listopad 1940r., Warszawa
Lato przeminęło tak szybko, że zostało przez mieszkańców dawnej stolicy praktycznie niezauważone i nim minął sierpień niebo na nowo przykryły szare chmury. Liście powoli zaczęły porzucać swe pierwotne miejsce na gałęziach drzew i z pełną gracją, już nie zielone lecz musztardowo żółte lub rudawo - brązowe opadały na chodniki, tuż pod nogi spacerujących. Ponieważ nikt nie spieszył się z ich zgrabianiem, tworzyły one swoisty wielobarwny dywan, przyjemnie szeleszczący pod stopami. Jesienna aura, ku zaskoczeniu wielu ludzi, w tym roku nie przygnębiała, a raczej uspokajała - pora roku zamieniła ulice w osobliwe świątynie, skłaniające ku refleksji.
Odkąd fabryka marmolady upadła, kontakt Jadzi i Zośki stopniowo osłabiał się, aż zanikł całkowicie. Nawet gdyby faktycznie chcieli się spotkać, to nie było ku temu jakiegoś pretekstu, okazji. Początkowa tęsknota została zastąpiona przez swoistą obojętność. Wspomnienia poprzednich miesięcy nieco zblakły w pamięci dziewczyny, tak, że w tej chwili była je w stanie określić jedynie "miłymi". Tak więc Jadzia, porzuciwszy korepetycje już w czerwcu postanowiła wstąpić do tajnej szkoły pielęgniarskiej. Przed okupacją marzyła o pójściu w ślady ojca i studiach medycznych, lecz obecne warunki nie sprzyjały jej planom. Choć pan Wróblewski zapewniał córkę, że wraz z kilkoma innymi lekarzami już myślą o otwarciu wydziału medycznego, to na tę chwilę obietnice te wydały się Jadzi zamkami na piasku. W takim wypadku musiała zadowolić się szkołą, która spełniała namiastkę jej prawdziwych ambicji oraz domowym nauczaniem, na które przychodziło również kilka jej koleżanek. Dziewczyny uczyły się pilnie, namawiały wykładowców na "kilka pytań" i wchłaniały wiedzę, którą dzielił się z nimi pan Wróblewski.
Jak przy tak napiętym grafiku udawało im się znaleźć czas na choć chwilę oddechu, a co dopiero regularne w miarę spotkania w domu którejkolwiek z grona tych pracowitych dziewuch? Tego nie wiedział nikt. Ważne było jednak, że ich więzi zacieśniła wspólna sytuacja życiowa, niespełnione na razie ambicje i wielkie plany na przyszłość. Godzinami rozprawiały o tym, co zrobią, gdy wojna nareszcie się skończy. Jedne chciały zostać w Warszawie, skończyć prawdziwe studia i zdobyć posadę dyrektora jakiegoś oddziału, inne - wyjechać za granicę, bo "tam podobno są prawdziwe technologie i metody leczenia, jakich w Polsce jeszcze nie znamy". Rozmowy te zawsze kończyły wspólne westchnięcia. Bo kto wie, kiedy ta wojna się skończy? Kiedy można będzie wyjść na ulicę i nie bać się o łapanki, a także życie swoje i swoich bliskich?
Oczywiście, spotkania te nie służyły tylko temu. Dziewczyny często urządzały małe przyjęcia czy wieczorki naukowo - artystyczne, na których między jednym łykiem kawy żołędziowej a drugim tańczyły, śpiewały, śmiały się do rozpuku i odgrywały sceny w najznamienitszych dzieł światowej epiki i dramatu, recytowały wiersze i omawiały różne zagadnienia z różnych dziedzin nauk przyrodniczych...
Żadna z nich nie mogła narzekać na nudę i brak koleżanek. Wspólna pasja i wspólne doświadczenia są bowiem często najlepszym spoiwem przyjaźni.
Jadzia musiała przyznać, że jest z obecnej sytuacji zadowolona. Jednak czasami, gdy wszystko cichło, tak jak w tej chwili, gdy siedziała zamyślona przy małym stoliczku w swojej sypialni, nachodziły ją myśli mącące tę sielankę i napawające ją uczuciem specyficznego smutku, pozostawiającego niesmak na języku. Miała poczucie, że jednak w jej życiu czegoś brakuje, choć sama jeszcze nie doszła czym było to "coś". Że, choć trudno jej było to przyznać nawet przed samą sobą, miała niepohamowaną ochotę się zakochać, choć mogło to być skutkiem ostatnich rozmów z pozostałymi aspirującymi pielęgniarkami o miłostkach każdej z nich i ideale mężczyzny.
Wyprostowała się powoli w fotelu, spojrzała za okno i westchnęła bezgłośnie. Wzruszyła po chwili ramionami, postanawiając, że nie może się wszystkim aż tak bardzo przejmować. Przeciągnęła się i ponownie zabrała się za powtarzanie materiału z ostatnich wykładów.
"Wszystko w swoim czasie..."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top