Pozycja 8 - Eichen
„Dla niektórych większym wstydem jest bycie oszukiwanym niż oszukiwać"
Odpowiedzi podane na tacy
Robiło mi się niedobrze z przejęcia, kiedy nauczycielka trygonometrii rozdawała arkusze sprawdzające. Nie wiedziałam, że na dziś zaplanowany był sprawdzian, a wszyscy inni nie wyglądali na zaskoczonych. W panice kartkowałam swój zeszyt, by pochłonąć ostatnie informacje. Nie potrafiłam jednak wiele zapamiętać, bo tekst mieszał mi się przed oczami.
Nigdy nie przyszłam na żaden sprawdzian nieprzygotowana. Prowadziłam notes, w którym zapisywałam wszystkie ważne daty i notatki, ale od jakiegoś czasu to zaniedbywałam. Przyzwyczajona do planowania, nagle nie potrafiłam się ogarnąć, kiedy wszystko wydawało się tak chaotyczne i niepoukładane.
Teraz wisiała nade mną wizja pisania czegoś, na co nie byłam gotowa. Nie byłam mistrzynią trygonometrii, kompletnie mnie nie interesowała, ale zawsze dobrze mi szło. Należałam do grona uczniów, którzy byli dobrzy ze wszystkiego. Wiedza wchodziła mi do głowy i już tam zostawała. Może właśnie dlatego łatwiej było mi pogodzić taniec ze szkołą. Wiedziałam, że gdybym dostawała gorsze oceny, nie mogłabym jeździć do Chicago, bo nauka zajmowałaby mi o wiele więcej czasu.
Kartka ze sprawdzianem wylądowała też na mojej ławce, więc podziękowałam nauczycielce i od razu chwyciłam za ołówek. Przeczytałam pierwsze polecenie, ale kompletnie go nie zrozumiałam, więc poszłam do następnego. Sytuacja powtarzała się ze wszystkimi zadaniami, co jeszcze bardziej mnie stresowało.
Nie mogłam zawalić tego testu. Nigdy nie poprawiałam ocen, bo nie mogłam zostawać po lekcjach. Gdybym dostała B lub C, byłoby mi wszystko jedno, jednak byłam pewna, że nie miałam na co liczyć. Polecenia wcale nie wydawałyby się trudne, gdybym wcześniej przysiadła i przynajmniej raz przeczytała temat. Niestety wszystko okazało się bardziej zajmujące od szkoły.
Nie wiedziałam, co robić. Istniała możliwość, bym oddała pustą kartkę, ale to nawet nie przeszło mi przez myśl. Miałam niewiele procent szans, by wystrzelać prawidłowe odpowiedzi i właściwie jedyną opcją było ściąganie. Ale ja nigdy w życiu tego nie robiłam. Lucy była mistrzynią w spisywaniu odpowiedzi. Sarah zawsze ją za to potępiała, ale nie dało się zaprzeczyć, że jej zazdrościła. Luce chowała ściągi w różnych miejscach – czasem w staniku, czasem na tarczy zegarka, na ołówku lub paznokciach. Kiedy spisywała odpowiedzi od kogoś, zawsze robiła to tak umiejętnie, że nikt się nie zorientował.
Za ściąganie mogłam trafić do kozy, jednak mimo wszystko musiałam spróbować. Przez całą godzinę lekcyjną próbowałam zaglądać przez ramię koleżanki, która siedziała przede mną, a przy okazji sprawdzałam też wyniki w Internecie, posługując się telefonem schowanym w piórniku. Nie byłam w stanie spisać wszystkich zadań, bo nauczycielka wkrótce zaczęła krążyć po klasie, ale i tak mi się upiekło.
Gdy wyszłam z klasy, odetchnęłam z ulgą. Nie miałam pojęcia, ile uzbieram punktów, ale cieszyłam się, że nikt mnie nie przyłapał. Miałam nadzieję, że nauczycielka się nie połapała, bo jeśli tak... już było po mnie. Piątkowy ranek zaczął się wręcz fantastycznie i już miałam wszystkiego dość.
Szłam na angielski, kiedy natknęłam się na korytarzu na Archera. Chłopak czytał akurat jakąś grubą księgę, a z racji tego, że i tak mieliśmy razem lekcje, postanowiłam się przywitać. Nim to jednak zrobiłam, zauważyłam, że dziewczyna, która siedziała obok chłopaka, wpatrywała się w niego takim maślanym wzrokiem, który sprawił, iż postanowiłam jej tego nie przerywać.
Miałam wejść do klasy, gdy jednak usłyszałam wołanie Archera.
— Hej, Eichen, zaczekaj! — rzucił, a potem pośpiesznie wrzucił książkę do plecaka i podbiegł do mnie. — Co u ciebie?
— Wszystko w porządku — odparłam. — Znasz dziewczynę, która siedziała obok ciebie?
— Hm? — Odwrócił się przez ramię, patrząc tam, gdzie przed chwilą był, jednak ławka była pusta. — Najwyraźniej nie miałem okazji poznać. Dlaczego pytasz?
— To nieistotne.
— Słuchaj... umawialiśmy się do tej kawiarenki — położył dłoń na szyi, uśmiechając się lekko — więc może zabierzemy się do niej moim samochodem?
Skinęłam głową, a on jeszcze raz się uśmiechnął, po czym mrugnął do mnie i poszedł zająć swoje miejsce po drugiej stronie klasy. Zawiesiłam na nim wzrok, wyciągając z plecaka swoje rzeczy. Włosy Archera wyglądały tak, jakby układał je u najlepszego fryzjera w mieście, kołnierzyk jego koszuli wystawał lekko ponad sweter, a buty błyszczały. Archer Shaw sprawiał wrażenie idealnego i nawet jeśli tego nie chciałam, kojarzył mi się z Sarah. Zabawne było jednak, że chyba nie pałali do siebie uczuciem.
Do sali weszła Luce, energicznie odsuwając swoje rude włosy za ucho. Kiedy mnie zobaczyła, pomachała do mnie, a potem od razu zajęła miejsce przede mną.
— Jak dobrze, że wreszcie cię widzę — rzuciła na powitanie, wzdychając ciężko. — Nie mogłam już wytrzymać z tą moją pieprzniętą siostrą.
— Co tym razem zrobiła? — spytałam znudzona, opierając łokcie na ławce.
— Ty doskonale o tym wiesz. Ciągle trajkocze o tym, jak potraktował ją ten twój nowy partner. Twierdzi, że skoro to ona znalazła ci kogoś do tańca, ma prawo brać udział w przygotowaniach i je nadzorować.
— Słucham?
— To jej słowa, Eichen. A do tego zaczęła odkopywać jakieś stare brudy na temat Archera. — Dziewczyna zerknęła na chłopaka, ale on nie zwracał na nas uwagi. — Podobno to niezły dupek. I w dodatku straszny arogant.
— Póki co tego nie zauważyłam. Ostatnio spławił Sarah i dostał ode mnie punkt.
— Może po prostu wpadłaś mu w oko. Na wszelki wypadek radzę ci zachować ostrożność. — Ściszyła głos. — Jeśli Sarah odbije, będzie mieć kolejnego haka. A poza tym jest jeszcze Roscoe. Rozmawiałaś z nim o Archerze?
— Nie, jeszcze nie miałam okazji opowiedzieć mu o wszystkim. Chciałam dziś się z nim spotkać, ale umówiłam się z Archerem na kawę po szkole, chcemy wszystko omówić i trochę lepiej się poznać.
— W porządku. Ale powiedz Roscoe, póki nie zrobi tego Sarah — zastrzegła.
— Myślisz, że by to zrobiła? Przecież uwierzyła, że nie mam z nim kontaktu.
— Sarah jest sprytniejsza, niż myślimy. I pójdzie po celu po trupach.
Luce miała niestety rację.
~*~*~
Nie znałam się na samochodach, ale Volvo Archera wyglądało na zupełnie nowe i naprawdę luksusowe. W dodatku matowa czerń przyciągała wzrok. Kiedy chłopak otworzył przede mną drzwiczki, zapraszając mnie do środka, na moje usta wpłynął nieśmiały uśmiech. Gdy wsiadłam do środka, próbowałam udawać, że nie byłam specjalnie zaskoczona wnętrzem auta, ale... byłam i to bardzo. Beżowe, skórzane siedzenia były niesamowicie wygodne, w kokpicie znajdował się ekran, a kiedy Archer zajął siedzenie kierowcy, nasze fotele podświetliły się na czarno.
Chłopak złapał za kierownicę i kilkoma przyciskami na niej umieszczonymi sprawił, że z radia zaczęła lecieć jakaś popowa piosenka. Spojrzałam na Archera, a ten uśmiechnął się do mnie szeroko. Zdawało mi się, że chciał mi zaimponować i właściwie mu się to udało. Nie byłam nauczona do takich luksusowych samochodów, ale ten wywarł na mnie wrażenie.
— Znasz kawiarenkę na rogu dwudziestej pierwszej i Polk? — Skinęłam głową. — Co powiesz, żebyśmy się tam wybrali? Nigdy w niej nie byłem, ale słyszałem same dobre opinie.
— Zdaj się na mnie, byłam tam z dziewczynami, jest naprawdę świetna.
Archer mrugnął, a potem wcisnął przycisk zapalający silnik i od razu ruszył w drogę. Jechaliśmy szybko, ale przepisowo. Właściwie w takim samochodzie nie czuło się nawet, że prędkość się zwiększała.
Na ulicach Gary naprawdę rzadko doświadczało się widoków droższych samochodów i willi. Większość budynków należała do starych zabudowań, a auta były rozklekotane i zardzewiałe. Miasto było po prostu biedne, dlatego mieszkańcy w dużej mierze pracowali w Chicago.
— Jesteś stąd? — zapytałam w końcu, jednym uchem przysłuchując się grającej muzyce.
— Mieszkam w tej norze od czterech lat. — Odchrząknął. — Bez obrazy, oczywiście. Przyjechałem z Columbus, bo rodzice mają firmę i otwierają nowe filie. Zaraz i tak wyprowadzę się do Illinois.
— Ciebie też ciągnie do Wietrznego Miasta?
— Do Ohio już nie wrócę, bo poza kościołami to w Columbus wiele nie zobaczysz — wyjaśnił, a potem prychnął. — Chicago jest pewnego rodzaju sposobem na jakieś wybicie się. I stamtąd zawsze bliżej do Kalifornii.
— Chcesz wyjechać na zachodnie wybrzeże?
— Mhm — mruknął. — Chciałbym kiedyś mieszkać w słonecznym LA i założyć własną akademię tańca. A jeśli nie, to wynajmę studio w Chicago i tam będę układał choreografie. Może coś ze mnie będzie.
— Pójdziesz na studia?
— Ekonomiczne.
Gwizdnęłam z uznaniem. Archer opowiadał o swoich planach w taki sposób, że wręcz chciałam go słuchać i dowiadywać się o nim nowych rzeczy. To był dobry początek znajomości i cieszyłam się, że odnajdujemy jakiś wspólny temat.
Chłopak zaparkował Volvo pod kawiarenką. Kiedy wreszcie wybraliśmy jeden ze stolików przy samym oknie i złożyliśmy zamówienie na dwie latte, usiedliśmy, szykując się do rozmowy. Już miałam zacząć mówić, kiedy nagle usłyszałam deszcz, głośno uderzający o szybę, przy której siedziałam. Wielka, ciemna chmura przysłoniła niebo i w niecałą sekundę kompletnie się rozpadało. Przez chwilę patrzyłam, jak krople spływają po karoserii samochodu Archera, ale potem wreszcie odwróciłam wzrok.
— Właściwie nie lubię Sarah, ale jestem wdzięczny, że nas ze sobą poznała. Pewnie raczej... nie mielibyśmy okazji porozmawiać.
— Kto wie? Może wpadlibyśmy na siebie na korytarzu?
— Upuściłabyś swoje książki, a ja pomógłbym ci je zbierać? — zaśmiał się serdecznie. —Brzmi jak film.
— Albo książka. — Wzruszyłam ramionami. — Sarah ma nosa do ludzi. I w głębi serca może jest dobrą dziewczyną, ale... W ciągu ostatnich miesięcy wiele się między nami zmieniło.
— Ludzie się zmieniają — przyznał, a kiedy kelnerka przyniosła nasze kawy, uśmiechnął się do kobiety. — No i nie zawsze są tymi, za których się podają.
Dość szybko zmieniliśmy temat, nie chcąc więcej rozmawiać o Sarah. Zamiast tego przez następną godzinę gadaliśmy o różnych głupotach, tańcu i piosenkach, które podobały nam się na tyle, że moglibyśmy do nich zatańczyć. Gdy w końcu zaczęliśmy się zbierać, a Archer zaproponował mi podwózkę, zaprosiłam go do Artem, by tam odbywać treningi.
Czułam, że to będzie dobra olimpiada.
~*~*~
Cieszyłam się, że wreszcie miałam naprawdę wolny wieczór. Leżałam na łóżku, czytając jedną ze swoich ulubionych książek i czekając, aż Roscoe odpisze. Chciałam trochę z nim porozmawiać, bo w końcu nie dałam rady się z nim spotkać, ale on nie odpowiadał. Na mój poprzedni SMS odpisał jakiś czas później, ale teraz milczał.
Od czasu do czasu wymieniałam się wiadomościami z Luce, która tylko narzekała na swoją siostrę. Podobno była coraz bardziej nieznośna i Lucy nie potrafiła już z nią wytrzymać. Chciałam nawet zaproponować jej, by przyszła do mnie na noc, ale wolałam iść spać nieco wcześniej.
Wzięłam prysznic, książka i tak mnie usypiała, a telefon w końcu przestał wydawać jakiekolwiek dźwięki. Ten tydzień był naprawdę ciężki. Raczej w pozytywnym sensie, ale jednak. Potrzebowałam wypoczynku.
Poprawiłam poduszkę i, leżąc na wznak, uniosłam rękę, przyglądając się bransoletce na swojej dłoni. Nadal nie mogłam oderwać od niej wzroku, bo ilekroć przypominałam sobie, że dostałam ją od chłopaka, w którym się zakochałam, moje serce gubiło parę uderzeń. Z uśmiechem odwróciłam się na lewy bok. Zastanawiałam się, czy dziś znowu przyśni mi się Ross. Ostatnio często mi się śnił.
Zamknęłam oczy, ale wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Chciałam udawać, że śpię, ale wiedziałam, że to nie przejdzie, więc odwróciłam się tak, by widzieć, kto wchodził. W progu stanęła mama, a ja dałabym głowę, że uśmiechnęła się lekko.
— Rozmawiałam z tatą, mam jutro wolne, a on nie ma zbyt wielu obowiązków i pomyśleliśmy, że moglibyśmy się gdzieś wybrać.
— Gdzie? — zapytałam, siadając na łóżku.
— Może Orland Park? To ładne miasto pod Chicago. Co ty na to?
Może mogłam zaprzeczyć, ale rodzice ostatnio naprawdę nalegali, bym spędzała z nimi więcej czasu, więc po prostu pokiwałam głową.
— Rano przygotujemy się i pojedziemy. A teraz idź już spać — powiedziała spokojnym głosem mama, a potem zamknęła za sobą drzwi.
Po raz ostatni chwyciłam w dłoń telefon, ale widząc, że Ross dalej milczał, wyciszyłam urządzenie i odłożyłam je na szafkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top