Rozdział 9 cz. I



Dziewczyna pędziła przed siebie, ile sił w nogach. Gorące płomienie pochłaniały wioskę Nal. Przerażone krzyki niosły się w dal. Ci, którzy zdołali wydostać się z płonących domów próbowali pomóc pozostałym, jednak ogień był zbyt duży.

Rayna biegła w stronę małej chatki, modląc się w duchu, by ta stała nietknięta przez złowieszczy żywioł. Pędziła, ile sił w nogach, nie odwracając się za siebie. Nie była gotowa ujrzeć spustoszenie jakiego dokonała.

Próbowała przywołać wodę, by ugasić pożar, jednak zamiast tego wezwała jeszcze więcej płomieni. Ludzie wrzeszczeli i płakali, a ona wciąż biegła przed siebie.

Gdy dotarła do domu, była tak zziajana, że nie mogła złapać tchu. Łzy ciekły po policzkach. Były to łzy szczęścia i ulgi. Chatka stała cała. Jej rodzina była bezpieczna.

Wbiegła do środka, lecz gdy tylko przekroczyła próg domu, odczuła dziwny niepokój – było zbyt cicho. Nawoływała matką i siostrę, ale żadna z nich nie odpowiedziała. Z hukiem otworzyła najbliższe drzwi. Na łóżku leżała Seyda. Wzrok miała wbity w sufit, a usta szeroko otwarte. Po jej brodzie i szyi spływała stróżka wody, która po chwili zamarzła.

Nagle twarz Seydy oszroniała. Rayna wrzasnęła przerażona i podbiegła do nieruchomego ciała. Wtuliła się w zimny bok i załkała głośno. Nie musiała szukać ciała matki, by wiedzieć, że ją spotkało to samo.

***

Rayna Gri'Saram obudziła się z krzykiem. Mimo iż w pomieszczeniu panował chłód, biała, zwiewna koszula nocna, którą miała na sobie była mokra od potu.

Małą, przytulną izbę oświetlał tylko płomień świecy. Kilka poprzednich nocy miodowowłosa dziewczyna wpatrywała się w niego, siedząc nieruchomo i z całej siły skupiając się na migoczącym światełku. Jego blask odbijał się na smukłej, bladej twarzy, rzucając na ścianę cień szczupłej sylwetki.

Od dnia, w którym usłyszała historię o swej przodkini i Księżycowym Znamieniu, bała się zasnąć. Męczące ją od Nocy Świetlików senne mary, stały się bardziej realistyczne. Gdy tylko zamykała oczy, nawiedzały ją przerażające obrazy, w których żywioły niszczyły wszystko co kochała... Dlatego codziennie wpatrywała się w płomień świecy, starając się dotrwać do rana. Niestety nieraz zmęczenie brało górę i zabierało ją w podróż do krainy koszmarów.

Do pomieszczenia docierały ciche odgłosy nocy – szum lasu, pohukiwanie sowy, szelest liści kołysanych przez wiatr. Dziewczynie zdawało się, że słyszy strumień, który zagłuszał dźwięk skwierczącego płomienia i jej głośny oddech.

Usiadła nerwowo na skraju łóżka, próbując zapanować nad niespokojnym oddechem. Z przerażeniem dostrzegła jak czerwono – złoty płomień nieznacznie uniósł się w górę. Obawiała się, że to jej sprawka.

„Spokojnie... tylko spokojnie..." – powtarzała w myślach – „To był tylko okropny sen..."

Starała się uspokoić, choć zatrważający obraz pozbawionych życia oczu Seydy, nie pozwalał zapanować jej nad emocjami. Nie potrafiła opanować drżenia dłoni.

Wiatr za oknem wezbrał, a gałąź pobliskiego drzewa delikatnie zastukała w okiennice. Gdzieś w oddali słychać było grzmot. Płomień świecy buchnął jeszcze wyżej, skrząc się mocniej.

Dziewczyna odskoczyła w tył, gdy ogień zaczął sięgać w jej stronę. Przed oczami zobaczyła zrozpaczoną twarz Serenii, kiedy to została wybrana podczas Nocy Świetlików. Obraz przyjaciółki rozmył się, przekształcając w przerażonego Brennana dławiącego się wodą. Po chwili szczerzyło się do niej niebieskie stworzenie o zębach piranii.

Rayna nawet nie zdawała sobie sprawy, że krzyczy, gdy matka wbiegła do sypialni. Belleida ujrzała córkę siedzącą na łóżku i wpatrującą się w płomień sięgający niemal sufitu, a także gałąź pobliskiego drzewa, przedzierającą się do środka przez roztrzaskaną szybę. Rzuciła się w stronę dziewczyny, która wpatrywała się w świecę, jakby była w transie.

– Rayno! – Złapała dłoń córki, z niedowierzeniem rejestrując jak roztrzęsiona była. – Kochanie spokojnie. Oddychaj – mówiła cicho, z przerażeniem obserwując dziwne zachowanie dziewczyny, płomień i szalejący za oknem wiatr.

Wiedziała, co to oznaczało. Przez lata nie dopuszczała do siebie tej myśli. Miała nadzieję, że znamię, które dostrzegła u córki tuż po narodzinach, było tylko zwykłym przebarwieniem. Znała trochę historię swej rodziny, jednak Księżycowe Znamię pojawiało się tak rzadko, że nikt nie pamiętał z czym dokładnie wiązało się jego posiadanie. Los sprawił, że Rayna przyszła na świat w noc przesilenia, a jej skórę zdobiła plama w kształcie półksiężyca. Belleida nie chciała, by w jej córeczce obudziły się moce, o których opowiadały dziwne historie, nawołujące by strzec się przed kobietami z tajemniczym symbolem na skórze. Za wszelką cenę wypierała znaki, które od wielu dni dawała jej Rayna.

Zamknęła ją w mocnym uścisku i zaczęła śpiewać do ucha cichą pieśń, którą niegdyś kobiety z rogu Gri'Saram nuciły swym dzieciom do snu:

„W ciszy lasu, skwierczy ogień.

Gwiazdy mienią się na niebie.

Księżyc świeci jasnym blaskiem, oświetlając ciemną noc.

Gdzieś w oddali stoi Ona, wokół niej tańczą płomienie, a w jej włosach śpiewa wiatr.

W pięknych oczach błyszczy lód, po policzku spływa łza.

Wśród błyskawic świat szaleje, płoną wioski, tonie las.

Ona stoi zrozpaczona, czując słony smak swych łez.

Myśli, że wszystko zniszczyła, że to koniec, życia kres.

Lecz ten koniec to początek.

Nowa Era.

Nowy Świat.

Wtem rozpływa się w powietrzu, a w jej miejscu płynie mgła.

Tak zaczyna się historia, której Ona źródłem była.

Oddech Rayny powoli się uspokajał. Melodia szalejącego wiatru ustała, okalając je delikatną ciszą nocy. Świeca mieniła się, a płomień nie sięgał już tak wysoko. Kobieta odetchnęła z ulgą, gdy miodowowłosa dziewczyna, w końcu spojrzała jej w oczy.

– Co się ze mną dzieje? – załkała w ramię matki. – Nie umiem nad tym panować. – Po jej policzkach ciekły słone łzy. Wtuliła się mocno w ciepłe ciało, pragnąc schować się przed otaczającym ją światem.

Gdy była młodsza zawsze uciekała w objęcia Belleidy. Później to potężne ciało Hadgera było jej ostoją, kiedy dopadały ją gorsze dni.

Matka zaczęła gładzić jej miękkie, jasne włosy. Żałowała, że z obawy przed darem, który być może płynął w żyłach dziewczyny, odepchnęła od siebie córkę. Teraz, gdy zobaczyła na własne oczy co niosło ze sobą Księżycowe Znamię, bolała nad tym, że nie próbowała przegotować Rayny na to co mogło się wydarzyć. Zamiast tego udawała przed samą sobą i wszystkimi, że starsza z sióstr Gri'Saram była zwyczajną mieszkanką Nal.

– To emocje... – odszepnęła – Gdy nauczysz się je kontrolować, będzie ci łatwiej – mówiła, starając się by jej słowa brzmiały pewnie. Tak naprawdę sama nie wiedziała, jak kontrolować dziwne zjawiska, które miały miejsce przed chwilą. Była jednak przekonana, że to co się wydarzyło miało związek z silnymi uczuciami Rayny. – Teraz musisz odpocząć, jutro opowiem ci wszystko co wiem.

Dziewczyna położyła głowę na kolanach Belleidy i ciasno okryła swe ciało kołdrą.

– Zostań – powiedziała błagalnie, nie chcąc by matka zostawiła ją samą tej nocy. Nie miała odwagi spojrzeć na zniszczenia, których dokonała.

– Śpij dziecinko. – Nie przestając gładzić jasnych włosów, znów zaczęła śpiewać. – W ciszy lasu, skwierczy ogień. Gwiazdy mienią się na niebie...".

Oddech dziewczyny powoli zwalniał, gdy niespiesznie odpływała w objęcia snu. Belleida przestała nucić, dopiero gdy słońce zaczęło wschodzić, a jego promienie oświetliły jej zmęczoną twarz.

***

Kroczyła powoli starając się nadążyć za potężnym mężczyzną, który był kilka kroków przed nią. W skupieniu obserwowała każdy jego ruch, naśladując go. Pamiętała by uważnie stawiać kroki, aby przypadkiem nie nadepnąć na jedną z licznych gałęzi, której trzask, mógłby przepłoszyć dziką zwierzynę.

Bolały ją nogi i chciało jej się pić, ale nie śmiała się odezwać. W głowie słyszała słowa Hadgera, które wielokrotnie powtarzał: „Polowanie to nie wyścig. To sztuka, w której najważniejsze są szczegóły. Nie możesz się spieszyć. Musisz być cierpliwa i uważna. Jeden mały błąd, może zakończyć się kolejnym dniem głodówki".

Nie chciała by znów kładły się spać głodne. Na samą myśl o ssącym brzuszku, do oczu dziewczynki napłynęły łzy, które szybko opanowała. Trudno było jej zapomnieć o ciężkich chwilach, gdy wraz z matką i siostrą nie miały co jeść, jednak, odkąd poznała Hadgera, jej rodzona nie cierpiała głodu. Wiedziała, że i tym razem wrócą do chaty z kolacją.

Zatrzymała się gwałtownie, gdy mężczyzna odwrócił się w jej stronę i pokazał znak dłonią, którego nauczył ją już na samym początku, by mogli porozumiewać się bez słów.

„Nie ruszaj się" – mówił. Dziewczynka posłusznie wykonała polecenie, obserwując jak jej towarzysz sięgał po jedną ze strzał, które wypełniały skórzany kołczan. Szybko naciągnął cięciwę łuku i puścił.

– Szlag – zaklął pod nosem.

Chwilę później dobiegł ich skowyt rannego zwierzęcia. Dziewczynka zasłoniła uszy, nie chcąc wyobrażać sobie cierpienia stworzenia, którego na szczęście nie była w stanie dostrzec zza wysokich krzewów. Hadger szybko sięgnął po kolejną strzałę, by zakończyć żywot łani.

– Już po wszystkim – szepnął, kładąc swą olbrzymią dłoń na drobnym, dziecięcym ramieniu. – Życie bywa okrutne. Musimy zabijać by przeżyć. Jeśli my byśmy tego nie zrobili, zapewne dopadłoby ją stado wilków lub inni myśliwi – tłumaczył, patrząc w przepełnione bólem oczy dziewczynki.

Hadger był pod wrażeniem jej dojrzałości i empatii jaką w sobie nosiła. Za każdym razem opłakiwała upolowaną zwierzynę. Rozumiała jednak, że życie było cyklem, którego krąg musiał się zataczać. Wiele razy żałował, iż zgodził się zabierać ją ze sobą do lasu. Zdawał sobie sprawę, że dziewczynka w jej wieku nie powinna oglądać takich scen. Rayna była jednak na tyle uparta, że nie pozwalała mu iść samemu, zawsze towarzysząc mężczyźnie.

Nigdy nie pomyślał, iż któregoś dnia w jego życiu pojawi się odrobina nadziei i światełko w tunelu, jak zwykł nazywać jasnowłosą dziewczynkę w myślach. Dzięki spotkaniu z małą, znów czuł, że ma po co wstawać rano.

Ramię w ramię wracali do domu, ciągnąc za sobą truchło sarny, które miało zapewnić im zapas posiłków na wiele dni. Oboje uśmiechali się szeroko, zagłębiając w codzienną rozmowę. Rayna złapała wyciągniętą dłoń mężczyzny i skacząc z nogi na nogę, śmiała się najszczerzej jak tylko dzieci potrafiły. Dziewczynka dziękowała Zapomnianym Bogom za zesłanie im Hadgera.

***

Rayna nie pamiętała, kiedy ostatnio spała tak dobrze. Uśmiechnęła się, na myśl o wspomnieniu, które nawiedziło ją tej nocy.

Tęskniła za Hadgerem. Robiła wszystko, by o nim nie myśleć, bo utrata mężczyzny była dla niej zbyt bolesna. Gdy odszedł, czuła się jakby po raz drugi opłakiwała stratę ojca. W tym wszystkim zapomniała, by pielęgnować pamięć o nim i dobre chwile, których było tak wiele.

Nie wiedziała, czy to tajemnicza pieśń matki pozwoliła jej spać spokojnie, czy było to coś innego. Nie chciała się nad tym zastanawiać. Rozbite okno nie pozwalało zapomnieć o wydarzeniach poprzedniej nocy. Dobry nastrój, który towarzyszył jasnowłosej dziewczynie szybko zamienił się w przygnębienie.

„To znamię to cholerne przekleństwo." – pomyślała.

Podeszła do zniszczonej okiennicy. Zniknęła gałąź, która roztrzaskała szybę. Rayna uświadomiła sobie, że to matka musiała posprzątać bałagan, którego dokonała.

„Czy gdyby nie dziwna kołysanka, zdołałabym nad tym zapanować?" – zastanawiała się. Była wdzięczna Belleidzie za to, że została przy niej poprzedniej nocy. Jednak nie mogła wybaczyć kobiecie tego, iż nie powiedziała jej wcześniej o Księżycowym Znamieniu i dziwnych zdolnościach kobiet z rodu Gri'Saram.

„Dlaczego to ukrywała?". Dziewczyna nie rozumiała zachowania matki. Chciała, by jak najszybciej wyjaśniła wszystko co wiedziała, bez dalszego udawania. Pieśń o kobiecie, wokół której tańczyły żywioły, wzbudzała dziwne uczucie niepewności i obawy.

Wyszła z pokoju, pośpiesznie zbiegając po schodach. Minęła pokój Seydy, do którego drzwi były uchylone. Odetchnęła z ulgą widząc, że jej młodsza siostra smacznie śpi. „Cała i zdrowa."– Uśmiechnęła się na tę myśl. Nie chcąc budzić dziewczyny, najciszej jak umiała wyszła na zewnątrz.

Tak jak podejrzewała, matkę znalazła w ogrodzie. Kobieta krzątała się wesoło wśród niezliczonej liczby roślin. Była w swoim żywiole. Uwielbiała pielęgnować swój ogród, poznawać tajemnicze właściwości ziół i tworzyć mikstury oraz eliksiry, które w wielu przypadkach miały zastosowanie lecznicze. To, dlatego była tak świetną zielarką i uzdrowicielką, oddawała się temu całkowicie. W pewnym stopniu zaraziła Raynę swym zainteresowaniem.

– Matko – powiedziała cicho, by zakomunikować swą obecność. Mimo to, kobieta wstała w pośpiechu przestraszona.

– Ależ się skradasz! – zaśmiała się, próbując ukryć zdenerwowanie słyszalne w jej głosie. – Omal nie dostałam zawału! – Na potwierdzenie swych słów, złapała się za klatkę piersiową. Rozglądała się dookoła, unikając patrzenia córce w oczy. Rayna zauważyła, że kobieta stała się bardzo nerwowa w jej towarzystwie.

– Chyba...chyba powinnyśmy porozmawiać... – powiedziała niepewnie – Ta pieśń... Czy opowiadała o kobiecie z Księżycowym Znamieniem?

– Cicho. – Belleida podeszła pośpiesznie do córki i złapała ją mocno za ramię. – Nie tutaj – szepnęła, ciągnąc ją w stronę lasu.

Rozejrzała się dookoła, jakby chciała mieć pewność, że są same.

„Czy to strach?" – przeszło Raynie przez myśl, gdy obserwowała jak matka ze zdenerwowaniem prowadziła je głębiej w bezkres drzew i krzewów.

Szły w ciszy, towarzyszył im tylko świergot ptaków i delikatny szum wiatru. Rayna napawała się spokojem, jaki niosły ze sobą dźwięki natury. Odetchnęła głęboko, wciągając uspokajający leśny zapach. Gdy tak powoli kroczyły przed siebie, przypominały jej się wszystkie chwile, które jako mała dziewczynka spędzała na wędrówkach i polowaniach z Hadgerem. Tęskniła za czasami, gdy nie martwiła się dziwnym znamieniem zdobiącym jej ciało.

W pewnym momencie, tuż przed nimi z zarośli wyskoczył jeleń o pięknym, potężnym porożu. Wpatrywał się w nią swym mądrym spojrzeniem. Dziewczyna miała wrażenie, jak gdyby to sam Hadger patrzył jej w oczy. Pamiętała, jakim szacunkiem mężczyzna darzył te dostojne zwierzęta i z jakim żalem przychodziło mu ich zabijanie. Nim zrobiły krok, rogacz czmychnął między drzewa, tak szybko i nagle, jak się pojawił. Uśmiechnęła się w duchy, na myśl o swym przyszywanym ojcu. Żałowała, że nie było go teraz z nimi.

W końcu dotarły do niewielkiego potoku, przy którym nie tak dawno usłyszała historię o swej przodkini i znamieniu. Dziewczyna pomyślała o tym jaki to dziwny zbiegu okoliczności, że akurat w to miejsce zabrała ją matka.

– Mów. – Musiała poznać prawdę, którą matka do tej pory przed nią ukrywała.

Dziewczyna cały czas wpatrywała się w strumień, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Pamiętała, co uczyniła Brennanowi.

– Mów co wiesz – ponagliła, chcąc mieć tę rozmowę jak najszybciej za sobą.

– Gdy tylko przyszłaś na świat i zobaczyłam to znamię, miałam obawy – zaczęła ostrożnie Belleida – Od razu przypomniałam sobie o naszych przodkiniach noszących Księżycowe Znamię, a także opowieści, które o nich mówiono. Bałam się, że okażą się prawdziwe – wyznała cicho.

– Jakie opowieści?

Kobieta przechadzała się wzdłuż strumienia, nie patrząc na córkę. Pogrążona we własnych myślach, wpatrywała się przed siebie, jakby coś tam widziała. Rayna zastanawiała się, czy mogło chodzić o historię, którą opowiedział jej Teolin.

„Czy zaraz usłyszę to, czego sama się obawiam?".

– Od prawdziwych, po te zmyślone. Sama nie wiem, w które wierzyć – przyznała zrezygnowana Belleida – Kołysanka rodu Gri'Saram opowiada o jednej z posiadaczek Księżycowego Znamienia. W wielu opowieściach, nasze obdarzone przodkinie są przedstawiane jako wiedźmy, zło, którego należy się strzec i obawiać.

– Dlaczego? – spytała Rayna, choć znała odpowiedź na to pytanie.

– Córeczko, czy naprawdę muszę odpowiadać?

Między nimi zapadła niepokojąca cisza. Stały naprzeciwko i wpatrywały się w siebie. Dziewczyna pokiwała głową, chciała usłyszeć z ust matki to co sama myślała. Musiała się upewnić.

– Żywioły – szepnęła Belleida – To one tak przerażają ludzi. Same w sobie są wystarczająco niebezpieczne i sieją spustoszenie. Powodzie, sztormy, pożary... Niszczą wszystko co stanie im na drodze. Dodając do tego osobę, która może je przywoływać?

Po plecach Rayny spłynęła zimna stróżka potu, która sprawiła, że przebiegł ją dreszcz.

„Czy właśnie to mnie spotyka? Wzywam żywioły?". – Bała się wypowiedzieć swe pytania na głos. Podświadomie znała na nie odpowiedzi. Nie śmiała przerywać opowieści matki, słuchała w skupieniu, nie chcąc by opanował ją strach.

– Osobę, która nie zdaje sobie sprawy z tego jaki dar posiada i jak go kontrolować lub co gorsza doskonale wie, jak to robić? Ludzie mieli powody do strachu. To naturalne obawiać się tego co nieznane i nadnaturalne – ciągnęła Belleida. – Dlatego powstało wiele dziwnych i przerażających historii, o tym jak kobiety Gri'Saram paliły wioski, niszczyły plony czy przyzywały burze. Wiele z nich to tylko wymysł ogarniętych lękiem chłopów, mimo to niesmak i strach przed kobietami z naszego rodu pozostał w ludzkich sercach. Nieraz oczerniano w ten sposób kobiety, które znamienia nie posiadały. To, dlatego kazałam ci je ukrywać – przyznała cicho.

Rayna wpatrywała się w nią wielkimi oczami, do których powoli napływały łzy. Czy, gdyby ludzie wiedzieli o tym, że posiadała Księżycowe Znamię, znienawidziliby ją? Baliby się jej? Co by zrobili? Dziewczyna zdawała sobie sprawę, do jakich okropnych czynów byli zdolni Nalijczycy. Przez strach przed istotami z Nysterdos, co roku świętowali Noc Świetlików i oddawali dzieci stworzeniom, których tak się obawiali. Pamiętała o tym, jak wygnali ciężarną Estellę, nie przejmując się jej losem. Czy ją również by wypędzili?

Obie wpatrywały się w płynący strumień. Belleida nie potrafiła spojrzeć córce w oczy. Dlaczego tak długo to przed nią ukrywała? Zdawała sobie sprawę, że powinna była już dawno powiedzieć jej wszystko co wiedziała. Źle zrobiła zatajając historię ich rodu przed córkami. Seyda również powinna była się o tym dowiedzieć.

– Dlaczego ani ty, ani Seyda nie macie znamienia? – spytała po chwili milczenia, Rayna.

– Kobiety obradowane Księżycowym Znamieniem przychodzą na świat co kilkaset wiosen, w noc przesilenia – wyjaśniła – Nie wiem, dlaczego tylko nieliczne z nas posiadały dar. Nie mam także pojęcia, czemu w naszych żyłach płynie moc żywiołów i skąd się właściwie wzięła...

– Ja wiem... – powiedziała twardo Rayna – To przekleństwo rodu Gri'Saram. Być może kiedyś, któraś z nas uczyniła coś, co nie spodobało się istotom z Nysterdos lub samym Zapomnianym Bogom? A to nasza kara?

Matka wpatrywała się w córkę ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Nie spodziewała się, że będzie miała takie przemyślenia. Jej samej kilka razy przeszło przez myśl, iż być może jest to nijaka klątwa, nigdy jednak nie śmiała wymówić tego na głos.

– Rayno, kochanie... – zaczęła ostrożnie – To nie przekleństwo. To dar, nad którym nauczysz się panować.

– Jak?! – krzyknęła zdenerwowana. – Powiedz mi jak?! – załkała cicho, w jej głosie słychać było rozpacz i żal. – To nie dar...

Matka podeszła do niej i chwyciła ją w ramiona. Gładziła jej jasne włosy, tak jak poprzedniej nocy.

– Nie wiem – rzekła ze smutkiem i zrezygnowaniem.

Dziewczyna wpatrywała się w matkę z rozczarowaniem, miała nadzieję, że dowie się czegoś więcej. Tymczasem wciąż nie wiedziała, jak kontrolować dziwne moce, które się w niej przebudziły, ani skąd tak naprawdę pochodziły.

– Najpierw postaraj się ujarzmić emocje. Wczoraj pomogła ci kołysanka – ciągnęła Belleida, mając nadzieję, że jej słowa dodadzą Raynie otuchy – Być może to będzie twój sposób na radzenie sobie z nimi.

Rayna wiedziała, że jej matka ma rację. Sama zdążyła się zorientować, że to właśnie, kiedy opanowywały ją silne emocje, zaczynały się wokół niej dziać dziwne nadnaturalne zjawiska. Wciąż jednak nie wiedziała, dlaczego obudziły się akurat w Noc Świetlików.

„Czy to ma jakieś znaczenie?" – Nie wiedziała, czy powinna zaprzątać sobie tym głowę. Faktem było, że posiadała dziwny dar, który musiała nauczyć się opanowywać. Czy to, kiedy pierwszy raz się pojawił było istotne?

– Naucz mnie – poprosiła cicho – Naucz mnie słów tej pieśni.

Belleida pokiwała głową i zaczęła śpiewać:

W ciszy lasu, skwierczy ogień. Gwiazdy mienią się na niebie.

***

Drogi Czytelniku, 

po dość długiej przerwie wracam z kolejnym rozdziałem.

Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu :) Niestety z powodu natłoku pracy i niewielkiej ilości czasu wolnego, rozdziały nie będą pojawiały się systematycznie :C  

P.S. Postaram się jednak, by przerwy między rozdziałami były maksymalnie dwutygodniowe.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top