Pozycja 10 - Eichen

„Nic tak nie leczy, jak dotyk drugiego człowieka" 

Pikantne wyznania

     Z każdą godziną obraz sytuacji stawał się coraz jaśniejszy. I nie tylko to, stawał się też wyraźniejszy i bardziej prawdopodobny, co sprawiało, że czułam niepokój. Ilekroć pomyślałam o tym, co zaszło w mieszkaniu Roscoe, na swoich policzkach czułam ogromne ciepło. To wszystko wydawało mi się nierealne, jednak doskonale wiedziałam, że to nie był tylko jakiś sen i usta chłopaka naprawdę błądziły po moim ciele.

     Nigdy nie posunęliśmy się tak daleko. Zawsze coś nam przeszkadzało – właściwie tak, jak tym razem – i zawsze myślałam, że na razie nie będziemy prosić się o więcej. Zwykłe pocałunki wystarczały, ale teraz widziałam, że nie jemu. Nigdy nie widziałam Roscoe w takim... hm, stanie. Jego oczy błyszczały dziwnie, miał urywany oddech i po raz pierwszy musiałam stwierdzić, że był podniecony. A chociaż to nie potrafiło przejść mi przez gardło – ja też byłam.

     Pozwoliłam mu na ściągnięcie swojej koszulki, później nawet stanika i kompletnie zatraciłam się w uczuciu, jakie tworzyły jego usta na moich piersiach. Mój Boże, znowu to robiłam, znowu robiło mi się cieplej! I wczoraj czułam się podobnie, tylko to wszystko było tak wyraźne, silne. I gdyby nie telefon jego mamy, który mnie otrzeźwił, nie wiem, co mogłoby się stać.

     Nie byłam gotowa na pierwszy raz. Nie wiedziałam, jak wielką wagę do tego przywiązywałam, ale nie byłam w stanie oddać mu się w całości. Nie i koniec. Znałam go krótko, a tak naprawdę blokował mnie też fakt, że był moim nauczycielem. Nie mogłam się z nim przespać, póki wciąż mnie uczył. Wiedziałam, że miał swoje potrzeby, ale z czegoś takiego nie dało się już wyplątać. Seks oznaczał dla nas możliwy koniec.

     Wiedziałam, że krótka przerwa nie zrobiła na chłopaku wrażenia, ale do mnie dotarło wtedy, że leżałam pod nim półnaga i strasznie się zawstydziłam. Nie pomyślałabym nawet, że byłam w stanie jakkolwiek ściągnąć przy nim któryś kawałek ubrania, a tu proszę! Miałam swoje wady i czasem narzekałam na swoje ciało. Byłam wysportowana i raczej się go nie wstydziłam, ale co innego, jeśli jest się z kimś w obcisłej koszulce, a co innego, kiedy nie ma nic. Poczułam się skrępowana, trochę zaniepokojona.

     Nie chodziło o to, że było mi źle i mu nie ufałam. Nie, nie miałam ku temu podstaw. Jednak to nie był ten odpowiedni moment, bym czuła się śmiało z faktem, że chłopak dotykał moich piersi i widział mnie w tym stanie. Widziałam jego wzrok i wiedziałam, że mu się podobałam, ale... ogarnął mnie taki wstyd.

     Przecież Ross mógł mieć każdą! A przynajmniej inną, lepszą dziewczynę, która była doświadczona i z którą bezpiecznie mógł się przespać, bo nie groziło mu więzienie. Inne miały lepsze kształty, wiedziały, co robić, a ja? To z nim całowałam się po raz pierwszy, z nim prawie poszłam do łóżka. Nie miałam pojęcia, czy powinnam była go dotknąć, powiedzieć coś, kompletnie nic!

     Istniało prawdopodobieństwo, że wcale nie doszłoby do seksu, a nawet gdyby... Co, jeśli Ross nie miałby prezerwatyw? Trochę panikowałam, ale chodziłam na przymusowe lekcje wychowania do życia w rodzinie i wiedziałam, że jedna gumka mogła nie sprawić, że byłam bezpieczna. Mogłam zajść w ciążę, a gdyby tak się stało? Gdybym miała dziecko z własnym nauczycielem?

     Zrobiło mi się słabo. Mogłam mieć tylko nadzieję, że Ross nie zrobiłby nic wbrew mojej woli. A póki co, nawet jeśli bardzo chciał się ze mną przespać, nie mogłam do tego dopuścić. Nagle sprawą drugorzędną stało się nasze uczucie. Nie powiedzieliśmy sobie "kocham", nie składaliśmy żadnych obietnic, po prostu próbowaliśmy być ze sobą w trochę inny sposób. Nie wymagałam od niego, by wyznał mi cokolwiek, ja też nie zamierzałam jeszcze tego robić, ale... W pewien sposób chciałam wiedzieć, jakie ma względem mnie zamiary. Nie chciałam czuć się wykorzystana, nawet jeśli on nie zrobiłby tego specjalnie.

     Westchnęłam, wychodząc ze swojego pokoju. Może robiłam głupotę, może nie powinnam była w ogóle rozmawiać o tym z mamą, ale miałam tylko ją. Chciałam, co prawda, zwrócić się jeszcze do Luce, by się komuś wygadać, ale to z mamą chciałam porozmawiać na temat antykoncepcji. Dość subtelnie i z ciekawości, by się nie połapała.

     Mama siedziała akurat w kuchni. Kiedy wróciłam ze szkoły – w której praktycznie nie mogłam się w ogóle skupić, no i wzięłam nawet zwolnienie z wuefu pod pretekstem miesiączki – rodzicielka była już w domu. Postanowiłam sobie, że dziś jeszcze trochę odetchnę i spędzę czas z nią, zamiast jechać do Chicago. Zawiadomiłam Tori i Veronicę, że nie będzie mnie na treningu, ale one uznały, że to nie problem, bo i tak będą raczej relacjonować wszystko Alexis, a do akademii przyjedzie brat Holly. Rozmawiałam już z Lucy i zaprosiłam ją do siebie na wieczór. A teraz... nadszedł czas na rozmowę z mamą.

     Kobieta poprawiła ciemne włosy, które wysunęły się z jej chaotycznego kucyka, gdy schyliła się nad papierami. Nie chciałam przeszkadzać jej w pracy, ale naprawdę musiałam podpytać ją o kilka spraw. Mogłam sprawdzić to wszystko w Internecie, ale pomyślałam, że skoro moja mama jest dość luźna w takich rozmowach – bo jest – to, dlaczego nie? Niby od niechcenia pokręciłam się po kuchni, nalewając sobie trochę soku.

— Co robisz? — zapytałam, wskakując na blat.

— Papierkowa robota, mam kilka projektów, ale każdy jest jakiś dziwny — odparła, nawet na mnie nie zerkając.

— Dziwny?

— Klientka ma naprawdę mały ogród, ale uparła się, że nad oczkiem wodnym chce mieć altankę. Masz jakiś świeży pomysł? No i co posadzić wokół niej, skoro wszystkie proponowane rośliny odrzuciła? — Złapała się za głowę, a potem odsunęła się lekko od blatu, opierając się na oparciu krzesła.

— Chodzi o zwykłą altankę? Nie może być coś, co ją przypomina?

— Teoretycznie może — westchnęła — ale najpierw muszę zrobić kilka opcji według jej prośby, potem zacznę kombinować.

— Nie wiem, czy to wyglądałoby ładnie, ale widziałam to na TLC — zaczęłam, naprawdę chcąc pomóc mamie. — Ktoś miał nad jakimś basenem podest, nad którym stały takie dziwne, wysokie pale. Był do tego przymocowany płaski daszek i nawet mi się to podobało. Tamci ludzie mieli pod tym ławę i grilla. Mamy coś podobnego w naszym zoo, pamiętasz? Tam, gdzie są te wielkie lornety, niedaleko wybiegu słoni.

     Mama zamyśliła się i przez chwilę nie wiedziałam, czy mnie zrozumiała, ale już w następnej chwili wzięła do ręki pustą kartkę, a potem zaczęła szkicować. Kiedy pokazała mi prowizoryczny rysunek, uśmiechnęłam się.

— To ma sens — stwierdziła ze śmiechem. — Zobaczymy, czy dałoby się coś takiego tam zrobić. Programy z TLC jednak inspirują, kto by pomyślał?

— Dużo ich tam ostatnio oglądałam — skłamałam, spuszczając wzrok na swoją szklankę z sokiem. — Był program o nastoletnich matkach. Ktoś mówił, że w moim wieku powinno zacząć się brać tabletki antykoncepcyjne.

— Hm?

— Może, no nie wiem, też powinnam była to robić? Na wszelki wypadek.

— Na wszelki wypadek? — Mama parsknęła śmiechem. — Mówiłaś, że nie masz chłopaka, a znam cię i raczej nie zrobisz żadnego głupstwa, prawda?

— No tak, ale... — Nie wiedziałam, jak wybrnąć. — Podobno warto brać pigułki i używać prezerwatyw. Tak sobie pomyślałam...

— Eichen? — Mama przerwała mi, odkładając na bok swoje projekty. Spojrzała na mnie poważnie, aż ugięłam się pod tym wzrokiem. — Czy między tobą i tym Roscoe coś zaszło?

— Co? Przecież mówiłam ci, że się nie spotykamy! Czy wszystko musi sprowadzać się do Rossa?! — Zirytowałam się, nawet jeśli mama miała rację.

— Oczywiście, że nie, ale to jedyny chłopak, o którym wiem. A ty wyglądałaś na zakochaną w nim, dlatego wciąż próbuję zrozumieć, co między wami jest, a czego nie ma.

— Ale ja pytam czysto teoretycznie!

— To tak nie zabrzmiało — uznała, patrząc na mnie takim wzrokiem, jakby wiedziała, że mnie przejrzała. — Oczywiście, jeśli zależy ci na tym, by brać tabletki antykoncepcyjne, mogę zapisać cię na wizytę do swojej ginekolog. Jestem w stanie to zrobić i ci pomóc, ale jeśli aktualnie nie myślisz o tym, aby uprawiać seks, to uważam, że jest to niepotrzebne.

— Dlaczego?

— Bo to jednak wpływa na organizm kobiety, skarbie. Ja wiem — machnęła ręką — masz już siedemnaście lat i myślisz o takich sprawach, to normalne i cieszę się, że o tym ze mną rozmawiasz. Po pierwsze nie krępuj się mówić mi o takich rzeczach, bo jestem w stanie jakoś ci doradzić, ale musisz też zrozumieć, że nie ze wszystkim trzeba się tak śpieszyć. Wiem, że niektóre dziewczynki mają już za sobą swój pierwszy raz, ale to nie znaczy, że ty też musisz. Ufasz temu chłopakowi?

     Otwarłam szerzej usta, a potem zeskoczyłam z blatu. Minęła chwila, nim poukładałam to sobie wszystko w głowie.

— Mówiłam ci, mamo, że ja i Ross nie... — Przerwała mi, nim dokończyłam zdanie.

— Może tak, może nie. W takim razie nie odpowiadaj na to pytanie mnie, tylko sobie. Nie podejmuj tak dużej decyzji, jeśli nadal nie jesteś pewna. Nie możesz być pod presją, to przyjdzie naturalnie, kiedy poczujesz, że ten chłopak jest odpowiedni.

— A jeśli dla mnie to się nie liczy?

— Znam cię, córciu — zaśmiała się. — Przemyśl to sobie, pamiętaj, że dla mnie to jeden telefon, ale branie tabletek to też odpowiedzialność, to nie cukierki.

— Ta rozmowa zostanie między nami, prawda? — Mama skinęła głową. — Dzięki...

     Wyszłam z kuchni, nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Nie wiedziałam, czy uzyskałam odpowiedzi na swoje pytania.

~*~*~

     Lucy miała wypieki na policzkach, kiedy mówiłam jej, co zaszło między mną a Rossem. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie piszczeć, jednak ona powstrzymywała się, po prostu szczerząc się szeroko. Nie sądziłam, że taka będzie jej reakcja. Spodziewałam się raczej czegoś w stylu zrozumienia lub słów w stylu "może powinnaś jeszcze poczekać".

— Ja swój pierwszy raz mam za sobą. — Machnęła nagle dłonią, kiedy powiedziałam jej o swoich wątpliwościach.

     Moje oczy przybrały rozmiar spodków. Kochała się? Ale z kim? Nigdy nie rozmawiałyśmy na takie tematy, jakoś nas do tego nie ciągnęło, ale nie przypuszczałam, że Lucy nie była już dziewicą. Sarah pewnie była, miała chłopaków na pęczki, ale raczej z żadnym się nie przespała. W sumie... po Luce mogłam się spodziewać, w końcu była lekkoduchem.

— Z kim, kiedy? — zapytałam, a ona mrugnęła do mnie.

— Pamiętasz chłopaka z wymiany w drugiej klasie? Max z Walii? Cóż, spodobał mi się.

— Ale dlaczego chciałaś przespać się akurat z nim?

— Był przystojny, szarmancki i mu się spodobałam. A później stwierdziłam, że chcę mieć to za sobą i chcę czuć się jak kobieta i nie martwić się, że będę bez doświadczenia. On już to robił, więc powiedział mi, co i jak. A do tego to wszystko miało jeszcze jednego plusa. On wrócił później do Wielkiej Brytanii, a ja zostałam tutaj. Seks bez zobowiązań, rozumiesz?

— Zabezpieczaliście się?

— No jasne! — Przewróciła oczami. — Nie chciałam ryzykować. I wiesz co? Było naprawdę świetnie. To znaczy, na moment trochę mnie bolało, ale później poszło jak z płatka.

— I nie wstydziłaś się tak... no wiesz, leżeć przed nim nago? — Nie wierzyłam, że o to zapytałam.

— Coś ty! — prychnęła lekceważąco. — Idealne ciała to mają tylko modelki. Zresztą, co mu zależało? Chciał się ze mną przespać, a nie malować akty!

     Zamilkłam na moment, a Luce zajęła się sobą, przeglądając coś w swojej komórce. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Mimo to byłam pewna, że dobrze zrobiłam. Ja nie byłam, jak Lu, nie potrafiłabym przespać się z Roscoe tak po prostu.

     Ale nie tylko o tym wtedy myślałam. Po głowie ciągle chodził mi ten jego pomysł z lustrzanymi odbiciami. Ross pozwolił mi udawać, że spotykam się z Archerem, by Sarah wreszcie się odczepiła. Nie wydawał się specjalnie zazdrosny, może dlatego, że mi ufał, ale ja bałam się trochę, że jeśli on też zacznie się z kimś spotykać, to wszystko się rozwali.

     Wierzyłam, że zostanie ze mną, ale byłam o niego zazdrosna. Bo końcu Ross był, jaki był. Młody, przystojny, charyzmatyczny. Czarował wszystkich osobowością i wyglądem, to było oczywiste. Nie chciałam, by kto inny położył na nim łapska, bo jednak... w pewien sposób był mój.

     Ale jego pomysł nie był taki zły. Miał rację. W lustrach niejednokrotnie widzieliśmy to, co chcieliśmy widzieć. Ja chciałam widzieć nas tam razem – trzymających się za ręce, uśmiechniętych – ale póki co musiałam myśleć też o innych, a głównie o osobie, która mogła nam zaszkodzić. Sarah nie chciała, byśmy się spotykali, a gdybym zakręciła się wokół Archera, może odpuściłaby całkowicie.

     Tylko... czy potrafiłam być taka wyrachowana? Czy potrafiłabym flirtować z Archerem i udawać, że mi się podoba? Był fajnym chłopakiem i to pewnie nie byłoby trudne, ale jednak zależało mi na Rossie. A gdybym rozkochała w sobie Archera i go zraniła? Nie chciałam tego robić.

     Kłopot leżał jednak w tym, że dość mocno zdawałam sobie sprawę z faktu, iż dla uczucia człowiek był w stanie zrobić wiele. Właśnie dlatego podjęłam decyzję.

Autor cytatu: Bobby Fisher

Dziwny temat, jak na świąteczny rozdział,  no cóż. Wybaczcie, że tak późno, zagięła mi się czasoprzestrzeń.
Wesołych świąt!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top