Rozdział 4 cz.II
Serenia Alardbir z domu Elisiv, kroczyła u boku męża ze spuszczoną głową. Jej posiniaczoną twarz skrywał ciemny kaptur. Nikt w wiosce nie zdawał sobie sprawy, w jaki koszmar zmieniło się jej życie po Nocy Świetlików. Nikt, nigdy miał się tego nie dowiedzieć. Za kilka dni mieli opuścić wioskę Nal i udać się do jednego z trzech miast, tak jak wiele par przed nimi. Pozostało im tylko spakować się i pożegnać. Brennan jednak nie pozwalał dziewczynie odwiedzać swej rodziny, a ona nie miała zamiaru wyjeżdżać bez pożegnania. Dlatego, by prawdziwa natura jej męża wciąż pozostawała tajemnicą, mężczyzna zgodził się zaczekać, aż fioletowe plamy znaczące jej twarz zelżą, by mogła udać się do rodzinnego domu.
Dziewczyna nie chciała wyjeżdżać. Bała się życia u boku tego okrutnego mężczyzny. Wciąż nie mogła pojąć, jak to możliwe, że był spokrewniony z jej ukochanym Teolinem.
„Teolin...". Odpędziła łzy, gromadzące się w jej oczach na myśl o szatynie. Unikała go od kiedy poślubiła jego brata. Nie było to trudne, gdyż Brennan lubił trzymać ją zamkniętą pod kluczem. Pozwalał wychodzić jej z domu, tylko w jego towarzystwie. Zapewne obawiał się, że pójdzie do kogoś po pomoc. Na jej ciele widniało wiele dowodów jego czynów, których nie mógłby się wyprzeć.
Żelazny uścisk na jej przedramieniu zelżał. Nieśmiało uniosła wzrok, by zobaczyć, dlaczego mąż ją wypuścił. Zaparło jej dech, gdy ujrzała przystojną twarz Teolina.
– Witaj braciszku – wycharczał Brennan, jego głos przepełniony był goryczą i wyższością. Uniósł wysoko podbródek i spojrzał na brata z góry, jak to miał w zwyczaju.
Młodszy z Alardbirów nie zwracał na niego uwagi. Wpatrywał się w dziewczynę, której twarz całkowicie skryta była pod ciemnym materiałem.
– Serenio – zwrócił się do niej szatyn, jednak ona nie była wstanie spojrzeć mu w oczy. Nie po tym co wydarzyło się między nią a jego bratem...
Nie chciała również, by zobaczył w jakim była stanie. Wiedziała, że gdyby dowiedział się, co uczynił jej Brennan, w wiosce rozpętałoby się piekło. Zdawała sobie również sprawę, że większe kłopoty sprowadziłby na siebie. Ona z Brennanem i tak musiałaby udać się do miasta.
– Jak się czujesz, Serenio? – Jego głos przepełniony był troską. Zapragnęła zatonąć w jego ramionach, tak jak kiedyś. Pamiętała ich potajemne schadzki. Tylko wspomnienia o nim pozwalały jej żyć dalej, mimo tego piekła, w którym się znalazła. Marzyła, że wróci do niego, gdy tylko urodzi dar dla Nysterdos. Wróci, a on będzie czekał, by razem wyruszyli w nieznane. Marzyła, że gdy urodzi dziecko, uwolni się od potwora, który został jej mężem.
– Dobrze – wychrypiała.
– Co porabiasz? Ostatnio nie widuję cię w wiosce.
Dziewczyna wzdrygnęła się, gdy wielka dłoń spoczęła na dole jej pleców. Zdawała sobie sprawę, że w ten sposób Brennan pokazuje bratu, że należy do niego.
– Moja żona jest zajęta. To co robi nie jest twoją sprawą – warknął. Dłoń mocniej nacisnęła na jej plecy, pchając Serenię do przodu.
– Chyba mam prawo porozmawiać z bratową – odwarknął Teolin. W jego zielonych oczach zapłonął gniew. Dziewczyna modliła się do Zapomnianych Bogów, by przypadkiem nie doszło między nimi do bójki.
Brennan zrobił krok w stronę brata. Ich piersi zetknęły się. Górował nad nim i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
– Nie masz do niej żadnych praw. Ciesz się, że nikt nie wie o tym, jak parzyliście się po krzakach – wyszeptał. Jego głos przesiąknięty był jadem.
Każde słowo, było jak policzek. Wiedział... Brennan wiedział o ich romansie. Czy znał prawdę przed Nocą Świetlików? Jeśli tak, to dlaczego nie doniósł o tym Mędrcowi? Może odkrył prawdę później? Czy to, dlatego zamienił jej życie w piekło?
Teolin stał jak sparaliżowany. Z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Serenia również milczała.
– Nie masz nic do powiedzenia? Tak myślałem.
Szarpnął dziewczynę za sobą. Jego dłoń zacisnęła się na jej skórze z taką siłą, jak sidła zatrzaskują się na złapanej zwierzynie. Wiedziała, że i w tym miejscu pojawi się siniak.
– Nie dotykaj jej. – Teolin nie zdołał ugryźć się w język, gdy dostrzegł jak Serenia wzdryga się pod dotykiem jego brata.
– Coś. Ty. Powiedział? – Brennan wypluł każde słowo.
Rudowłosa próbowała przesłać Teolinowi w myślach, by milczał. Nie mógł już nic zrobić. Było za późno. Kłótnia mogła jedynie wpędzić ich oboje w kłopoty. Gdy Brennan był wkurzony, lubił wyładować emocje na niej. Wiedziała, że tej nocy na jej ciele pojawi się więcej sinobrązowych plam.
– Nie dotykaj jej – powtórzył – Sprawiasz jej ból.
Serenia, słysząc rozpacz w głosie Teolina, powstrzymała szloch.
– Jest moja. Mogę z nią zrobić co mi się żywnie podoba. – Nim zdążyła zareagować, Brennan zerwał jej kaptur z głowy, by pokazać bratu co uczynił jego ukochanej. Dookoła nie było nikogo więcej, kto mógłby zobaczyć dowody jego brutalności.
Światło oślepiło dziewczynę. Wiedziała jaki obraz ujrzał jej ukochany. Z jego ust wydobył się cichy szloch, gdy zobaczył posiniaczoną twarz. Opuchlizna schodziła, ale sine odcienie na jej brodzie i pod lewym okiem, wciąż były doskonale widoczne.
– Ty gnoju – wycharczał Teolin. Chciał rzucić się na brata, jednak powstrzymała go Serenia, która delikatnie pokiwała głową.
– Zapamiętaj ten widok. I nawet nie próbuj o tym komuś powiedzieć, bo wtedy ja zdradzę wasz mały sekret – wysyczał Brennan. Złapał ją mocno i zarzucił jej kaptur na głowę. – Lepiej nie wchodź nam więcej w drogę.
Wyminęli oszołomionego Teolina, nim chłopak zdołał powiedzieć coś jeszcze. Dziewczyna stąpała niezdarnie za olbrzymim mężczyzną, który coraz mocniej zaciskał dłoń na jej przedramieniu.
Mimo woli odwróciła się za siebie. Teolin klęczał na ziemi, targał włosy na głowie, a z jego ust wydobył się przepełniony bólem krzyk, który przypominał wrzask rannego zwierzęcia. Nie chciała tego ujrzeć ani usłyszeć. Wiedziała, że ten widok będzie rozdzierał jej serce do końca życia, tak jak serce Teolina będzie krwawiło, za każdym razem, gdy ujrzy w snach jej posiniaczoną twarz.
Bez słowa sprzeciwu ruszyła za Brennanem do ich chaty. Chaty, w której kiedyś mieszkał jej Teolin.
***
Kilka dni później byli gotowi do drogi. Mieli wyruszyć kolejnego dnia nocą. Planowali udać się do Larenn, największego z miast, stolicy.
Serenia zawsze myślała, że dzień, w którym będzie wyjeżdżać z wioski Nal będzie najszczęśliwszym w jej życiu. Miała nadzieję, że opuści to miejsce u boku swego ukochanego, że rozpoczną wspólne życie w Reznos, mieście leżącym niedaleko morza, które tak pragnęła zobaczyć.
Niestety los chciał inaczej.
Nie widziała więcej Teolina, odkąd wpadli na niego przypadkiem. Nie wiedziała, gdzie przebywa ani co robi jej ukochany. Ku jej zdziwieniu tamtego dnia, Brennan był nadzwyczaj spokojny. Nie uderzył jej. Chyba naprawdę zależało mu, by przed wyjazdem pożegnała się z rodziną. Być może nie chciał, by gdy wyruszą do miasta musiała wciąż ukrywać swe oblicze? Nie miała zamiaru się nad tym zastanawiać.
Na jej twarzy pozostał tylko mały zielonkawy ślad na brodzie. Brennan pozwolił jej nawet wyjść z domu samej. Spacerowała właśnie w pobliżu miejsca, gdzie jakiś czas temu paliło się wielkie ognisko. Teraz mieścił się tu mały targ. Dni były coraz cieplejsze, a przyroda powoli zaczynała żyć.
– Serenia? – usłyszała za sobą cichy szept.
Poprawiła kaptur nim odwróciła się w stronę melodyjnego głosu. Wpatrywały się w nią duże, brązowe oczy, które na myśl przywodziły spojrzenie wystraszonej łani. Stała przed nią miodowowłosa Rayna Gri'Saram. Córka miejscowej zielarki i uzdrowicielki, jej przyjaciółka. Nie widziały się od Nocy Świetlików, kiedy to trzymały się za ręce i modliły, by żadna z nich nie została wybrana. Niestety Zapomniani Bogowie wysłuchali tylko jednej z nich.
– Witaj Rayno. – W jej głosie słychać było zdenerwowanie, co nie umknęło uwadze jej rozmówczyni.
Rayna spoglądała na nią badawczym wzrokiem, jednak cień rzucany przez kaptur, przysłonił starego sińca.
– Jak...jak się czujesz? – chciała wiedzieć jasnowłosa.
Serenia wiedziała, że może jej ufać. Przecież, gdy odkryła jej związek z Teolinem, chroniła ich tajemnicę. Wiedziała również, że jej przyjaciółka potrafi być porywcza, dlatego nie chciała by dostrzegła jej twarz. Podejrzewała, że Rayna rozmówiłaby się z Brennanem na osobności. Może i nie należała do osób lubiących towarzystwo ludzi, ale o dobro bliskich walczyła jak lwica. Serenia cieszyła się, że miała przy sobie taką przyjaciółkę. Niestety musiała wyjechać i zostawić wszystkich bliskich za sobą.
– Jutro wyjeżdżamy – wychrypiała. – Wyruszamy do Larenn.
Rayna znała marzenie Serenii, wiedziała, że dziewczyna pragnęła zamieszkać w Reznos .
– Czy on... – urwała nagle, nim dokończyła zdanie rozejrzała się dookoła, jakby bała się, że ktoś może usłyszeć ich rozmowę – Czy on jest dla ciebie dobry? – głos przyjaciółki przepełniony był nadzieją.
Serenia nie potrafiła jej okłamać. Milczała więc, a Rayna domyśliła się co oznacza głucha cisza. Wyraz jej twarzy zmienił się. Była wzburzona.
– Uderzył cię. – To nie było pytanie, Rayna była najbardziej spostrzegawczą osobą, jaką poznała rudowłosa – To, dlatego skrywasz twarz za kapturem. – Stwierdziła fakt.
Serenia cieszyła się, że nie musi odpowiadać. Ciepła dłoń chwyciła jej rękę. Prawie wzdrygnęła się pod jej dotykiem. Jej ciało reagowało samoistnie, jednak tym razem uchwyt był delikatny i nie sprawiał jej bólu. Rayna zaczęła odciągać ją z przepełnionego ludźmi targu, skryły się za jednym ze świerków.
– Nie wyjeżdżaj z nim – usłyszała tuż przy sobie – Uciekniemy. Teolin na pewno wyruszy z nami.
Obie jednak zdawały sobie sprawę, że nie mogły tego uczynić. Nie były przygotowane do życia w niekończących się lasach. A gdyby ktoś odkrył fakt, że jest uciekinierką, która w łonie nosi dar dla Nysterdos... Nie chciała myśleć, jaka kara spotkałaby Raynę i Teolina, którzy uciekliby razem z nią.
Miodowowłosa delikatnie zsunęła kaptur z twarzy przyjaciółki. Żółto-zielony siniak był prawie niewidoczny. W jej oczach wezbrały łzy. Objęła dziewczynę, która przez chwilę stała oszołomiona, ale odwzajemniła uścisk. Serenia oparła głowę o ramię Rayny i zaszlochała cicho. Potrzebowała tego, potrzebowała oczyszczenia, które przynosiły łzy. Cóż więcej mogła zrobić? Na nic innego nie mogła liczyć...
– Kiedyś wyrwę się z tego piekła – szepnęła w ramię przyjaciółki.
Rayna zapłakała głośniej.
– Zapłaci za to co ci uczynił. Nie ujdzie mu to na sucho.
Serenia zaśmiała się przez łzy. Zawsze zdumiewała ją waleczność Rayny. Nie wiedziała, skąd w dziewczynie tyle woli walki. Czy to dlatego, że w dzieciństwie straciła ojca?
Nie odezwała się, nie chcąc niszczyć złudnych nadziei przyjaciółki. Zdawała sobie sprawę, że żadna z nich nie była w stanie pokonać Brennana. Tym bardziej, że mężczyzna znał sekret kochanków.
Dziewczyna pogrzebała w kieszeni płaszcza i wyjęła z niej, podarty i zmięty kawałek papieru. Zniszczona kartka była obietnicą, którą napisała po ostatnim spotkaniu z Teolinem. Nosiła ją wciąż przy sobie, gdyż bała się, że Brennan mógłby ją znaleźć. Niestety nie miała sposobności by doręczyć ją swemu ukochanemu.
– Przekaż to Teolinowi. – Wcisnęła zmięty skrawek w dłoń Rayny.
Przyjaciółka skinęła jej głową bez słowa. Nie mogły dłużej ukrywać się za drzewami. Było to zbyt podejrzane zachowanie, tym bardziej, że po Nocy Świetlików Serenia była bardziej rozpoznawalna w wiosce.
– Uważaj na siebie. Nie daj się temu potworowi – szepnęła jej do ucha Rayna. Ostatni raz mocno przytuliła przyjaciółkę i cmoknęła ją w policzek na pożegnanie. W dłoni ściskała karteczkę, na której widniały tylko cztery krótkie zdania.
„Wrócę do ciebie. Czekaj na mnie. Kocham Cię. Na zawsze."
***
Brennan Alardbir pochylał się nad niewielkim strumieniem płynącym między piętrzącymi się w górę drzewami. Przemywał dłonie w zimnej wodzie, gdy nagle jego ciało przeszył jeszcze zimniejszy dreszcz. Lodowaty wiatr trząsł drobnymi liśćmi na drzewach. Zieleń wiosny dopiero przybyła do Nal.
„Nigdy więcej, nie podniesiesz ręki na żadną kobietę rozumiesz?" – usłyszał delikatny głos tuż za uchem.
Jednak, gdy zerknął przez ramie nie dostrzegł nikogo. Był sam. Czyżby wiatr niósł mu czyjeś słowa?
„Rozumiesz?" – ponowił pytanie melodyjny głos. Brennan rozglądał się dookoła w poszukiwaniu właścicielki głosu. Wściekłość zagotowała się w nim. Kto śmiał z nim tak pogrywać.
– Wyjdź z ukrycia ty mała dziwko, to pogadamy – warknął w las.
Nagle woda ze strumienia zaczęła się unosić, jak wąż wiła się w górę. Brennan patrzył na tą dziwną anomalię ze zdziwieniem. Nie spodziewał się, tego co wydarzyło się chwilę później. Woda ze strumienia wypełniła jego płuca. Krztusił się i dusił. Głos na wietrze, kazał mu przysiąść, że nie skrzywdzi już żadnej kobiety. Zagroził, że dowie się, gdy będzie inaczej i wróci by zakończyć to co zaczął. Mężczyzna nie mógł oddychać, nie potrafił również wypowiedzieć ani słowa. Kiwał głową na znak zgody, w myślach powtarzał, że przysięga. Wtedy woda z płuc zniknęła, tak szybko jak się w nich znalazła.
Mężczyzna haustami łapał powietrze, jak ryba wyrzucona na brzeg morza. Chciał jak najszybciej opuścić las. Nie wiedział czego był świadkiem. Czy to istoty z Nysterdos przedarły się przez magiczną Barierę? Czy wiedziały, że dziecko, które miał nadzieję, że spłodził w Noc Świetlików, nie było jego pierworodnym?
Pośpiesznie podniósł się z ziemi, ale silny podmuch wiatru sprawił, że stracił równowagę i runął wprost do lodowatego strumienia. W oddali słyszał cichy śmiech, niosący się na wietrze. Miał nadzieję, że nigdy nie spotka tego kogoś, czymkolwiek było.
***
Serenia pożegnała się z bliskimi. Wróciła do chaty, gdzie czekała na powrót Brennana. Była gotowa wyruszyć do Larenn. Wytrzyma dziewięć miesięcy piekła. To tylko dwieście siedemdziesiąt trzy dni. Wytrwa w tym koszmarze, a potem wróci tak jak obiecała. Wiedziała, że nigdy nie przestanie kochać Teolina. Miała nadzieję, że on również nie zapomni o niej, gdy będą dzielić ich tygodnie rozłąki.
Brennan wrócił dziwnie cichy. Serenia dostrzegła, że jego ciało przechodzą dreszcze. Jego ubranie było przemoczone. Nie zadawała pytań. Nie chciała niepotrzebnie wyprowadzić go z równowagi.
— Napijesz się herbaty? – zapytała potulnie, jak na żonę przystało. Po Nocy Świetlików postanowiła odgrywać rolę posłusznej małżonki. Wiedziała również, że lepiej nie igrać z Brennanem. Mężczyzna był jak wulkan, wybuchał w najmniej spodziewanych momentach. A jego wybuch niósł za sobą wiele cierpienia. Dziewczyna chciała przeżyć tych dziewięć miesięcy z jak najmniejszą ilością wulkanicznych erupcji Brennana.
– Tak, poproszę – odparł cicho.
„Co się wydarzyło, gdy nie było go w domu? Wygląda jakby zobaczył ducha..." – zastanawiała się, ale nie śmiała spytać wprost.
Ruszyła do niewielkiej kuchni, gdzie w małym rondelku nad paleniskiem gotowała się woda. Brennan szedł za nią, nie zwracając uwagi na to, że jego ciało ocieka wodą. Na podłodze u jego stóp tworzyły się niewielkie kałuże. Nie śmiała zwrócić mu na to uwagi.
– Przepraszam... – Usłyszała za plecami – Za wszystko co ci zrobiłem.
Nie wierzyła własnym uszom. Nie była w stanie spojrzeć na mężczyznę stojącego tuż za nią. W duchu dziękowała Zapomnianym Bogom. Wiedziała, że zmiana zachowania mężczyzny była wynikiem tego, co spotkało go w lesie. Nie chciała wiedzieć, co przeraziło go aż tak bardzo, że przeprosił. Miała jednak nadzieję, że nigdy o tym nie zapomni...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top