Rozdział 2


Kilka dni później...

W niewielkiej chatce w małej wiosce Nal, trwały przygotowania do uroczystości Nocy Świetlików.

Rayna Gri'Saram siedziała na drewnianym krześle, a jej młodsza siostra upinała jej długie, jasne włosy. Chciała w ten sposób choć trochę odsłonić jej piękną twarz. Tej nocy musiała wyglądać niesamowicie, jak każda dojrzała, niezamężna kobieta w wiosce.

Rayna w duchu liczyła na to, że mimo wszystko ta noc niczego nie zmieni w jej życiu.

– Nie wierć się – warknęła Seyda.

Siostry Gri'Saram wyglądały niemal identycznie. Duże, sarnie oczy odziedziczyły po matce; długie, gęste rzęsy były zasługą ojca. Jednak młodsza dziewczyna przerastała starszą niemal o głowę.

W progu izby stała kobieta w podniszczonej szacie, przyglądała się córkom w milczeniu, z uśmiechem na twarzy. Miała nadzieję, że tej nocy jej najstarsza córka zostanie wybrana.

Wioska Nal była mała, liczyła zaledwie kilkudziesięciu mieszkańców. Niewiele zostało niezamężnych, młodych kobiet gotowych do zamążpójścia. Seyda była jeszcze za młoda, a Rayna po raz pierwszy miała wziąć udział w święcie jako kandydatka dla najstarszego młodzieńca w wiosce.

Dziewczyna wiedziała, że tej nocy nie będzie mogła być jedynie obserwatorką ukrytą w cieniu sosny. Dziś była jedną z tych, na których miał być skupiony wzrok wszystkich.

W myślach wciąż powtarzała sobie, że nie może dopuścić do tego by została wybrana.

Noc Świetlików przypadała na ostatni dzień zimy, oznaczała początek wiosny – odrodzenie po ciężkich mroźnych miesiącach. Mieszkańcy Nal nie obchodzili jej co roku, a przynajmniej nie w ten sam sposób. Każdego roku w jednej z pięciu wiosek w Świecie Ludzi, odbywały się obchody Nocy Świetlików, które to zawsze musiały zakończyć się małżeństwem.

Małżeństwo zawarte tego wieczoru i spłodzone z niego dziecko, miało być ofiarą dla świata Nysterdos. Ludzie wierzyli, że to dzięki tym ofiarom istoty, które tam mieszkały nie przekraczały Bariery – magicznej granicy, która dzieliła Światy. Powiadano, że była to zapłata za rozdzielenie dwóch światów. O życiu sprzed rozłamu, mieszkańcy wiedzieli jedynie z opowieści swoich krewnych. W wioskach coraz rzadziej mówiło się o przeszłości, w której ludzie żyli obok Fae. Za to szerzyły się opowieści o potworach zamieszkujących świat po drugiej stronie Bariery.

Nikt nie wiedział, co działo się z noworodkami spłodzonymi w Noc Świetlików. Gdy przychodziły na świat, zostawały zabrane nim rodzice zdążyli nadać im imiona.

W jaki sposób istoty z Nysterdos zabierały ludzkie dzieci? Nikt tego nie wiedział. Niemowlęta po prostu znikały i nigdy nie wracały.

Co działo się z dziećmi po drugiej stronie Bariery? Nikt nie śmiał się nawet nad tym zastanawiać. Pewnym było, że nie mogło ich spotkać nic dobrego.

Mówiono o przypadkach, kiedy to rodzice próbowali wyruszyć po swoje dziecko za Barierę. Nie byli jednak w stanie przejść przez magiczną mgłę, która niczym wodospad spływała z nieba aż po ziemię.

Para, która tej nocy postanowiła złożyć przysięgę małżeńską i spłodzić dziecko dla Nysterdos, była przez rok zwana Parą Świetlików. Tytuł ten pozwalał im i ich bliskim zamieszkać w jednym z trzech miast: Larenn, Allon lub Reznos. Tylko w ten sposób mieszkańcy małych wiosek, mogli zaznać innego, lepszego życia. Nie musieli przejmować się mroźnymi zimami i głodem. To, dlatego, każdy tej nocy, był gotowy oddać swoje pierworodne dziecko, by później móc żyć godnie.

Każdy z wyjątkiem Rayny.

Nawet jej matka i siostra pragnęły tego dla niej, choć ona sama nie chciała zostać wybrana. Nie chciała opuszczać swojej wioski i oddawać swojego dziecka w łapska stworów, o których słyszała tyle okropności.

„Ludzie naprawdę wierzyli, że obchodząc Noc Świetlików i składając ofiary chronili swój świat przed niebezpieczeństwem czającym się po drugiej stronie...".

Za oknem zaczynało zmierzchać, na niebie zza chmur wyłaniał się księżyc, który oświetlał las swoją delikatną poświatą. Niedługo miały rozpocząć się obchody Nocy Świetlików.

Twarz matki nagle pobladła. Rayna dostrzegła w jej oczach strach i niedowierzenie.

– Seydo! Dlaczego znamię jest widoczne?! Zakryj je! – krzyknęła Belleida widząc, że szyja Rayny jest odsłonięta – Przecież wiesz, że nikt nie może tego zauważyć... – pośpiesznie zaczęła szarpać włosy córki, by ukryć ciemne znamię w kształcie półksiężyca, odcinające się na jasnej skórze. Dziewczyna cicho syknęła z bólu, ale matka nie zwróciła na to uwagi, cały czas targając włosy.

Znamię półksiężyca towarzyszyło Raynie od urodzenia. Odkąd pamiętała matka zawsze kazała ukrywać je za wszelką cenę. Dziewczyna tak też robiła, nigdy nie zastanawiając się, dlaczego nikt nie może zobaczyć dziwnej plamy zdobiącej jej szyję.

– Czy powiesz mi w końcu, dlaczego tak bardzo boisz się, że ktoś je dostrzeże? To tylko głupie znamię...

Obie z Seydą wiedziały, że matka ma dziwną fobię na jego punkcie. Zawsze, gdy o to pytała wpadała w gniew i poddenerwowanie.

Kobieta zignorowała dziewczynę i zaczęła szykować suknię, którą miała na siebie włożyć tego wieczoru Rayna. Twarz Belleidy znów nabrała koloru.

Gęste, miodowo - złote włosy opadały dziewczynie na kark, całkowicie zasłaniając ciemne znamię.

– Rayno, przygotuj się – uśmiechnęła się do niej czule matka. Cała złość i zdenerwowanie gdzieś zniknęły – Niebawem trzeba ruszać... – to powiedziawszy opuściła pokój.

Seyda ochoczo odskoczyła od siostry, by z daleka podziwiać swoją pracę. Górna część włosów upięta była w wysokiego koka, ale większość pozostała luźna, by mogły kaskadą spływać po plecach.

– Nie martw się, nikt nie zauważy – uśmiechnęła się do niej ciepło, upewniając się, że znamię na pewno nie jest widoczne.

Rayna nie zwróciła uwagi na słowa siostry, była myślami gdzieś indziej. Przerażała ją myśl, że zostanie wybrana.

Jak miałabym zostać żoną Brennana, wiedząc jaki jest naprawdę?".

Nie chciała go poślubić. Na myśl, że musiałaby dzielić z nim łoże, aż się wzdrygnęła.

– Rayno pośpiesz się. Mama zacznie się niecierpliwić – ponagliła ją Seyda.

Stała przy łożu, na którym czekała szmaragdowa suknia. Ciemna i lśniąca jak gwiazdy na niebie. Rayna niechętnie zrzuciła z siebie swoje codzienne okrycie i pozwoliła siostrze, by pomogła jej założyć suknię.

Błyszczała i mieniła się jak drobne świetliki migoczące pośród ciemności. Strój idealny na tę noc.

Seyda wpatrywała się w starszą siostrę, a jej oczy błyszczały od łez. Była dumna ze swojego dzieła.

— Wyglądasz pięknie – pochwaliła.

Do pokoju weszła matka odziana w długi, lekko podniszczony płaszcz. W ręku trzymała dwie peleryny. Seyda szybko narzuciła na siebie ciemny, poszarpany materiał, a na ramionach Rayny delikatnie położyła śliczną, błękitną pelerynkę, na krawędziach obszytą białym futerkiem.

Rayna powstrzymywała łzy, które cisnęły się jej do oczu. Wiedziała, że wydały ostatnie oszczędności by tego wieczoru wyglądała wyjątkowo, podczas gdy same chodziły w zniszczonych ubraniach.

W duchu odmówiła modlitwę do Zapomnianych Bogów - w których istnienie nawet nie wierzyła – by tej nocy nie została wybrana. Mimo iż zdawała sobie sprawę, że zostanie Parą Świetlików mogłoby im ułatwić życie, nie chciała tego...

Otarła jedną samotną łzę spływającą po policzku. Seyda i mama uśmiechały się od ucha do ucha, tak jakby nie dostrzegały smutku wypisanego na jej twarzy. Jak gdyby ten dzień był najszczęśliwszym w ich życiu.

Gdy patrzyła na ich roześmiane twarze, zdała sobie sprawę, że one naprawdę chciały by tego wieczoru została wybrana; wzięła ślub z prawie obcym, nic nie znaczącym dla niej mężczyzną i poczęła dziecko, które musiałaby oddać...

A wszystko tylko po to, by móc wyrwać się z tej zatęchłej dziury i zamieszkać w jednym z miast.

***

Wyszły w ciemną noc, drogę oświetlał im blask gwiazd i księżyca. Głuchą ciszę, co jakiś czas przerywało pohukiwanie sowy. Niebo było bezchmurne, a noc wyjątkowo ciepła. W powietrzu czuć było zbliżającą się wiosnę. Nadchodziły lepsze czasy.

Zima w tych okolicach była sroga i dawała się odczuć wszystkim mieszkańcom wioski. Niektórzy radzili sobie lepiej, inni gorzej. Niestety na pomoc w trudnych chwilach nie można było liczyć. Zimą nikt nie dawał niczego za darmo.

Krocząc w stronę centrum wioski, gdzie to miały odbyć się obchody Nocy Świetlików, Rayna przypomniała sobie pierwszą zimę, gdy zabrakło ojca.

Matka została sama z dwójką maluchów do wykarmienia. Ona skończyła zaledwie osiem wiosen, a Seyda trzy. Początki nie były najgorsze, na szczęście miały oszczędności. Gdy nastała zima, a ich zasoby się skończyły, nie było już tak kolorowo. Dziewczyna wiedziała, że nigdy nie zapomni cichego płaczu matki, każdego wieczoru, gdy znów kładły się spać o pustych żołądkach.

Belleida była silna, choć śmierć męża pozbawiła ją blasku w oczach i radości z życia. Nie była już tą samą kobietą co wcześniej, ale była wytrwała i mimo trudów jakoś przeżyły.

Kiedy Rayna była już wystarczająco duża, zaczęła pomagać tyle na ile mogła. Na początku zajmowała się ogrodem, uczyła się właściwości leczniczych poszczególnych roślin i ziół. Poznała tajniki przygotowywania naparów, wywarów i mikstur na różne dolegliwości.

Jednak dziewczyna pragnęła czegoś innego. Chciała zobaczyć coś więcej niż tylko wioskę Nal. Zaczęła więc zapuszczać się głębiej w las i obserwowała mężczyzn udających się na polowania. Matka nie pozwalała jej tego robić, ale ciekawość nie dawała jej spokoju. Rayna chciała nauczyć się umiejętności łowieckich i zobaczyć jak daleko sięga las otaczający Nal. Bezmiar drzew i krzewów, który roztaczał się dookoła ich małej wioski nurtował ją. Musiała dowiedzieć się co kryje się dalej, co znajdowało się za magiczną zasłoną.

Pewnego dnia, gdy czaiła się pośród zarośli i obserwowała mężczyzn wyruszających na polowanie, jeden z nich ją zauważył. Hadger zakładał sidła na małą zwierzynę i przyglądał się małej, jasnej głowie wystającej zza krzaku bzu.

– A cóż to za mały zwierz? – spytał podchodząc do niej powoli. Rayna wiedziała, że została zdemaskowana, ale mimo to dalej pozostawała w ukryciu. Bała się, że matka dowie się iż dziewczynka mimo zakazu zapuszcza się w las. – Skradanie nie jest twoją mocną stroną – zaśmiał się wyciągając ją z zarośli.

– Nieprawda! – oburzyła się. Otrzepała się z brudu i liści, które przyczepiły się jej do ubrania – Wcześniej mnie Pan nie zauważył – żachnęła się dumnie i wypięła swoją małą pierś do przodu, niczym dostojny paw. Nie pierwszy raz go obserwowała, a jak dotąd nie zdołał jej dostrzec.

– Naprawdę myślisz, że nie widziałem, jak śledzisz mnie od kilku dni? – mężczyzna zaśmiał się, nie był to szyderczy śmiech. Bawiło go zachowanie małej dziewczynki, która z oburzeniem wydęła nadąsane usta – Zamiast się dąsać, lepiej powiedz, jak masz na imię i dlaczego mnie śledzisz.

Rayna patrzyła podejrzliwie na brodatego mężczyznę, który przyglądał się jej z zaciekawieniem. Nie wiedziała, czy powinna mu się przedstawić. Nad jego ramieniem dostrzegła, jak grupa mężczyzn się oddala. Zawsze wszyscy ją ignorowali. Nie wiedziała, czy dlatego, że do tej pory nie zauważyli, jak ich obserwuje, czy po prostu nie mieli ochoty użerać się z małą dziewczynką.

– Mam na imię Rayna. A ty?

Mężczyzna potarł się po brodzie i rozejrzał dookoła, jakby nie chciał, by ktoś ich usłyszał. Dziewczynka była jeszcze bardziej zaciekawiona jego osobą. Coś w tym mężczyźnie przypominało jej tatę.

– Powiem Ci, ale to tajemnica – szepnął, a ona ochoczo pokiwała głową, jakby nie mogła się doczekać – Miło mi cię poznać Rayno, jestem Hadger – uśmiech nie schodził z twarzy dziecka – Może ty w zamian zdradzisz mi, dlaczego codziennie wyruszasz o świcie w las.

– Chcę nauczyć się polować – powiedziała szybko.

– Polowania nie są bezpieczne – Hadger przyglądał się jej uważnie – Nie powinnaś zapuszczać się w las sama. Jeśli obiecasz, że więcej nie wyruszysz za myśliwymi, ja obiecam, że nauczę cię tego co sam potrafię.

– Naprawdę? – spytała z niedowierzeniem. On tylko pokiwał zgodnie głową.

Tak oto Hadger, samotny, gburowaty mężczyzna został jej nauczycielem. Jak się okazało, wcale nie był taki jakim opisywali go inni mieszkańcy wioski. Był dobry, zabawny i troskliwy. Wiele wycierpiał w swoim życiu, tak samo jak one. Rayna swoją wiedzę i umiejętności zawdzięczała właśnie jemu. To dzięki Hadgerowi ich życie stało się odrobinę łatwiejsze. Zaopiekował się nimi, gdy nikt inny nie przejmował się cierpiącą kobietą z dwójką dzieci.

W tej małej wiosce każdy dbał o siebie i swoją rodzinę, szczególnie, gdy nastawała zima.

Hadger zginął, gdy dotrzymał danej jej wtedy obietnicy... Nauczył ją wszystkiego co potrafił. Jego śmierć była dla nich wszystkich ciosem, prawie tak silnym jak śmierć ojca. Jednak to Rayna była z nim najbardziej zżyta i to ona najbardziej przeżyła jego utratę. Po śmierci mężczyzny, przestała zapuszczać się w las. Skupiła się na pomocy matce, która jako zielarka i uzdrowicielka miała dużo do zrobienia w Nal. Mimo to, dziewczyna nigdy nie zapomniała o wartościach jakie przekazał jej Hadger i czego ją nauczył.

Wiedziała, że gdyby tu był, nie popierałby jej udziału w święcie Nocy Świetlików. Jednak mężczyzny, który zastępował jej ojca nie było u jej boku, gdy zmierzały w stronę roześmianego i roztańczonego tłumu.

Szybko dotarły do serca wioski. Ich chata mieściła się zaledwie kilka minut drogi od tego tętniącego teraz życiem miejsca. Zwykle centrum wioski, nie wyglądało tak jak w Noc Świetlików. Przez większość roku, zwłaszcza w zimie, rynek był opustoszały. Kręcili się po nim jedynie najbliżsi mieszkańcy. Większe tłumy zjeżdżały się w dni targowe, by móc trochę pohandlować. Stawiano stragany i namioty z własnoręcznie wytwarzanymi naczyniami, szatami, ziołami i dziwacznymi przedmiotami. Na targu można było dostać prawie wszystko, od jedzenia po wszelkiego rodzaju broń.

Wioska nie była duża, znajdowało się tu tylko kilka chat. Większość mieszkańców mieszkała na obrzeżach, bliżej lasu.

Noc Świetlików była wyjątkowa. Każda rodzina mieszkająca w Nal przygotowywała potrawę, by później po zakończeniu ceremonii zaślubin wspólnie zasiąść do wieczerzy. Tego jednego wieczoru, ludzie stawali się dla siebie mili i bardziej życzliwi. Zabawa mimo chłodu, miała trwać do białego rana.

Para Świetlików po ceremonii musiała udać się do domu młodzieńca, by przypieczętować swój związek i spłodzić dziecko. Zwykle już nie wracali do wspólnego ucztowania.

Mieszkańcy zebrali się wokół ogromnego ogniska, które zostało rozpalone specjalnie na dzisiejszy wieczór. To Brennan Alardbir był jego twórcą.

Każdego roku, najstarszy spośród młodziaków wolnego stanu, miał dokonać wyboru kobiety, z którą spłodzi dziecko. Musiał to uczynić w świetle płomieni. Do jego obowiązków należało zbudowanie i rozpalenie ogniska tak, by żarzyło się jak najjaśniej. To właśnie języki ognia wskazywały wybrankę, która tej nocy miała poślubić czekającego na nią młodzieńca.

W Noc Świetlików to ognisko stawało się centrum. Kandydatki stawały dookoła niego, tak by w świetle płomieni były doskonale widoczne.

Rayna wraz z pozostałymi dziewczętami stanęła wokół ognia, czekając na przybycie Brennana. Seyda z Belleidą zniknęły w tłumie gapiów. Ludzie zbierali się dookoła nich, by móc obserwować całą uroczystość z bliska.

Każda z kandydatek miała na sobie piękną suknię, jednak to jej ciemnogranatowa suknia przyciągała wzrok męskiej części mieszkańców Nal, nawet tych zamężnych. Dziewczyna czuła się nieswojo, będąc obserwowaną. Chciała ukryć się za pobliskim drzewem. Wiedziała jednak, że nie może tego uczynić. Rayna nigdy nie należała do osób lubiących być w centrum uwagi. Wolała spędzać czas z naturą niż z ludźmi. Jej jedyną znajomą była Serenia, która stała po jej prawej.

Dzisiejszego wieczoru tak jak ona, po raz pierwszy była kandydatką Nocy Świetlików. Miała na sobie błękitną suknię, która podkreślała kolor jej oczu. Rude włosy upięła wysoko na czubku głowy. Zaciskała dłonie na zwiewnym materiale. Wyglądała na zdenerwowaną.

Rayna uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco, dając znak, że wszystko będzie dobrze. Wiedziała, że gdy Serenia zostanie wybrana będzie zrozpaczona. Była zakochana w Teolinie Alardbirdzie, młodszym bracie Brennana. Gdyby to ona miała zostać jego żoną, świat obojgu ległby w gruzach. Spotykając się potajemnie łamali zakaz panujący w każdej wiosce. Kobiety musiały zachować czystość, aż do czasu wybrania podczas Nocy Świetlików. Zdarzało się, że niektóre pary zostały przyłapane na romansie, wtedy kochankowie zostawali potępieni i musieli opuścić swoją wioskę. Pokochanie kogoś było ogromnym ryzykiem, o którym nikt nie mógł się dowiedzieć.

Rayna na początku próbowała przemówić Serenii do rozumu. Z czasem zrozumiała, że ich miłość jest prawdziwa. Nie chcąc, by spotkało ich coś złego, strzegła ich tajemnicy tak, jak gdyby była jej własną.

Wyciągnęła rękę w stronę Serenii i złapała ją mocno za dłoń, która była lekko wilgotna. Po policzku rudowłosej spłynęła samotna łza.

– Nie płacz – szepnęła Rayna tak cicho, by nikt inny nie mógł jej usłyszeć. Zerknęła w stronę, w którą ona wciąż spoglądała i wiedziała, dlaczego jej przyjaciółka zapłakała. W oddali w cieniu sosny dostrzegła smukłą, wysoką postać opartą o pień - Teolin. Wpatrywał się w nie, a Rayna prawie poczuła jego ból. Ścisnęła mocnej dłoń Serenii.

– Płomień nie wybierze ciebie – próbowała ją pocieszyć. Pragnęła, by żadna z nich nie została wybrana tej nocy.

Mieszkańcy dookoła wyśpiewywali pieśni, których słów dziewczyna nie chciała znać. Wiedziała, że jest to wezwanie dla istot z Nysterdos. Ich ofiara niedługo miała zostać złożona. Nie miała pojęcia czy pieśń dotarła na drugą stronę granicy. Miała jednak świadomość, że za dziewięć miesięcy, gdy na świat przyjdzie spłodzone dziś dziecię, zostanie zabrane tak jak każdego roku.

– Skąd możesz wiedzieć? Nikt nie wie co się wydarzy – odszepnęła Serenia, głosem przepełnionym żalem i rozpaczą. Wyślizgnęła dłoń z jej uścisku, by otrzeć łzy, które ciekły z jej błękitnych oczu.

Serenia miała rację. Rayna nie mogła mieć pewności, że tego wieczoru, któraś z nich nie zostanie wybrana. Nic nie mogły z tym zrobić. Mogły jedynie czekać i mieć nadzieję...

Pozostałe kandydatki uśmiechały się szeroko. Tylko one dwie stały skulone, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Żadna z nich nie śpiewała wraz z tłumem. Stały jak sparaliżowane, podczas gdy dookoła dźwięki muzyki mieszały się z wyśpiewywanymi przez mieszkańców słowami pieśni. Ci, którzy nie śpiewali, tańczyli szaleńczo. Księżyc świecił jasno, dając poświatę, która otaczała płonące ognisko. Niebo było usłane milionem gwiazd, bez choćby jednej chmury, która mogłaby przysłonić ich blask.

Rayna dostrzegła Seydę, która wraz z innymi młodszymi mieszkankami, kołysała się w rytm płynącej muzyki. Dostrzegła uśmiech malujący się na twarzy jej siostry. Ona nigdy nie była jak Seyda. Nawet, gdy podczas Nocy Świetlików nie musiała obawiać się, że mimo woli będzie musiała wyjść za mąż. Nawet wtedy nie potrafiła się cieszyć tym świętem. Zamiast tańczyć w tłumie i śpiewać pieśni, siedziała schowana za największym dębem w wiosce...

Tej nocy jednak nie mogła się ukryć.

Ciepło bijące od ogniska ogrzewało jej zmarznięte ciało. Mimo iż noc była cieplejsza, po jej ciele przebiegł dreszcz. Spojrzała na swoje pantofelki, których czubki wystawały spod długiej sukni. W czerwono – złotym świetle płomieni, suknia zdawała się błyszczeć jeszcze bardziej.

Rayna poczuła na sobie czyjś wzrok. Gdy spojrzała w górę, dostrzegła Brennana. Barczysty mężczyzna ruszył w ich stronę, wpatrując się w nią wygłodniałym wzrokiem. Po jej ciele znów przebiegł dreszcz, tym razem nie był on wywołany zimnem. Dziewczyna chciała zniknąć. Uciec przed jego natarczywym spojrzeniem. Kąciki ust Brennana uniosły się ledwo dostrzegalnie, w szyderczym uśmiechu skierowanym tylko dla niej.

Nie chciała dać po sobie poznać, jak bardzo obawiała się, że być może będzie musiała poślubić go tej nocy.

Zamiast odwrócić wzrok, spojrzała wprost na niego. Nie mógł zobaczyć jak bardzo przerażona była stojąc przy tym ogromnym ognisku.

Brennan Alardbir w końcu oderwał wzrok ode Rayny i spojrzał na pozostałe kandydatki. Kroczył powoli, lustrując każdą z nich po kolei, od góry do dołu. Z wyrazu jego twarzy niczego nie dało się odczytać.

Tłum ucichł, gdy mężczyzna stanął przy płomieniach.

– Witajcie – w jego głosie słychać było wyższość. Czuł się lepszy od innych mieszkańców wioski.

Tłum zaczął wiwatować, jak gdyby ten, który przed nimi stanął był ich panem i władcą. Kandydatki lekko pokłoniły się. Rayna niechętnie zrobiła to samo. Gdy podszedł bliżej, miała ochotę splunąć mu w twarz, ale nie znalazła w sobie na tyle odwagi. Wiedziała, że gdyby znieważyła go na oczach całej wioski, jej rodzina nie miałaby lekko. Fakt, że Belleida była uzdrowicielką niczego, by nie zmienił.

Z tłumu wyłonił się siwy starzec. Hesjusz był Mędrcem w Nal, najstarszym mężczyzną pełniącym rolę przedstawiciela w miastach. Każda z wiosek posiadała własnego Mędrca. To oni podejmowali najważniejsze decyzje, udzielali ślubów, decydowali o losie mieszkańców wiosek. Gdy popełniono jakąś zbrodnię, to Mędrcy decydowali o karze za nieposłuszeństwo. W całym Świecie Ludzi było ich pięciu. Każdy sprawował władzę w jednej z wiosek. Razem tworzyli Radę Pięciu.

Hejsusz, Zeyrusz, Mericjusz, Syficjusz i Feracjusz byli najważniejszymi osobami w kraju. Spotykając się co jakiś czas w jednym z trzech miast podejmowali najistotniejsze decyzje dotyczące ich świata.

Trzech najstarszych Mędrców przebywało w przypisanym im mieście i tylko raz w miesiącu odwiedzali swoje wioski. Syficjusz sprawował władzę w Larenn – stolicy znajdującej się w centrum, Feracjusz pełnił obowiązki w Reznos – leżącym przy wschodniej granicy, Zeyrusz w Allonie – najmniejszym z miast, położonym na zachód, najbliżej wioski Nal.

Hesjusz stanął po prawej stronie Brennana i położył mu dłoń na ramieniu. Starzec uśmiechał się i rozpoczął obrzęd Nocy Świetlików.

– Drodzy Nalijczycy – zwrócił się do mieszkańców – Pora, by ogień dokonał wyboru – uśmiechnął się jeszcze szerzej, zbliżając się do płomieni – Nie lękajcie się Drogie Panie – wypowiadając te słowa, obdarzył każdą z kandydatek pokrzepiającym spojrzeniem – Ta z was, która dziś zostanie wybrana zazna szczęścia o jakim nawet nie śniła.

Rayna powstrzymała prychnięcie. Za każdym razem jego słowa brzmiały bardzo podobnie. Zapewniał dziewczęta, że bycie wybraną to najlepsze co może je w życiu spotkać. Nie ważne było to, komu należało się oddać. Nikogo nie obchodziło, czy mężczyzna mający poślubić, którąś z nich był tego godzien.

Rayna wiedziała, że Brennan nie był godny żadnej z nich. Znała jego tajemnicę. Wiedziała co uczynił ślicznej Estelli.

***

Pewnego dnia wybrała się do lasu bez Hadgera. Wracała, pochłonięta swoimi myślami, gdy usłyszała krzyk, mieszający się z cichym szlochem. Najciszej jak potrafiła ruszyła w stronę dobiegającego dźwięku. Ukryta w zaroślach dostrzegła dużą męską sylwetkę pochylająca się nad kobietą. Rozpoznała zapłakaną twarz Estelli, która błagała mężczyznę by przestał, ale było już za późno. Czyn się dokonał, a czasu nie dało się cofnąć. Estella nie była już czystą mieszkanką Nal. Jej ciało zostało zbrukane, wbrew jej woli.

Krew zagotowała się w dziewczynie z wściekłości.

Kto śmiał jej to zrobić?!". Nie mogła dostrzec twarzy tego potwora, który teraz pośpiesznie zakładał spodnie. Naciągnęła cięciwę łuku i czekała. Czekała aż się odwróci, by jej strzała mogła przeszyć jego krocze, by już nigdy żadnej dziewczynie nie uczynił tego, co zrobił Estelli.

Niestety nim się odwrócił szarpnął z ziemi dziewczynę. Gdyby wypuściła strzałę, zamiast w niego trafiłaby w biedną Estellę. Poprawił jej suknie i wtedy dostrzegła jego twarz. Szyderczy uśmiech nie schodził z jego ust, gdy ciągnął za sobą swoją ofiarę.

Kroczyła za nimi, mając nadzieje, że trafi jej się druga okazja, by uczynić to co planowała. Niestety nie było jej to dane.

Zostawił dziewczynę na skraju lasu i zagroził, że gdy tylko spróbuje powiedzieć komuś o tym, co się przed chwilą wydarzyło, sprawi, że z wioski zostanie wygnana cała jej rodzina.

Rayna wiedziała, że jeśli doniesie Mędrcowi o tym, czego była świadkiem, oboje zostaliby wygnani. Nie mogła pozwolić, by to spotkało Estellę. O Brennana nie dbała. Dla niej mógłby sczeznąć. Jednak zdawała sobie sprawę, że pociągnąłby dziewczynę ze sobą na dno. Podejrzewała również, że Brennan wyparłby się wszystkiego, a Estella wolałaby zachować to zdarzenie w tajemnicy. Gdyby prawda wyszła na jaw, jej życie już nigdy nie byłoby takie samo. W oczach mieszkańców nie byłaby ofiarą gwałtu, lecz ladacznicą, a gdyby, Brennan spełnił swoją groźbę, jej rodzina również zostałaby osądzona.

Dlatego Rayna nikomu o niczym nie powiedziała.

Nie podejrzewała, że z tego gwałtu zrodzi się dziecko. Gdy tylko usłyszała, że Estella jest w ciąży wiedziała, że już za późno, by powiedzieć czego była świadkiem. Zostałaby uznana za winną, która ukrywała związek kochanków. Nikt nie uwierzyłby w to, że „poczciwy" Brennan dopuścił się gwałtu na jednej z mieszkanek Nal.

Osądzona i skazana na wygnanie została tylko Estella. Tak jak przypuszczała Rayna, nikt nie wierzył, że ojcem dziecka jest Brennan, a ten nie miał zamiaru przyznać się do popełnionego przestępstwa.

Gdy Estella błagała go, by przyznał się do tego co jej uczynił, on tylko splunął jej pod nogi i wszystkiego się wyparł.

Wszyscy mu uwierzyli. Wszyscy z wyjątkiem rodziny Estelli, która w tej sytuacji w żaden sposób nie mogła jej pomóc.

Po tym jak Estella została wygnana, Rayna długo nie mogła pozbyć się wyrzutów sumienia. Zachodziła w głowę, czy gdyby od razu zgłosiła to co widziała los potoczyłby się inaczej, a Estella wciąż żyłaby w wiosce. Była też wściekła, że sprawiedliwość nie dosięgnęła Brennana.

***

„Jak tak nikczemny czyn mógł ujść mu na sucho? Teraz stał przed nami i miał brać jedną z nas za żonę...".

Rayna zastanawiała się czy istoty z Nysterdos przyjmą ofiarę, skoro dziecko poczęte tej nocy nie było pierworodnym Brennana. W całej wiosce tylko dwie osoby zdawały sobie z tego sprawę. Ona i Brennan.

Dziewczyna żałowała, że tamtego dnia nie zdołała go wykastrować. Gdyby to zrobiła, teraz przed nami stałby Teolin. A Serenia miałaby szansę odnaleźć swoje szczęście...

Z zamyślenia wyrwał ją niski głos Hesjusza.

– Podejdźcie bliżej drogie dziewczęta i złapcie się za ręce – nakazał.

Kandydatki posłusznie wykonały jego polecenie. Krąg utworzony z ich splecionych rąk był tak wąski, że bicze ognia prawie dosięgały ich sukni. Gorąc stawał się nie do zniesienia. Rayna pragnęła tylko zrzucić z siebie pelerynę, która zaczęła lepić się do jej skóry.

– O potężne Istoty Nysterdos! – krzyknął Hesjusz wznosząc ręce ku górze – Wskażcie nam swą wybrankę!

Ludzie dookoła zaczęli wiwatować.

Poczuła mocny uścisk dłoni Serenii. Zerknęła na nią, a w jej oczach dostrzegła przerażenie. Na czole jej towarzyszki zebrały się krople potu. Czuła, że jej również staje się wilgotne. Odwzajemniła uścisk mając nadzieję, że rudowłosa zrozumie, że tkwią w tym razem.

– Niech płomień zdecyduje! – rzekł Hesjusz, klepiąc Brennana po ramieniu. Szatyn wpatrywał się w kandydatki z niedoczekaniem, tak jakby w myślach planował, co zrobi z jedną z nich w swojej sypialni.

Miodowowłosa obserwowała płomień, który jak dotąd pozostawał niewzruszony. Wciąż płonął z taką samą siłą i jasnością. Nic nie uległo zmianie.

Mieszkańcy znów zaczęli tańczyć i śpiewać.

Temperatura wokół nich wzrosła. Jej spocone dłonie prawie wyślizgnęły się z uchwytu Serenii i drugiej dziewczyny, której imienia nie znała. Choć nie pamiętała, jak się zwie, kojarzyła jej śliczną, delikatną twarz. Nie mogła uwierzyć, że któraś z nich miała zostać żoną stojącego przed nimi mężczyzny.

Lud tańczył dookoła, a Brennan spojrzał głęboko w jej oczy i oblizał wargi. Szybko odwróciła wzrok.

Każdy z wyczekiwaniem wpatrywał się w płomienie.

Nagle ogień buchnął w górę, prawie dosięgając ich splecionych dłoni. Usłyszała cichy głos Serenii, która w kółko powtarzała: „Proszę, proszę, proszę nie".

Temperatura wzrosła, była nie do zniesienia. Pot spływał jej po plecach, a włosy zaczęły kleić się do twarzy i szyi. Dziewczyna czuła jakby płomienie sięgały jej duszy.

Wtedy dostrzegła, jak języki ognia sięgały w jej stronę. Wiedziała co to oznacza i nie mogła się z tym pogodzić.

„Nie zostanę żoną Brennana!" – krzyczała w myślach.

Panika ogarnęła ją, gdy płomienie zaczęły chylić się ku niej.

„NIE!"

Poczuła falę zimna, która zaczęła ogarniać jej ciało. Ciepło zniknęło. Temperatura wróciła do normy. Nie czuła już smagających ją płomieni. Rozejrzała się dookoła. Wszyscy wciąż wpatrywali się w ognisko, czekając na decyzję. Nikt nie zauważył, tego co ona dostrzegła.

Płomienie odsunęły się od niej, ale tylko na chwilę. Języki ognia znów spróbowały dosięgnąć jej ciała. Ręce trzęsły się z natłoku emocji. Ogarnęły ją strach, złość i smutek. Zamknęła oczy, wyobraziła sobie, że wokół niej tworzy się wodna bańka, przez którą ogień nie zdoła jej dotknąć.

Po chwili znów nic nie czuła. Gorąc i żar zniknęły.

Pozwoliła sobie otworzyć oczy. Języki ognia zmieniły kierunek. Wyglądało to tak, jakby odbiły się od tarczy, którą sobie wyobraziła i zwróciły się w inną stronę.

Sięgały ku Serenii. Gdy rudowłosa dostrzegła jak ogień powoli zbliża się w ku niej na jej twarzy pojawił się ogromny szok. Nalijczycy wstrzymali oddech i wyczekiwali.

Nikt nie dostrzegł tego, że chwilę wcześniej te same gorące bicze były skierowane w stronę Rayny.

Czy to moja wyobraźnia płata mi figle?" – zastanawiała się – „Nie. Wiem, co widziałam" – przekonywała samą siebie. Czuła, że ogień chciał ją pochłonąć, ale w jakiś sposób zdołała go od siebie odgonić.

Teraz płomienie pożerały Serenię. Dziewczyna krzyknęła, gdy pierwszy bicz dotknął jej dłoni, tej która stykała się z dłonią Rayny. Dreszcz przeszył ciało jasnowłosej, gdy ujrzała ogień tak blisko siebie. Jednak nie odczuła jego ciepła. Jej skóra pozostała nietknięta.

Serenia płonęła złotym ogniem, który po chwili zgasł, a w jego miejscu, ku górze odlatywały małe, świecące świetliki.

Krzykom i wiwatom nie było końca. Wybór został dokonany. Rayna stała jak sparaliżowana, gdy Brennan i Hesjusz podeszli do oszołomionej Serenii.

– O Nysterdos! Oddajemy Ci tę oto Parę Świetlików, by tej nocy poczęli dla ciebie nowe życie! – chwycił dłoń Serenii stojącej po jego lewej oraz stojącego po jego prawej Brennana i uniósł je wysoko w górę – Wierzymy, że ofiara zostanie przyjęta!

Wszyscy dookoła zaczęli wykrzykiwać słowa radości. Brennan chwycił mocno Serenię, pokazując w ten sposób, że od teraz należy do niego.

Ciałem Rayny wstrząsnęły drgawki, nie wiedziała, czy są spowodowane zimnem czy czymś innym.

„To miałam być ja". Wiedziała o tym. To jej talię powinna ściskać dłoń Brennana, to na niej powinien trzymać swoje obślizgłe łapska.

Stała oszołomiona, nie mogła się ruszyć.

Patrzyła na rozpacz wyzierającą z oczu Serenii, a chwilę później dostrzegła Teolina. Stał nieopodal i wpatrywał się w nią. Z wyrazu jego twarzy nie mogła nic odczytać. Stał w tym samym miejscu pod sosną i nie odrywał ode niej wzroku.

Przez jej głowę przelatywały miliony myśli jednocześnie. „Czyżby zauważył jak płomień sięgał w moją stronę? Czy widział to co ja widziałam? Czy dostrzegł to ktoś jeszcze? Czy to nie było tylko moim przewidzeniem?"

Przełknęła gulę rosnąca w gardle. Nie mogła patrzeć na Serenię. Mieszkańcy już zaczęli krążyć dookoła Pary Świetlików. Gratulacjom i wiwatom nie było końca. Wiedziała, że i ona powinna to zrobić, ale nie mogła zebrać się w sobie, by do nich podejść. Jak miałaby, życzyć im szczęścia i gratulować zostania Parą Świetlików, wiedząc jaki jest Brennan i zdając sobie sprawę, że to ona powinna stać u jego boku?

Wstrząsnęły nią mdłości. Niewiele myśląc i nie zwracając uwagi, czy ktoś ją zobaczy, rzuciła się w stronę najbliższych zarośli i zwróciła całą zawartość żołądka. Nie przestawała się trząść.

Muzyka i śpiew niosły się daleko w las. Nawet w ukryciu nie potrafiła dojść do siebie. Wiedziała, że powinna się cieszyć, że to nie ona została wybrana. Powinna dziękować tym, którzy nad nią czuwali tej nocy. Być wdzięczna, że to nie ona stała wśród tłumu, i że to nie jej imię wykrzykują.

Ostrożnie stanęła na chwiejnych nogach i wsparła się o pobliskie drzewo. O mało nie krzyknęła, gdy dostrzegła postać czającą się za ogromnym pniem.

– Dobrze się czujesz? – usłyszała ciepły głos Teolina – Nie wyglądasz najlepiej.

Wyprostowała się jak struna. Starała się przywołać uśmiech, ale gdy dostrzegła ból w jego oczach, nie była w stanie. Nie mogła wymusić uśmiechu, nie gdy patrzył na nią tym udręczonym wzrokiem.

Zdawała sobie sprawę, że serca obojga pękły. Wiedziała, że to jej wina. Gdyby nie ona, Serenia i Teolin wciąż mieliby szansę.

– Wszystko dobrze, dziękuję – odparła pośpiesznie. Nagle poczuła chłód tak silny, jakby przenikał aż do kości. Poprawiła pelerynę, by ciaśniej otaczała jej ciało.

Teolin wciąż się jej przypatrywał, a ona nie wiedziała, gdzie powinna skierować swój wzrok. Nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Nie mogła również oglądać sceny, która miała miejsce nieopodal.

– Tam przy ognisku... – zaczął wskazując w stronę stosu, który po nim pozostał – ... wyglądałaś jakbyś miała zemdleć. Na pewno dobrze się czujesz?

– Tak – powiedziała zdecydowanie zbyt szybko. Czuła się jak spłoszone zwierzę. Przypomniała sobie, dlaczego wolała towarzystwo natury. Bliskość ludzi wywoływała w niej dziwny niepokój.

Chłopak przystanął bliżej Rayny i przyglądał się swojej ukochanej w ramionach brata. Tłum wciąż ich otaczał, ale udręczona mina Serenii była dostrzegalna, nawet z tej odległości.

– Będzie z nim szczęśliwa. – Po tonie jego głosu, słychać było, że sam w to nie wierzył. Ona też w to nie wierzyła. Być może Teolin, nie wiedział co jego brat uczynił Estelli, ale na pewno wiedział jak porywczy i okrutny potrafił być – Będą szczęśliwi... – powtórzył, jakby w ten sposób próbował przekonać samego siebie, że jego ukochana zazna szczęścia w ramionach innego.

Rayna dotknęła jego ramienia, by dodać mu otuchy. Nie wiedziała co innego mogłaby zrobić. Gdyby tylko wiedział, że być może to właśnie przez nią jego kochana jest oddawana w ręce Brennana, nie stałby teraz przy niej.

– Podejdźcie do mnie drogie dzieci – zwrócił się do pary Hesjusz.

Teolin i Rayna obserwowali jak Serenia ostrożnie stawia kroki w stronę Mędrca, a Brennan mocno ściska jej przedramię, jak gdyby obawiał się, że dziewczyna zapragnie od niego uciec nim ceremonia dobiegnie końca.

Zaślubiny rozpoczęły się. Serenia i Brennan stali naprzeciw siebie przed obliczem Mędrca, który złączył ich dłonie w swoim uścisku.

Rayna nie mogła na to patrzeć. Spojrzała w dół na swoją świecącą suknię i zapragnęła spłonąć wraz z nią. Chciała odejść, ale nie mogła się ruszyć.

To ja powinnam tam stać zamiast niej."

– Oto przed Nami wybrańcy! Bądźmy wdzięczni ich oddaniu i radujmy się wraz z nimi, gdy tego wyjątkowego wieczoru stworzą coś więcej niż rodzinę! – rozpoczął Hesjusz, a za jego słowami poniosło się echo wiwatów. Radosnym krzykom nie było końca.

Rayna dostrzegła jak dłonie Teolina zaciskają się w pięści, gdy z ust Mędrca padały kolejne słowa:

– Serenio Elisiv, czy dobrowolnie oddajesz się w ręce tego oto młodzieńca i ślubujesz począć dziecię, które należeć będzie do świata Nysterdos?

Zapadła cisza. Serenia patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem. Rayna nie była w stanie dojrzeć oblicza Brennana, gdyż stał zwrócony w jej stronę plecami. Chciała krzyknąć, przerwać to, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Wpatrywała się w udręczoną Serenię, która cichutko wypowiedziała słowo:

– Ślubuję.

Teolin uderzył z całej siły w pień sosny. Rayna aż odskoczyła w bok. Nagle oczy Serenii były zwrócone w ich stronę. Patrzyła wprost na swego ukochanego. Nikt inny nie dostrzegł ruchu jej warg, gdy wypowiadała bezgłośne „Kocham Cię". Teolin zaklął pod nosem i opadł na ziemię. Twarz ukrył w dłoniach i załkał cicho nad utraconą miłością.

Rayna opadła przy nim, bo cóż więcej mogła zrobić?

– Brennanie Alardbirdzie, czy dobrowolnie bierzesz tę oto kobietę i ślubujesz spłodzić dziecko, które należeć będzie do świata Nysterdos?

Mężczyzna spojrzał na otaczający go tłum. Wszyscy wpatrywali się w nich z uwielbieniem.

– Ślubuję – odparł, po czym przyciągnął do siebie Serenię i złączył ich usta w pocałunku.

– Niech żyje Para Świetlików! – krzyknął Hesjusz – Niech ta noc będzie dla nich owocna, a dziecię dziś poczęte zostanie Naszym zbawieniem!

– Niech żyją! Niech żyją! – zakrzyczał tłum.

Brennan złapał Serenię za przedramię i poprowadził w stronę swej chaty. Gest ten był tak władczy, że na jego widok krew w żyłach Rayny zawrzała z wściekłości. Zapragnęła, by dotyk Serenii parzył go jak rozżarzone węgle.

Chwilę później dostrzegła, jak Brennan puszcza ramię swej towarzyszki, jak gdyby jej dotyk sprawił mu ból.

Teolin podniósł się z ziemi, gdy Para Świetlików zniknęła za drzwiami chaty. Jak musiał się czuć, wiedząc, co zaraz się wydarzy pod jego dachem? Jak miał wrócić do domu zdając sobie sprawę, że jego kobieta była w ramionach jego brata?

– Przykro mi – szepnęła cicho Rayna. Gdy usłyszał jej słowa, nie udało mu się ukryć zdziwienia. Teolin nie wiedział, że znała ich sekret.

Nim zdążyli powiedzieć coś więcej usłyszała przy sobie głos siostry:

– Tutaj jesteś! Wszędzie cię szukałam. Chodź szybko, uczta się rozpoczęła. – Chwyciła mocno dłoń Rayny i zaczęła ciągnąć w stronę rozradowanego tłumu – Teolinie ty również chodź – dodała, gdy zorientowała się, że jej siostra nie jest sama.

– Zrezygnuje – odparł cicho.

Seyda nie zważając na jego słowa pociągnęła dziewczynę za sobą. Rayna kiwnęła Teolinowi na pożegnanie głową, a chwilę później już ich nie było.

***

Prawie świtało, gdy wracały do domu.

Całą wieczerzę przesiedziała w ciszy, nie zwracając uwagi na rozmowy toczące się dookoła. Chciała wrócić do domu zaraz po tym, jak Seyda odnalazła ją na uboczu w towarzystwie Teolina. Wiedziała jednak, że matka nie odpuściłaby jej wspólnej wieczerzy z mieszkańcami.

Przez cały wieczór jej myśli krążyły wokół jednego pytania, z którego zradzało się coraz to więcej niewiadomych. „Jak to się stało? Czy to ja zmieniłam kierunek płomieni? Czy tylko mi się zdawało?".

Ciągle zerkała w stronę chatki, w której zniknęli Brennan z Serenią. Czekała na ich powrót, choć zdawała sobie sprawę, że to nie nastąpi.

Teolin gdzieś zniknął, nie pojawił się by ucztować wraz z nimi. Nie dziwiło jej to. W końcu jego ukochana poślubiła jego brata. Czuła się paskudnie na myśl, że być może to ona była powodem rozłąki tej dwójki.

Drogę do domu przebyły w ciszy. Belleida była dziwnie zamyślona. Tylko Seyda była w dobrym nastroju, cały czas nucąc pod nosem obrzędowe pieśni.

Kiedy dotarły do chatki, Rayna bez słowa skierowała się do swojej sypialni. Od razu położyła się do łóżka, nie zrzucając z siebie błyszczącej sukni. Chciała, by ten wieczór wreszcie dobiegł końca. Jednak, gdy tylko zamknęła powieki, jej oczom ukazała się zrozpaczona twarz Serenii. Dziewczyna wiedziała, że tej nocy nie zaśnie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top