Rozdział 5

Usiadła na kanapie z pilotem w ręce. Przerzucała stacje w telewizji, szukając czegoś, co mogłoby zająć jej zmęczony umysł.
Ciągle myślała o Wiktorze. O tym, że ich relacja zmieniła się,  ewoluowała na inny poziom. Już nie był dla niej tym ostrym, choć sympatycznym szefem, którego widywała w pracy. Stał się zdecydowanie bliższy, chociaż sama nie potrafiła nazwać tej relacji. Emocje, które przy nim odczuwała były tak skrajne.. z jednej strony ciągle czuła się zagubioną, mała dziewczynką, która potrzebuje dobrych rad, i niejednokrotnie bury, za swoje zachowanie.
Z drugiej strony.. lubiła spędzać z nim czas, czuła się bezpiecznie kiedy był obok. Wiedziała że może liczyć na niego, I prosić o pomoc. To niesamowite, jak w niecałe tygodnie może zmienić się spojrzenie na drugiego człowieka.  Od zawsze jej imponował, jego postawa, twarde zasady, i realistyczne podejście do świata. Podobał jej się jako ten surowy szef, a jednocześnie taki, jakim był kiedy zostawali sami.. czuły, chociaż nie była pewna czy to odpowiednie słowo. Te wszystkie drobne gesty które robił, wprowadzały zamęt w jej głowie. To było miłe uczucie, którego dotąd nie czuła.
Pozwalał jej bezkarnie wtulić się w swoje ramiona, chociaż wstyd nie pozwalał, by korzystać częściej z tego przywileju. Gładził jej plecy, ramię, trzymał dłoń.. poprawiał włosy, nieświadomie przejeżdżając ręką po policzku, sprawiając że odczuwała przyjemne dreszcze, rozchodzące się po całym ciele.
Bez znaczenia czy robił to świadomie, żeby wywołać w niej konkretne reakcję, czy całkowicie nie zdając sobie z tego sprawy, chciała by robił to częściej. Sama nie odważyła się na żaden krok.
Coraz częściej docierało do niej, że zadurzyła się w nim. Czekała cały dzień żeby go zobaczyć, albo chociaż usłyszeć jego głos. Zdawała sobie sprawę, że to wszystko zaraz się skończy, kiedy wróci do pracy wszystko wróci do normalności, i znowu będzie dla niej tylko szefem. Dlatego chciała korzystać, póki ma możliwość, z tej bliskości, którą jej ofiaruje. Nie snuła żadnych planów, nie wyobrażała sobie wspólnej przyszłości, po prostu postanowiła czerpać to, co jej daje, a przy tym sama postarać się bardziej otworzyć.
 
Dzisiaj impreza urodzinowa Zosi, i chociaż czuła, że powinna się z niej jakoś wykręcić, nie mogła tego zrobić. Obiecała że będzie, i nie miała zamiaru złamać danego słowa. Długo zastanawiała się, jaki powinna wybrać prezent dla nastolatki, aż przypomniało jej się o sukience, o którą prosiła kiedyś Wiktora, wpadając na stację. Była droga, ale rzeczywiście zjawiskowa w swej prostocie. Biała, z nadrukiem delikatnych pastelowych barwach różu i szarości, z długim, lekkim szyfonowym rękawkiem, i odciętą falbanką u dołu. Dziewczęca, świeża, i bardzo w stylu kobiety.
W ramach zadania domowego od Wiktora, była wczoraj w galerii handlowej. W efekcie którego jej konto zrobiło się chudsze o niezłą sumkę pieniędzy, a szafa wzbogaciła się o kilka modnych okazów. Szczęśliwym trafem znalazła też sukienkę dla Zosi, z niezłym rabatem, więc długo się nie zastanawiała.
Pomalowała rzęsy, chociaż trwało to zdecydowanie dłużej niż zwykle, i nie obyło się, bez zmywania tuszu z powiek. Delikatnie podkreśliła różem policzki rozczesała naturalnie falowane włosy, które zwykła prostować. Ubrała prostą, białą sukienkę sięgającą przed kolano, z koronką w stylu boho, i długim , rozszerzonym rękawem.
Wyszła z taksówki, przed domem Wiktora. Co prawda, upierał się żeby po nią przyjechać, ale w myśl jego pomysłu by częściej wychodziła do ludzi, postanowiła być samodzielna. Podziękowała kierowcy, i skierowała się w stronę domu, czując jak stres bierze górę.
Weszła po schodach, i niepewnie nacisnęła na dzwonek, z nadzieją że może nie będzie nikogo w domu.
- Dzień dobry – ojciec Wiktora przywitał ją z uśmiechem
- dzień dobry, Panie Andrzeju – odpowiedziała nieśmiało wchodząc do środka.
- Martyna! – Zosia natychmiast podeszła do kobiety, ciesząc się, że przyjechała.
- Wszystkiego Najlepszego! – przytuliła solenizantkę, wręczając torebkę z prezentem – pięknie wyglądasz!
- Cześć Martyna- zawołał Wiktor schodząc po schodach. Przytulił kobietę na powitanie, całując jej policzek.
- Dzień dobry doktorze – uśmiechnęła się, odwzajemniając uścisk.
- wchodźcie, zapraszam – położył dłoń na jej plecach, prowadząc w stronę salonu – czego się napijesz?
- kawy – uśmiechnęła się, zajmując miejsce przy pięknie udekorowanym stole. Cały pokój był gustownie udekorowany, w jednakowym kolorze. Była pewna, że to zasługa Zosi, bo nie poznała jeszcze faceta, który by tak przywiązywał wagę do szczegółów. Usiedliśmy przy stole rozmawiając. Wesoła, domowa atmosfera sprawiła, że bardzo szybko zapomniała o wstydzie. Czuła się, jakby znała ich od zawsze. Zosia przeprosiła towarzystwo, i razem z kilkoma koleżankami zniknęła w swoim pokoju. Wiktor nawet próbował przegadać córce, że nie wypada ale Martyna szybko zaoponowała. Były młode, chciały pozostać w swoim towarzystwie, nie musząc pilnować się na każdym kroku, bacznie obserwowane przez Banacha. Ojciec Wiktora, pan Andrzej również się ulotnił, pozwalając synowi pozostać sam na sam z kobietą. Wiktor wyczuwał w tym wszystkim podstęp z ich strony, ale nie zawracał sobie tym głowy, pogrążony w rozmowie.
- chyba powinienem sprawdzić co tam się dzieje – zaniepokojony głośnym zachowaniem nastolatek wstał od stołu, ale zatrzymała go dłoń Martyny, którą położyła na jego ręce.
- doktorze.. na pewno dobrze się bawią – uśmiechnęła się, zawstydzona zabierając rękę. – proszę się zrelaksować.
- Tak myślisz? Hmm.. może i racja – na powrót zajął swoje miejsce.
- Niech się bawi. Tym bezalkoholowym szampanem chyba się nie upijają – uśmiechnęła się, podnosząc do góry kieliszek.
- akurat bezalkoholowy to on nie jest.. – wstał od stołu, aby zacząć sprzątać naczynia.
- nie wierzę! – zawołała zdziwiona – pozwolił Pan jej na alkohol? Chyba nie znałam Pana z tej strony
- nabijasz się ze mnie? – zmarszczył czoło – może rzeczywiście przesadziłem, z tym szampanem..
Zaśmiali się obydwoje. Wstała, aby pomóc mu posprzątać, mimo sprzeciwu.
- jesteś tu gościem Martyna..- upierał się, kiedy nie dawała za wygraną.
- przesadza Pan doktorze.. – spojrzała wesoło na jego twarz, kiedy stała bliżej niż zwykle, stawiając talerze na blacie. Czuła zapach jego perfum, które dobrał niezwykle dobrze. Połączenie lekkich nut owocowych z mocnymi, drzewnymi sprawiały że zapach był delikatny ale intensywny, I kojarzył jej się właśnie z nim. Nieodgadnionym, pełnym pasji i empatii mężczyznom.
Zawstydzona spuściła wzrok, kiedy dotarło do niej, że od kilkunastu sekund patrzy mu prosto w oczy, a żadne z nich się nie poruszyło. Odstawiła talerze, wracając do salonu, sięgając po kolejne naczynia.
- dobrze się bawiłam dzisiaj, dziękuję. Ale chyba powinnam się zbierać – powiedziała, kiedy uporali się z całym bałaganem w kuchni i salonie, jednocześnie przerywając ciszę pomiędzy nimi.
- Myślałem, że napijemy się wina, i porozmawiamy w spokoju – postawił na stole dwa kieliszki, oraz butelkę nieznanej jej dotąd nazwy trunku.
- i tak zbyt długo zawracam Panu głowę..
- nie myślałaś Martyna, żeby mówić mi po imieniu? – zaproponował, kiedy dotarło do niego, że nadal używa zwrotów grzecznościowych.
- Nie- odpowiedziała szybko, sprawiając że się zaśmiał, podchodząc bliżej.
- Wiktor- wyciągnął dłoń w jej stronę, zawahała się chwilę, ale uścisnęła dłoń
- Martyna – obdarowała go figlarnym uśmiechem – miło mi poznać.
 Siedzieli na kanapie oglądając horror na jednej z platform, służących do oglądania filmów i seriali.
Wtuliła się w jego ramię, zakrywając w ten sposób oczy. Mimo, że sama wybrała ten tytuł, bardzo szybko zaczęła żałować. Uniosła powoli powieki, chcąc zobaczyć czy straszny moment filmu dobiegł końca i pisnęła przerażona, kiedy okazało się, że to dopiero początek. Wcisnęła się pod jego pachę, chcąc znaleźć bezpieczne schronienie. Horrory. Co ją podkusiło, żeby wybrać akurat ten rodzaj filmów? Zacisnęła kolejny raz mocno powieki, czując jak serce galopuje jak oszalałe. Rozluźniła się na chwilę, zdając sobie sprawę że głupio byłoby dostać zawału w tak młodym wieku, i to przy Wiktorze, który spokojnie oglądał film, głaskając dłonią jej plecy, dodając odwagi. Kolejny raz schowała twarz w jego ciele,  łapiąc się kurczowo jego koszuli. Tym razem nie miała zamiaru spoglądać więcej na telewizor. Postanowiła wytrzymać tak aż do końca.
Poczuła jak jego klatka piersiowa unosi się w dławionym śmiechu, więc nieśmiało spojrzała w górę.
- już się skończyło..- odezwał się, z nieukrywanym uśmiechem. Zerknęła na ekran, gdzie przewijały się napisy końcowe, I odetchnęła z ulgą, odsuwając się niechętnie od mężczyzny.
- dzięki Bogu, myślałam że zejdę na zawał. Trochę byłoby wstyd.. – zaśmiała się nerwowo, prostując się.
- na szczęście, lekarza masz obok siebie- mrugnął do niej zaczepnie. – coś byśmy na to poradzili..
- to miłe, że cieszy Pana mój hipotetyczny zawał – uśmiechnęła się sarkastycznie.
- Wiktor – poprawił ją szybko – I owszem. Trochę to zabawne, że wybrałaś film, którego nie chciałaś oglądać Martyna
- Wiktor..- powtórzyła cichym głosem, intensywnie wpatrując się w jego wesołe oczy. Poczuła jak nagle powietrze między nimi zgęstniało, powodując że jej serce zerwało się do galopu. Uniosła kąciki ust do góry, obdarzając go uroczym uśmiechem. Zbliżyła się w jego stronę, niepewnie zagryzając dolną wargę, widząc jak nieznacznie zmrużył oczy, obserwując jej zachowanie, co sprawiło że się zawahała. Wyczuł to, nieśpiesznie unosząc rękę, aby poprawić niesforny kosmyk włosów, uparcie opadający na jej twarz. Czując ciepło jego dłoni, przekrzywiła głowę w jej stronę. Kciukiem musnął jej policzka, przejeżdżając niżej do ust, które rozchyliła próbując nabrać powietrza. Pochylił się bliżej, nie przestając błądzić dłonią po jej twarzy oparł swoje czoło o jej, czekając na przyzwolenie. Wstrzymała oddech, muskając nieznacznie jego wargi..
- tato..- Zosia weszła do salonu. Wycofała się, widząc Cała sytuację- przepraszam.
Martyna szybko odsunęła się od niego, opuszczając wzrok na ziemię. Czuła się zażenowana sytuacją, w której zobaczyła ich córka Wiktora. Czy może być coś gorszego, niż przerwany pierwszy pocałunek? Może. Uczucie, że nie powinno do niego dojść, a te właśnie dało jej o sobie znać.
- co tam Zosia? – zapytał, nie spuszczając wzroku z kobiety.
- chciałam tylko powiedzieć, że nie musisz odwozić dziewczyn, bo tata Moniki zaraz będzie  - uśmiechnęła się.
- a miałem je odwozić ? – zapytał zdziwiony, zdając sobie sprawę że nie pamięta sytuacji w której o tym rozmawiali.
- już nie ważne. Nie przeszkadzajcie sobie – zaśmiała się Zosia, znikając na schodach.
- Na mnie też już pora.. – wstała z kanapy, kiedy poczuła jak ciepła dłoń Wiktora delikatnie łapie jej nadgarstek, przyciągając w swoją stronę. Popatrzyła na niego, czując jak jej policzka oblewają się rumieńcem. Uśmiechnął się widząc ten obraz. Rzadko, a właściwie pierwszy raz widział jak dopada ją zakłopotanie. Ta waleczna, charakterna kobieta stała teraz na przeciw niego przerażona po tym, jak przyłapała ich nastolatka. – przepraszam doktorze, nie powinnam..
 
- co się dzieje Martyna? – zmarszczył czoło, wpatrując się pytająco – bo chyba nie wystraszyłaś się Zośki?
- nie.. tak.. – szukała odpowiedniego słowa, a kiedy go nie znalazła zaśmiała się nerwowo- chyba tak..
- chodź – przyciągnął ją bliżej siebie tak, że usiadła na jego kolanach, delikatnie przejechał dłonią po jej plecach, zatrzymując na wysokości talii. – jesteśmy dorośli, nie musimy się nikomu tłumaczyć, a już na pewno nie Zosi..
- wiem, po prostu.. – uśmiechnęła się delikatnie wyswobadzając dłoń, żeby móc wtopić je we włosy Wiktora. Tak bardzo pragnęła jego dotyku, pocałunków, ale tak bardzo się bała..  pierwszy raz zależało jej na kimś tak mocno, i pierwszy raz nie wiedziała, na co może sobie pozwolić. Wodziła wzrokiem po jego twarzy, w końcu zatrzymując się na oczach, spokojnie wpatrujących się w nią. Postanowiła nie odpuszczać, przestając zamartwiać się o przyszłość. Była szczęśliwa przy nim, czy to nie wystarczająco powód by pójść dalej? Zbliżyła się do niego, składając pocałunek. Smakował idealnie, zatopiła się mocniej w jego ustach, czując jak stres ją opuścił. Jego ciepłe dłonie przeniosły się na policzki, kiedy przybliżył się do kobiety, aby mieć większą kontrolę. Był idealny. Czuły, ale zdecydowany, namiętny, ale opanowany. Zapragnęła go więcej, pogłębiając pocałunek. Wstała, wspierając się ręką o jego torsie, i poprawiła pozycję, siadając na nimi okrakiem. Czuła że uśmiecha się, mimo że nadal tkwili w pocałunku. Powoli zakończył go, dając im przestrzeń do złapania oddechu, którego zaczęło brakować. Nie miała zamiaru poprzestać na tym jednym pocałunku, kolejny raz, muskając go swoimi ustami. Kolejny raz pozwolił jej przejąć inicjatywę, samemu nie pozostając biernym. Usłyszeli hałas w przedpokoju, ale tym razem go zignorowali.
- Dobranoc - dźwięk tych słów i chichot nastolatek spowodował, że zaciekawieni spojrzeli w tamtą stronę.
- długo tu stoicie? – odezwał się, patrząc w ich kierunku. Martyna usiadła na kanapie obok, znajdując miejsce pod jego pachą. Czuł jak jej ciało drga, w tłumionym śmiechu.
- chciałyśmy tylko się pożegnać – zawołały prawie natychmiast.
- Dobranoc.- odpowiedział uprzejmym tonem, odprowadził je wzrokiem do drzwi, po czym obrócił twarz w stronę Martyny, która przyglądała się mu nie kryjąc uśmiechu.
- skoro Twój autorytet właśnie legł w gruzach.. – zaśmiała się unosząc do góry. Przytulił ją mocno do siebie
- Zosia? – był pewien, że dziewczyna stoi nadal w przedpokoju. Usłyszeli westchnięcie.
- już idę sobie.. – jęknęła zawstydzona, wchodząc po schodach na górę. Zatrzymała się nagle odwracając w ich stronę – czy to oznacza, że jesteście razem?
 
- Zośka. – upomniał ją surowo – nie powinnaś posprzątać czasem?  
- no dobra, już sobie idę. Ale jutro mi wszystko opowiecie! – usłyszeli jak wchodzi po schodach i zatrzaskuje drzwi pokoju.
- a już na pewno nie Zośce? – przypomniała mu wcześniejsze słowa.
- jutro nie da mi żyć – zaśmiał się, całując jej włosy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top