Rozdział 11

Spacerowała brzegiem morza, pozwalając by fale doganiały jej stopy, zalewając zimną wodą, by po chwili odsunąć się, dając szansę słońcu na ciepły rewanż. O tej porze roku  plaże były prawie puste. Gdzieniegdzie spacerowali ludzie z psami, lub zakochani trzymający się za ręce. To na nich najdłużej skupiała swoje spojrzenie, by za chwilę uciec nim, jakby bała się, że zostanie przyłapana.
Usiadła na ciepłym piasku, zmęczona długim spacerem. Wyprostowała nogi, odchylając głowę do tyłu pozwalając by słońce otuliło jej twarz ciepłymi promieniami. Ostatnio nie czuła się najlepiej, ciężka atmosfera panująca pomiędzy nimi dawała jej się w kość. Powietrze było tak gęste, że można było je kroić nożem, i to nie koniecznie naostrzonym..
Wiktor chodził wściekły, mimo że bardzo starał się zachować spokój, Martyny nie oszukał. Każda ich rozmowa kończyła się kłótnią i trzaskaniem drzwiami. Zwykle przez Martynę. W końcu przestali się spotykać poza pracą. Skończyła odwiedzać Tomka dzień po tym, jak został wybudzony ze śpiączki. Czuł się dobrze, niebezpieczeństwo minęło, więc nie widziała sensu by przeciągać to dłużej, tym bardziej że był powodem ciągłych kłótni z Wiktorem. W jej głowie też namieszał, i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zrobił to specjalnie. Wykorzystywał ją celowo, aby pokazać swojej narzeczonej jakim dobrym jest człowiekiem. Grał nieszczęśliwego, poszkodowanego przez los człowieka, żeby w oczach Karoliny zyskać więcej. Ich przypadkowe spotkanie sprowokowało go do tego działania, po tym jak dziewczyna zerwała oświadczyny z nieznanych Martynie powodów. Pojawiła się w złym miejscu i złym czasie, ale Kubicka szybko odnalazła w tym wszystkim duży plus. Nie musi się czuć odpowiedzialna za niego, ani wdzięczna. Rozdział zamknięty, teraz idzie dalej.  Czy żałowała? Nie. Żal jej było człowieka sprzed kilku lat. Zakochanego, gotowego pójść za nią w ogień, którego uczuć nie mogła odwzajemnić, zrywając zaręczyny. Natomiast teraz poczuła ulgę.  Był dla niej ważny kiedyś teraz natomiast po prostu był..
Uśmiechnęła się do tej myśli. Kilka dni samotności dobrze jej zrobiło, zostawiła w Warszawie wszystkie problemy, i mogła po prostu się zrelaksować, poukładać wszystko w głowie, przemyśleć..
A teraz była gotowa by wrócić, stanąć  na przeciw Wiktora i wyjaśnić mu wszystko, czego nie była w stanie opowiedzieć wcześniej, zamykając się w swojej skorupie.
Wstała z piasku otrzepując spodnie, i ruszyła w stronę wydm. Musiała zdążyć na ostatni pociąg do Warszawy, żeby zdążyć porozmawiać z Wiktorem. Chciała kuć żelazo, póki gorące.
Trasa z Gdańska do Warszawy trwała cztery godziny. Później jeszcze godzina przedzierania się przez miejskie korki, i wysiadła na znanym jej przystanku przed stacją. Ciagnęła za sobą niewielką walizkę, w której spakowała wszystkie rzeczy. Plastikowe kółka rozbrzmiewały na podjeździe dla karetek. Rozejrzała się w około, Wiktor musiał być na akcji. Usiadła na ławeczce przed stacją, owijając się szczelniej długim swetrem w kolorze zgniłej zieleni. Majowe wieczory potrafiły być jeszcze naprawdę zimne, mimo wysokich temperatur w dzień.
Wyjęła z torebki książkę, której nie zdążyła dokończyć w pociągu, i zaczytała się w zawartości. Nagły hałas wyrwał ją z zamyślenia, zerknęła w stronę, z której pochodził. Jedna z karetek zaparkowała, a dwójka roześmianych ratowników kierowała się w jej stronę.
- Jak tam urlop? – Renata, rudowłosa piękność o zielonych oczach radośnie zawołała w jej stronę. – pogoda dopisała?
- Było cudownie. Dzięki jeszcze raz że wzięłaś za mnie dyżury.. – wstała, żeby przywitać koleżankę.
- No ładnie.. czyli dziewczyna szefa może więcej niż zwykli śmiertelnicy? – Kędzior udał oburzonego na co Martyna natychmiast spoważniała.
- o tym przekonamy się jak szef wróci.. – jęknęła, ale zaraz na powrót przybrała wesoły wyraz twarzy – nic nie wiedział o zamianie dyżurów.
- Nieźle.. – skomentował, skanując ją od stóp do głów  - to już rozumiem jego wściekłość!
- wściekłość? – powtórzyła, czując jak świat zaczyna wirować, nie chcąc wzbudzać zamieszania, usiadła na ławce, walcząc że swoim organizmem.
- Wszystko w porządku Martyna? – Renata spojrzała na nią fachowym okiem – zbladłaś dziewczyno..
 
- Chyba nie wystraszyłaś się Wiktora? – parsknął śmiechem Kędzior.
- Jest dobrze.. tylko jeszcze nie zdążyłam dzisiaj nic zjeść.. – skłamała, nie chcąc zwracać na siebie czyjejś uwagi. – zaraz to nadrobię.
- trzymaj – mężczyzna wyjął z kamizelki batona proteinowego, którego zawsze trzymał na wszelki wypadek. – trochę ci pomoże.
- dzięki – uśmiechnęła się, przejmując baton od kolegi. Otworzyła go na prędzej, skupiając się na konsumpcji. Ratownicy zniknęli w stacji. A Martyna powoli czuła, jak organizm się uspokaja, i wszystko wraca do normy. To już któryś raz, kiedy źle się poczuła, miała zrobić badania ale ciągle odwlekała je na kiedy indziej, w nadziei, że minie bezpowrotnie.
Kolejna karetka wtoczyła się na podjazd, odetchnęła głęboko widząc numer z boku. „ Teraz mi się dostanie..” pomyślała, kiedy zobaczyła jak lekarz wyskakuje z karetki. Szybko skierował się w jej stronę, przytrzymując radiostację w prawej kieszeni spodni, aby nie upadła na ziemię.
- Martyna.. – objął ją mocno ramionami, przejeżdżając dłonią po włosach. Po czym odsunął od siebie, mierząc wściekłym spojrzeniem – Gdzieś Ty była dziewczyno?! Co się z Tobą działo?!
- Przepraszam, chciałam odciąć się od tego wszystkiego, pomyśleć.. – wzruszyła ramionami, spoglądając na niego nie pewnie.
- Wiesz, jak się martwiłem? Od czego chciałaś się odciąć.. ode mnie? – zmarszczył czoło, wlepiając w nią wzrok, ale przecząco potrząsnęła głową.
- porozmawiamy jak skończysz dyżur. – uśmiechnęła się spokojnie, chcąc upewnić go że wszystko jest w porządku. Obserwował ją chwilę, w końcu złapał za dłoń i poprowadził do swojego gabinetu. – Nie musisz mnie pilnować, nie ucieknę.
- Cieszę się że jesteś cała – rozpiął polarz wieszając przez oparcie krzesła, na które usiadł. – ale jednocześnie jestem wściekły na Ciebie.
- Wiem.  Masz do tego prawo.. ale jestem gotowa by porozmawiać  wszystko Ci powiedzieć, cała prawdę.
- całą? – uniósł brwi, upewniając się że dobrze usłyszał.
- tak, bez niedomówień. Potrzebowałam na to tych kilku dni.. żebym najpierw sama musiała poukładać to wszystko w swojej głowie. – usiadła na biurku, na przeciw niego, patrzyła w jego oczy z uczuciem, jakiego brakowało mu ostatnie tygodnie. Miał ochotę przyciągnąć ją do siebie. Pocałować, przytulić i nie wypuszczać, ale postanowił poczekać z tym wszystkim, nie wiedząc co go czeka za chwilę.
 
 
 
- To tyle? – przyglądał jej się podejrzliwie. Skinęła głową na zgodę, wzruszając ramionami.
- Spodziewałeś się czegoś innego, prawda? Myślałeś że mogłabym.. – to słowo nie chciało przejść jej przez gardło – że mogłabym być aż tak głupia? Kocham Cię Wiktor, i nigdy nie robię nic przeciwko Tobie.
- Wyglądało to wszystko zdecydowanie inaczej.. – upił herbatę, która zdążyła wystygnąć, nie spuszczając jej z oczu.
- Wiem, dlatego rozumiem to, jak mogłeś się czuć.. – mur, który regularnie budowali ostatnimi czasy , jakby teraz runął. Czuła to, dlatego usiadła na jego kolanach, jak robila to do tej pory. – Muszę tylko wiedzieć, czy jesteś w stanie zapomnieć o tym wszystkim? Wybaczyć mi?
- Ufam Ci Martyna.. – przybliżył usta do jej ucha, poczuła jak dreszcze rozchodzą się po jej ciele- przepraszam, że zwątpiłem..
- przepraszam, że dałam ci powody do tego.. – obróciła głowę w jego stronę, chcąc widzieć wyraz jego twarzy. Był spokojny, w końcu wszystko między nimi było jasne. Żałował, że musiało minąć tyle dni, nieprzespanych nocy i nerwów.. zanim doszli do porozumienia. Jednocześnie cieszył się, że znów ją odzyskał. Widział to, że nareszcie wróciła jego kobieta. W tym jak się zachowywała, jak patrzyła..  tego wzroku brakowało mu najbardziej. Pełnego miłości, i pożądania jednocześnie. – To zabawne..
- co takiego? – popatrzył zaskoczony na nią, unosząc jedną brew do góry. Lubiła kiedy to robił, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Niby ciągle byłam obok Ciebie ostatnie tygodnie.. a nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam za Tobą – uśmiechnęła się szeroko, zarzucając ręce na jego szyję. Uśmiechnął się szeroko, przytakując w głębi duszy.
- Byłaś obok, a miałaś być ze mną.. – uniósł zabawnie brwi do góry. Próbując ją pocałować, odsunęła głowę do tyłu. – no chyba mi wolno..
- niewiem.. pogodziłam się z moim facetem.. ale nadal nie dostałam bury od szefa – zacisnęła usta, próbując powstrzymać uśmiech.
- Rozmawiałem z nim, wytłumaczyłem wszystko.. – uśmiechnął się przebiegle – i kazał przekazać, że kolejnym razem dostaniesz dyscyplinarkę.. więc ma nadzieję że więcej to się nie powtórzy!
- ah tak?
- mhmm.. – mruknął, kiedy delikatnie muskał jego szyję – musisz być teraz posłuszna..
- Nie doczekanie Twoje! – zaśmiała się, odsuwając głowę.
- No, z Twoim temperamentem wydaje się to nie możliwe..
- żałujesz? – zapytała całkiem poważnie
- absolutnie! – zdecydowanie zaprzeczył, łapiąc jej nadgarstki i przyciągając do siebie, kiedy położył się na łóżku. Oparła się dłońmi o jego torsie, świdrując wzrokiem po jego twarzy, powoli zniżała się, aż w końcu pozwoliła by delikatnie dotknął jej ust swoimi..
 
 
- Dzień dobry – uśmiechnęła się podchodząc do barku kuchennego. Obudził ją hałas wydobywający się z tej części pokoju, w którym przygotowywał poranną kawę.
- Dzień dobry – uniósł brew, z aprobatą przyglądając się jej szczuplej sylwetce, na którą narzuciła jego koszulę. – jeśli jesteś głodna to mam złą wiadomość..
- zakupy! – przyłożyła dłoń do twarzy, przypominając sobie, że lodówka świeci pustkami. – zapomniałam zrobić zakupy..
- Dlatego proponuję kawę, śniadanie na mieście i koniecznie zakupy! – zaśmiał się, stawiając przed nią kubek z parującą kawą. Sięgnął po drugi i usiadł na przeciwko. – dobrze spałaś?
- Już dawno się tak nie wyspałam – uniosła kubek do ust, zakrywając cwaniacki uśmiech. Ostatni raz tak dobrze spała kilka tygodni temu, kiedy została na noc w jego domu. Jak zresztą wszystkie noce wcześniej. Od wtedy minęło trochę czasu, a jej brakowało ramienia, w które mogła się bezpiecznie wtulić i zapomnieć o całym Bożym świecie. Upiła kilka łyków kawy i natychmiast zakryła usta ręką, czując jak zbiera ją na wymioty. Próbowała przeczekać, ale w końcu podbiegła do ubikacji, zamykając za sobą drzwi. Czuła, że jedzenie na stacji PKP to nie najlepszy pomysł, ale była tak głodna, że nie zastanawiała się długo nad świeżością produktów, z których przygotowane było chińskie danie.  Wstała z kolan, czując jak jej ciałem rządzą dreszcze.. umyła zęby, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego zapachu i otworzyła drzwi, od razu napotykając zaniepokojony wzrok Wiktora.
- Dobrze się czujesz? – w sekundzie znalazł się przy niej, uważnie obserwując jej bladą twarz.
- wiedziałam że nie powinnam jeść tego makaronu na stacji.. powinni dopisać rewolucje żołądkowe w gratisie.. – skrzywiła się myśląc o tym. Usiadła przy barku, i spojrzała na kawę. Chyba jednak dzisiejszego ranka musiała z niej zrezygnować. Odsunęła kubek od siebie, chcąc uniknąć zapachu, który dostawał się do jej nozdrzy.
- Połóż się, zrobię Ci herbatę. – Wiktor od razu zareagował. Chciała zaoponował, ale widziała że to nie ma sensu. Wróciła do łóżka, podkulając nogi wysoko, zakryła się kołdrą. Usnęła prawie natychmiast..
 
 
Kiedy się obudziła, Wiktora nie było w pobliżu. Była pewna że wrócił do domu. Leżała, bojąc się że gdy tylko się poruszy,  wroci nieprzyjemne uczucie.
- jak się czujesz? – wzdrygnęła się, słysząc nagły głos za swoją głową. Wiktor usiadł na brzegu kanapy, wbijając w nią oczekujące spojrzenie.
- chyba lepiej – uśmiechnęła się, kładąc dłoń na jego.
- Bez ściemy Martyna – upomniał ją, jak zwykle pozostając czujnym
- na razie dobrze. Reszty dowiemy się jak wstanę .. – uśmiechnęła się delikatnie.
- Może powinnaś odwiedzić lekarza? – zaproponował nie pewnie
- Mam lekarza obok siebie.. Czuję się dobrze, nic mi nie jest – podeszła do barku, siadając na wysokim krześle. – która godzina?
- Dochodzi południe – zerknął na zegarek. – zrobiłem ci zakupy.
- dziękuję, ale ogarnęłabym to później sama..
- raczej wątpię. Coś Ty jadła ostatnie czasy? – popatrzył surowo w jej stronę. Wzruszyła ramionami.
- gotowce  uśmiechnęła się słodko, chcąc go udobruchać- zrobisz mi kawki?
- Jak zjesz normalne śniadanie. – postawił przed nią kolorowy talerz. Ser, sałata, pomidory.. wszystko to, co jadła co ranek. Uśmiechnęła się, bez słowa zabierając do jedzenia. Usiadł z drugiej strony, przeglądając coś w internecie. Zerkał co jakiś czas, upewniając się że je. W końcu odłożyła talerz na bok, był prawie pusty.
- Mogę tak codziennie? – przeciągnęła się leniwie, wstając z miejsca. Opłukała talerz pod wodą, odstawiając na suszarkę. Pstryknęła czajnik, który zaczął gotować wodę.
- To musisz ze mną zamieszkać – odpowiedział, nie odrywając wzroku od ekranu komputera.
- Co? – zaśmiała się nerwowo. Miałaby zamieszkać z Wiktorem? Założyła dłonie na jego szyi, spoglądając na monitor. Jak zwykle czytał jakieś medyczne wypracowania. Łapiąc dłoń, obrócił głowę w jej stronę.
- Mówię poważnie. Wprowadź się do mnie – wyczekując patrzył jej w oczy. Nagła propozycja Wiktora wydawała jej się niedorzeczna. Miałaby mieszkać z jego rodziną? Co prawda czuła się tam swobodnie, ale..
- A co na to Twoja rodzina? – uniosła brwi pytająco, robiąc trąbkę z ust.
- Ty również do niej należysz kochanie – odpowiedział spokojnie. Podobało jej się to, jak ją nazwał. Raczej rzadko używał podobnych rzeczowników. Zwykle zdrabniał jej imię, ale taka forma bardzo przypadła jej do gustu. Nawet chwilę myślała, czy nie zrobił tego umyślnie, chcąc skierować jej myśli w inna stronę, aby bezwiednie mu przytaknęła.  – więc?
- To chyba nie najlepszy pomysł.. Nie wiem, nie czułabym się komfortowo. – pogłaskała dłonią jego policzek, całując mocno, po czym odsunęła się, aby zaparzyć kawę.
- Dlaczego nie? Znasz Zośkę i mojego ojca, dobrze się dogadujecie.. często zostajesz na noc, to prawie jakbyś mieszkała - zamknął komputer, przyglądając się jej intensywnie. Mimo, że nie zwracała na to uwagi, czuła jego wzrok na sobie..
- To nie to samo, Wiktor. – usiadła obok niego, stawiając kubek na blacie. „ Drugie podejście" pomyślała, podnosząc kubek do ust. Upiła delikatny łyk kawy, modląc się, by tym razem nie doszło do mdłości bo Wiktor, który intensywnie się w nią wpatrywał, na pewno tym razem kazałby jej iść do lekarza. O dziwo nie poczuła nic, poza pysznym smakiem kawy. - Rozmawiałeś z nimi o tym?
- Nie muszę. Ale jeśli chcesz możemy dziś przy obiedzie poruszyć ten temat.
- przy obiedzie? – powtórzyła bezwiednie, nie pamiętając by mieli dziś jesc obiad razem.
 
- Mam dla was wiadomość – Wiktor wytarł usta, obejmując Martynę ręką. Pan Andrzej i Zosia skupili na nich swoje spojrzenia. – Zaproponowałem Martynie, żeby się do nas wprowadziła.
- Nareszcie! – Zosia jak zwykle przyjęła tę wiadomość z entuzjazmem – chociaż spodziewałam się raczej..
- Zosia. – upomniał ją surowo Wiktor, wiedząc co ma na myśli. Córka od dawna zagadywała kiedy w końcu się oświadczy, miał takie plany ale jeszcze nie teraz..
- to kiedy się wprowadzasz? – wbiła radosne spojrzenie w Martynę, która tylko uśmiechała się skromnie.
- a Ty tato, co o tym sądzisz? – Wiktor zadał to pytanie specjalnie, chcąc by Martyna znała zdanie wszystkich domowników.
- Cieszę się synu, że w końcu do tego dojrzeliście. W końcu częściej będziemy się widywać.. – uśmiechnął się wesoło, potwierdzając słowa Zośki.
- Decyzja jeszcze nie została podjęta..  – smutno uśmiechnął się, patrząc jej głęboko w oczy. Zagryzła nerwowo usta, nad czymś się zastanawiając. Czuła jak wszyscy wyczekują jej odpowiedzi. Szybko rozważyła wszystkie „za i przeciw", dochodząc do jedynego, słusznego wniosku.
- zgadzam się – wygięła usta w szczerym uśmiechu. Na co wszyscy odetchnęli z ulgą. Wiktor nachylił się do jej ucha.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę.. – szepnął zadowolony, a po jej ciele natychmiast rozeszły się dreszcze. Nie zwracając uwagi na innych, złapała dłonią jego brodę, całując krótko ale namiętnie.
 
 
- Doktor jakoś złagodniał nam ostatnio..- Piotrek zerknął w stronę Banacha, który natychmiast wskazał głową na szybę
- Patrz na drogę Piotr.
- Ciekawe, kogo to sprawka, co Milenka? – zerknął we wsteczne lusterko, a sam Banach zainteresowany jej reakcją odwrócił głowę do tyłu.
- Wiadomo.. miłość czyni cuda! – zaśmiała się, wychylając głowę, przez małe okienko łaczące poszczególne części karetki.
- A wy niby macie pojęcie w tej materii? – popatrzył na obojga.
- Ja tam nie.. ale Milenka chyba  co nie co może powiedzieć, prawda? – Piotr jak zwykle szukał pretekstu, żeby dopiec ratowniczce. Od kiedy dotarło do niej, że na stacji są wszyscy równi, łatwiej było się jej dogadać z współpracownikami.
- Mogę zrobić ci krótkie szkolenie Piotruś..- zrobiła słodką minkę, a Strzelecki natychmiast pokiwał twierdząco głową.
- Byle w praktyce. Nie lubię teorii..
- oj dzieciaki.. – jęknął Wiktor, zażenowany rozmową, udając że przegląda papiery.
- Niech doktor nie udaje takiego skromnego.. Panu też mogę udzielić kilka rad – zaśmiała się. Obrócił głowę w jej stronę, unosząc pytająco brew.
- To ciekawe.. – skomentował, wracając do udawnego zajęcia. – Pasy zapnij.
 
 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top