Rozdział 9

- Gotowa dostarczyć im nowego tematu? – Wiktor wskazał głową na kilku pracowników, stojących przed stacją. Lato nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa, po zimnej nocy obdarowując nas sporą dawką ciepła. Siedzieli , żywo dyskutując o czymś, co jakiś czas zerkając w stronę samochodu Wiktora, w którym siedzieliśmy.
- Wydaje się, że właśnie to robimy – zaśmiałam się wskazując na ciekawskie spojrzenia. Odpięłam pas i wysiadłam z samochodu.
- to może dorzucimy im coś w gratisie? – szepnął do mojego ucha, obejmując mnie w pasie.
- Doktorze Banach! Nie poznaję Pana! – odpowiedziałam z uśmiechem. – ale ta wersja również mi się podoba!
- Nie przyzwyczaj się za bardzo.. nadal jestem Twoim szefem.. – uniósł zadziornie brwi do góry – idziemy?
- to znaczy że powinnam mieć taryfę ulgową.. – westchnęłam, kiedy szliśmy w stronę stacji. Wszyscy patrzyli na nas, a ja czułam że zaraz spalę się ze wstydu. Nigdy nie lubiłam publicznych występów, bycia w centrum uwagi.. tyle spojrzeń na raz się nie spodziewałam.
- Dzień dobry doktorze! – odezwał się ktoś z daleka, na co Wiktor grzecznie odpowiedział. Byliśmy od nich kilka kroków kiedy rozgrzmiały się oklaski. Popatrzyliśmy na siebie zdziwieni, przenosząc wzrok na ratowników.
- A co to za przedszkole? Nie macie obowiązków? – Huknął Wiktor, na co wszyscy się uciszyli. – Nocna zmiana karetki posprzątane?
- Spokojnie doktorze.. – Adam wyszedł przed szereg podając rękę Wiktorowi.– po prostu nikt się nie spodziewał. Gratulacje
- za dziesięć minut widzę wszystkich na odprawie. – Rzucił i wszedł po schodach. Zawahałam się chwilę, czy powinnam iść za nim, ale widząc pytający wzrok skupiony na mnie szybko wybrałam pierwszą opcję. Podreptałam po schodach, i od razu skierowałam się do szatni. Wiktor stał przy otwartej szafce. – tego się nie spodziewałem.
- Ja też nie.. – zaśmiałam się, wkładając kluczyk do zamka. Wychyliłam się żeby mnie widział, wskazując na niego palcem– Pamiętaj, że to Ty chciałeś!
- Jeśli już mają o mnie plotkować.. – poczułam oddech na swojej szyi – niech mówią prawdę.
- Zgadzam się, ale starczy wrażeń na jeden dzień – obróciłam się w jego stronę, odsuwając delikatnie ręką – za dziesięć minut dyżur a Ty nie w mundurze!
- I pomyśleć że to ja tu jestem szefem – mruknął, idąc do swojej szafki. Szybko zmieniłam strój, przygotowując się do pracy. Wyjęłam radio, sprawdzając stan baterii, i chowając do kieszeni spodni. Z tego wczorajszego pośpiechu zapomniałam, żeby zdać go na koniec dyżuru. Usłyszeliśmy hałas, i do środka wpadli Adam z Aro, przepychając się. Zerknęliśmy zaciekawieni w ich stronę.
- eee.. nudaa- jęknął Aro, wchodząc głębiej, obracając się w stronę drzwi.
- Jak ci się tak nudzi, to może poprawisz błędy w kartach, zanim mi je zdasz? – zerknęłam na Wiktora, ale widząc że się uśmiecha, wróciłam do spinania włosów w kucyk.
- Nie no.. aż tak mi się nie nudzi doktorze! – podrapał się po głowie, robiąc krok do tyłu, opuszczając pomieszczenie.
- nie wierzę... – jęknęłam zamykając szafkę.
- zaraz to ukrócimy.. – zamknął szafkę i wspólnie wyszliśmy. Ja do socjalnego a Wiktor do swojego gabinetu.
Nastawiłam czajnik na wodę, i sięgnęłam po kubek, który zasypała kawą, i cukrem.
- Jesteś z Banachem? – odwróciłam się, słysząc głos Mileny.
- A co Cię dziwi?
- Nic, ale wcześniej nikt o tym nie wiedział, a tu nagle za rączkę, kiziu-miziu.. 
- Nie ukrywamy się, jeśli o to pytasz. I tłumaczyć też się nie zamierzam – odpowiedziałam szorstko, chcąc zakończyć ten temat. Nie mając ochoty na takie pogaduszki, szczególnie nie z Mileną.
- Ciesz się nim, póki możesz.. niedawno to o nas rozmawiała cała stacja.. – odszczeknęła się, chcąc mnie sprowokować.
- O was? – udałam zaskoczoną – pierwsze słyszę..
- Jest i nasza Pani doktorowa! – zawołał ktoś z ratowników, podniosłam wzrok na mężczyzn wchodzących do pomieszczenia.
- Piotrka z wami nie ma? – zapytałam Adama, który dosiadł się do mnie.
- Miałem pytać o to samo – skupił na mnie swój wzrok.
- pokłóciliśmy się wczoraj.. – szepnęłam żeby nikt nie słyszał.
- Nawet domyślam się o kogo.. Martyna, jesteś pewna tego, co robisz?
- też chcesz mi prawić morały? – rzuciłam na niego wściekłe spojrzenie. – jestem dorosła i sama decyduje z kim chcę być. Piotrek nigdy nie był i nie będzie tą osobą..
- spokojnie, po prostu pytam.. – uniósł ręce do góry w obronnym geście.
- przepraszam, po prostu wkurza mnie to wszystko..
- wszyscy już gotowi? – Wiktor z dokumentami wszedł do socjalnego. Gotowy, by poprowadzić odprawę.
- Piotrka nie ma – odezwał się Adam, skupiając na sobie wzrok Wiktora.
- nic nowego Adaś.. – skomentował jak zwykle. – zaczynajmy, a Piotrek pewnie dołączy za chwilę.
 
Odprawa trwała wyjątkowo długo. Skargi, zażalenia, plany, nowe wytyczne.. A Piotrka nie było. Teraz to ja zaczynałam się martwić o niego.
- Na koniec ostatnia sprawa. Tak interesująca was dzisiaj.. To, że jesteśmy z Martyną razem nie jest żadną tajemnicą. Ale nie życzymy sobie takiego zachowania, jakie miało miejsce dzisiaj, rozumiemy się? To nie jest przedszkole, ja nie wtrącam się do waszego życia prywatnego, i proszę o to samo. Uprzedzam kolejne pytania. Nie, nie ma żadnej taryfy ulgowej.
- Niestety..- wymknęło mi się. Popatrzył karcąco w moją stronę.
- Jak widać na załączonym obrazku.. – zaśmiał się, chcąc rozładować atmosferę. – W pracy jestem waszym szefem, i wszystkich traktuję równocześnie. Jeśli poczujecie się niesprawiedliwie ocenieni, wiecie co macie robić. Pytania?  Świetnie, w takim razie powodzenia!
 
Wiktor zniknął w gabinecie, a ekipa wróciła do swoich obowiązków. Sięgnęłam po telefon w kieszeni spodni k wybrałam numer Piotrka. Odczekałam kilka sygnałów, ale nie odebrał. Nacisnęłam na ikonę wiadomości, wystukując kilka słów „ Gdzie Ty jesteś? Odprawa się skończyła!’
„ Dziesięć minut". Odetchnęłam z ulgą, kiedy przysłał wiadomość zwrotną. Słyszałam w radiu jak Wiktor meldował niepełny skład, zapukałam cicho do jego gabinetu, wychylając głowę przez drzwi.
- Piotrek będzie za dziesięć minut. – odpowiedziałam, obserwując Wiktora, żywo dyskutującego o czymś z Mileną. Ta dziewczyna ma niezły tupet.
- dzięki- zawołał w moją stronę, kiwnęłam głową i wyszłam z pomieszczenia. Chcąc dopić jeszcze ciepłą kawę. Chwile później zaczęły nadciągać wezwania jedno za drugim.
- 21s, co z waszym składem? – Ruda zawołała przez radio – Jesteście potrzebni na miejscu.
- Ruda, dalej niekompletny. – głos Wiktora zdradzał zdenerwowanie. Karetka specjalistyczna, czyli ta, na której pokładzie jest lekarz, musi być zawsze gotowa do akcji. Do prostych wypadków wystarcza podstawowy, dwuosobowy zespół złożony z ratowników medycznych, jednak cięższe przypadki muszą być zawsze badane przez lekarza, to on stawia diagnozę i dobiera leki. Oczywiście, moglibyśmy jechać z Wiktorem sami, gdyby któryś z nas miał odpowiednie uprawnienia do kierowania pojazdem uprzywilejowanym  w tym wypadku karetką. Kolejny raz wybrałam numer Piotrka. Bez odpowiedzi. „GDZIE TY DO CHOLERY JESTEŚ?!!! WEZWANIE MAMY!!!!”.
Ale na tę wiadomość już nie odpisał. I na żadne kolejne.
- Cześć, już jestem! – Arczi wpadł do socjalnego.- Gdzie doktor?
- u siebie – powiedziałam zdziwiona. Kiwnął głową i wszedł do gabinetu Wiktora.
- Ruda mamy zmianę. Zamiast Piotrka jest Adrian. Zgłaszam gotowość – usłyszałam ulgę w jego głosie.
- Jedźcie do tego karambolu, kod pierwszy. – zarekomendowała szybko dziewczyna z radia, na którą wszyscy wołali Ruda, mimo że była brunetką. – Reszta na faksie. Schowałam telefon do kieszeni, wstając od stołu. Uchyliłam drzwi do szatni, żeby pogonić Arcziego.
- Kod pierwszy mamy!
- Wiem – uśmiechnął się, stając przy drzwiach, przebrany w mundur – gotowy!
- Zawsze taki szybki jesteś? – zagadałam, na co się roześmiał jeszcze bardziej
- Zależy o co pytasz!
- ruchy dzieciaki. Nie ma czasu! – Wiktor w biegu machnął ręką, i wszyscy skierowaliśmy  się do karetki.
- Piotr się odzywał? – odwrócił głowę do tyłu, jak tylko wyjechaliśmy z parkingu.
- Nie. – odpowiedziałam krótko, siadając na miejsce i zapinając pas. Wyjęłam telefon, żeby się upewnić, ale nie było żadnej informacji.  Schowałam go wzdychając.
- o cholera! – usłyszałam głos Adriana, jak tylko zbliżaliśmy się na miejsce. Odpięłam pas, żeby zobaczyć coś więcej. Zderzenie dwóch autobusów na pasie, a dodatkowo kilka innych samochodowe.. mnóstwo migających świateł, ludzi  dymu... takiego czegoś w życiu nie widziałam na oczy
 - sprzęt Martynka! – zawołał Wiktor, wyskakując z karetki. Chwile później wrócił do nas.
- Martyna opaski, pamiętasz oznaczenia?– schylił się, aby mieć pewność , że wiem co mam robić .
- tak.
- Adrian bierz sprzęt i lecimy. Jak skończysz.. – popatrzył na mnie w biegu- dołączasz do nas!
 
Sięgnęłam do skrzynki z czterema kolorami opasek. Zielony, żółty, czerwony i.. czarny. Z nadzieją że tych ostatnich, nie trzeba będzie używać. Podbiegłam do jednego z autobusów, skąd strażacy nadal wydobywali kolejne ofiary wypadku komunikacyjnego. Po kolei badałam pacjentów, odsyłając do odpowiedniego według koloru miejsca. Żółty, żółty, żółty, czerwony, zielony, żółty, żółty.
- tam jest jeszcze jeden..- zerknął na mnie strażak wskazując na środek autobusu.
- Co z nim?
- czarny.. – opuścił głowę w dół.
- umiecie go wyjąć? – zapytałam z nadzieją, ale tylko zaprzeczył gestem. – Mogę?
- To niebezpieczne. Potrzebuje opaskę. – podałam mu ta w kolorze czarnym i wróciłam do reszty poszkodowanych, czując jak adrenalina bierze górę.
- Co mam zrobić? Pn nie pójdzie beze mnie.. – jakaś kobieta zaczepiła mnie wskazując na syna z innym kolorem opaski niż Sama ma przydzieloną. Zielony. Kobieta natomiast pomarańczowa.
- Proszę iść tam gdzie wszyscy z pomarańczowymi opaskami, lekarz się zajmie wami obojgiem. – pokazalam palcem miejsce, w którym powinna się znajdować.
- dziękuję..
 
- Martyna jak sytuacja? – odezwał się głos w radiostacji.
- Pierwszy autobus posegregowany, idę dalej – rzuciłam chowając szybko radiostację do kieszeni.
- czemu są w środku? – zapytałam jednego ze strażaków.
- Bezpieczni, czekają na opaski. – wskazał gestem żebym weszła do środka
 - Dzień dobry. Proszę pozostać na miejscach, dopóki nie otrzymają Państwo ode mnie opasek na rękę. Następnie po kolei będą Państwo wychodzić do odpowiednich miejscach, gdzie zajmie się Państwem lekarz. – odezwałam się, przystępując do zadania.
Policja i straż pomagali poszkodowanym w  dotarciu na miejsce, podczas.kiedy sprawdzałam stan kolejnych osób. W końcu wyszłam z autobusu.
- to wszyscy? – rozejrzałam się dokoła, szukając kogoś nieoznaczonego.
- wszyscy.
- Idę do was. – zawołałam przez radio szukając swojego zespołu. W końcu odnalazłam ich na poboczu drogi.
- Na trzy Martyna. Raz..dwa..trzy.. – przejęłam prowadzeni masażu serca od Wiktora, który usiadł na kolanach, łapiąc oddech.
- analiza – westchnął, odsunęłam ręce od pacjenta, pozwalając Adrianowi na przyłożenie łyżek.
- Asystolia.. – położyłam dłonie na klatce piersiowej, powracając do uciśnień.
- trzydzieści.. analiza..
- Migotanie- ucieszył się Adrian.
- ładuj dwieście – Wiktor przetarł dłonią czoło, pochylając się nad defibrylatorem. Adrian przyłożył łyżki do pacjenta i strzelił, po czym odsunął się, abym mogła kontynuować masaż serca.
- analiza..
- jest rytm zatokowy. Dobra, szykujcie na transport. Odsunął się od nas, wyjmując radio z kieszeni. - 17P przejmie pacjenta za dwie minuty. Adrian zostajesz do przekazania. – popatrzył na mężczyznę, który skinął głową-  Monitory muszą wrócić do nas.
- się robi szefie – odpowiedział, kucając przy mężczyźnie. Pozbierałam torby, i ruszyłam za Wiktorem..
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Cisza na stacji oznaczała tylko jedno. To był naprawdę męczący dyżur, a jeszcze się nie skończył. Większość pracowników poszła na górę, zaliczać regeneracyjną drzemkę, reszta oglądała telewizor, podsypiając przy okazji. Siedziałam na kanapie, czytając informacje ze świata, kiedy nagle pojawił się koło mnie Piotrek.
 - Możemy pogadać? – popatrzył na mnie skruszony.
- Gdzie byłeś?! – warknęła zirytowana, że przychodzi nagle jak gdyby nigdy nic..
- Wyjaśnie ci, ale nie teraz.. Wiktor wsciekły?
- A jak myślisz? Unieruchomiłeś eSkę idioto– krzyknęłam, zwracając uwagę kilku ludzi. Machnęłam ręką przepraszająco.
- pójdę z nim pogadać – patrzyłam jak kieruje się w stronę jego gabinetu, niepewnie łapiąc za klamkę. Chciałam skupić się na czytanym tekście, ale nie mogłam pozbierać myśli. Wyszłam na zewnątrz. Siadając na schodach przyglądałam się kolorowym drzewom, których liście powoli zasypywały parking. Czerwienie, pomarańcze, brązy, żółcie.. początki jesieni są takie piękne. Ciepło, klimatycznie, ma się ochotę na ciepłą herbatę na tarasie. Nie mam tarasu. Nie mam nawet balkonu, za to mam niezła wyobraźnię, która podpowiadała mi takie widoki. Książka, koc, herbata, i piękny jesienny krajobraz. Niestety takie dni jak dziś są rzadkością. Częsciej jest zimno, deszczowo i pochmurnie. I mimo, że drzewa mają nadal mienią się tymi kolorami, wtedy nikt się tym nie zachwyca.
Siedziałam na schodach, obserwując jak kolejna karetka zjeżdża na bazę.
- Mam dość, kolejne wezwanie przejmujecie wy! – Góra popatrzył na mnie wściekle.
- Nie ja o tym decyduję doktorze – odpowiedziałam spokojnie na co przytaknął i wszedł do bazy. Adam i Aro szli zaraz za nim śmiejąc się pod nosem – co wam tak wesoło chłopaki?
- Góra wzruszył się odbierając poród! – zawołał Adam siadając na ławeczce – coś cudownego  jednak ma jakieś ludzkie odruchy..
- ale żebyś widziała jego minę, jak Adam o tym wspomniał w karetce! Myślałem że parsknę śmiechem, a to go jeszcze bardziej rozwścieczyło.. – zaśmiał się i machnął ręką- a teraz dobranoc. Obudzić mnie proszę jak skończę dyżur..
- Nie wiedziałam że stać go na takie rzeczy.. – skomentowalam cicho, ale wystarczająco głośno, by Adam usłyszał
- tego chyba nikt się nie spodziewał! – położył się na ławce używając bluzy jako poduszki. – jak miło..
 
Zasnął prawie natychmiast. To chyba cecha każdego pracującego na stacji wrodzona, lub nabyta, by zasypiać na zawołanie. Nigdy nie wiadomo jak potoczy się kolejna jego część, a wypoczęty człowiek, to trzeźwo myślący człowiek.
 
____________________________________________
 
 
- Martyna, Wiktor Cię szuka wszędzie – Usłyszałam głos za swoimi plecami. Wstałam ze schodów, żałując że nie mogę zostać tu jeszcze chwilę.. Zapukałam delikatnie do drzwi i nacisnęłam klamkę, nie czekając na pozwolenie. Wiktor siedział za biurkiem, swoim zwyczajem bawiąc się długopisem. Piotrek stał oparty o biurko, oboje spojrzeli na mnie kiedy zamknęłam drzwi  z gabinetu.
- Podobno mnie szukałeś – usiadłam na krześle, na przeciw Wiktora, który skinął głową, w stronę Piotrka, ten obrócił się w moją stronę, patrząc tymi szczeniakowyki  proszącymi oczami.
- Przepraszam Martynka. Głupio wczoraj wyszło..  – zająknął się Strzelecki
- Głupio, to mało powiedziane.. – warknęłam zła. Sama nie wiedziałam na kogo bardziej jestem zła. Na Piotrka o wczoraj? O dzisiaj? Na Wiktora, że w pracy pozwala mu na załatwianie prywatnych spraw?
- No debil ze mnie, wiem – podrapał się po głowie nie pewnie, kucając na przeciw mnie. – zaskoczyłaś mnie po prostu.. Nie wiedziałem że masz.. że.. jesteś z kimś.
- To ci dało prawo zachowywać się jak palant?! – warknęłam, stając z krzesła aby zakończyć tę rozmowę. Nie miałam zamiaru tak łatwo mu odpuszczać, a już na pewno nie po kilku słowach. Chrząknięcie Wiktora spowodowało, że przeniosłam na niego wściekłe spojrzenie, ale szybko je złagodziłam, wiedząc że nie On jest powodem mojej irytacji. Nie powiedział nic, oparty jedną ręką o krzesło bawił się długopisem, obserwując z ciekawością rozwój sytuacji. Usiadłam z powrotem na krzesło, zaskoczona patrząc to na Piotrka to na Wiktora– Gdzie Twój profesjonalizm doktorze Banach? Od kiedy sprawy zawodowe łączą się z prywatnymi?
- Martyna. – upomniał mnie stanowczo. Nie musiał nic więcej dodawać, wystarczyło w ten specyficzny sposób wypowiedzieć czyjeś imię, a każdy wiedział co się dzieje.– Jesteście moim zespołem, więc jeśli nie przewidujemy zmian składowych, musicie się dogadać, rozumiemy się?! Nie obchodzi mnie co będzie po pracy, tu jesteście w pracy, i ma być spokój.
- a więc porozmawiamy po pracy. – odgryzłam się, wstając z krzesła – to wszystko?  Świetnie!
 
Wyszłam z gabinetu, i opadłam na kanapę w socjalnym. Czułam, że mój przytyk w stronę Wiktora go zabolał. Był profesjonalistą, i nigdy nie przynosił spraw prywatnych do pracy. Tym razem było ciężko bo dzieliliśmy że sobą obie strefy.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top