiha, starszy brat Sasuke. I od roku jest już chuunin'em.
- Sasuke ma brata? Nie wiedzia- Chwila, chuunin'em?! Ile ma lat?!
- Jedenaście.
- Heeee?! - Chłopiec zwiesił głowę. - Czemu wszyscy zdają Akademię tak wcześnie...?
- Hej, nie łam się. On zaczął uczęszczać tam wcześniej, w dodatku to było w czasach wojny. Poza tym, to geniusz...
- Oh, Kakashi-san!
Itachi zauważył ich i zaczął iść w ich stronę, machając. Srebrnowłosy odpowiedział tym samym. Dwójka czarnowłosych po chwili stanęła obok nich, starszy uśmiechnięty, młodszy - wręcz przeciwnie, z obrażoną miną. Itachi pogłaskał Naruto po głowie (na co ten prawie zaliczył glebę) po czym uścisnął ręce z Kakashi'm.
- Znów na spacerze?
- Cóż, można tak powiedzieć...
Jounin podrapał się po karku, kątem oka zerkając na Naruto. Blondyn wpatrywał się w pięcioletniego Uchihę skonfundowany i zmieszany. Dzieciak robił chomicze policzki i patrzył na Uzumaki'ego zazdrosnym i jednocześnie wyzywającym wzrokiem. Co wyglądało komicznie, ponieważ siedmiolatek był od niego w tym momencie wyższy o co najmniej półtora głowy.
'Niemożliwe, żeby to był Sasuke... Ten "Wielki Pan Uchiha Co Zawsze Wszystkich Ignoruje I Jest We Wszystkim Najlepszy"...? Prędzej obrażony kociak, którego przestano głaskać.'
- A jak u ciebie, Naru? Wszystko w porządku?
Nagłe pytanie Itachiego wytrąciło go z równowagi i (ponownie) się zapomniał.
- Co? Ja? Tak, u mnie wszystko... Chwila... - Nagle przerwał, przetwarzając jedną część pytania. Na jego czole pojawiła się żyłka. - Ile razy mam się powtarzać, żeby nie mówić na mnie "Naru", dattebayo?! Czemu wszyscy wciąż-
Dopiero zaskoczona mina dwójki Uchiha go przytkała. Kakashi przejechał sobie ręką po twarzy. Czy ten dzieciak musiał być tak wybuchowy? Itachi podniósł brew do góry, ale uśmiechnął się.
- Oh, czyli już nie boisz się mówić?
- Nie, to nie w tym rzecz... - Westchnął Hatake. - To nie jest ten sam Naruto. Przypadkowo przeniósł się tu z innego wymiaru, najprawdopodobniej zamieniając się miejscami z naszym. I ma prawie osiem lat... - Zmarszczył brwi. - Tak, to brzmi bardziej absurdalnie niż brzmiało w gabinecie, gdy Sandaime-sama to mówił.
- Wymamrotał do siebie.
Starszy Uchiha zamrugał z konsternacją.
- Czy mógłby pan powtórzyć?
- Jest z innego świata i ma osiem lat.
Chuunin przyglądał się dziecku z uwagą, drapiąc się po brodzie.
- Faktycznie jest wyższy i nieco inny w masie ciała, ale uznałem, że to po prostu przez nowe ubrania...
Naruto spojrzał najpierw na Itachi'ego, a następnie, nie mogąc znieść jego badawczego wzroku, na Sasuke. Jednakże wcale nie pomógł mu fakt, że ten też się na niego gapił, nawet bardziej intensywnie niż jego brat. Naruto w zamian posłał mu zrzędliwe spojrzenie.
- Na co się tak gapisz, mały?
Och, jak on długo czekał, żeby zobaczyć tą oburzoną minę Uchihy! W dodatku dochodziła do tego satysfakcja z nazwania go "mały". U niego w świecie chłopak był starszy i wyższy, więc nie dało się go niczym obrazić, gdy działał mu na nerwy swoim podejściem do wszystkiego z wyższością. W końcu mógł się zemścić! Może i nie na tym samym Sasuke, ale wciąż się liczyło!
Nie przewidział tylko jednego.
Sasuke bezceremonialnie wystawił mu język.
- Co ty właśnie zrobiłeś, ty mały-
Przed rzuceniem się na dzieciaka z zamiarem mordu powstrzymał go Kakashi, chwytając go za kołnierz. Blondyn syknął z irytacji, patrząc wściekle najpierw na złośliwie uśmiechającego się Sasuke, a następnie na swojego tymczasowego (zmęczonego) opiekuna.
- Puść mnie natychmiast, dattebayo! Muszę wbić temu bachorowi do głowy, jak się zachowywać wobec starszych!!
- I zabić go w rezultacie? Nie, dziękuję, nie mam zamiaru za to odpowiadać.
Itachi zaśmiał się, klepiąc brata karcąco po głowie.
- Sasuke, jak ty traktujesz naszego gościa? Skoro nie jest stąd powinieneś się bardziej przyzwoicie zachowywać.
- Ale on nazwał mnie małym!
- Bo jesteś mały, bachorze! - Naruto wyrwał się z uścisku Jounina.
- Nie jestem bachorem, młotku!
- Nie nazywaj mnie młot- mphmmphm!! Mhhhphm!!
- Myślę, że wystarczająco już powiedziałeś... - Kakashi zatkał mu usta z miną cierpiętnika.
Blondyn szarpał się jeszcze przez chwilę, ale w końcu przestał i założył ręce na piersi, piorunując się wzajemnie z Sasuke wzrokiem. Hatake puścił go, ale wciąż obserwował go kątem oka. W duchu modlił się, żeby jego Naruto nie zachowywał się podobnie, jak dorośnie.
- Czy to jakaś technika? - Zmienił temat Chuunin. - Jak się tu znalazł?
- Jeszcze tak naprawdę nie wiemy, próbujemy to rozgryźć. - Zamyślił się zamaskowany. - Właśnie! Może sprawdzisz to swoim Sharinganem? Tsunade-sama nie mogła nic wykryć, ale może ty dasz radę.
Z początku Uchiha posłał mu zdziwione spojrzenie. Bo w końcu Jounin też posiadał Sharingan'a, czemu tego sam nie zrobi? Ale kątem oka spojrzał na brata i stwierdził, że rzeczywiście nie byłoby dobrym pomysłem odkrywać oka Hatake. Aktywował KekkeiGenkai swojego rodu i przyjrzał się dokładnie Naruto, który wzdrygnął się. Nie lubił tego uczucia bycia prześwietlanym. Nie trwało to na szczęście długo, bo Uchiha po chwili dezaktywował doujutsu i pokręcił głową.
- Nic nie wydaje się odstawać od normy.
- Rozumiem. Dzięki za pomoc.
- Nie ma za co. - Itachi uśmiechnął się i pochylił lekko przed Naruto. Stojący obok Sasuke patrzył na to, zgrzytając zębami. - Cóż, w takim razie miło mi cię poznać, Naruto-kun i mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
- T-tak, mi też miło cię poznać, Itachi-san, dattebayo...
- Wystarczy Itachi, nie jestem od ciebie o wiele starszy.
Mrugnął do niego porozumiewawczo. O nie. Tego Sasuke nie mógł znieść. Jego brat miał być tak bardzo zainteresowany tym chłopakiem, a nie nim?! Nigdy w życiu! Nie na jego zmianie! Pociągnął go za rękaw.
- Bra-cisz-ku! Chodź ze mną na ten trening! Uzumaki jest teraz nieważny, poradzi sobie sam!! Braciszkuuuu!!
- Dobrze, już dobrze... Uspokój się, Sasuke. - Posłał Kakashiemu i Naruto przepraszający uśmiech. - Wybaczcie, muszę już iść. Miło było was spotkać.
Zdążyli mu tylko szybko pomachać, zanim został odciągnięty przez młodszego Uchihę. Sasuke nie zawahał się jeszcze oglądnąć za siebie i znowu wystawić w stronę blondyna język. Naruto zaczął się prawie że gotować od środka i poważnie rozważał, czy nie rzucić się na niego i udusić. Ale w końcu zrezygnował (ku ogromnej uldze Kakashiego, który już szykował sznurek, żeby go związać), twierdząc, że ten bachor nie był wart jego czasu.
Szli jeszcze chwilę razem, rozmawiając o... właściwie to o błahostkach. Co lubią, czego nie, takie podstawy. Woleli oboje nie nawiązywać do "drugiego" świata, bo robiło się wtedy raczej ponuro ze względu na młodszego Naruto. Siedmiolatek od czasu do czasu rozglądał się, patrząc, czy coś było innego niż w jego Konoha ale większość wyglądała tak samo.
Tylko spojrzenia się nie zmieniły.
Blondyn postanowił je ignorować, bo nie chciał, żeby psuły mu pierwsze wrażenia tego nowego dla niego świata. Jednak nie mógł całkiem ukryć, że było mu przykro. Nie dlatego, że się tak na niego patrzyli teraz. Był smutny, bo Naruto z tego świata też musiał sobie z tym radzić, a był przecież tylko pięciolatkiem! Wiadomo było, że im jest się młodszym, tym trudniej coś takiego znieść. Możliwe było nawet, że, tak jak on sam, nie wie, dlaczego tak jest. A przecież najgorzej jest czegoś takiego nie wiedzieć...
Coś jednak poprawiało mu humor, a były znajome twarze, które dostrzegał od czasu do czasu w tłumie. Widział czasem (młodszych co prawda) znajomych z jego klasy w Akademii. Nie wszystkich jeszcze kojarzył z imienia, ale wydawało mu się, że dostrzegł chłopaków z klanu Nara i Akimichi siedzących gdzieś razem na ławce w parku. Zastanawiał się, czy ich charaktery były tu takie same, czy trochę inne. W końcu po doświadczeniu z Sasuke nic nie mogło być pewne.
W pewnym momencie jego oczy spotkały się ze spojrzeniem innych. Były duże, całkiem białe, bez źrenic i patrzyły na niego z ciekawością. Naruto skądś je kojarzył...Kiedy jednak ich osoba je posiadająca zdała sobie sprawę, że chłopak ją widzi, natychmiast spanikowała i odbiegła. Blondyn zdążył jeszcze zobaczyć tylko krótkie, granatowe włosy, zanim zgubił ją w tłumie. Patrzył za nią chwilę, aż w końcu, po kilku sekundach, mózg mu znów zaczął działać i zdał sobie sprawę, kto to był.
- Chwila, czy to nie była ta Hyuu-
BAM!
Nie dane mu było dokończyć, ponieważ tak się zapatrzył na postać, że zapomniał, że wciąż idzie naprzód. Nie patrzył przed siebie i walnął głową centralnie w jakiś słup. Upadł na ziemię i oparł się o niego, masując sobie głowę.
- Ała!! To boli, do cholery!
Gdy jednak otworzył oczy, zdziwiło go to, że nie zobaczył wokół siebie żadnych innych ludzi, budynków. W ogóle ulica, po której przed chwilą szedł, zniknęła. A nagle słup, o który się opierał wydawał się jakiś taki szerszy i bardziej szorstki. Wokół niego były drzewa, trawa i krzaki... a w tle zmartwione krzyki znajomych głosów.
- Naru wszystko w porządku, dattebane??
Przez krzaki przeniknęły dwie półprzezroczyste postaci, których przez moment myślał, że już nie zobaczy. Uśmiechnął się szeroko na widok Minato i Kushiny.
- Mamo, tato, dattebayo! To wy!
Namikaze popatrzył na niego dziwnie.
- Oczywiście, że my, kto inny?
- Nie, no bo wydawało mi się, że zniknęliście i że... że...
Zastanowił się przez chwilę. Czekaj, co się przed chwilą stało? Wpadł w krzaki, bo się potknął i potem co? Wydawało mu się, że o czymś ważnym zapominał...
- Uderzyłeś się w głowę, Naru? - spytała zmartwiona Kushina, klękając obok i patrząc na niego zmartwiona.
- Tak, tak, ale tylko troszeczkę. To nic ważnego. Nie masz się o co martwić, dattebayo!
Uśmiechnął się szeroko, zapewniając ją, że wszystko jest w porządku. Kobieta odwzajemniła to i pogłaskała go po włosach. Chłopak wstał i wyszedł z zarośli, kontynuując swoją drogę na pole treningowe i patrząc z radością na rodziców. Nie wiedział czemu, ale nagle wydawał się być szczęśliwy, że ich widzi i że są z nim.
Ale wtedy przypomniało mu się, że powinien pamiętać o czymś ważnym... Chwila, co to się stało, zanim się wywrócił...?
Ah... no tak...
Na jego twarz wpełzł grymas. I tak oto jego dobry humor prysł i wrócił do swojego wcześniejszego, zepsutego nastroju.
Czy musiał to sobie przypomnieć?
Dwie tajemnicze postaci patrzyły na to z drzewa, niezauważone przez nikogo. Uśmiechnęły się.
- Myślisz, że na pewno nic nie pamiętają? - spytała Keri.
- Hm, wątpię. - Przyznała T.M., dmuchając w bordową grzywkę, opadającą jej na oczy. - Jesteśmy Autorkami - możemy sprawić, że zapomną, jak się nazywają na zwykłe pstryknięcie palcami. - Machnęła lekceważąco ręką.
- Hahaha - zaśmiała się druga, chowając blond włosy za ucho - Masz rację. W końcu to nasze światy.
- Yup, ja zawsze mam rację, w końcu jestem Bogiem Zajebistości. - Uśmiechnęła się, susząc ząbki, po czym pstryknęła palcami i zrobiła z nich pistolety. - Nie oczekuj normalności! Ayyy~!
- Tak, tak, słyszałam to już wiele razy. - pomimo tego, że wywróciła oczami i machnęła ręką, Keri uśmiechnęła się szerzej na to hasło wspólniczki. - Powiem ci, że nieźle się uśmiałam. I prawie umarłam od cukrzycy przez ciebie. - wymamrotała, patrząc na T.M. spod byka.
- Oj tam, przeżyjesz! Od cukru nikt jeszcze nie umarł!
Poklepała ją w ramię z głupim uśmiechem.
- No chyba, że jakiś nieogarnięty diabetyk. - Mruknęła z namysłem. - Welp, to było intrygujące doświadczenie. - Przyznała, związując blond włosy w kucyk. - Uśmiałam się niejednokrotnie przy twoim rozdziale, który stworzyłaś dla mnie i sama gruchałam nad rozdziałem napisanym dla ciebie, mimo, że go osobiście stworzyłam.
- Miałam dokładnie tak samo, tylko na odwrót. Pisząc swoje waliłam się po podłodze ze śmiechu, a czytając twoje leżałam w łóżku z pluszakiem, płacząc z nadmiaru uroku i słodyczy. - otarła łzę śmiechu.
- Nu, było zajebiście! - Zakrzyknęła dumnie TobiMilobi, łapiąc Keri za kark i wskazując w stronę nie do końca zachodzącego słońca. - Trzeba to kiedyś powtórzyć! Idźmy! W stronę niezachodzącego słońca, czyli w drugą stronę!
- Tak, tak... Brzmisz jak Gai... - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Jak myślisz, zabiją nas? - spytała nagle, patrząc wprost na ekran, któremu właśnie przyglądali jacyś Czytelnicy.
- Awww, dziękuję. - Zagruchała do Keri, mamroczącej coś pod nosem, co chyba znaczyło "to nie był komplement". - Hmm, pewnie tak albo i nie, kto to wie... Zresztą, jesteśmy kompletnie incognito, to cud będzie, jak nas dorwą! - Machnęła ręką.
- Co racja, to racja, ale dotychczas w całych moich 20latach pracy nad opowiadaniami ani razu nikt nie zjawił się pod moim oknem z widłami i pochodniami. - Prychnęła rozbawiona. -No, to chyba czas na nas... Jeszcze raz, było miło mi z tobą współpracować, Keriś!
- Z tobą też, Tobiś~ - zdrobniła jej imię, naśladując koleżankę i posłała jej uśmieszek. - Dzięki za podzielenie się ze mną doświadczeniem, w końcu piszesz dłużej. Przyznam, że dużo się nauczyłam. No i mogłam się pośmiać z tego, jak narzekałaś na porównanie mojej i twojej ilości słów w tekście! Hehehehe~~!
- Pfff, bo to było nie fair! Mój Naruto nie gada, a twój to chodzący armagedon i narwaniec! - Zakrzyknęła, wyrzucając ręce w górę. - Miałam cięższą robotę!
- Nie moja wina, że takiego stworzyłaś.
Poklepała ją po głowie i wystawiła żartobliwie język. Po tym szybko zeskoczyła z drzewa i zaczęła uciekać, na wszelki wypadek, gdyby Tobi chciała jej coś za to zrobić.
- Wracaj tu, ty mały koczkodanie! - Ruszyła w ślad za blondynką. - Zabiję cię jak kaczkę, ty dziadzie jeden!
W oddali było słychać jeszcze krzyki starszej i śmiech młodszej. I tak oto uciekały w stronę nie do końca zachodzącego słońca czyli w drugą stronę. Żaden z bohaterów Zrodzonego z Milczenia/Żyjącego ze Zmarłymi nie pamiętał absolutnie nic z tej małej historii, a czemu? Bo to wszystko tak naprawdę nigdy się nie wydarzyło i było częścią fillera.
Prima Aprilis no Jutsu kochani!
KeRiZaReT &TobiMilobi <3
Ps: KeRiZaReT jest cudowną autorką opowiadania Żyjący ze Zmarłymi z serii Naruto, którego bohatera mogłam gościć w swoim uniwersum. Polecam ją gorąco, bo jest prze kochaną i cudowną osobą. Pisanie dla niej rozdziału na ten mały prank dla was było zajebistym doświadczeniem i ona napisała ten oto rozdział powyżej dla was.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top